wtorek, maja 09, 2023

Przeczytania - 471 - Joanna Flis "Co ze mną nie tak?" (Wydawnictwo Znak)

"Joanna Flis jest psycholożką uzależnień i  psychoterapeutką systemową w procesie certyfikacji, naturoterapeutką i trenerką. [...] Specjalizuje się między innymi w psychoterapii uzależnień, współuzależnienia i osób z cechami syndromów DDD i DDA" - ten fragment biogramu, jaki znajdziemy na skrzydle okładki jest dla mnie gwarantem, że biorę do ręki książkę ważną. "Co ze mną nie tak?" wydał Znak. Rozumiem, że dostaję książkę, która jest skutkiem lat pracy terapeutycznej, napisało ją życie i doświadczenie Autorki. Nie ukrywam swojej profesji, zresztą ona zawsze wychodzi w moich "Przeczytaniach". Od 1984 r. jestem belfrem. Od zawsze staję wobec problemów egzystencjalnych moich wychowanków i uczniów. Tak, jak pewnie każdy, rozgraniczam tych, których byłem wychowawcą i tych, których uczyłem wiodącego przedmiotu (czytaj: historii). Rzecz jasna nie da się mówić o Echnatonie, bitwie pod Crécy, ofierze Joanny d"Arc, śmierci hetmana S. Żółkiewskiego bez wychowania. Nie ukrywam też, że zwracając się do Wydawnictwa o ten właśnie tytuł odwołałem się do tego kim sam jestem. I będzie to zaledwie druga książka, która dotyka bliskich mi problemów pedagogicznych (patrz odcinek 313 tego cyklu). 
"Co ze mną nie tak? to książka, która pomoże nam zaakceptować siebie bez obwiniania innych. Uczy, jak możemy zaopiekować się sobą tu i teraz mimo przeszłych zranień. Bez zrozumienia przeszłości nie da się bowiem zrozumieć i tworzyć zdrowej teraźniejszości" - to już na drugim skrzydle okładki. Nie trzeba mnie do tego przekonywać. Ja - to wiem. Megaloman ze mnie? Ależ skąd! Jesteśmy skazania na siebie w sobie. Skądś przyszliśmy. Tłum ludzi, którzy stoi za nami (czytaj: nasi przodkowie) opuścili nas w większości, ale zostawili bagaż choćby genetyczny, urodowy, upodobań i zachowań. Po to też sięgnąłem po te książkę. A muszę to otwarcie przyznać: unikam tego typu literatury. Jestem zbyt starym belfrem, aby nie móc sobie poradzić - normalna reakcja obronna? Wychodzi jednak, że takie naszły nas trudne terminy, że jednak i taki starzejący się pryk (pierdoła, nudziarz - dopisać, co komu na języku leży) potrzebuje innego spojrzenia, ba! potrzebuje pomocy.
Tak, przyznaję: to "Przeczytanie" od innych inne! Ryzykowne wejście na grunt zbadania przy okazji samego siebie. Nie, nie odrę się tu i teraz z mej intymności i blisko czterdziestu lat pracy. Staję jednak bezbronny, gdy cytuję Autorkę: "Zobaczenie oczami dorosłych doświadczeń dzieciństwa i przeanalizowanie tego, co wydawało się niewinne, a nawet zasadne, przez pryzmat przemocy, nadużyć czy naruszeń rzadko bywa proste i wymaga sporego wysiłku". Patrzenie nie dobywa się indywidualnie, czyli tylko poprzez panią Joannę Flis. Jak sama zdradza warsztat swego pisania i tworzenia tej książki: zaprosiła innych specjalistów. Imponuje mi przyznanie się: "Nie da się bowiem opowiedzieć o naszych problemach i wspólnej historii w pojedynkę". Sami czytając otwieramy się. Nawet jeżeli nie zostawiamy po tym śladu na swoich facebookach, blogach czy mailach. Może jest to intymny pamiętnik? On na pewno gwarantuje bezpieczeństwo. O ile ktoś bez naszej zgody się do niego nie dorwie.
