niedziela, lipca 09, 2023

Przeczytania - 475 - Dominik Héjj "Węgry na nowo. Jak Viktor Orbán zaprogramował narodową tożsamość" (Wydawnictwo Szczeliny)

Nie znam ani Autora, ani Wydawnictwa! Z pewnych, dość osobistych względów, postanowiłem wzbogacić swoją wiedzę o współczesnych Węgrzech. Zrozumieć, co naprawdę dzieje się nad Balatonem w kraju, w którym od lat kilku rządzi Viktor Mihály Orbán (rocznik 1963). Próżno coś konkretnego znaleźć w moim księgozbiorze o Węgrzech. Tym bardziej z nieukrywaną satysfakcją skorzystałem z promocyjnej okazji i zakupiłem w znanej sieci księgarsko-prasowo-płytowej (- itd) książkę pana doktora Dominika Héjja "Węgry na nowo. Jak Viktor Orbán zaprogramował narodową tożsamość", Wydawnictwa Szczeliny. Przeszło trzysta stron, aby poznać i pojąć? Śmiem twierdzić, że to preludium, aby wiedza wpłynęła pomiędzy redliny, w których ostatni poznany przywódca Węgier, to dla mnie... János Kádár. 
"Dominik Héjj przeprowadza nas przez cały proces dojścia do władzy prawicy. Bierze na warsztat retorykę Orbána i jego sen o wielkich Węgrzech z całym sztafażem symbolicznych odniesień. Daje nam klucz do zrozumienia procesów, jakie zaszły na Węgrzech od 1998 roku, a przede wszystkim przygląda się temu, czy - a jeśli tak, to w jaki sposób - udało się władzy przeprogramować węgierskie społeczeństwo i tożsamość narodową" - to raptem jedno zdanie opinii na temat książki, która leży przede mną. Niestety  jej nabycie sprawia, że odkładam inne lektury. Wiem jedno: trudno mi będzie polemizować, bo po prostu nie mam wiedzy na zadany temat! Plon pracy Autora ma mnie wzbogacić, nauczyć, zachęcić. Sam napisał pod koniec jednego z rozdziałów: "Mam nadzieję, że książka ta stanie się pewnego rodzaju subiektywnym przewodnikiem po węgierskiej polityce śledzonej na żywo". Szybko bowiem przekonywujemy się, jak niewiele wiemy o Węgrach i Węgrzech, a nawet o premierze Viktorze Orbánie. Szybko też dociera do nas, że Autor nie jest przypadkowym spisywaczem wiedzy ogólnej, ale fachowcem, ba! rodzinnie powiązanym z krajem, o którym pisze.
Kim jest Autor? Wypisuję z drobnej notki biograficznej: doktor  politologii, wykładowca akademicki, dziennikarz i analityk. A co wiem o Wydawnictwie? Na pierwszej karcie taki m. in. zapis do odczytania: "Aby móc docierać do tego, co niepoznane, stworzyliśmy Szczeliny, poświęcony literaturze faktu imprint Wydawnictwa Otwartego. Pragniemy zrozumieć otaczające nas zjawiska, dlatego oddajemy głos ekspertom, którzy najlepiej potrafią wytłumaczyć zawiłości współczesnego świata". No i wszystko staje się jasne i czytelne? Podoba mi się dedykacja: "Wszystkim, którym Węgry nie są obojętne". Nie sądzę, abym zaprzątał sobie głowę "Węgrami na nowo...", gdyby tematyka ani mnie ziębiła, ani rozgrzewała. Obojętność jest raczej kiepskim motorem do działania. Czytanie na siłę też nie zachęca do czynu.
Pierwsze zaskoczenie tej książki? Jej okładka. A raczej zdjęcie z brodatym jegomościem. Przecieram oczy, kiedy czytam: "Fotografia przedstawia Viktora Orbána podczas przemówienia w trakcie nadzwyczajnej sesji Zgromadzenia Krajowego w Parlamencie w Budapeszcie w 1990 roku". Gwoli ścisłości, autorem tegoż był Attila Kovács. Przyznaję, że w 1990 też wyglądałem ździebko inaczej, ale odnaleźć w tym zdjęciu obecnego premiera Węgier chyba bym się nie podjął...
