czwartek, kwietnia 27, 2023

Przeczytania - 470 - Jerzy Pertek "Wielkie dni małej floty" (Wydawnictwo Znak Horyzont)

"...zauważamy peryskop. Natychmiast bierzmy kurs na niego i ruszamy do ataku. Tuz po zwrocie widzimy ślady dwóch torped, które przeszły z obu burt naszego okrętu. Wystrzelone były bardzo precyzyjnie i gdyby obserwacja zawiodła  i nie zmienilibyśmy kursu na czas, byłoby po naszym okręcie" - to relacja jednego z oficerów ORP "Błyskawicy", opisujący atak torpedowy U-Boota. Polski niszczyciel oczywiście przeżył ten i inne ataki na siebie. W przeciwnym razie nie stałby się po latach Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni. Niemy świadek II wojny światowej  przypomina kolejnym pokoleniom o wkładzie Polskiej Marynarki Wojennej w morskich działaniach, jakie były jego udziałem w latach 1939-1945.
Mogę nie być obiektywny. Powodów jest kilka. Książki m. in. Jerzego Pertka budowały mój podziw dla dokonań naszych marynarzu w czasie ostatniej wojny światowej (innymi byli: W. Kosiarz czy O. Borchardt) i są tymi, które wciągały mnie swoją narracją. Niestety, nie sprawiły, że ze szczura lądowego stałem się wilkiem morskim. Tak się nie stało. Literatura marynistyczna, to dość niewielki marginesik moich historycznych zainteresowań. A muszę to przyznać, że patronem pierwszej szkoły, do której poszedłem 1 IX 1970 r. (SP nr 39 w Bydgoszczy) był kapitan Tadeusz Ziółkowski (1886-1940). Oto przed nami drugi tytuł J. Pertka prezentowany w tym cyklu, jaki przypomniało Wydawnictwo Znak Horyzont: "Wielkie dni małej floty".
"Polscy marynarze walczyli o wolność ojczyzny na morzach, oceanach i rzekach, a kiedy było trzeba – na lądzie jak zwykła piechota. Polskie okręty zwalczały wroga na niemal wszystkich frontach. Broniły Westerplatte i Helu przed niemiecką inwazją w 1939 roku. Walczyły w bitwie o Atlantyk. Wzięły udział w inwazji aliantów w Afryce, Włoszech i Francji. Patrolowały wyznaczone rejony, chroniły konwoje, tropiły niemieckie pancerniki, torpedowały wrogie okręty. Swoją służbę pełniły wiernie do końca, do kapitulacji III Rzeszy w 1945 roku" - takie zachęcenie znajdziemy i na stronie Wydawnictwa Znak Historia i na okładce książki. Nie będę udawał, że to pierwsze moje z tym volumenem spotkanie. Pójdę krok dalej: to bodaj czwarte lub piąte wydanie tego klasycznego tytułu w mojej osobistej bibliotece. Tak, bo to jest klasyka gatunku marynistycznego, który odsłania, przypomina, uczy o chwalebnych kartach, jakie zapisała polska Marynarka Wojenna II Rzeczypospolitej.
W tym wydaniu mamy zebranych przeszło siedemset stron bezcennych informacji. Zadbano o stronę ikonograficzną książki na zadowalającym poziomie. Możemy zatem zobaczyć, jak wyglądali dzielni dowódcy okrętów, marynarze. Możemy poznać sylwetki okrętów-bohaterów! Wiele z tych nazw zapadło w mojej pamięci, np. ORP "Orzeł", ORP "Wilk", ORP "Dragon", ORP "Grom", ORP "Burza" (podziwiałem go, gdy dzieckiem będąc wieku przedszkolnego widziałem, jak cumował w Gdyni), ORP "Błyskawica", ORP "Piorun", ORP "Garland", ORP "Dzik". Chyba sporo, jak na prawdziwego lądowego szczura. 
"Książka jest dobra. Zapoznaje nas z wieloma fragmentami życia i walki naszej Marynarki Wojennej podczas minionych zmagań, a jej tytuł mówi o wszystkim" - to wypowiedź prasowa komandora porucznika Stanisława Mieszkowskiego (1903-1952) z 1947 r. Warto przypomnieć, że został on w majestacie stalinowskiego prawa zamordowany w Więzieniu Mokotowskim w Warszawie 16 XII 1952 r. To jego pomnik mogą dziś turyści oglądać w Kołobrzegu. Proszę zerknąć do mego wpisu na tym blogu z dnia 17 VIII 2014 r. Tam m. in. zdjęcie tego pomnika. 