Każdy z nas potrzebuje   t a k i c h   książek. Na pewno raz na jakiś czas. Dość szczęku oręża, uśmierconych niewiernych kochanków, przegranych fortun i zbitych kapitałów, poetyckich czy erotycznych uniesień. "Co ze mną nie tak?"  już samym tytułem dotyka istoty nas! Zaczynamy rozkładać siebie wobec treści, z jaką się tu odważyliśmy zmierzyć. Nie łudźmy się: te blisko czterysta stron zmienią nas, postrzeganie świata, dorzucą jedną jeszcze perspektywę. Czy nas zmienią? Tego nie wiem. Ale tylko idiota pozostaje na stałe drewnianym Pinokiem, który gania za nierealnością. Każdy z nas jest takim drewnianym ludzikiem, który przecież kocha swego Gepetta.
"...sprzeciwienie się rodzinnym normom, zasadom i schematom wymaga włożenia potężnego wysiłku, połączonego z odwagą, która towarzyszy przekroczeniu granic lojalności wobec swoich bliskich" - czy to nie wezwanie do rewolty w swoim życiu? Nadinterpretuję myśl Autorki? Mylne wyciągam wnioski? Nie, to tylko stwierdzenie faktu. Tak często bywa. I pani Joanna Flis wraca do tej myśli kilka stron dalej: "...w przypadku syndromu DDD należy przygotować się na to, że wyłamywanie się z rodzinnych tradycji, nawet jeśli są one krzywdzące, może spotkać się z oporem". Odważnych tez jest tu bardzo dużo. Bo ta książka jest zaproszeniem każdego z nas do swoistej podróży do przeszłości. Nie zdziwię sie, jak jakiś procent z nas ucieknie od niej, albo co gorsza ograniczy się tylko do mego tu wypisywania. Proszę tego nie robić. Ważne jest cytowanie osób (z którymi pani Joanna Flis pracowała?), które mają odwagę mówić o swoim doświadczeniu: "Nie zauważyłam, że mój ojciec, który wielokrotnie lał mnie pasem, był katem. Dla mnie przez lata był kochającym ojcem, który próbuje nas wszystkich wychować". Dobrze by było na marginesach zostawiać swoje refleksje. Jakiż to nowy suplement stworzymy do całości. Czy przy tym do czego przyznała się Justyna (lat 42) - jest i cząstka nas, naszego dzieciństwa?
Szybko znajdziemy, co kierowało Autorką, aby dzielić się swoim doświadczeniem: "Książka ta powstała po to, by osoby z cechami syndromu DDD mogły wybrać, jak chcą dalej żyć, a także lepiej zrozumieć siebie, bez potrzeby obwiniania innych". Sami zadajmy sobie pytanie: naprawdę wiesz, co kryje się za skrótami DDD i DDA? Nie przypuszczałem, że spotkam tu zasady, które wpajano memu dzieciństwu (tj. przełomu lat 60-tych i 70-tych XX w.): "dzieci i ryby głosu nie mają" lub "co wolno wojewodzie, to nie tobie, mały smrodzie". I teraz nie wiem, co robić? Czytać dalej, cytować Autorkę czy odgrzebywać tamten czas, kiedy nikt nawet nie odważyłby się kwestionować owej zastygłej jak lawa zasady. Tak było i kropka, a mówiąc po bydgosku: i szlus! No i trafiamy na pytanie, które  m u s i a ł o  paść: "Czy nie jest tak, że wszyscy dziś potrzebujemy terapii, bez względu na to, w jakim domu przyszło nam żyć?". To są te chwile,l o których już wspomniałem, że stajemy wobec problemu (tj. siebie samego) i albo odkładamy "Co ze mną nie tak?", albo kroczymy dalej. Trafiamy na taką refleksję: "Być może analizując [...] listę wspomnień moich pacjentów, rozpoznajesz również swoje dzieciństwo". Czy nie o tym pisałem? Czy nie taka jednak jest intencja powstania tak skonstruowanej książki? Łatwiej nam współczuć komuś z zewnątrz, niż przyznać, że sami jesteśmy godni współczucia. Bo oto doświadczenia z terapii, to nasze światy, nasze dzieciństwo, nasz ojciec, nasza matka lub starszy brat czy młodsza siostra.  Podoba mi się, że Autorka wytłuszcza pewne określenia, zjawiska, zachowania. To dobrze. To bardzo dobrze. 
Jeśli ktoś do teraz uważał, że dom dysfunkcyjny to specyficzne, kryminogenne środowisko, jakieś zapomniane blokowisko, barłóg z pijanym ojcem lub nieprzytomną matką - to jest w błędzie. Muszę dodać, że przez lata miałem bliski, nauczycielski kontakt z takim światem, gdzie syf, kiła i mogiła była normą. Prawo pięści, wulgaryzm, istna dżungla. Surowa szkoła życia. Ale syndrom DDD i DDA, to nie tylko takie światy. To również w XXI w. nadopiekuńczość, wygórowane ambicje i wymagania  rodziców, domowy wyścig szczurów! Że i za mojego wyrastania też się to objawiało? Wiem. Śmiem jednak dodać, że raczej nie w takim wymiarze, jak obecnie. "Aby narodziła się utrwalona tendencja w zachowaniu, trudne okoliczności życia rodzinnego muszą towarzyszyć dziecku  przez pewien czas" - i ja to widziałem kiedyś u swoich uczniów. Strach w oczach, lęk przy nagle podniesionej dłoni, odruch obronny, bo zaraz może spać cios. Co ja teraz robię? Dzielę się doświadczeniem belfra z lata 1984-2023. Powinno się niektóre cytaty z tej książki wieszać w szkole, w gablotkach (o ile jeszcze są), na klasowych tablicach-informacyjnych, np.: "W każdym dobrym dzieciństwie możemy dostrzec pierwiastki błędów wychowawczych, są one jednak rzadkim odstępstwem od prawidłowych postaw"
Trudno bez emocji czytać, co zdradzili ze swego dorastania Jerzy (lat 57), Witek (lat 46). Próby samobójcze! Brak wolności! Usidlenie! Uzależnienie od siebie! W wielu tu poznanych przypadkach trudno mówić o socjalizacji ofiar DDD i DDA. Okaleczeni, niezaradni, zostawieni sobie, gdy rodzice lub rodzic (gdy tylko jedno z nich wychowywało) umarli. Pozostawili po sobie spustoszenie w życiu dzieci? Bardzo dorosłych już ludzi. Autorka wypunktowuje czternaście zachowań, na jakie skazane zostały takie dzieci-dorośli. To jest długa lista zbrodni, jakiej dopuszczono się na ich wychowaniu czy nie-wychowaniu, przygotowaniu do życia. Co tu znajdujemy? A choćby to: osamotnienie emocjonalne, wzbudzanie w sobie uczucia wstydu, kontrola nad zachowaniem, lęki, brak rozwoju indywidualności, brak autonomii i własnych poglądów!  Nie, nie wypisuję wszystkiego. Zostawiam całość tym, którzy będą czytać dalej. Do jakich dochodzicie wniosków? Nie uwierzę, że nie m wśród Was takich uzależnień, takiego sterroryzowania i uwikłania w poddaństwo rodem z relacji pana i chama.
Zdaję sobie sprawę, że nie zaspokoję w 100 % każdego odbiorcę tego cyklu. Zdaję sobie sprawę też z tego, że nikt nie chce być pouczany i męczony nadmiarem czyjegoś czytania. Sami sobie wyrobimy zdanie? Prawda. Dlatego oddaję teraz głos tym, którzy zaufali Autorce i to oraz owo ujawnili ze swego dzieciństwa, świata (domu), który opuścili:
  • Czy dzieci maja prawo mieć jakieś potrzeby? - Iga (lat 49).
  • Latami opowiadałam sobie, że wyrosłam na przebojowa kobietę, bo wychował mnie niestabilny emocjonalnie ojciec i to on nauczył mnie, że trzeba walczyć o swoje. Dziś wiem, że jedyne, czego nauczył mnie ojciec, to tego, żeby nigdy go nic nie oskarżać - Lena (lat 32).
  • Byłem dzieckiem niekochanym, zapomnianym, dzieckiem z kluczem na szyi. Latami szukałem potwierdzenia w oczach różnych napotkanych osób, aż pewnego dnia po prostu postanowiłem odebrać sobie życie - Jerzy (lat 57).
  • Jeżeli powiesz mi, że w twoim dzieciństwie było cokolwiek dobrego, wyjdę z tego gabinetu i nigdy do niego nie wrócę. Nie wiem, do czego chcesz mnie przekonać, ale moje dzieciństwo, a potem życie to jedno wielkie pasmo cierpienia - Łukasz (lat 41).
  • Wiesz, kiedy poczułam spokój? Gdy zorientowałam się, że nigdy nie przeczytam wszystkich książek, nie obejrzę wszystkich filmów, nie wysłucham każdego utworu. Od tego momentu skupiam sie tylko na tym, co lubię - Joanna (lat 38). 
  • Gdy byłam dzieckiem, moja matka zabierała mnie na każde święta do swojej rodziny i kazała śpiewać. Dziś mam 46 lat i mam wrażenie, że nigdy nie przestałam udawać, zabawiać innych, robić dobrej miny do złej gry - Zośka (lat 46).
  • Latami ukrywałem, co czuję. [...] Gdy pierwszy raz płakałem przy mojej partnerce, czułem się jak największy przegryw na świecie - Teo (lat 30).

Przeraża świadomość treści, które tu wynotowuję. Postanawiam na koniec dorzuć kilka zdań-myśli, które sama pani Joanna Flis zapisała tłustym drukiem. Zatem muszą być dla Autorki ważne. Zatem mogą być też ważne i dla nas.
  • Co cię nie zabije, wcale cię nie wzmocni. Ale zostawi w tobie trwały ślad.
  • To, kim jesteś, nie wynika z tego, co przeżyłeś, lecz z tego, jak sobie z tym poradziłeś.
  • Należy jednak pamiętać, że bez zrozumienia przeszłości nie można rozumieć i tworzyć zdrowej teraźniejszości. 
  • Nigdy nie czujesz sytości w obrębie potrzeby, która w dzieciństwie została unieważniona i niezaspokojona.
  • ...niezaspokojone w dzieciństwie potrzeby przeradzają się w stan ciągłego niedosytu.
  • Dna dziurawego koszyka nie można załatać.
  • ...dla niektórych z nas dorosłość zaczyna się od odkrycia, że świat rozczarowuje, a dojrzałość przychodzi dopiero wtedy, gdy potrafimy to zaakceptować.
  • ...zdrowienie to poszerzanie sposobu widzenia siebie, a nie zawężanie. 
  • Co więcej, zemsta nie zmieni twoich uczuć, nie pomoże ci się rozwinąć, istnieje również duże prawdopodobieństwo, że taka gwałtowna reakcja zostawi w tobie niekoniecznie zdrowy ślad. 
  • Znam ludzi, którzy nigdy nie czują się bezpiecznie, nawet wtedy, gdy obiektywnie prowadzą bardzo spokojne i uporządkowane życie. W grupie tej są przede wszystkim osoby z cechami syndromu DDD.
  • Większość z nas po prostu boi się bać i stara się nad tym strachem zapanować, nadwyrężając siebie.
  • Poczucie wadliwości prowadzi do sytuacji, w której ostatecznie nie znamy siebie, bo od zawsze sobie zaprzeczamy. 
  • W im bardziej oceniającym środowisku sie wychowujemy, tym większą mamy skłonność do krytykowania siebie i innych.
  • Przynależeć można tylko wtedy, gdy ma sie własne granice. 
  • ...osiemnaście lat niewoli tworzy wyłącznie niewolnika.
  • Osoby tłumione i unieważniane boją się wyrażać emocje i poglądy, bo wciąż mają poczucie, że myślą i czują źle.
Zapewne wielu zaskoczy, że Autorka proponuje... ćwiczenia. Jest takie o samoświadomości! Tabela pomoże nam poznać siebie. Jak budować relacje z ciałem? I mamy czas na zmaganie się z dopisywaniem do zaczętych zdań swoich dokończeń? Tak, np.: moje ciało jest, moja głowa mówi, chcę dal mego ciała. Jakby nie było, to terapia za darmo. Są też ćwiczenia z poczucia bezpieczeństwa. Kolejne kroki: poznanie, mapa wpływu, osadzenie. To jest prawdziwa, jak to określamy dydaktycznym jeżykiem, wartość dodana. Samo wsłuchiwanie się w głos Autorki, to też pewna lekcja pokory. Bo nie dość, że uzbraja nas w wiedzę na temat syndromu DDD i DDA, to wciąż każe nam być czujnym, gdyż musimy zmierzyć się z problemem, o którym jest na kolejnej stronie. A ćwiczenia rozwijające zdrowe poczucie sprawczości? Nie spodziewałem się tu cytatów z Kory czy Kasi Nosowskiej. A są!
Ilu z nas powtórzy za jedną z wypowiedzi: czuję się jak  p r z e g r y w ? Czy przegrywem jest przyznanie się do naszych słabości. "Nie rycz!", "Nie płacz!", "Bądź mężczyzną!", "Nie jesteś baba!" - o tym, też jest, choć przy użyciu innych cytatów, kiedy pani Joanna Flis wspomina o smutku, radzeniu sobie ze strachem. Dodam od siebie: w świecie, w którym wzorcem był choćby John Wayne nie mogło być miejsca na mazgajstwo. Każdy chciał być, jak Zorro, Robin Hood, Winnetou czy Old Surehand lub Janosik. "...dorosłość kojarzy nam się ze smutkiem, powagą i nadęciem i zmęczeniem" - dorzuciłbym, że starością. Cieszy mnie, kiedy znajduję taką myśl pedagogiczną: "Dziecko, które jest wychowywane w atmosferze pobłażliwości albo wyręczającym je środowisku, nie wykształca w sobie wystarczających granic". Widzę to niemal każdego dnia, na swoich lekcjach, szkolnym korytarzu. 
Dla potrzeba tego "Przeczytania" przeanalizowałem w miarę wnikliwie część I, pt. "Dysfunkcyjny dom w dysfunkcyjnym środowisku". Część II, pt. "Zdziecinnienie i droga ku dojrzałości", to zaledwie dwadzieścia stron. Za to część III, pt. "Lekcje do odrobienia - wielogłos naszego pokolenia", to rozmowy z zaproszonymi specjalistami. Jest miejsca na dialog m. in. z psychiatrami, psycholożkami różnych specjalności, doktorem nauk społecznych, nauczycielką form ruchu, kulturoznawczynią, psychoterapeutką, reżyserem. To cenne odrobienie przez panią Joannę Flis zadania domowego - dla nas! Umielibyśmy dotrzeć do tych wszystkich ludzi? Wątpię. No to z jednego z tych rozmawiań, to co powiedziała Autorka "Co ze mną nie tak?": "Nie ma bliskości bez zranień. W związkach obecne są bowiem zarówno emocje nieprzyjemne, jak i przyjemne. A czasem wydaje nam się, że poprawne relacje to takie, w których czujemy jedynie przyjemność, miłość i radość".   

1 komentarz:

  1. Ktoś kiedyś powiedział,że na psychologię idą ci,którzy chcą rozwiązać własne problemy.
    Chyba coś w tym jest...
    Chyba każdy z nas zastanawiał się nad motywami własnych wyborów.
    Tych,zdawałoby się przemyślanych i tych instynktownych,odruchowych,prawdopodobnie podyktowanych wzorcami powielanymi z obserwacji.
    Niewątpliwie dziecięca tabula rasa zapisywana jest przez otoczenie,bliskich i nas samych świadomie lub nie.
    Przekonał mnie Pan.
    Muszę sięgnąć po tę książkę

    OdpowiedzUsuń