czwartek, grudnia 29, 2022
Pandemiczne opowieści - odsłona XLVI - Mundek umarł
- Edmund umarł! - oświadczył Król Puszek
- Jaki Edmund? - zaciekawił się Zbieracz Tylko Makulatury.
- Nie wiem jaki! - obruszył się Król Puszek i przybliżył wzrok do kartki przyklejonej do drzwi klatki schodowej tasiemcowego bloku na osiedlu Szczęśliwego Rozwoju. - Tu pisze, że umarł.
- Jest napisane - poprawił Zbieracz Tylko Makulatury. Zawsze tak robił! Naczytał się gazet (ponoć jeszcze czytał "Po Prostu", ale w to nikt nie wierzył) i mądrzył przy każdej okazji.
- Że co? - Król Puszek zabulgotał, jakby na gazie stał dogorywający ostatkiem pary czajnik. - Chcesz w mordę?!
- Zaraz tam w mordę! - Zbieracz Tylko Makulatury zagryzł bułką z przeterminowanej paczki, jaką zdobył w ciężkim boju Z Tym Zza Rogu, pod sklepem "U Stefana Burczymuchy". - Tak się mówi. Poprawnie.
- A ja z twej gęby zaraz poprawnie marmoladę zrobię, że cię rodzona nie pozna! - warknął nie znający się na wysublimowanych żartych Król Puszek.
- I bez tego mnie nie poznawała. Leży na komunałku od czasów Kani.
- Tego komucha? - upewnił się Król Puszek. - Taki gruby?
- Ten, ten! A to się klepsydra nazywa! - stuknął palcem na naklejenie na klatce. - I zobacz ile tego jest! I tu, i tu...
- I tam, i tam... - niczym echo, ale bez basowego podkładu dodał Król Puszek. Rozejrzał się. Faktycznie na całej długości tasiemcowego bloku były ponalepiane żałobne klepsydry. Czarne obwódki nieomal biły po oczach, choć sąsiadowały z zawiadomieniem o wizycie kominiarza i sprawdzaniu pomierników ciepła.
- Musi jaki znaczy ktoś.
- Pewnie jaki profesór! - Zbieracz Tylko Makulatury zagryzł znowu pieczywem.
- Skąd wiesz, że...
- Jak mój wuj profesór umarł też było tyle klepsydr i w gazecie nekrolog.
- Ty miałeś wuja profesora? - Król Puszek dźwignął brwi w wymyślny sposób. Wiadomo, co to oznaczało. Zdziwienie. - Takie coś, jak ty?
- Ehe! Bo ja jestem upadły inteligent! - Zbieracz Tylko Makulatury pociągnął nosem, który to zwyczaj musiał być nabytym, chyba, że odzywały się jakieś wiejskie geny spod Mąkowarska czy Dziedna.
- I może herb masz? - Król Puszek splunął za siebie.
- Coś tam było... Jakaś podkowa? - Zbieracz Tylko Makulatury popatrzył w dal, jakby tam szukał pomocy, a może liczył na opatrzność sił wyższych.
- Mnie się pytasz?
- A coś tam jeszcze jest napisane? Bo nie mam okularów.
- Wyborny jesteś! - Król Puszek klepnął kompaniona od wspólnego upadłego życia dość entuzjastycznie. - Miał 90 lat!
- Wow! To Pan mu dał długie życie!
- Jaki pan? - Król Puszek odpiął najwyższy guzik u kurtki. Piliło go od dłuższego czasu. Teraz poczuł ulgę. - Co za pan?
- No, Pan! Stwórca!
- Mnie stworzył mój stary, żaden pan - warknął Król Puszek. - Tego jeszcze brakowało, aby mamusia...
- Głupi ty jesteś czy wczoraj się urodziłeś? Pan, to Bóg - Zbieracz Tylko Makulatury wytrzeszczył gałki oczne, jakby dopadła go jakaś przypadłość tarczycy. - W Boga nie wierzysz?!
- W kogo?
- Debil!
- Sam jesteś debil! - uruchomiony tą zniewagą Król Puszek już bliski był sięgnięcia po mocniejsze argumenty, ale minął ich ktoś mundurowy i zmitygował się.
- A nazwisko profesóra jakie?
- Nie ma!
- Jak to nie ma? Każdy ma jakieś nazwisko!
- Wydarte! - Król Puszek stuknął palcem po klepsydrze. - Dzieciaki pewnie udarły.
- Albo zawistna konkurencja! - z miną znawcy oświadczył Zbieracz Tylko Makulatury. - U wujka też tak było.
- Czyli jak?
- Ci z prawicy... Zdzierali.
- Wujaszek był komuch?
- Tam, zaraz komuch. Zapisał się, żeby córka Albina mogła jeździć na kolonie.
- Albina? Chyba Balbina!
- Albina! - poprawił Zbieracz Tylko Makulatury. - To w końcu moja kuzynka, a nie twoja.
- Też profesor?
- Doktórka! Od jelita grubego czy cienkiego. Nie pamiętam.
- Fju, fju! - Król Puszek przeciągle zagwizdał. - To ci się rodzinka udała. Tylko ty łachudra? Czy może masz jakiego upadłego brata czy siostrę ladacznicę?
- Albina jest gastroenterologiem! Przypomniałem sobie!
- Czego się drzesz?! Kogo to obchodzi?
- No... no.. ten...
- Gastro...
-...entrologiem.
- Trudne!
- Medycyna jest trudna!
- Szukanie puszek też do najłatwiejszych nie należy! W okolicy ostatnio chyba wszyscy przerzucili się na szkło. Zero puszek!
- Ekolodzy!
- Że co?
- Ekolodzy!
- Coś ty ostatnio encyklopedię jakąś znalazł, czy jak? Pysk ci się mądrzy od każdego słowa.
- Ja już tak mam.
- Czyli jak?
- Jestem inteligentny od urodzenia.
- Łachudra! - zęby Króla Puszek zazgrzytały metalicznie.
- Upadły inteligent! - poprawił go Zbieracz Tylko Makulatury.
- Już to mówiłeś! Przechwalca!
- To... neologizm!
- Co?!
- Przechwalca! Nie ma takiego słowa. Sam je stworzyłeś!
- Zaraz cię kopnę! I wuj profesor ci nie pomoże, ani kuzynka Balbina!
- Albina! Albina - poprawił Zbieracz Tylko Makulatury. - A my nie znamy jakiegoś Mundka?
- Że co? - zmiana toru myślenia dla Króla Puszek była zaskoczeniem.
- No Mundka! Czy ten z Tamtej Ulicy, to nie Mundek?
- Nie, to Edek.
- A Garbaty Żul?
- Gucio!
- Nie wygląda na Gucia - strapił się Zbieracz Tylko Makulatury.
- A jak się wygląda na... Gucia...?
- No... tak... jak... Holoubek!
- Ale żeś ty wymyślił - Król Puszek otarł usta. Ta paplania trochę ususzyła jego wargi. A do popitki nic nie mieli. - Taki niby inteligentny, a gupi!
- Głupi! Mówi się: gŁupi!
- Dla mnie to ty jesteś: G U P I ! I szlus!
- To germanizm!
- Co znowu?!
- Germanizm! Słowo zapożyczone z języka niemieckiego, np. szlus!
- Naprawdę zaraz ci łomot zwalę! Geniusz z Koziej Wólki!
- Mój belfer od mechaniki był Mundek!
- Co?
- Od mechaniki!
- I, co z tego?!
- Też musiałem do niego mówić: profesor! A uczył tylko w technikum! Mechanicznym.
- Na F. Iłowskiego 8a?
- Skąd wiesz?
- Każdy wie, gdzie jest "mechanik 1"! A zresztą... to... chodziłem... tam...
- Kiedy?
- Sredy! Odczep się ty od mego życia! - Król Puszek tracił cierpliwość. - Wylali mnie w trzeciej klasie
- Też działałeś?
- Działałem?
- Katyń! Piłsudski! 17 IX? - zapalił się Zbieracz Tylko Makulatury. Krew żywiej w nim popłynęła. - Bo ja miałem problemy z...
- Gupi jesteś! - przerwał mu Król Puszek. - Wylali, bo nie chodziłem do budy! Takie nudy!
- Aaaa... - przeciągle i z zawodem nieomal zawył Zbieracz Tylko Makulatury. Zgasł w nim entuzjazm, dla zdawało się kolegi niedoli lat 80-tych tamtego wieku. - Myślałem, że za działalność...
- A ty... co? Fikałeś komunie? - Król Puszek spojrzał na Zbieracza Tylko Makulatury z pewnym dystansem, nawet nieznacznie odsunął się.
- Tak trochę, na ile mogłem. Tu jakiś napisik lub kotwiczkę szmyrgnęło się na ścianie, tam jakiś plakacik z Marszałkiem się przykleiło, orłowi koronę doprawiło się w auli... - widać było, że wspomnienie tamtych dni malowało na obliczu Zbieracza Tylko Makulatury stan błogiego samozadowolenia.
- Mnie tam żadne takie fikołki nie pociągały - sapnął Król Puszek.
- A ja nie mam do ciebie o to pretensji! - pocieszył go wiadomo kto.
- Tego byt jeszcze brakowało! Weteran się znalazł!
- Ja nic takiego nie mówiłem.
- Spróbowałbyś! - i Król Puszek pomachał przed obliczem upadłego inteligenta zaciśniętą pięścią, która nie jedno zajście miała za sobą. Ostatnio na Skutecznej w "Warszawiance". Trzech niebieskich odrywało go od tego żula Zza Krakowskiej.
- W sumie szkoda człowieka - odparł ni z gruszki, ni z pietruszki Zbieracz Tylko Makulatury.
- Jakiego znów człowieka?!
- No tego Edmunda... jakiegoś tam... bez nazwiska... bo zdarte...
- A, co ciebie on obchodzi?! Znałeś dziada?!
- Nie.
- To po co...
- Sam zacząłeś!
- Zacząłem, bo myślałem, że to komunikat o tych szpargałach, co to wystawiają w środy.
- Ale dziś jest piątek!
- Co z tego, że piątek?!
- To czemu myślałeś, że jest środa?
- Bo... mi... się... No, pokrzaniło! Ty już taki eigen?!
- Znowu germanizm!
- Jeszcze raz mi tu o tym, to strzelę ci takiego, że limo będziesz miał przez dwa tygodnie!
- Drażliwy się stałeś na stare lata!
- Tylko nie stare, tylko nie stare! - Król Puszek teraz postąpił bliżej wiadomo kogo. - Jestem w wieku dojrzałym.
- Kiedyś mówiło się: słusznym.
- Idziemy, bo nam znowu pralkę zmiotą sprzed nosa. Kto wie czy Szpotawy z Lewym już nie zwąchali się!
- Oj! Nie!
- A tak! - Król Puszek splunął. Kulturalnie! Na trawnik. - I tyle będziesz widział zysku, co świnia niebo!
I mijali kolejne drzwi wiodące na klatkę schodową tasiemcowego bloku, a na każdych naklejona była klepsydra informująca, że w nieutulonym żalu Edmund...
- Jest! - krzyknął Król Puszek.
- Co?! - Zbieracz Tylko Makulatury chwycił się za serce.
- Nazwisko! - i palcem wskazał na klepsydrę przy szesnastej klatce schodowej.
- Ale to tylko... - Zbieracz Tylko Makulatury zmrużył oczy. - To tylko litera! N!
- To już jakiś ślad!
- Ślad?! Dykta ci mózg wypłukała! Co "N" znaczy?
- Może... Nowak?
- Albo Nowakowski! Idźmy już po tę lodówkę!
- Pralkę! To jest pralka!
I poszli, ale z miny Króla Puszek wynikało, że mocują się w nim jakieś siły, wątpliwości czy kto wie, co tam jeszcze. Litera "N" nie dawała mu spokoju. Nawet widok pralki nie zmył z niego tego stanu.
- A może Norkowski?- głos Króla Puszek zadrżał?
- Skąd ci Norkowski przypłynął do łba?! Może Glücklich?
- Glücklich jest na "N", baranie?! Upadły inteligent!
- Ale Norkowski zmarł z dziesięć lat temu! Chwytaj się tego...
Ale Król Puszek nie słuchał.
- Gdzie ty idziesz?! Wracaj!
Ale Król Puszek ani myślał zawrócić z raz obranej drogi.
- Przecież sam tego nie dźwignę! Moja przepuklina...
I Zbieracz Tylko Makulatury został sam. Samiutki. Z pralką, która swoje lata dawno już miała za sobą. Wyjął sprzęt do demontażu, czyli śrubokręt i jął wykręcać śrubę po śrubie. A Król Puszek? Oddalał się, jakby wiedziony dziwną siłą ku nie wiedzieć czemu.
K O N I E C
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.