piątek, lutego 11, 2022
Przeczytania odcinek 432: Judith Herrin "Rawenna. Stolica imperium, tygiel Europy" (Dom Wydawniczy Rebis)
"Niniejsza książka prezentuje nowe spojrzenie na zmierzch Rzymu, najazdy Gotów i Longobardów, pojawienie się islamu i niszczące podziały w łonie chrześcijaństwa. Autorka przekonuje, że okres od V do VIII wieku nie powinien być postrzegany jako schyłkowy okres starożytności, lecz raczej, dzięki Bizancjum, jako czas wielkiej kreatywności - epoka «wczesnego chrześcijaństwa». Były to stulecia, w których kształtowała się Europa" - przekonuje nas mini-recenzja, mini-zachęta na okładce jednej z najnowszych książek, jaką proponuje swoim wiernym czytelnikom Dom Wydawniczy Rebis. Po latach znowu sięgnięto do dorobku Judith Herrin i stąd w "Przeczytaniach" pojawia się książka "Rawenna. Stolica imperium, tygiel Europy", w tłumaczeniu Norberta Radomskiego. Nikogo, kto sięgał po wcześniejsze publikacje, np. "Bizancjum. Niezwykłe dziedzictwo średniowiecznego imperium" (w tym samym tłumaczeniu), nie trzeba przekonywać, aby sięgnął po kolejne blisko pięćset stron historii. Nie ukrywam, że bardzo ucieszyłem się widząc wśród wydawniczych zapowiedzi ten tom. Cieszę się tym bardziej, że DW Rebis pozwolił, abym mógł ten tytuł wziąć na warsztat.
Obawiam się, że mogę nie być obiektywny w swoim odbiorze "Rawenny", bo po prostu uległem historycznej narracji Autorki i to od chwili jej pierwszego czytania. Nie dość na tym: to właśnie od "Bizancjum" zaczęła się moja czytelnicza przygoda z DW Rebis, które należy do tych wybranych wydawnictw, którego książki stoją na jednej z regałowych półek. Dość tego kadzenia? Ja po prostu stwierdzam fakt.
"Na tych bagnach wszystko na opak; mury padają, a wody stoją, wieże pływają, a statki tkwią na mieliźnie, chorzy spacerują, a lekarze leżą w łózkach, w łaźniach jest ziąb, a w domach żar jak w piecu, żywi chodzą spragnieni, a zmarli pływają, złodzieje czuwają, a władze śpią, duchowni uprawiają lichwę, a Syryjczycy śpiewają psalmy, kupcy trudnią się żołnierką, a żołnierze robią interesy, starcy grają w piłkę, a młodzież w kości, eunuchowie parają się orężem, a barbarzyńcy piórem" - i taką droga pójdzie moja nad tekstem praca. Dzięki Judith Herrin mamy dostęp do źródeł, o których laik nie ma pojęcia. Jestem absolwentem wydziału historii UMK, ale nigdy nie czytałem Sydoniusza Apolinarego, prefekta Rzymu, który tak cenny opis Rawenny zostawił potomnym. Za to dziękuję nie Sydoniuszowi, ale Autorce! I to jest to, co my dydaktycy nazywamy: "wartością dodaną". Bo ja wiem, że kiedy przyjdzie mi omawiać temat o Cesarstwie Wschodniorzymskim "Rawenna" będzie stanowić kolejne dopełnienie mojej szkolnej narracji. i nie łudzę się, że zaraz młódź rzuci się ku księgarniom, drzwi wyważy, aby zdobyć swój egzemplarz. Ja byłem taki durny w 1985 r., kiedy taksówką gnałem po M. Mochnackiego, bo bałem się, że mi... wykupią. wtedy też szaleństwa nie było.
"Owo miasto Rawenna [...] jest usytuowane tak ,że nie mają do niego łatwego dostępu ani okręty, ani armia lądowa [...] Armia lądowa nie może zbliżyć się do niego w ogóle, gdyż Pad [...] i inne spławne rzeki, a ponadto bagna i moczary okrążają je ze wszystkich stron, tak, że miasto jest otoczone przez wodę" - to z kolei Prokopiusz i jego opis z VI w. Zbyt wiele osobistego wylałem w poprzednim akapicie? Trudno, popłynąłem. Tym razem ograniczam się do źródła. Za to dorzucam coś od Autorki: "Nie cała elita rządząca zachodniego imperium aprobowała wybór Rawenny. niektórzy członkowie senatu mieli nadzieję, że cesarz ponownie zamieszka w Rzymie; inni doradcy wojskowi sugerowali, że nowym ośrodkiem władzy powinno być Arles". Chodzi o Honoriusza, czyli Flaviusa Augustusa Honoriusa. Tegoż pewnie niewielu pamięta (panował w latach 395-423), aliści nawet w klasie V szkoły podstawowej każdy poznaje tegoż ojca, czyli Teodozjusz Wielkiego. Odsyłam do podręczników dzieci, wnuków, siostrzeńców, bratanków etc.
