czwartek, listopada 16, 2023
Paleta - LXXII - Ludwik Gędłek
To kolejne, zupełne dla mnie odkrycie. Nigdy wcześniej ani nie trafiłem na te dzieła, ani nigdy nie wykorzystałem żadnych z nich reprodukcji. Nie wiem nawet, jak Ludwik Gędłek (1847-1904) wyglądał, bo nie mogę znaleźć żadnego portretu, autoportretu czy fotografii. Kilka podstawowych informacji z życia Artysty: urodził się w Krakowie w 1847 r., tam studiował w Akademii Sztuk Pięknych, był uczniem Władysława Łuszczkiewicza (1828-1900), kontynuował edukację w Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu (Akademie der bildenden Künste Wien), gdzie ostatecznie osiadł na stałe, tam też zmarł w 1904 r.
Szukając informacji o Malarzu trafiłem na portal "Polish Art Corner. Polscy artyści na zagranicznych rynkach aukcyjnych". Nie wiem kto jest jego autorem. Kolejna niewiadoma tego odcinka? Jedno mogę napisać bez obaw: nie ceni on zbyt wysoko dzieł, jakie zostawił Ludwik Gędłek. Zaraz zacytuję kilka wypowiedzi. Mogę zrobić złą robotę? Bo miast przybliżyć to malarstwo, to przyczynię się do odstraszenia doń.
Zatem pierwsze cytowanie, do reprodukcji, która jest powyżej: "Drogo. Dobra cena do sprzedaży a zła do kupna. Szeptem mówiąc, radzę
unikać bo malarstwo Gędłka jest kiepskie a motywy bardzo powtarzają się.
Handlarz nie zarobi a kolekcjoner wstydliwie powiesi gdzieś ukradkiem.
[No ale Panie, to są konie!]. So what?". Zdanie-rada niemniej brutalne: "Przewietrzyć głowę radzę". Nie ukrywam, że jeszcze nie spotkałem się z podobnie ostrą krytyką. Ale to dopiero początek opiniowania.
Autor blogu robi porównanie z innym uczniem tzw. szkoły monachijskiej, wykazuje różnice kunszcie lub jego braku u dwóch malarzy. Ja tej analizy porównawczej tu nie będę prezentował. Podałem stronę (link), więc można samemu sprawdzić. "Zaczynam się poważnie zastanawiać skąd bierze się ten obfity wysyp prac
Ludwika Gędłka o tak różnym poziomie artystycznym malowania. To nie
był najlepszy artysta malujący konie ale czy był aż tak zły jak na
załączonych dwóch pracach? Kto naprawdę namalował te krasnoludki,
poprzebierane w stroje szlachciców, ujeżdżające rachityczne koniki? Może
to nie przypadek, że jedna z tych prac nie jest sygnowana a na drugiej
sygnatura została wydrapana?".
Nie jestem krytykiem sztuki. Pewnie, że cenię Wielkich epoki, tej miary, co J. Brandt, J, Kossak, J. Matejko czy W. Gerson. Te płótna widzę po raz pierwszy. Sam dostrzegam, że nie umywają się do Brandta, ba! chwilami mam wrażenie jakby mierny kopista wziął tegoż dzieła na swój warstat i wypacykował to i owo.
Taka opinia o obrazie, który powyżej: "Prace Gędłka umieszczone wśród prac pędzla innych uznanych polskich koniarzy prezentują się nędznie. Najwięcej mogę zarzucić jeźdźcom,
którzy wymalowani są jako krasnale a identyczne czapki na głowie dodają
im jedynie wysokości. Poza tym, każdy z wojowników nosi sumiaste wąsy i
wyglądają oni jakby pochodzili i z ubioru i z wyglądu jak od tej samej
matki. Dobrze, że konie są różnej maści. Duża praca (powyżej) zostałaby
oszacowana w Polsce powyżej 100,000 złotych ale byłby to zakup mocno
przepłacony. Wydaje mi się, że Van Ham wycenił nieźle te trzy prace.
Więcej nie warto". Bezlitośni ironizuje, kiedy przy innym obrazie pisze, że ledwo sprzedany, a już wrócił na rynek aukcyjny: "...obecny właściciel poskrobał się po głowie, pomyślał, emocje i entuzjazm
opadły i doszedł pewnie do tych samych wniosków do jakich ja kiedyś
doszedłem. Obraz mu (jej) się opatrzył, gorzko zapłakał (myślę jednak,
że to chłop bo konie to rycerski temat) nad tym co zrobił i chce teraz
odzyskać pieniądze. Niską cenę rezerwową ($5,000) w stosunku do
wysokiej ceny poprzednio sprzedanej pracy ($12,000 + ca 15%
młotkowego+ca $300 shipping = ca $14,100) sugeruje desperację
sprzedającego". To o tym dziele poniżej.
Wpływy Brandta i J. Kossaka aż nadto widoczne. Dalej czytamy m. in.: "Tak to jest z Gędłkiem; półka średnia to ceny muszą spadać. Trochę
zdrowego opamiętania przyszło. Nie każdy namalowany koń warty jest
fortunę. Do prac Gędłka trzeba zachować zimną krew i nie należy ulegać
emocjom nawet w stosunku do dużych formatowo jego prac. Są dla mnie za
bardzo statyczne, za dużo jest powtórzeń i zapożyczeń z innych jego
kompozycji".
Nie znajdziemy pozytywów w tej recenzji tego malarstwa. Dorzucam ostatni cytat: " Moim zdaniem, Gędłkowi daleko i to bardzo daleko do prac mistrzów na
jakich się wzorował. Sama podobna tematyka nie wystarczy by ustawić go
na tym samym poziomie. Brakuje mu oryginalności i tematu i jego ujęcia a
malowanie stało się schematyczne, powielane w wielu kompozycjach". Nie muszę brać do serca tych opinii. Nie mnie stawać w szranki aukcyjne, aby być posiadaczem jednego z płócien. Nie stać mnie na to.
Właściwie, to nad gustami się nie dyskutuje. Chciałem pokazać, że jednak sztuka żyje! wywołuje emocje! Nie zdziwię się, jeśli ktoś sięgnie po te płótna do swojej pracy, prezentacji. Warto od czasu do czasu wytropić zapomniane malarstwo. Tym bardziej, że przy okazji tego pisania trafiłem na bardzo ciekawego... pejzażystę i jest szansa, aby dzięki temu sprawić sobie ciekawy spacer po Krakowie. Mam nadzieję, że to będzie bardzo interesujący odcinek kolejnej "Palety". O kim myślę? Nazywał się Stanisław Tondos (1854-1917). Tak, to kolejne odkrycie.
[1] https://polishartcorner.com/category/gedlek-ludwik/page/3/ [data dostępu 21 VII 2023]
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.