Chylę czoła wobec Autora za to, jak zaprosił nas, czytelników do przeczytania "Węgier na nowo...": "Zapraszam do wspólnej podróży po meandrach węgierskiej polityki i wszystkiego, co z nią związane. Proszę pamiętać, że będzie to podróż subiektywna. Monopolu na nieomylność nie mam. To także, przyznaję, podróż w wielu aspektach bardzo krytyczna". Nie wiedzę w tym taniości przypodobaniu się nam czytelnikom. Po prostu: uczciwe zachęcenie. Napisać, że zostawia się plon subiektywnego podejścia do pracy uważam za cenną wskazówkę. Bierzmy przykład z Autora. Jeśli komuś to nie odpowiada, to żegnamy tego kogoś, a my wracamy do lektury.
Mimo wszystko warto zadać sobie pytanie z jakim bagażem wiedzy o bratankach siadamy do lektury? Nie wyobrażam sobie, aby kompletny laik wziął się do czytania. Pewnie, że i tak może być, ale ja w to nie wierzę. Zatem kto może sięga do plecaka dziecka czy wnuka i choć sprawdza podstawową wiedzę, jaką tam na pewno można znaleźć na temat losów Węgier w XX w. Każdy innym szuka po innych kątach. Zalecam szczególnie przefiltrowanie wiedzy na temat traktatu w Trianon / Trianoni békeszerződés z 4 VI 1920 r. Pamięć Wielkich Węgier /  Magyar Királyság nie umarła! I znajdziemy tu wiele na ten temat odniesień.
Ale najbliższe dla nas odniesienie, to nie rozpad Austro-Węgier po klęsce w wielkiej wojnie, a wybory z 2010 r. Wtedy na dobre na madziarskiej arenie politycznej rozsiadł się Fidesz, czyli Magyar Polgári Szövetség. Mamy chyba przed sobą fenomen polityczny, skoro jeden program polityczny "Polityka spraw narodowych" jest filarem i niezmienianym dogmatem premiera V. Orbána. Okazuje się, że w kolejnych wyborach (między 2014, a 2022) wciąż obowiązuje tylko on, bez żadnych dodatków czy poprawek! "Wielość i zakres wprowadzanych zmian nie mają precedensu w historii, są tez pozbawione teoretycznej podbudowy oraz oparcia w jakiejkolwiek politycznej doktrynie" - robi się ciekawie, a może od raz groźnie. Okazuje się, że w 2011 r. nie odbyło się referendum konstytucyjne "...ponieważ premier uznał swój mandat za tak silny, że Węgrzy po prostu przyjmą to, co im zaproponował".   
Bardzo szybko dostajemy smutny, moim zdaniem, obraz Węgier! Władza, która knebluje głos wolnych mediów! Widzimy, jak kaganiec zaciska się na portalach, redakcjach, ba! sprawy trącące kryminałem nie stają przed obliczem sprawiedliwości. Fidesz-KDNP miał być lekiem na całe zło? Śmiem twierdzić, że wiele szczegółów z ówczesnej polityki węgierskiej, to dla większości z nas novum! Nie śledziłem tego, co tam się działo na tyle cierpliwie, aby zapamiętać nie tylko o zmianie konstytucji, ale też i o zmianie nazwy państwa z Republiki Węgierskiej (Magyar  Köztársaság) na Węgry (Magyarország). Autor po raz pierwszy (co zresztą sam podkreśla) nawiązuje do pamiętnego traktatu w Trianon z 1920 r., w wyniku którego przestały istnieć Wielkie Węgry (Magyar Királyság), a dla premiera to jedna z kluczowych kwestii niekoniecznie historycznych. "Orbán to mąż stanu, ale węgierski. To polityk pozbawiony sentymentów, cyniczny, który w relacjach z polskimi decydentami podejmuje interesujące nas kwestie wyłącznie na własny doraźny użytek" - pisze Autor. Niestety, widzimy, jak umiejętnie wkomponowuje polskiego sojusznika w swoją misterną grę: "Na przestrzeni lat Orbán potrafił (i wciąż potrafi) wplątywać polskich polityków w węgierska narrację dotyczącą porozumienia z Trianon, jak wtedy, gdy pokazał premierowi Mateuszowi Morawieckiemu mapę Węgier w granicach sprzed 1920 roku". Można znaleźć je w Internecie. Aż się nie chce wierzyć, że takowe wiszą w urzędach rządowych, gabinetach polityków związanych z Fideszem. Wychodzi na to, że manipulowanie historią, majstrowanie przy niej, to nie tylko domena polityków warszawskich.
Książka  "Węgry na nowo..." jest na tyle świeżym produktem,  że wzmiankuje się w niej choćby o wojnie w Ukrainie i stosunku Budapesztu do tego, co dzieje się w Kijowie, Charkowie, Odessie. I to już chyba rządzącym Polską niebyt po drodze z węgierskim akolitą. "Węgrzy nie będą płacili ceny tej wojny" - to oficjalna wypowiedź V. Orbána, którą cytuje Dominik Héjj. Cyniczny polityk, który myśląc o Węgrzech idzie na pasku Putina. Smutne. Przypomniano m. in. stosunek premiera Węgier do moskiewskiego patriarchy Cyryla, w świetle wojny w Ukrainie i stosunku tego hierarchy cerkwi wobec wojny. Zaskakuje mnie, że oto Węgry kreują się na... przedmurze chrześcijaństwa? Wydawało mi się, że Antemurale Christianitatis jest niemal wrośnięte li tylko w historię Rzeczypospolitej! Myliłem się. Dalej  Dominik Héjj uświadamia mi: "W ramach politycznej samoidentyfikacji Węgry kreują się na obrońcę wartości europejskich, w tym chrześcijaństwa. Komponent wiary został wyniesiony niemal do narodowego symbolu". Naprawdę jestem pod wrażeniem. To uświadamia mi jak naprawdę niewiele o nowych Węgrach wiem. Nie mnie tu rozstrzygać kwestie religijne (katolicyzm i kalwinizm), ale chyba warta jest zapamiętania opinia Autora: "...uważam, że chrześcijaństwo na Węgrzech stało się narzędziem, a przestało być wypływającym z wiary przekonaniem? [...] Chrześcijaństwo jest niczym joker wyciągany z talii kart w trudnych sytuacjach". Ciekawe, że Węgry odmiennie niż Polska podeszły do kwestii małżeństw homoseksualnych, choć z drugiej strony stygmatyzuje się (jak nad Wisłą) obywateli LGBTiQ+. Aborcja nad Dunajem jest legalna! Warto uważnie skupiać uwagę przy czytaniu, aby nie stracić takich perełek, gdy poznajemy skutki wewnętrznej polityki Fideszu: "...doprowadzenie do sytuacji, w której to władza tworzy potrzeby społeczne - niekiedy wyimaginowane".  
Żonglerka historią i pamięcią zbiorową okazuje się też ideą fix premiera  V. Orbána. Święto narodowe 15 III (upamiętnia czas wybuchu Wiosny Ludów w 1848 r.) stało się niemal jednostronnym przejawem poparcia dla partii/koalicji rządzącej. Tu też są silne podziały na dwie ścierające się strony. Pojawienie się w przestrzeni publicznej tzw. székely zászló, flagi Székelys (tzw. Seklerszczyzny), to przejaw wielkomocarstwowych ambicji Węgier, odtworzenie stanu rzeczy sprzed 1920 r.! Tego też dotyczy ustawa z 2010 r. o podwójnym obywatelstwie. Chodzi o Węgrów mieszkających poza granicami obecnych Węgier (czytaj: Rumunia, Słowacja czy Chorwacja). Wpaść na pomysł "jednolitego narodu węgierskiego"? Znowu okazja do jątrzenia wobec "klątwy Trianon"! Czytamy zatem o diasporze węgierskiej w sąsiadujących krajach, jej prawach, a nawet przywilejach, obciążeniach finansowych.
Nikt mnie nigdy nie uczył, że mitycznym symbolem Węgrów jest Turul! Zanim sięgnąłem po "Węgry na nowo..." nie miałem pojęcia o jego istnieniu! O koronie św. Stefana słyszał każdy, ale o Turulu? "Turula i Orbána łączą właśnie siła i nieustępliwość" - trąci pewną patologią, jeśli polityk utożsamia się tak silnie z symbolami swego kraju. W końcu w Polsce też mamy polityka, któremu marzyło się przejść do historii jako... emerytowany zbawca Ojczyzny, ba! ktoś ubzdurał sobie, że to potomek samego Bolesława Chrobrego! To przestaje być śmieszne.  Różnica między Orbánem, a naszym krajowym zbawcą jest taka, że Fidesz wygrywając kolejne wybory (2010, 2014, 2018, 2022) zapewnił sobie większość konstytucyjną. Kreowanie nowych Węgier stoi otworem! Tu nad Wisłą sponiewierana i lżona konstytucja musi się ostać, choć nawet opozycja jest zdania, że to i owo należałoby poprawić (powstała w 1997 r.). I obserwujemy wnikliwą analizę poczynań Fideszu, jak maszerował od zwycięstwa do zwycięstwa. Czyż to nie fenomen wyborczy ostatnich lat w Europie Środkowej? Nie rozumiem, jak z pozycji radykalnie liberalnej można przepoczwarzyć się w wyznawcę konserwatyzmu narodowego. Ale widać, tak już jest w polityce, a coraz mniej polityków pozostaje krowami w myśl znanego powiedzonka (narodowego?). Nikogo nie będę tu zamęczał deklaracjami, procentami, ilu było za ilu przeciw. To wszystko jest tu logicznie i jasno poukładane. Umknęło mojej uwadze, że pod koniec lat 90-tych XX w. dochodziło w Budapeszcie do zamachów, podkładania bomb, ich detonacji. Chwilami ma się wrażenie, że to Włochy czasów Brigate Rosse. "Ówczesny Budapeszt był jednym z miast o najwyższym współczynniku zabójstw w Europie" - czytam i nie wierzę, przecieram oczy. Było aż tak źle?
"Węgry na nowo..." potrafią szeroko otworzyć czytelnicze oczy. Zapewne wielu może zaimponować, jak Fidesz pod przywództwem V. Orbána marginalizował dawne elity komunistyczne. I jak mu się to udało. Cały czas w tle realizowanej polityki odbija się czkawką skomplikowana i pogmatwana historia Węgier. Może dla kogoś, to mało znaczący epizod, ale tak jak w przypadku Turula warto prześledzić los i znaczenie dziejów korony św. Stefana (I Szent István király, Szent Korona). W każdym wymiarze: symbolicznym, dziejowym i terytorialnym. Możemy naprawdę zazdrościć Węgrom, ale jak wiadomo polskie regalia nie przetrwały do naszych czasów (padły łupem grabieżców pruskich po III rozbiorze Rzeczypospolitej Obojga Narodów). Zostajemy zaproszeni do zwiedzenia wyjątkowego muzeum: Domu Terroru (Terror Háza). Dominik Héjj wspomina, jak odwiedził to obciążone historią miejsce z dziadkiem w 2005, czytamy o jednej z sal: "...znajduje się instalacja przypominająca przebieralnię, z której ktoś właśnie wybiegł. Osoba ta porzuciła mundur strzałokrzyżowca - węgierskiego faszysty, stronnika Hitlera, i przywdziała nowy, w barwach komunistycznych, co ma być dowodem na to, że te dwa systemy totalitarne są sobie bliskie". Oczywiście wiele miejsca poświęcono upamiętnieniu powstania węgierskiego (1956 r.), 1956-os forradalom. 
"Obecnie nie jesteśmy członkami Unii i, jak widzimy, istnieje życie poza wspólnotą. Jednak nie na to się przygotujemy. Wzywamy do integracji, ponieważ da ona nowy impuls dla rozwoju gospodarczego" - to wypowiedź V. Orbána z 2003 r. Podobne głosy słyszeliśmy wtedy również tu nad Wisłą, Notecią czy Drwęcą. O poziomie uzależnienia Węgier od Wschodu dotarło do mnie w świetle wojny w Ukrainie. Nie śledziłem losów madziarskiej gospodarki. Nie wiedziałem, że tak bardzo odwróciły się proporcje na niekorzyść relacji z Zachodem. Antyunijność znad Balatonu jest doskonale znana nam Polakom. Smutne jest, że imponuje ona rządzącym i ochoczo deklarowano, aby z Warszawy zrobić Budapeszt. Właściwie mógłbym tu zacytować siebie samego, tj. zapis z mego facebookowego pisania, pt. "Książkożerca" (stoją tam m. in. zdania: "Chwilami lektura przerażająca. Jeden wniosek nasuwa się sam: nigdy Budapesztu w Warszawie!") - i zamknąć, to "Przeczytanie". Nie czarujmy się: kogo aż tak szczegółowo interesuje kariera Fideszu? Wiem, że trąca lekką nuty ironii. To w jaki sposób podaje nam to Autor książki jest po prostu lekcją dla ludu! Lekcją z demokracji, lekcją z populizmu, lekcją wychowania obywatelskiego. Piszę to z całą świadomością każdego słowa. Brawa dla Wydawnictwa Szczeliny jeśli podąży tą drogą i podsunie nam kolejne tytuły, np. o Czechach, Rumunii czy Bułgarii.
"Csak a Fidesz" - to hasło wyborcze partii  V. Orbána, czyli "Tylko Fidesz". Ciekawie puentuje Autor drogę tej partii i jej przywódcy ku wyborczemu zwycięstwu: "Drogę Fideszu do władzy można porównać do lotu mitycznego Turula. Przyczajony przez lata ptak, doświadczony niepowodzeniami, kołuje nad ofiarą, aby w odpowiedniej chwili zaatakować i zadać bezględny, decydujący cios". Dla nikogo nie było odkrywaniem Ameryki, że "Skrajna prawica rodziła się zatem pod Skrzydłami Fideszu [...]". Radykalizm, nacjonalizm, ksenofobia, rasizm, szowinizm - wszystko to obudowywało partię i stało się paliwem, betonem i fundamentem zwycięstwa, ba! trwania u steru władzy. Węgry nie są wolne od reakcyjnego myślenia o "Węgrach dla Węgrów", udowadnianiu swej 100% węgierskość, ciągłym karmieniu siebie i innych opowieściami o Wielkich Węgrzech. Skóra cierpnie, kiedy czyta się o tym, co to jest Jobbik, czyli Ruch na rzecz Lepszych Węgier (Jobbik Magyarországért Mozgalom). Śmieszy, gdy poznajemy biografię jednego z przywódców, który nazywa się obecnie Gábor Vona (rocznik 1978), bo wcześniej nosił słowacko brzmiące: Zázrivecz / Zazrivec. Był czas, kiedy polskim narodowcom było bardzo po drodze z Jobbikiem. Zrozumienie, podziw i naśladownictwo (np. rasizm wobec Romów, zdeklarowany antysemityzm) zbladło, gdy okazało się, że wśród swoich wyborców mają osoby... nieheteronormatywne? Warto dodać, że Autor książki wnikliwie musiał zbadać losy Jobbiku, skoro był on tematem dysertacja doktorskiej.
"Węgry na nowo..." - naprawdę są ciekawą lekcją o Węgrzech i Węgrach. Wybór tej pozycji nie jest przypadkowy. Mam prywatne powody, aby uważniej przyjrzeć się temu, co się dzieje u naszych bratanków. Wystarczy zerknąć na blog, aby przekonać się, że to kolejne pisania moje (jakże inne od pozostałych) o losach Madziarów. Mam nadzieję, że nie zmęczy polskiego czytelnika powracanie do traumy Trianon. Tak, mamy kolejne rozdziały, które szerzej ukazują problem. "Wiele lat temu napisałem w jednym z  tekstów, że gdyby w Polsce ktoś otwarcie domagał się rewizji granic i ponownego przyłączenia Kresów, uznano by to za herezję" - czytamy na otwarcie owego rozdziału. Do teraz z niczym mi się nie kojarzyła nazwa: Mi Hazánk. Równie dobrze wziąłbym ją za określenie waflowego batonu lub konserwy rybnej. László Toroczkai? Jeszcze bym, nie daj Boże, pomylił z gatunkiem tokaja. Wychodzi na to, że to kolejne prawicowe ugrupowanie (Ruch Naszej Ojczyzny / Mi Hazánk Mozgalom), które głośno i jawnie domaga się "...na poważnie unieważnienia traktatu z Trianon z 1920 roku, wraz ze wszystkimi jego następstwami". I jak dalej pisze Dominik Héjj: "Wtóruje mu rzecz jasna Victor Orbán, który od ponad dekady prowadzi politykę tożsamościową opartą przede wszystkim na zrzucaniu odpowiedzialności za los Węgier na wszystkich wokół". Nie chcę zamienić tego "Przeczytania" w jeden wątek węgierskiego pojmowania historii, krzywdy Trianon, roli jaką odegrał M. Horthy itd. Podoba mi się podejście Autora do tych kwestii, oceny, np.: "By  mówić o historycznych traumach, trzeba najpierw w pełni się z nimi zmierzyć, rozliczyć, a także wyciągnąć wnioski". Węgry tego nigdy nie zrobiły. Pojawia się kwestia współodpowiedzialności za Holokaust. Nie wiedziałem, jak burzliwe emocje towarzyszyły głośnemu filmowi László Nemesa, pt. "Syn Szawła / Saul fia". I żeby zamknąć temat, jeszcze jedna z książki autorska opinia: "Nie mam najmniejszej wątpliwości - każdy naród ma prawo do upamiętniana swojej historii, do oddania hołdu bohaterom i przepracowania narodowych traum. Problem w tym, że w przypadku Węgier owej pamięci podporządkowana jest polityka, przebierająca niejednokrotnie formę gry opartej na rewizjonizmie". Przypomnijmy sobie, co odsłonięcie zbrodni w Jedwabnem wywołało w Polsce. 
Ciekaw jestem, jaki byłby odbiór "Węgier na nowo..." nad Rabą, Cisą czy Kereszą. Jest-że jej tłumaczenie na język węgierski? Trudno przewidzieć dokąd doprowadzi Węgrów polityka Victora Orbána. "Csak a Fidesz?" - dołożyłem od siebie znak zapytania (pytajnik). Dziwie się, że nikt w Warszawie nie zżyma się na publiczne wypowiedzi premiera z Budapesztu: "Węgry są wyspą pośród ludów słowiańskich". Czy to ma znaczyć, że to stan osaczenia, oblężenia? "Spojrzenie Turula w kierunku Słowacji, a także ukraińskiego Zakarpacie nie jest przypadkowe". Czy rewizjonizm węgierski, to tylko mrzonki czy cel polityczny? Zostawiam z tym pytaniem każdego kogo moje rozważania nie zmęczyły, lecz wręcz przeciwnie zachęciły do sięgnięcia po książkę "Węgry na nowo. Jak Viktor Orbán zaprogramował narodową tożsamość", którą napisał pan doktor Dominik Héjj. 
 
PS: Nie wiedziałem, że premier Węgier, Viktor Mihály Orbán jest raptem młodszy ode mnie o... dwa dni. Zatem chcąc nie chcąc niemal w tym samym czasie przekroczyliśmy próg lat 60-ściu.

Brak komentarzy: