niedziela, lipca 30, 2023
...na 125-tą rocznicę śmierci kanclerza Ottona von Bismarcka - 30 VII 1898 r.
Jako Polak o rodowodzie wielkopolskim powinienem mieć jednoznacznie negatywny pogląd i ogląd postaci żelaznego kanclerza Otto von Bismarcka (1815-1898). Doskonale pamiętam, jak bardzo boleśnie, cynicznie, ale też i trafnie wyrażał się o moich rodakach w XIX w. Może to tym bardziej boli, że wiele z tego, co wtedy powiedział jest jednak prawdą i mimo lat minionych nie zmieniło się. 30 lipca, w ten dzień wakacyjny, przypada 125-ta rocznica śmierci tego, co krwią i żelazem doprowadził do zjednoczenia Niemiec i powstania II Rzeszy Niemieckiej (1871-1918). Że po drodze musiał pokonać małą Danię, upokorzyć sędziwą Austrię i złamać napoleońską Francję? Taka cena sukcesu. Taki konsekwentny bieg zdarzeń, bez których nie byłoby die Proklamierung des deutschen Kaiserreiches w Wersalu, pamiętnego 18 stycznia 1871 r.
Otto von Bismarck, Tyras II und Rebecca, Friedrichsruh 6 VII 1891 r. - domena publiczna
"Wielki człowiek nie stanowi zjawiska oderwanego od całokształtu warunków dziejowych, wśród których przychodzi mu działać" - to nie ja, to profesor Józef Feldman i cytat wydobyty z tegoż książki "Bismarck a Polska". Bezcenna pozycja. Przed laty zresztą wznowiona w cennej serii "Klasycy historiografii". "Traktowano Bismarcka raz jako szatańskiego potwora, to znów jako zesłańca niebios, a był to tylko człowiek, przewyższający innych geniuszem, równy wszystkim słabościom. Umiał dawać sobie radę z ludźmi, dokonał rzeczy wielkich. Służył swemu krajowi, szkodził innym" - to nie laurka na cześć, to opinia francuskiego historyka Paula Mattera, jaką posłużył się prof. J. Feldman w swojej monografii. Ja ją tylko tu przepisuję i przypominam. Skoro Francuz potrafił wyłączyć targające nim emocje, sam o sobie napisał, że wyraża pogląd bez gniewu i zawiści, to może i nas stać na chłodne spojrzenie na Otto von Bismarcka. I przypomnienie poglądów o Polsce i Polakach.
Imponuje mi pogląd prof. J. Feldmana, który miał odwagę napisać jeszcze przed II wojną światową o bohaterze swojej książki: "O niewielu postaciach można powiedzieć z równą słusznością, że w ich żyłach tętniła krew ich rasy, w piersiach żył duch ich historii. Nieomal każdy przejaw jego życia można wywieść z przeszłości minionych pokoleń". Proszę się nie obawiać: nie będę tu kreślił biografii pruskiego, a później niemieckiego polityka. Od tego jest dostępna literatura. Nie ukrywam, że chcę przede wszystkim wesprzeć się na tym, co zostawił nam prof. J. Feldman (1899-1946). Jestem zdania, że "Bismarcka a Polska", to pozycja zapomniana. Onegdaj prof. J. Staszewski (1933-2013) zarzucił mi, że w ocenianiu JKM Stanisława Leszczyńskiego reprezentuję przestarzałe poglądy właśnie J. Feldmana. Teraz też spotkam się z podobnym zarzutem? Za sprawą tej książki przypomnijmy sobie, jak kształtowały się poglądy jednego z najważniejszych polityków europejskich drugiej połowy XIX wieku.
Czy można napisać, że Bismarck bał się Polaków? Już w 1848 r., kiedy to m. in. w Wielkopolsce (patrz L. Mierosławski i bitwa np. pod Miłosławiem) chwyciła za broń, pisał: "Rozwój narodowy polskiego żywiołu w Poznańskiem nie może mieć innego rozsądnego celu, jak przygotowanie odbudowy niepodległego państwa polskiego". Gdzie tu lęk? A w kolejnym zdaniu, kiedy teoretyzuje o odbudowaniu państwa w granicach z 1772 r.: "Najlepsze ścięgna Niemiec zostaną wówczas przecięte, miliony Niemców wydane na łup polskiej samowoli. W ten sposób zyska się niepewnego sprzymierzeńca, który wyczekiwać będzie pożądliwie każdej trudności Niemiec, by im wydrzeć Prusy Wschodnie, polską część Śląska, polskie okręgi Pomorza". I niech mi ktoś powie, że z punktu widzenia pruskiego/niemieckiego Otto von Bismarck mylił się. Nie, nie mylił się! Dalsze rozważania są niemniej cenne, aliści dosyłam do prof. J. Feldmana. Cytowanie zamyka stwierdzenie: "Osłony przeciwko Rosji ze strony Polaków nie potrzebujemy, gdyż sami jesteśmy dla siebie dostateczną osłoną". Trudno się potem dziwić, że tak wytrawny polityk trzymał się swego: "...wolę mieć do czynienia z carem w Petersburgu aniżeli ze szlachtą w Warszawie". Nie mógł przewidzieć, że nadejdzie taki czas, kiedy Berlin odwróci się plecami od tegoż Petersburga, z korzyścią dla... Polaków.
Bismarck konsekwentnie trzymał się poglądów, jakie wyraził już w 1803 r. jeden z pruskich polityków: "Niemiec, który działa na rzecz odbudowy Polski, jest albo głupcem, albo szaleńcem, albo łotrem!". To były żywotne interesy Prus, a w przyszłości Niemiec (II Rzesza / Deutsches Reich). Wiem, że nam nie jest słodko czytając podobne wynurzenia. Ale to jest rzadka w polityce jasność i zrozumienie. I jak widać bano się nie tylko w 1848 r., ale wiele dekad wcześniej także!
Ciekawe, bo nawet w prywatnej korespondencji tego rewolucyjnego czasu trącał tych spraw. Tak pisał do swojej żony, Johanny, geboren von Puttkamer (1824-1894): "Jest
rzeczą osobliwą, jak berlińczycy w dobrodusznej głupocie swojej
entuzjazmowania się wszystkim, co zagraniczne, mogli sobie kiedykolwiek
wyobrazić, że Polacy byliby zdolni stać się czymś innym aniżeli naszymi
wrogami, dopóki nie znaleźliby się w pełnych granicach z r. 1772, z
Prusami Zachodnimi i wszelkimi przynależnościami". Trudno się potem
dziwić, że opinia trzydziestotrzylatka (zapis z 1848 r.) nie zmieniła się z biegiem lat.
Więcej! Okrzepła i stała się filarem pruskiej polityki wobec Polaków.
Trudno się dziwić, że ta polityczna konsekwencja doprowadziła w
późniejszych latach choćby do kulturkampf. Dobrem nadrzędnym dla
Bismarcka były Prusy, potem Niemcy i dom panujący, czyli
Hohenzollernowie. W swoich dążeniach i sposobie myślenia czy nie był
historycznym kontynuatorem myśli i czynów Fryderyka II (1740-1786)
Bismarckowi nie mieściło się w głowie, aby ktoś o zdrowych zmysłach mógł chcieć dążyć do wskrzeszenia Polski. O zwolennikach podobnych politycznych fanaberii pisał: "Panowie ci nie znają Polaków i nie wiedzą, że niepodległa Polska wtedy dopiero przestanie być wrogiem Prus, gdy dla jej wyposażenia wyrzekniemy się krajów, bez których znowu nie możemy istnieć, jak dolny bieg Wisły, całe Poznańskie i wszystko, co na Śląsku mówi po polsku. A nawet wówczas w żadnym kłopocie nie bylibyśmy pewni pokoju z nimi". Ciekawie widzi tę kwestię prof. J. Feldman: "Sympatie polskie pruskich mężów stanu w pierwszej połowy XIX w. brały swój początek z nienawiści do Rosji, stającej w poprzek zjednoczeniowej myśli Hohenzollernów". Na pewno nie zaliczylibyśmy do nich Otto von Bismarcka.Ciekawie na kwestię polską artykułował w czasie trwania wojny krymskiej: "Osłabienie Rosji, które uniemożliwiłoby jej zemstę, dałoby się spowodować tylko przez całkowite przywrócenie Polski, a i wtedy nie byłoby to całkiem pewne. Podobne rozwiązanie, abstrahując od niemożliwości przyjęcia go przez nas, stworzyłoby dużo bardziej niebezpieczną przewagę Francji aniżeli teraz Rosji". Oto przenikliwość prawdziwego polityka, która rozważał wszystkie warianty i wybierał te, które służyły Prusom i wzmacniały je. Bismarck doskonale zdawał sobie sprawę, że musi umiejętniej balansować między Rosją, a Francją. Na konflikt z Mikołajem I nie stawiał, a na rozgrywkę z Napoleonem III jeszcze nie był gotowy. Tak zdradzał swe plany: "...Rosja względem nas wiele zawiniła... Aczkolwiek wojna z nią mogłaby być dla nas poważna, nie próbowałbym jej odradzać, gdyby w perspektywie ukazywała nam godny cel walki". Jak tu nie uczyć się od tak wytrawnego, polityka?
"W interesie naszym leżało zwalczanie w rządzie rosyjskim sympatii polskich, również w guście Aleksandra I" - kolejna cenna myśl. Śmiem twierdzić, że niewielu dziś studiuje książkę prof. J. Feldmana. To tu przypomina się wypowiedź kanclerza Prus, którą często przywoływano w różnych publikacjach o antypolskim jego nastawieniu: "Bijcie w Polaków, by ich ochota do życia odeszła; osobiście współczuję ich położeniu, ale jeśli pragniemy istnieć, nie pozostaje nam nic innego, jak ich wytępić. Wilk też nie odpowiada za to, że Bóg go stworzył takim, jaki jest; dlatego też zabija się, gdy się tylko może". To znamienne pierwsze zdanie często było tłumaczone (cytuję z pamięci): Bijcie Polaków, ażeby oni o życiu zwątpili.
Na koniec przytoczę opinię Bismarcka z czasów powstania styczniowego: "Każdy sukces polskiego ruchu narodowego jest klęską dla Prus; wojnę przeciw temu żywiołowi prowadzić możemy nie podług zasad obywatelskiej sprawiedliwości, lecz podług prawideł wojny". I wraca niczym Katon do zagrożenia dla Prus, gdyby wskrzeszono Rzeczpospolitą: "Polskość z wszystkimi swymi właściwościami winna być przez nas osądzona nie z perspektywy bezstronnego humanizmu, ale jako wróg... Nie masz mozliwości pokoju między nami a jakąkolwiek próbą wskrzeszenia Polski!". Żartów nie ma: Bismarck naprawdę bał się odbudowy wschodniego sąsiada co praktycznie przebija w każdej przypomnianej tu wypowiedzi.
Ciekaw jestem czy i na ile obchodzona będzie rocznica 30 lipca 1898 r. W końcu chodzi tu o osobę największego z kanclerzy niemieckich. Warto na koniec sięgnąć po biografię głównego bohatera tego wspominania. Można w niej znaleźć m. in. słowa jakie kazał na swoim sarkofagu wyryć Otto von Bismarck-Schönhausen, książę von Lauenburg: "Ein treuer deutscher Diener Kaisers Wilhelm I". Swoją drogą czy nie łechce naszego narodowego ego, że przez całe swe polityczne życie Żelazny Kanclerz wciąż czuł na sobie oddech Polaków, żył w ciągłym strachu, że mogliby odzyskać utracone państwo, a to byłoby śmiertelnym zagrożeniem dla Prus, a potem Niemiec. Pół wieku później te czarne wizje ziszczą się, a Prusy zostaną wymazane z mapy politcznej Europy!
Literatura przedmiotu:
Feldman J., Bismarck a Polska, PIW, Warszawa 1980
Trzeciakowski Lech, Otto von Bismarck, Zakład Narodowy imienia Ossolińskich - Wydawnictwo, Wrocław 2009
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.