Proszę zwrócić uwagę, że rozdziały poświęcone są kolejnym z imienia bohaterom, którzy wpisali się w dzieje Rawenny i Cesarstwa Zachodnio - i Wschodniorzymskiego. I tak znajdziemy tu m. in. Romulusa Augustulusa, Odoakra, Teodoryka, Belizariusza, Grzegorza Wielkiego, Leona III. Zrobił się nam mini-słownik biograficzny starożytno-średniowieczny. Są zatem do spotkania m. in. germańscy Wandalowie, Ostrogoci, Goci, Swebowie, Longobardowie, Frankowie, czy Arabowie. Mozaika! Prawdziwa! Dziejowa! Dziewięć rozdziałów, w których pomieszczono dzieje jednego miasta i Imperium w latach 390-813. Uczta! Na szczęście zadbano o ikonografię (nie mylić z ikonoklazmem, o którym też tu jest).
Czytając o Teodoryku (mamy tu przypomnienie dla niewtajemniczonych, że to imię nie ma nic wspólnego choćby z Teodorem) można pochłonąć się całkowicie. Rawenna okazuje się kapitalna okazją, aby pisać o tym niezwykłym panowaniu. Ale mnie zaskoczył list Kasjodora z 5 33 r. o córce tegoż gockiego władcy, Amalasuncie: "Roztacza czar greckiego krasomówstwa; lśni chwałą rzymskiej elokwencji; płynny potok mowy przodków przynosi jej chlubę; przewyższa wszystkich w ich własnych językach i włada równie znakomicie każdym [...], zwracając się do ucha naszej mądrej Pani, nikt nie potrzebuje tłumacza [...]". Jest też tegoż opinia o Amalaberdze, siostrzenicy pomienionego Teodoryka: "Szczęśliwa Turyngia będzie posiadała to, co wychowała Italia, niewiastę uczoną w piśmie, wdrożoną do szlachetności, jaśniejącą nie tylko chwałą swego rodu, ale i kobiecą godnością". Smaczki. Szkoda, że nie mamy cytowania testamentu biskupa Aureliana z 521 r. Musi nam pozostać smaczek podsumowania J. Herrin: "Zyskaliśmy [...] świadectwo bogactw zgromadzonych przez jednego z biskupów miasta, które pozostawił on kościołowi i które późniejsi chrześcijańscy przywódcy mogli spożytkować, finansując swe ambitne projekty architektoniczne".
Ciekawie rysuje Autorka obraz ówczesnej dyplomacji: "W owej epoce nieprzewidywalnych zmian, niepewności i brutalnych walk o władzę dyplomacja wciąż nie była tak skuteczna jak interwencja wojskowa. Sojusze króla, umacniane przez kobiety z jego rodziny, nigdy nie były w stanie zagwarantować lojalności wobec ostrogockiego dworu w Rawennie". Znajdziemy też coś na temat posunięć... komunikacyjnych, kiedy cytowany jest dalej Kasjodor, piszący o via Appia: "Całą przestrzeń, którą bagienne błoto zajęło za sprawą stojących wód, należy oznakować solidnymi kamieniami granicznymi [...]. Kiedy obiecane prace zostaną ukończone, odzyskana ziemia przyniesie zysk ich wykonawcy". Proszę nie przeoczyć, jak pisał do Boecjusza o pewnym lirniku. Mnie jednak przykuwa fragment listu Teodoryka do cesarza Anastazjusza: "Nasza władza królewska jest imitacją Twojej, wzorowaną na Twoim szlachetnym celu, kopią jedynego imperium, i jeśli za Twoim przykładem, górujesz nad wszystkimi innymi narodami [...]. Sądzimy, że nie ścierpisz, by jakakolwiek niezgoda miała trwać między dwiema republikami, o których mówi się, że tworzyły jedno ciało pod rządami pradawnych władców". Cóż za ukłon wobec cesarskiego majestatu. Nie przypuszczałem, że znajdę na kartach tej monografii choć kilka linijek z "Edictum Theoderici".
"Rawenna" jak widzimy jest tu pretekstem do snucia opowieści o dziejach Imperium. Trudno z takiego zaproszenia nie skorzystać. Tym bardziej, że niewiele mamy do podsunięcia osobom zainteresowanym tym okresem i regionem, ze wskazaniem na Bizancjum. "Chociaż Goci ogromnie przewyższali swoich przeciwników liczebnością i siłą i ani nie stoczyli walnej bitwy, odkąd schronili się w Rawennie, ani nie złamała w nich ducha żadna inna katastrofa, zostali jednak zniewoleni przez słabszą armię i nie uważali nazwy brańca za zniewagę" - to Prokopiusz o zajmowaniu przez Belizariusza Rawenny w 540 r. Dalej jest cytowany on tak: "Wódz Belizariusz powraca do cesarza z całą swoją armią i przekazuje mu łupy, a mianowicie królów, królestwa i wszelkie inne rzeczy, które są cenione przez ludzi". Przy okazji Judith Herrin ustosunkowała się do fabularnego opisu wydarzeń, jaki stał się udziałem Roberta Gravesa w powieści "Belizariusz". Pewnie wielu z nas budowała sobie na kanwie jego powieści obraz dynastii julijsko-klaudyjskiej (patrz "Ja, Klaudiusz" oraz "Klaudiusz i Messalina"). Powieści "Belizariusz" nie czytałem, dwie pozostałem posiadam w moim księgozbiorze.
Każdy kto choć coś słyszał o Rawennie kojarzy ją z niezwykłym zabytkiem, jakim są panele cesarskie w bazylice San Vitale. Judith Herrin wyjaśnia (bo nie sądzę, aby wszyscy mieli tego świadomość) znaczeni tego, czym ozdobiono południową u północną ścianę prezbiterium. Czytamy np.: "Niezwykłe jest tu nie tylko samo przedstawienie osób świeckich, ale i to, że umiejscowiono je w prezbiterium - przestrzeni zakazanej dla kobiet". Mamy od razu mini-wykład o symbolice i znaczeniu tych niezwykłych mozaik. "Niesamowita szczegółowość, sceneria i dostojeństwo tych dwóch pełnopostaciowych wizerunków cesarza i cesarzowej z ich orszakami [...] odgrywała od tamtej pory, choćby tylko przez ich obecność w tak ważnym miejscu, doniosłą rolę w kształtowaniu wyobrażeń władzy" - oczywiste, jak to, że sztuka szła ramię w ramię z władzą i jej służyła. Nic zatem dziwnego, że cesarzowa Teodora z tych mozaik patrzy na nas z okładki. Przyznam się, że nie wiedziałem, iż para cesarska nigdy nie zawitała do Rawenny i osobiście nie widziała tych artystycznych paneli. O znaczeniu tego zabytku znajdujemy takie zdanie: "Przez całe średniowiecze mozaiki z San Vitale przywoływały wspomnienie monarszej pary w VI wieku najważniejszej w świecie śródziemnomorskim, budząc reakcje, które się zmieniały, w miarę jak władza polityczna przybierała odmienne formy". Justynian nie wiedział, ale za to widział Karol Wielki oraz trzej Ottonowie z dynastii Ludolfingów. I jak na zamkniecie rozdziału podsumowała Autorka: "Niemal 1500 lat później wciąż przyciągają one i zachwycają tłumy, a za ich sprawą imiona Teodory i Justyniana są znane bardziej niż jakichkolwiek innych Bizantyńczyków". Fakt. W polskiej szkole, to już klasa V szkoły podstawowej, później liceum.
Rola Rawenny z biegiem lat rosła. Oto dziejopis Agnellus tak streścił dyplom cesarski z 666 r., cesarza Konstanasa II: "...żaden przyszły pasterz raweńskiego Kościoła nie musi odtąd udawać się do Rzymu, by otrzymać święcenia od biskupa rzymskiej diecezji, ani wypełniać rozkazów papieża, ani nie będzie nigdy podlegać władzy biskupa Rzymu [...]". Aby zrozumieć sens tego dokumentu należy prześledzić, jak ścierały się kościoły zachodni i wschodni, które tylko pozornie stanowiły jeszcze jedność. Bo jak odczytać ostrzeżenie umierającego jednego z dostojników raweńskiego Kościoła: "Nie dajcie nałożyć sobie rzymskiego jarzma". Nie miał złudzeń: "...tego dnia, kiedy zostaniecie podporządkowani Rzymowi, będziecie zgubieni".
Tym mocnym akcentem zostawiam Czytelników z historią Rawenny. Zostawię Was z pytaniem, które postawiła sama Judith Herrin: "Jeśli Rawenna odegrała tak ważną rolę w procesie fuzji, zapoczątkowanym pod egidą Konstantynopola, a sfinalizowanym przez Karola wielkiego, to dlaczego fakt ten nie jest doceniany?". Proszę zwrócić uwagę na doniosłość tytułu ostatniego rozdziału: "Olśniewające dziedzictwo Rawenny". Dorzucę jeszcze i to zdanie: "Poprzez swą stolicę w Rawennie cesarstwo podtrzymało na Zachodzie ideał sprawnych rządów usankcjonowanych przez prawo". Kropka! Po resztę proszę ustawić się do księgarń. Wierzę, że na tym nie koniec z historyczną twórczością Judith Herrin. Tylko proszę nas nie skazywać na czekanie kilku- czy kilkunastoletnie.
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.