Wychodzi, że tematyka morska nie jest mi zupełnie obca. Ale też nie odważę się wystawiać cenzurki Autorowi, z takim dorobkiem i takimi osiągnięciami. Brak mi śmiałości czy bezczelności, aby się na coś podobnego porwać! I to jest ten mój brak obiektywizmu, ale i wiedzy na temat floty, i jej bohaterów. Spostrzegłem inną możliwość, aby "Wielkie dni małej floty" mogły zaistnieć w tym cyklu. Sięgnę po cytaty świadków, uczestników walk, dowódców,w jednym przypadku nawet... wroga. To, moim zdaniem, doskonała rekomendacja. I dla niezwykłej narracji, ale też dla uznania pracy źródłowej, jaką wykonał Jerzy Pertek. Czytając wstęp poznamy proces tworzenia tej ważnej dla kilku pokoleń czytelników książki. Widzimy, jak z kolejnymi wydaniami rosła objętość, pojawiały się nowe cenne relacje, a tym samym obraz walk czynił się pełniejszym.
Z tego bogactwa zostawię tu kilka z takich relacji. Nie zapominajmy: na naszych oczach odchodzi pokolenie II wojny światowej. Nie wiem ilu jeszcze weteranów Marynarki Wojennej jest wśród nas, tym bardziej trzeba kolejnym pokoleniom przypominać, uczyć na nowo, proponować czytanie książek m. in. Jerzego Pertka (1920-1989). Wybór padł pomiędzy dwa... niemieckie pancerniki: "Schleswig-Holstein" und "Bismarck". Zatem do dział?!
 
Kapitan Franciszek Dąbrowski, zastępca dowódcy obrony Westerplatte - Około godziny 17 pancernik niemiecki został przyholowany w rejon Wisło-ujścia w pobliże Westerplatte i stanął przy przeciwległym brzegu kanału [...] na przestrzeni między wartownią I a wartownią II. Z miejsca znaleźliśmy się pod ścisłą obserwacją prowadzoną przez lornetki ze "Schleswiga".  
Komandor Włodzimierz Kodrębski, dowódca „Błyskawicy” - Około południa dnia 31 sierpnia, mijając latarnię morską Skagen, przeszliśmy blisko duńskiego pasażerskiego statku zdążającego widocznie do Kopenhagi; pasażerowie wylegli na pokład i witali nas powiewaniem chusteczek. Widok ten uradował nas, bo świadczył, że naród duński jest sympatiami po naszej stronie. 
Starszy bosman Wojciech Klisowski, członek załogi ORP "Gryfa" - Podoficer zawodowy [...] podaje po sprawdzeniu: "Trzy niemieckie, wysokość pięćset metrów idą wprost na nas". Oficer wachtowy podaje rozkaz "Nie strzelać". Po chwili padł rozkaz "Do dział" i załoga otworzyła ogień, lecz samoloty już odlatywały, wzięły kurs na dworzec morski w Gdyni, później na Nowy Port. 
Członek załogi ORP "Mazura" - Czarny słup ziemi zdążył jeszcze opaść, gdy drugi - ognia i pary - rośnie spod pomostu. ORP "Mazur" trafiony w śródokręcie przełamał się i tonie. Pomimo to jednak nie przestaje się bronić. Oficer artylerii [tj. porucznik marynarki Jacenty Dehnel, w książce wspominany jako Jacek - przyp. KN] osobiście strzela  z najcięższego karabinu maszynowego, ze sterczącej ponad wodę rufy. Strzela dopóki woda nie zmywa go z pokładu, a potem podpływa pod sterczący ponad powierzchnię maszt okrętu i zdejmuje zeń proporczyk dowódcy dywizjonu. 
Podporucznik Józef Iżycki, członek załogi ORP "Gryf" - Druga wachta obejmowała służbę, kiedy nagle, niespodziewanie, w szalonym pędzie zaczęły spadać z nieba stukasy. Zagrzmiały działa przeciwlotnicze, zaterkotały cekaemy i erkaemy. Marynarze chwycili za karabiny, woda zakotłowała się, w górę trysnęły fontanny. Rozgorzała fantazja marynarska, rozbudziły się szał i hazard... Tylko dyżurni sygnaliści, którzy musieli wysłuchiwać warkotu samolotów, widzieć tylko i liczyć spadające bomby, odruchowo zarzucali na głowy swoje granatowe kołnierze, bo zdawało się im, że każda bomba leci na okręt.
Komandor Stefan de Walden, dowódca kontrtorpedowca ORP „Wicher" - Ogień na pokładzie niemieckiego okrętu!
Ku memu zdumieniu przeciwnik, który strzela rozwidlonymi salwami, będąc w tak rozpaczliwej sytuacji, zdołał jednak wstrzelać się i przeszedł na ogień ciągły. Ale już jest za późno. Widzę, z jego salw, że strzelają już tylko dwa działa z gorączkowym pośpiechem. Jego czołowy partner osłania płonący okręt zasłoną dymną.
Kapitan Aleksander Grochowski, dowódca ORP "Rysia" - Decyduję wynurzyć się i w stanie nawodnym przebić się przez pierścień nieprzyjaciela, ewentualnie niszcząc go ogniem działa i nkm. Po wynurzeniu stwierdziłem, że światła "drobnoustrojów" pogasły. Po pewnym czasie dała się zauważyć w kierunku blisko dziobu długa, nierozpoznana sylwetka (mógł to być okręt podwodny). Wystrzeliłem dwie torpedy. Obiekt nie został trafiony. Za chwilę zniknął w ciemnościach.
Kapitan Bogusław Krawczyk, dowódca ORP "Wilka" - Nad ORP "Wilk" słychać było pracę śrub trawlerów. Na skutek wybuchów klapa lewego tłumika okazała się nieszczelna, tłumik napełnił się wodą i okręt zaczął tonąć, zatrzymując się na 50 m głębokości. Na tej głębokości okręt pozostał dwie godziny. W pewnej chwili na okręt ponownie zrzucono cztery bomby, jedna po drugiej, coraz bliżej okrętu, tak że ostatnia zatrzęsła silnie okrętem.
Kapitan Tadeusz Borysiewicz, dowódca ORP "Jaskółki" - Był to samotny nurkowiec, który upatrzył nas sobie w luce pomiędzy cumulusami i zaatakował z lotu nurkowego. Na myślenie nie było w takiej chwili czasu. Instynkt samozachowawczy podyktował właściwie postępowanie, toteż okręt uniknął rzuconej z 600 m bomby, która - na szczęście - eksplodowała pod wodą, nie dając odłamków. Próbowaliśmy też strzelać z naszych maksimów, lecz te - jak zwykle - zacięły się po krótkiej serii. 

Tych kilka zapisów, to obraz heroizmu pamiętnego roku 1939, kampanii polskiej, kiedy Marynarka Wojenna II Rzeczypospolitej podjęła nierówną walkę z Kriegsmarine. Poznajemy m. in. okoliczności obrony Helu, losy Flotylli Rzecznej w Pińsku, walk na Wiśle w rejonie Modlina. Znajdziemy też komunikaty m. in. Oberkommando der Wehrmacht, jak ten z 2 X 1939 r., kiedy kapitulował Hel: "Ostatni punkt oporu polskiego, umocniony półwysep Hel, poddał się wczoraj bezwarunkowo, zanim przygotowany wspólnie prze wojsko i marynarkę wojenną atak został przeprowadzony. Załoga licząca 52 oficerów, w tym polski dowódca floty, kontradmirał Unrug, i 4000 ludzi złożyła dziś przed południem broń". Jerzy Pertek nie zapomniał o pewnym szczególe, jak admirał Józef Unrug prowadził rozmowy z Niemcami: "Chociaż admirał Unrug przed I wojną światową służył w niemieckiej marynarce, rozmowa odbywała się za pośrednictwem tłumacza, polskiego podporucznika rezerwy z Gdyni". Przypomnę tylko, że dawny oficer Kaiserliche Marine będąc w niemieckim oflagu demonstracyjnie odmawiał porozumiewania się w języku niemieckim. Budujący opis spotkania z przyjmującym kapitulację admirałem Hubertem Schmundtem. Warto dodać, że obaj ukończyli tę samą Marineakademie w Kilonii. 
Czas na spojrzenia na to, jak dzielnie poczynali sobie polscy marynarze walcząc na morzach II wojny światowej z dala od swoich domów, rodzin, Polski. "Wielki dni małej floty", to hołd złożony ich heroizmowi, poświęceniu i wierności raz złożonej przysięgi.

Bosmanmat A. S., członek załogi ORP "Błyskawicy" - Rewanżujemy się dwoma seriami bomb hydrostatycznych. Po wybuchu ostatniej widzimy znowu peryskop. Pełną szybkością wpadamy na miejsce, gdzie peryskop zauważono, i "kropimy" jeszcze jedną serię bomb. Za rufą zauważamy kiosk wynurzającego się okrętu podwodnego i w tym momencie wybuchające nasze bomby hydrostatyczne. 
Kapitan Wienczysław Kon, oficer wachtowy ORP "Błyskawicy" - Na powierzchni morza ciągnie się ślad. Wydłużał się coraz bardziej do przodu, coraz bardziej zbliżał się do burty, ale i okręt szedł szybko do przodu. Nic już się zrobić nie dało. Trzeba było czekać, kto pierwszy minie celownik w tym wyścigu na śmierć i życie, celownik leżący na skrzyżowaniu dróg torpedy i okrętu. [...] Zostały sekundy, wydając się wiecznością. Patrzę na rufę okrętu i w duch błagam okręt: "Prędzej!".
Podchorąży Eryk Sopoćko, zaokrętowany na ORP "Orle" - Dziób i rufa storpedowanego statku pełne są ludzi w szarozielonych mundurach. Bezradnie biegają naokoło. Niektórzy rzucają deski do wody i skaczą na nie. Wybucha panika w najprawidłowszym znaczeniu tego słowa, jaką się rzadko widzi.
Niemiecki statek powoli chyli się na prawą burtę. W środku widać pomiędzy mostkiem kapitańskim a kominem duży, czarny i dymiący otwór. Słup dymu nad parowcem wznosi się coraz wyżej. 
Porucznik Kriegsmarine Herman Laugs, uczestnika walk o Narwik - Jest jeden, który się specjalnie wyróżnia: Polak [tj. ORP "Błyskawica" - przyp. KN]. Nasza zawziętość i nienawiść do niego rośnie z godziny na godzinę. Nie zapominamy towarzyszy z 23 kwietnia. Za wiele cierpienia widzieliśmy, abyśmy mogli go teraz tylko z ciekawością podziwiać. 
Bosman  Wacław Hryciuk, członek załogi ORP "Burzy" o walkach pod Dunkierką - ORP "Burza" zestrzeliwuje trzy nurkowce niemieckie, jednak dalsza obrona staje się coraz trudniejsza. Bomby padają już przy burcie i powodują silne uszkodzenie kotłów. Maszyny są na "stop". Artylerzyści nie przerywają ognia. Nurkowce atakują jeden po drugim. Naraz silny wybuch, wstrząs okrętem, kłęby dymu i pary i... koniec ataków. Niemcy odlecieli w przekonaniu, że ich dzieło zostało dokonane. 
Kapitan Wienczysław Kon, oficer wachtowy ORP "Błyskawicy" o walkach pod Dunkierką - Jedyne odgłosy, jakie do nas dochodziły, to szum morza płomieni, wycie pocisków dużego kalibru przypominające syreny, głuche detonacje. Poza tym miasto wydawało się zupełnie bezludne. Dym rozchodził się nierównymi ciężkimi smugami, raz przesłaniając nam widok, a raz ukazując całą ognistą panoramę. [...] Anglik, który był starszy od nas, nadał sygnał, żebyśmy spuścili łodzie i poszli ku nabrzeżu zabrać kogo się da.
Mat Kowalski, członek załogi ORP "Iskra" - Zajrzałem do kuchni. Garnki podskakiwały już nie na płycie kuchennej, ale na podłodze. Pozbierałem je i zabrałem się do gotowania obiadu. Ale mało było amatorów. Nie wiem, czy mój brak zdolności kulinarnych był tego przyczyną czy też... Neptun. Pomimo fali i sztormu dobiliśmy szczęśliwie do Gibraltaru, gdzie Anglicy otoczyli nas życzliwą opieką. 
Kapitan Józef Bartosik, członek załogi ORP "Garland" - Były wtedy chwile, że wodne kurtyny wybuchających bomb otaczały nas ze wszystkich stron. Okręt trząsł się i podskakiwał w konwulsjach. Wyglądało to jak prawdziwy taniec ze śmiercią. Nie bez powodu sąsiedzi nasi dopytywali się kilkakrotnie, czy nie potrzebujemy pomocy albo lekarza. Owszem, doczekali się od nas potwierdzenia, ale z innego powodu, po ostatnim ataku maszyny odmówiły posłuszeństwa. Para w kotłach uciekła przez popękane rurki i turbiny stanęły. [...] Zresztą wystarczyło, aby nawinęła się bodaj jedna łódź podwodna. Przecież do stojącego nie można nie trafić!
Nastrój na pokładzie ORP "Pioruna" opisał jeden ze świadków - Wszyscy na "Piorunie" wiedzieli, że pociski kontrtorpedowca nie mogą zaszkodzić "Bismarckowi", ale gdy o godzinie 22,45 ten ostatni otworzył ogień i pociski obramowały "Pioruna", dowódca uległ pokusie i dał rozkaz rozpoczęcia strzelania: "Trzy salwy na cześć Polski!". 
 
"Nieustraszonym pościgiem umożliwił Pan zgromadzenie się brytyjskich jednostek bojowych, a tym samym pokonanie wroga, okrywając Marynarkę Wojenną Rzeczypospolitej nowym wieńcem wawrzynu. Niech Bóg błogosławi Waszemu rycerskiemu trudowi, niech Was ma w swej opiece i niech Was, zwycięskich, szczęśliwie do ojczyzny brzegów doprowadzi" - tak pisał Ignacy Jan Paderewski (1860-1941)  do komandora Eugeniusza Pławskiego, dowódcy ORP "Pioruna" po jego walce z pancernikiem "Bismarck". List o tyle znamienny, iż miesiąc po jego napisaniu były premier zmarł. Pragnę na koniec oddać pełni głos Autorowi. Zatem uświadomienie nam laikom, jaką siłą dysponował pancernik "Bismarck", a co mógł mu przeciwstawić polski kontrtorpedowiec: "...«Piorun» wypierał 1760 ton, «Bismarck» zaś przeszło 42 000, a więc 25 razy więcej; nie daje też dokładnego obrazu zestawienie załóg obu okrętów: 220 ludzi liczyła załoga «Pioruna», blisko 2,2 tysiąca załoga «Bismarcka»! I wreszcie porównanie, które może najwięcej powie: salwa burtowa «Pioruna» ważyła 132 kilogramy, salwa zaś najcięższej i średniej artylerii «Bismarcka» ponad 8000 kilogramów, a więc przeszło 60 razy więcej". Liczby nie kłamią, gdyby ORP "Piorun" nie zachował bezpiecznej odległości, to jedna salwa z "Bismarcka" rozłupałaby polski okręt na strzępy!
"Wielkie dni małej floty", to klasyka gatunku. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś kto interesuje się losem polskiej Marynarki Wojennej lat II wojny światowej (1939-1945) nie znał tej książki lub nie miał w planach jej przeczytania. To po prostu niemożliwe! Biblioteczka marynistyczna bez niej?  To jak okręt bez kotwicy! Nie da się popłynąć po kartach chwalebnej historii bez wzięcia do ręki tego, co napisał Jerzy Pertek. Komunały? Przypomnienie. Proszę mi wierzyć: sama objętość tomu może wystraszyć potencjalnego czytelnika. Ja jestem zdania, że tak być musi! I na Posejdona i Neptuna nigdy nie pytajcie "czy książka jest gruba?", tylko "czy książka jest ciekawa?". Gdyby tak nie było, to nikt nie porywałby się na jej ponowne wydanie. 
Wiernych Czytelników "Przeczytań" pozostawiam z mottem, jakim Jerzy Pertek otworzył swoją książkę. Niech ta myśl przyświeca nam przy czytaniu, ale i wtedy, gdy odłożymy ją na półkę.
 
"MARYNARZOWI POLSKIEMU,
który nie szczędził krwi ani życia
 w walce o Polskę silną na morzu".

Brak komentarzy: