czwartek, marca 02, 2023
Przeczytania - 464 - Agata Puścikowska "Siostry Nadzei. Nieznane historie bohaterskich kobiet walczących na Ukrainie" (Wydawnictwo Znak)
"Gdy 24 lutego wojska rosyjskie zaatakowały Ukrainę, siostry zakonne
rozpoczęły własną walkę o człowieczeństwo w piekle wojny. Pozostały w
kraju, aby służyć ludziom tak samo jak ich poprzedniczki podczas drugiej
wojny światowej. Inne, zmuszone działaniami wojennymi i koniecznością
ochrony podopiecznych, swoją posługę sprawują w Polsce, pomagając tym,
którzy zostali za wschodnią granicą" - to jeden z zapisów na okładce książki. Chciałoby się dopisać: zbyteczny. Tylko ktoś wyjątkowo upośledzony w swej niechęci do Ukrainy i Ukraińców mógłby obojętnie przechodzić koło piekła, jakie 24 lutego 2022 r. zgotował sąsiedzkim pobratymcom Władymir Putin. To jedna z tych trudnych książek, które pisze teraźniejszość. Nie takiego chce świata cywilizowany homo sapiens sapiens! W jakim koszmarze obudziliśmy się przed rokiem? Co uroiło się w głowie moskiewskiego watażki, który uwierzył w swą moc?! Na razie nie osiągnął celu napaści! Przyniósł śmierć i zagładę! Zmusił miliony do porzucenia swoich domów!
Książka pani Agaty Puścikowskiej "Siostry nadziei" nie jest pierwszą, jaką wydaje Znak, nie jest też pierwszą na moim blogu. Proszę zerknąć do odcinków 323 i 450 tego cyklu. Wspólny mianownik: los polskich zakonnic w piekle wojennym! Po raz kolejny zdają egzamin z wiary, której się oddały, powołaniu za którym poszły, z człowieczeństwa, którego widać zabrakło kremlowskim bandytom!
Dostajemy kolejny obraz żyć polskich zakonnic, które nie uciekły, nie uniosły głów z pożogi! ONE - tam są! ONE - tam niosą pomoc i otuchę! ONE - tam ryzykują własnym życiem! Nie nam, siedzącym w cieple czterech ścian, deliberować, czy nawet wystawiać laurki. Obawiam się, że większość z nas po prostu zawstydziłby heroizm sióstr, które pozostały tam w Ukrainie.
Mamy książkę tak świeżą w odbiorze, że aż boli czytanie o świecie, który z każdym dniem obraca się w ruinę, zostawia groby i niepewność. Nie da się spokojnie przechodzić od epizodu, do epizodu. Nie mieści się nam w głowach, że to wszystko dzieje się w domu naszych sąsiadów, za częścią naszej wschodniej granicy. A w tym piekle... dzieci.
"Dużo osób chciało wozić pomoc z Polski, mężczyźni za darmo przewozili i pomagali z wyładowaniem paczek. Zarówno Polacy, jak i tutejsi pomagali niesamowicie ofiarnie. Ludzie, którzy mają coś więcej, czują, że powinni się dzielić. Że muszą coś dawać z siebie. To bardzo buduje..." - to przypadkowo wybrany głos. Należy do siostry Aksany. Zostawię kilka z nich a tym pisaniu. Inaczej nie mogę. Dla mnie to głosy historii, która mówi do mnie dziś i teraz, będzie mówić dopóki będę uczył swoich uczniów. Od blisko roku również tych z Ukrainy. Proszę zerknąć na ten blog, znajdziecie tu ich głosy, relacje, prawdę o tym, co się stało po 24 lutego 2022 r. Dla mnie to był do wtedy dzień ważny, bo imienin jedynego mego Syna. Teraz?
"...czyniąc nieprawość runęli: zostali powaleni i nie mogą powstać" - to Psalm 36, 13. To motto tej książki. Autorka zapisała na pierwszej stronie: "...24 lutego 2022 roku przeszedł do historii jako moment, który zmienił życie milionów ludzi nie tylko na Ukrainie, ale też w Polsce i wielu innych krajach. [...] W miejscu prostej codzienności pojawiły się lęk, cierpienie, obawa przed jutrem". Ładnie ujęła sens i znaczenie swej pracy, jaką jest ta książka: "Książka ta jest więc w dużym stopniu zapisem symbolicznym, bo opisane domy i siostry to swoista reprezentacja ogromnej, milczącej większej całości". A ja tę reprezentację jeszcze okrawam?
Słowo 1: Mówiąc szczerze, byłam przekonana, że do tego jednak nie dojdzie. Nawet gdy ktoś się lękał, pytał o przyszłość, to radziłam, by cieszył się życiem i nie słuchał stresujących informacji. Nawet kiedy w parafii namawiali ludzi, by przygotowywać zapasy medykamentów, zbierać podstawowe leki i opatrunki, jakoś miałam do tego dystans i się w to nie włączyłam.
Słowo 2: Sporo ludzi na przykład przyjechało do nas z Czernichowa. Byli i przesiedleńcy z Charkowa czy Irpienia. To głównie rodziny z dziećmi, z terenów bardziej gorących. [...] W czasie wojny wszystko się zmienia. Inaczej się patrzy na świat, inaczej buduje priorytety. Zresztą oni sami też potwierdzają: jeśli przeżyje się wojnę, wszystko w człowieku sie przewartościowuje.
Słowo 3: Gdy dojechaliśmy do Przemyśla, na dworcu powitały nas kamery i dziennikarze oraz mnóstwo ludzi, którzy próbowali nas nakarmić i napoić. Dawali kanapki, herbatę, uśmiechali się. Rozpłakałam się. Dopiero wtedy sobie uświadomiłam, że zaczęło się dziać coś bardzo złego. Ze mój kraj jest w strasznych opałach.
Słowo 4: Tak, widziałam jeszcze niepochowane ciała. Najpierw bardzo płakałam. To mi pozwalało oczyścić się, wyrzucić z siebie ból. Jednak trzeba było działać.
Słowo 5: Wszyscy zdążaliśmy w jednym kierunku, auto przy aucie. I tak do samej granicy. Widzieliśmy po drodze dużo przykrych, trudnych scen, gdy mężczyźni dowozili swoje żony i dzieci, a sami musieli wracać. Wtedy już trwała mobilizacja, więc ojcowie szykowali się na front.
Te słowa, to kolejne losy, życia potargane wojną. "...dzieci, która doświadczają wojny, długo są nią naznaczone. [...] Trzeba czasu, żeby po doświadczeniu wojennymi przywyknąć do normalności" - to głos siostry Iriny. Trudno sobie wyobrazić, co teraz przeżywają dziewczęta i chłopcy w Ukrainie. Ich świata sprzed 24 lutego po prostu nie ma. To coś więcej, niż rozsypane życiowe puzzle. Sam należę do pierwszego pokolenia w mojej rodzinie, które w XX w. nie zaznało wojny. Teraz rozważam czy sami nie będziemy w niej utopieni? Nie udaje się z wyłączenie emocji przy czytaniu tej książkę. Patrzę na zdjęcia moich wnuków i... zaczynam się bać. A siostra Irina dalej powiedziała o najmłodszych dzieciach: "Wojna powoduje, że szybciej dorastają, szybciej dojrzewają. One już wiedzą, że życie jest kruche, że wartości największe to drugi człowiek, przyjaźń, pokój". Nie chcę takiego dojrzewania dla mego Jerzyka i Grzesia.
Słowo 6: ...ludzie przystają na ulicy, klękają wzdłuż jezdni. Auto jedzie środkiem; wiozą w trumnie chłopaka: dwadzieścia lat, dwadzieścia dwa, do wioski niedaleko nas. Ludzie płaczą i oddają hołd. A takich scen jest coraz więcej.
Słowo 7: Ludzie mnie pytają o sens cierpienia, ja sama też pytam. Nie, nie spieram się z Bogiem, ale modlę się o zakończenie wony. Żeby dobro jak najszybciej zatriumfowało. [...] Trudno się dziwić, że ofiara wojny cieszy się ze strat wroga. Jednak trzeba walczyć i o to, by wróg nie zabił w nas wiary, nadziei i miłości. Czyli człowieczeństwa. Bo wtedy by wygrał.
Słowo 8: Jak lecą rakiety i włączają się alarmy, chwytamy za różańce. Ale trzeba żyć, mimo strachu. Pracujemy, modlimy się i dziękujemy Bogu za każdy kolejny przeżyty dzień. A tak poza tym to prawdę powiem: my nic wielkiego tutaj nie robimy.
Słowo 9: Gdy dzwonią do mnie znajomi z Polski, nie proszę o rzeczy dla nas. My skromnie, ale bezpiecznie żyjemy. Proszę dla tych, którzy mają problemy z otrzymaniem powszechnego chleba.
Słowo 10: Jedne dzieciaczki jeszcze na rękach, inne maszerowały przy matkach. Te starsze, co nas bardzo zaskoczyło, były przerażająco ciche. Jak nie dzieci! Ciche, poważne, wycofane. To, co widziały, cała ta ewakuacja, wywarło na nich ogromne wrażenie.
"W niektórych budzą się straszne, obrzydliwe, zwierzęce instynkty. Jednak dobra jest więcej, tyle że jest mniej widoczne, nie tak spektakularne. Na co dzień faktycznie widać zło i dobro, ciemność i jasność. To jest walka dobra ze złem" - opowiada siostra Renata, która znalazła schronienie w klasztorze Zgromadzenia Sióstr Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Jazłowcu. Nie myślałem, że znajdę na kartach tych opowieści tak znaną i bliską miejscowość. Przecież, to ukochany Jazłowiec śp. cioci Marysi Poźniak (1936-2018). Jest też wspominany Czortków, gdzie przed II wojną światową cioci tata był zarządcą tamtejszego klasztoru.
Słowo 11: Widzimy siłę modlitwy i ufność, z jaką na przykład nasze starsze parafianki modlą się na różańcu. To i nas buduje, uczy. Któregoś dnia byłam świadkiem, jak się zaczął alarm bombowy. Ja chciałam iść do piwnic, a babcie obok mnie po prostu upadły na kolana i zaczęły się modlić Koronką do Miłosierdzia Bożego.
Słowo 12: Czas wojny to lekcja miłości. Codziennie rano wstajemy z nadzieją, z zawierzeniem Panu Bogu, że ta wojna skończy się zwycięstwem Ukrainy, bo prawda jest po naszej stronie.
Słowo 13: Ci, którzy planowali zostać, przychodzili do nas, bo się bali, że im wyjedziemy. Mocno czułyśmy wtedy, że jesteśmy dla nich ostoją. Nawet gdybyśmy nic nie robiły, świadomość, że jesteśmy na miejscu, i tak była kojąca, dawała nadzieję.
Słowo 14: ...z dnia na dzień robi się coraz trudniej: wszystko drożeje. Dla mnie najboleśniejsze jest to, jak widzę, że swój na swoim zarabia, bo i to się dzieje. Paskudna sprawa, ale takie są wojenne realia.
Słowo 15: Ubrania, porządne i czyste, to naprawdę podstawa, by poczuć się godnie. Wyobraźmy sobie sytuację, że z dnia na dzień nasza szafa to worek z trzema parami majtek. To trudne doświadczenie, zwłaszcza dla kobiet.
Na skrzydle okładki pojawiło się przesłanie tej książki. Brzmi ono: "DLA WSZYSTKICH SPRAGNIONYCH NADZIEI W ZRANIONYM ŚWIECIE". W to pisanie sam wkomponowuje mi się Fryderyk Chopin i jego nokturn op. 9, nr 2. Bo takiej muzyki słucham, kiedy wystukuje kolejne literki. Nie dość na tym, za zakładkę do książki posłużyła mi kartka z kalendarza z mottem Arystotelesa: "WARUNKIEM ISTNIENIA DEMOKRATYCZNEGO PAŃSTWA JEST WOLNOŚĆ". Zwykły zbieg okoliczności.
PS: Podkreślenia w cytowanych tekstach - moje.
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.