sobota, grudnia 17, 2022
Przeczytania (460) Wioletta Sawicka "Wilcze dzieci" (Prószyński i S-ka)
"Chłopak jeszcze pochlipywał, jeszcze płakał, ale już mu poróżowiały policzki, ściemniały piegi i szczerze zaczynał się śmiać. Gustlik rozwarł kolana, puścił go. Dziecko zrobiło pół kroku przed siebie, zaklaskało i wyciągnęło ręce.
- Gib mir! Oh, gib mir diesen Frosch.
Po tych słowach roześmiane wokół twarze zastygły. Zabawka spadła z kolan Grigorija w trawę i leżąc do góry brzuchem coraz wolniej wierzgała łapami" - pani Wioletta Sawicka nie pochwali mnie za ten cytat [1]. I może wielu wykrzywi gniewnie wargi, albo oberwie mi się za przypominanie literackiej agitki, jaką bez wątpienia była powieść J. Przymanowskiego, pt. "Czterej pancerni i pies". Bo to cytat z tej powieści. Trochę wygładzono tę scenę w serialowej adaptacji. dlaczego go tu przypominam? Bo takie miałem pierwsze skojarzenie na wiadomość, że Prószyński i S-ka wydają książkę "Wilcze dzieci". Bo spojrzałem w oczy dziewczynek, jakie spoglądają na nas ze zdjęcia/okładki i pomyślałem: to tylko dzieci. Nie chcę się wymądrzać! Bo co ja wiem, urodzony osiemnaście lat po upadku III Rzeszy? Nie widziałem tego świata, realia znam tylko z książek. Opowieści moich rodziców (roczniki 1935 i 1936) tylko w pewnym zakresie mogą mi być pomocne dla dotknięcia lat wojny. Żadne z nich jednak nie podzieliło losu wilczych dzieci/Wolfskinder.
Może to jakiś tylko zbieg okoliczności, ale po skorzystaniu z powieściowego cytatu otworzyłem "Wilcze dzieci" na jednej ze stron. Przeczytałem: "Potworność jednych oprawców zderzyła się z drugą. Przez wiele dziesięcioleci prawdziwy obraz wyzwalania Europy z jarzma faszyzmu przez armię radziecką stanowił temat tabu. Jedynie poprawny wizerunek sojuszników utrwalały w PRL propagandowe filmy i seriale, choćby słynni Czterej pancerni i pies".
Kiedy czytamy książki o okrucieństwie wojennym, które niszczyło świat dzieci, musimy sobie postawić pytanie: dlaczego dzieci cierpiały za zbrodnie swoich rodziców czy dziadków? Śmiem twierdzić, że musiało upłynąć wiele lat, aby taka książka mogła powstać. Jestem zdania, że już moim pokoleniem los niemieckich dzieci powinien wstrząsnąć. Większość z nas jest zapewne rodzicami czy dziadkami. I to naprawdę zmienia kąt patrzenia, perspektywę oceny. Wiem po sobie, że mnie wychowywano w wrogości wszystkiego, co niemieckie. Na dźwięk słowa "Niemiec" widziałem druty, egzekucje, selekcję w obozach zagłady. Trzeba było lat, aby zmieniło się takie myślenie. Nie, jestem ostatnim człowiekiem, który postulowałby: zapomnijmy. Tego się zrobić nie da. Będę wspominał pana J. Zieliniewicz (1926-2018), numer obozowy 138142, który opowiadając o okrucieństwie Auschwitz-Birkenau nigdy nie przelewał swej goryczy na kolejne pokolenia.
Nie ukrywam, ale myślałem, że książka pani Wioletty Sawickiej będzie obszerniejsza. Wypełnia pewną lukę historyczną, ale powinna być zaczątkiem czegoś większego. A może jest jakaś obszerna na ten temat monografia. Zaglądam do bibliografii. Obfitości tam nie znajduję. Zapewne w języku niemieckim powstało wiele pozycji. Tu znajduje, jeśli dobrze odczytuję, tylko trzy. Ważne jednak, że choć mamy te przeszło dwieście stron historii. Nie tylko samych wilczych dzieci, ale i tła dziejowego, które tworzą smutną i brutalną rzeczywistość, kiedy ginął świat III Rzeszy i powojennej hekatombie. Cenny dopisek, który znajdujemy pod tytułem: "Dziecko wobec wojny jest zawsze ofiarą, niezależnie po której stronie się urodziło".
Nie zamierzam dokładać genezy, o której pisze pani Wioletta Sawicka. Dla mnie najważniejsze są relacje dzieci. Zostawiam ich kilka z belferskiej premedytacji (jak zwykle budzi się we mnie wyrobnik swego zawodu), bo wiem, że będę do nich wracał na moich lekcjach. Już kiedyś zaskakiwałem moją młodzież m. in. losem niemieckich dzieci, kiedy padły ofiarami nazistowskiej eugeniki [2]. Teraz, dzięki książce "Wilcze dzieci", dostaną los kolejnych, których wyroki historii skazały na poniewierkę. Aby obraz był jednak pełny zacytuję rozkaz generała Iwana Czerniachowskiego / Иванa Даниловичa Черняховского (1906-1945): "Teraz stoimy przed jaskinią, z której napadł na nas faszystowski agresor. [...] Nie będzie litości dla nikogo. Kraj faszystów musi przemienić się w pustynię". Dla wielu Niemców rozpoczął się exodus jakiego sobie nawet nie mogli wyobrazić...
Fryda: Nadszedł straszny czas, w którym nie znaliśmy żadnego odpoczynku. Wiodła nas niby tajemna moc coraz dalej, przez noce oświetlone pożarem, gdzie wycie granatów nie ustawało, przez dni smutne i szare, w których walki się toczyły.
Berta: Wszystko straciło głowy, każdy szukał schronienia w ucieczce. Przywieziono tam transport z Morąga. W wagonach tylko połowa pasażerów przeżyła transport. Prócz trupów i chorych było dużo matek takich, które po utracie swych dzieci dostały pomieszania zmysłów.
Ela Eryka: Zaczęłam płakać, moja mamusia również, ale to nic nie pomogło, ciągnęli mnie za rękę. Broniłam się, jak tylko mogłam. Jeden żołnierz z karabinem stał i chciał mnie zastrzelić. Gdyby mi nie żal było mojej mamusi i moich trzech braci, wolałabym lepiej życie oddać, niż takiej bandzie w ręce wpaść.
Elfryda: ... następne wojsko odnosiło się w niemożliwy sposób do kobiet, matek i chłopców. i ja zostałam zgwałcona. Kryjąc się w stodole pod samym dachem, nagłodowaliśmy się i postanowiłyśmy wrócić jak najszybciej do domu.
"Gwałt jako oręż zwycięzców wobec zwyciężonych był stosowany od zarania dziejów. [...] Jednak nie sposób sobie wyobrazić skali i sadyzmu gwałtów, jakich dopuszczali się czerwonoarmiści w schyłkowym okresie wojny" - śmiem twierdzić, że o tym nikogo nie trzeba uświadamiać. W wielu rodzinach bydgoskich przekazywane są opowieści na ten temat, o tym jak plądrowano mieszkania i gospodarstwa, łupino na potęgę, traktowano Kujawy i Pomorze jako Rzeszę! "Mama opowiadała, że Rosjanie strasznie gwałcili Warmiaczki. Codziennie słyszała krzyki i płacz kobie z sąsiednich kamienic. Tata zabronił mamie wychodzić samej z domu [...]" - powoływała się na wspomnienia rodziców pani Wanda. Szacunki są porażające: "Według szacunków historyków samych Niemek Sowieci zgwałcili ponad 2 miliony". Plakaty w tym okresie niemal krzyczały do sołdatów: "Zabijaj wszystkich Niemców, zabijaj ich dzieci. nie ma niewinnych Niemców. Weź ich majątek, weź ich kobiety. To twoje prawo, twój łup".
Otto: Jak Rosjanie się upili, to szukali kobiet. Ładowali się do domów, żeby je dopaść. Kobiety bardzo płakały. Moja ciotka miała dziewięciu w kolejce za jednym razem. Jeden żołnierz za drugim.
Agnieszka: W progu jednego z domów stała kobieta spod Ełku z dzieckiem na ręku, które urodziła sześć tygodni temu. Przy niej stały dwie córeczki, mające pięć i siedem lat. Rosyjski żołnierz podszedł do niej, wyrwał z rak niemowlę i rzucił na łóżko w izbie. Ją zawlókł przed chatę i na oczach dziewczynek zgwałcił, a potem zastrzelił.
Elżbieta: Widziałam, jak dziewczyna, córka kowala, dziewiętnastoletnia, przez trzynastu Rosjan została zgwałcona i jeszcze na końcu rozerwana. Było to okropne, czasami wolałabym nie istnieć na świecie.
Ela Małgorzata: Przed bramą zmuszono moja matkę, ojca i brata zostać, tylko mnie samą wpuszczono. Ja miałam wrażenie, że idę na rzeź. To, co przyszło, było o wiele gorsze dla mnie aniżeli szybka śmierć. Zgwałcono mnie: musiałam się poddać trzem oficerom.
Trudno czytać o barbarzyństwie, jakie nadciągnęło ze Wschodu. Szybko zapominamy, że chodzi m. in. o Niemki. Widzimy po prostu dramat niewinnych kobiet, bez względu na wiek. To dobrze, że oddano tez głos Rosjanom. Przyznanie się do okrucieństwa ma znaczenie. "Dlaczego wielu naszych żołnierzy okazało się zwykłymi bandytami, którzy całymi sforami gwałcili kobiety i dziewczęta - na skraju drogi, w śniegu, w sini domu; którzy zabijali bezbronnych, wszystko, co mogli, zabierali ze sobą, niszczyli, psuli i palili" - to wypowiedź majora Lwa Kopielewa. skazano go na 10 lat łagrów, bo przeciwstawiał się okrucieństwu i gwałtom swoich podkomendnych. Jest też zapis z A. Sołżenicyna, który podzielił los wspomnianego oficera. Proszę się nie dziwić, kiedy traficie na wiersze tegoż.
"Podobno określenie «wilcze dzieci» dla ukrywających się w lasach sierot wschodniopruskich wymyśliła jakaś dziennikarka. Nie wiem, czy tak było istotnie, ale nazwa w pewnym sensie wydaje się trafna" - czytam za Autorką. I kreśli los dzieci z okolic Królewca (Königsberg, Калининград), pogranicza z Litwą (wtedy już sowiecką). Strasznej zimy przełomu 1946 i 1947, kiedy zdesperowane matki wymieniały dziecko na... worek mąki, aby móc utrzymać resztę dzieci. Dzieci z kolei udające się na żebry! "Złapane przez milicję czy żołnierzy dzieci były bite i wyrzucane z jadących pociągów. Nie można ustalić, ile z nich zginęło podczas takich eskapad" - czytamy dalej. Wiele z nich zostawione same sobie umierały z głodu, bo nikogo nie obchodził ich los.
Liesabeth: Nie wszystkie drzwi zamykano mi przed nosem. Gdy pukałam, otwierały zwykle kobiety. niektóre były bardzo życzliwe i gdy widziały, jak stoję przed nimi bez butów, tylko w szmatach, którymi okręcała stopy, po prostu nie umiały mi odmówić.
Luise: Kiedy weszli do nas krasnoarmiejcy, zabrali kobiety i dzieci do wioski oddalonej od naszej o jakieś osiem kilometrów. Tam dniem i nocą, na oczach dzieci, gwałcili wszystkie kobiety. moją mamę też. Gdy przyszli po nią kolejny raz i powiedzieli Frau komm, mama nie poszła. Nie miała już sił, więc ją rozstrzelali na miejscu, a trzymała wtedy na kolanach mojego młodszego brata, Günter. On przeżył.
Olaf: Ludzie umierali jak muchy. chowano ich w lejach po bombach, bez trumien, bez modlitwy, bez łez. Dokoła panował tylko strach, głód i wszechobecna śmierć. Mama zbierała każdy okruch, każdą łupinę. Nie było już psów i kotów...
Hans-Werner: Czy ktokolwiek zrozumie, co to znaczy, kiedy dziecko żyje w rozdartym wojna kraju przez prawie dwie zimy i jedno lato zupełnie samotnie, bez krewnych, bez domu, bez schronienia, a co najważniejsze, bez chleba powszedniego?
To są wszystko wspomnienia wilczych dzieci! Na oczach ich ginęły matki, gwałcone były siostry, one porzucone albo ginęły w pobliskich lasach, albo udało się im przeżyć. I jak Luise Qutisch trafić na wyjątkowa rodzinę, która nie tylko otoczyła ja opieka i miłością, ale sprawiła, że dziewczynka zdobyła wyższe wykształcenie. możemy nawet zobazcyć ją na fotografii ze swa litewską mamą. Dla wielu wilczych dzieci świat bez matki, to był po prostu wyrok śmierci! Wspomnienia Ruth Deske nie powinny nikogo pozostawić obojętnym. Musiała zastąpić rodzeństwu zmarłą matkę, uratować je przed głodem i poniewierką. Znalazła im miejsce u litewskich rodzin. Sama też znalazła swą rodzinną przystań i jako jedyna potem odjechała do Niemiec. Miała później dowagę odwiedzić dawne Prusy Wschodnie. Żyłą pragnieniem: "Odnaleźć grób mojej matki, pokłonić sie jej i powiedzieć: «Mamo, dotrzymałam obietnicy»".
Książki pani W. Sawickiej nie da sie tak sobie odczytać i pójść z psem na spacer. To straszny dokument. ilość błędów literowych, jakie popełniam, to widomy znak, jak bardzo mną porusza to wszystko o czym czytam lub tu przepisuję. Co chwila wyraz na czerwono. Należy podziwiać te rodziny litewskie, które mimo sowieckiego zniewolenia, represji i terroru odważyły się wziąć do siebie i wychować wilcze dzieci. Dla władz, to były "faszystowskie ścierwa"! Nikt nie ścigał zbrodniarzy, którzy zadawali im ból, gwałcili czy mordowali po lasach bezbronne dzieci. "Byli zarówno dobrze, jak i źli ludzie. niektórzy tak źli, że musieliśmy spędzać noce w lesie. Sypiałam również po cmentarzach" - wspominała jedna z byłych dziewcząt. I tym razem przypomina mi się pan Jacek Zieliniewicz, który powtarzał: "Nie ma złych czy dobrych narodów. Są tylko źli lub dobrzy ludzie".
Dora: Często wspominam piękne dzieciństwo, okropną wojnę i myślę, że gdyby nie ona, moje życie byłoby inne. Dlatego modlę się, prosząc Boga, żeby oddalił od ludzi strach, jakim jest wojna. Niech ludzie żyją szczęśliwie i pięknie.
Waltraut: Zaczęliśmy jeść psy i koty... wszystko, co się dało. Niektóre mówią, że jedli szczury. Ja szczurów nigdy nie jadłam, tylko psy i koty... Kiedy to wspominam, to myślę, że chyba lepiej by było, gdybyśmy pomarli.
Gisele: Chodziłam od jednego domu do drugiego. Jeśli gdzieś się udało przenocować, było wspaniale. Jeśli nie, no cóż... Najlepiej było latem. Inaczej trzeba było się zakradać do jakieś szopy czy czegoś podobnego i następnego dnia znowu. Cały czas z nadzieją, że ktoś cię obdaruje kawałkiem chleba.
Renate: Miałam osiem czy dziewięć lat i już musiałam zarabiać na chleb. Byłam z krowami w lesie, chodząc boso po zamarzniętej ziemi. Tam była moja szkoła. Nie wysłano mnie do prawdziwej. Kto by się przejmował edukacją obcego dziecka?
Tak, książka przytłacza. Wciąż, na każdej mijanej stronie, poznawanego losu dociera do nas jedno: to były DZIECI! Nie ma tu znaczenia czy te same dzieci czy młodzież jeszcze kilka lat wcześniej wdziewała mundury Hitlerjugend i heilowała na widok nazistowskiego Führera. Teraz to były pozbawione rodzin DZIECI! Dziewczynka, która stoi w kałuży krowiego moczu, aby ogrzać zmarznięte stopy?! To nie jest w stanie poruszyć? Jak trzeba nisko upaść, aby czytać te historie ze zwykłą obojętnością? Jeśli ta książka zmieni czyjeś podejście do dzieci wroga, to Autorka może być z siebie dumna. Życia tu opisane, wspomniane są świadectwem do czego swym fanatyzmem może doprowadzić nieobliczalna jednostka i oddana jej horda morderców, na jaką poniewierkę może skazać swoje dzieci czy wnuki. "Wilcze dzieci" wychodzą w chwili, kiedy kremlowski satrapa, wojenny zbrodniarz Putin burzy świat dzieci w Ukrainie. Sam od kilku miesięcy uczę tę młodzież, która zaznała okrucieństwa wojny.
[1] Przymanowski J., Czterej pancerni i pies, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa 1983, s. 300-301
[2] Götz A., Obciążeni. «Eutanazja» w nazistowskich Niemczech, tłum. V. Grotowicz, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.