sobota, kwietnia 01, 2023

Prima Aprilis z Marianem Załuckim, czyli 1 kwitnia...

Oj napisało mi się: 1 kwitnia! Zaraz skrzywiła się mina, że jakoś nie po polsku, nie po narodowemu, a nawet nie po wioskowemu. Bo we mnie też drzemie kawał chłopa i chama, tego spod Kaczanowa, Gierłatowa, Bagrowa czy innego Mąkowarska i Komorzy Wielkiej. A może, to mego wypisywania... kwitnia? Czyli kwita, a może i... kita. Szukać mi księdza na podorędzie? Nie wiem. Wiem, że nam się kwartał pierwszy zamknął, jak to każdego roku 31 marca, bez galicyjskiego smacznego (za-)grzańca? No to sobie pomyślałem, że warto w ten pierwszy dzień kwitniowy wejść z przytupem i dobrym humorem. Tak, nie ukrywam, rzecz by to była stracona, olśniony jestem jakby nade mną jasność jakaś powstała, bo odkryłem czym jest humor Mariana Załuckiego (1920-1979). Nie tylko w piśmie (patrz zbiorek/tomik "A nie mówiłem?"), ale i w mowie, bo... słucham na YT i pełno go w mojej dotąd pustej głowie.
Zatem w dzień pierwszy kwitnia wracam do wspomnianej książki z serii "Biblioteki Stańczyka" AD 1961. Po uważnym przeczytaniu, przebadaniu, zrozumieniu, zachodzę w głowę, jak to możliwe, że gomułkowska cenzura jednak pozwoliła na druk, na występy, na te puenty - palce lizać! Dziś nikogo nie zdziwi premier z Krakowa, ale wtedy każden wiedział czyja w rządzie łysa świeciła się głowa i inne takie duperele. 
Tak, to taka podróż po PRL-u. Skoro z roku '61, to nawet takiego, co i mnie nieznany, bom w '63 zrodzony. Wybiorę kilka fragmentów, aby nie były zbyt... trudne, to znaczy takie, co bez przypisów zrozumieją współczesne czytelniki. Zobaczmy, co nam się ułożyć ze strof przypadkowo dobranych. Efekt wyszedł taki:

Ja oszczędzam ministrów
przez wrodzoną oszczędność,
no - po prostu
z myślą o jutrze...
Nieraz pięciu od razu 
ugryźć chciało się by,
lecz potem bym już nie miał
kogo włożyć do gęby!
Więc oszczędzać mi każe
myśl przezorna i bystra:
tu oszczędzę ministra -
i tak ziarnko
 do ziarnka,
aż mi się uzbiera do samego Premiera.
 
Wciąż się Krakowa nie docenia
przez jakieś dawne uprzedzenia:
że miasto emerytów...
Bzdury!
Któż wyżyłby z emerytury?
Centusie? Skąpi?
Też nie sądzę:
gdy o państwowe idzie pieniądz,
stolica może być... Bez słowa. 

O, Londyn...
Kraina dla grubych szczęśliwa,
gdzie co dzień ci parę funtów ubywa.
Jak w naszej Krynicy -
która z tego słynie,
że w ciągu dni niewielu
możesz tam zyskać te wysmukłą linię.
Tu - w okolicy portfelu.

- No, panowie, panowie!...
Zamiast rzec coś takiego,
co nadszarpnie więzy -
lepiej się ugryźcie
w ten nasz wspólny język!
Bo tu szczebel najwyższy - 
kończy się drabina
i już amen, proszę panów:
Niebo się zaczyna,
gdzie
ni pertraktacji,
ni rozmów nie macie-ż!
Najwyżej 
litanię
i pacierz...

I oto znowuż koło wtorku
zjadą się (dla mnie!) w Nowym Jorku
najwięksi na tym globie.
Dla mego Dobra ten coś powie, 
dla mego Szczęścia ów coś powie,
a ja tu sobie
poczekam w Krakowie -
wzruszony, że im chce się
tak - w moim interesie...
 
Rozwój techniczny te ma ciernie,
że nie szedł z naszym
równomiernie:
Człowiek się nie unowocześnia!
Dokumentacja przestarzała.
Aparatura wciąż sprzed września.
Pardon - ale chała!  

Chyba pójdę do ONZ-etu,
rozbrajająco się uśmiechnę
i poproszę
o rozbrojenie powszechne!
Powszechne i kompletne,
bom ja entuzjasta:
z zakazem produkcji wałków do ciasta!
I wszystkiego.
Systematycznie.
kolejno -
dopóki już tylko amorkom pozostaną łuki! 

Kiedy łaknie ktoś wódki
(lecz nie jednej - paru!),
gdy nocą kogoś nosi od baru do baru -
mamy na to zwrot prosty,
mamy zwięzły synonim:
"poszedł w Polskę" - 
mówi się o nim.
 
A w New Yorku zwiedziłem -
nie robię sekretu -
ów jednorodzinny
domek ONZ-etu...
Jednorodzinny!
Bo choć hen się wspina, 
tam taka idea i taka zasada,
że wszystkie narody -
to jedna rodzina!
A z rodziną - wiadomo: 
nikt się nie dogada.
 
Na dziś wystarczy! 1 kwitnia zobowiązuje jednak do umiaru, smaku! Że bez fraku? Nie mam nawet smokingu i nie wiem czy wbiję się w garnitur, takie zgubne to on-line uczenie... Jestem zachwycony swoim odkryciem twórczości pisanej i wykonawstwa Mariana Załuckiego. To drugie zawdzięczam prof. J. Bralczykowi, o którym wspominałem przy okazji I Dnia Wojciecha Młynarskiego, 25 marca. Skoro wspomniał o kunszcie oratorskim MZ, to i wszedłem na YT. Śmiałem się? Nie! Gorzej! Wyłem ze śmiechu! Taki spóźniony zachwyt. Ale lepiej później, niż nigdy. A 1 kwitnia jest kapitalna okazją, aby odciążyć się od współczesności. Z drugiej strony, czy aby na pewno teksty sprzed sześciu dekad (!) są na tyle przeterminowane, że aż niestrawne? Sami odpowiedzmy sobie na tak postawione pytanie. Amen.
 
PS: To zapis z 2022 r. Nie opublikowałem go wtedy ze względu na trwającą wojnę w Ukrainie
_______________________________
Załucki M., A nie mówiłem?, Iskry, Warszawa 1961, s. 8,  12, 14, 21-22, 25, 28, 33, 37

Brak komentarzy: