wtorek, grudnia 28, 2021
Przeczytania odcinek 426: Rachela Berkowska "Życie za szczyt. Polacy w Himalajach i Karakorum" (Prószyński i S-ka)
"To powinna być książka smutna! A jednak tak nie jest" - napisałem na swoim Facebooku, pt. Książkożerca. Taka myśl mnie naszła, kiedy czytałem książkę Racheli Berkowskiej "Życie za szczyt. Polacy w Himalajach i Karakorum", jaka ukazała się dzięki Wydawnictwu Prószyński i S-ka. A przecież byłoby usprawiedliwionym, że napisałbym: przygnębiła mnie, rozbiła, wypełniła smutkiem lub nawet po co sięgałem po tę książką i to w czas Świąt. A jednak z kilku propozycji (patrz zachęcenie 27 cyklu "Do przeczytania jeden krok") sięgnąłem po nią. I tego nie żałuję. I każdemu ją polecam.
Rachela Berkowska napisała książkę o tych, którzy dla swej pasji pokonywali m.n.p.m., aby... No właśnie! "Aby co?!" - niecierpliwi się pan z nizin, który tego i tak nie zrozumie. Ja też jestem człowiekiem nizin (piszę o tym przy okazji każdej górskiej książki) - i staram się pojąć, zrozumieć. To nieprawda, że zawsze mi się udaje. Odczuwam czytając autentyczną bezsilność. Tak bardzo chciałbym... pomóc. Ale, co ja mogę? Siedzę w fotelu, ciepło, czytam, zapiera mi dech - i to wszystko. Chwilami się wzruszam.
Znam wiele z tych śmierci. Znam wiele z tych twarzy. Znam wiele tych nazwisk. Nie, nie osobiście. Pełno jest ich w "Przeczytaniach". Jedynie tematyka górska może u mnie konkurować (i konkuruje) z historią pełną huku armat, rżenia koni, heroizmu i podłości. Rachelę Berkowską czyta się bardzo dobrze! Emocje są w zapisach uczestników wspinaczek, akcji ratunkowych, przyjaciół i rodzin. Autorka umiejętnie wplata coś, co my adepci historii nazywamy: źródłem historycznym. Zatem choćby wypowiedzi, wspomnienia W. Rutkiewicz, A. Zawady, J. Majera, J. Kukuczki.
Poznajemy okoliczności tragedii, jakie wydarzyły się na Shivling, Khumbutse/Mount Everest, Bhagirath II, K2, Broad Peak, Api, Maszerbrum, Annapurna Południowa, Lhotse. Komputer podkreśla mi część wymienionych szczytów na czerwono. Poznajemy okoliczności śmierci Ł. Chrzanowskiego, Z. A. Heinricha-"Zygi", J. Nowaka, T. Piotrowskiego, B. Kozłowskiej, A. Bielunia, M. Malatyńskiego, P. Nowackiego, J. Pietkiewcza i S. Latałło? Nieprawda. Nie tylko tej dziesiątki. Bo to również m. in. G. Kukurowski, J. Potocki, J. Franczuka, członków ekip innych narodowości. Po chwili przestaję liczyć... Statystyka staje się nekrologiem, kolejnym nekrologiem, jeszcze jednym zakończonym życiem. Tak też można odebrać tę książkę.
"Życie za szczyt" jest ciągłym rozdrapywaniem ran? Poniekąd tak. Wstrząsają pewne wypowiedzi, jak ta, Wandy Rutkiewicz: "Nikt nie chce tracić wejścia na szczyt, bo zapłacił. To kosztowało dziesięć tysięcy dolarów... Dlaczego ma to tracić?". Opis, kiedy ta sama W. Rutkiewicz wraca, aby powtórnie pogrzebać przyjaciółkę Barbarą Kozłowską musi poruszyć: "Okazało się, że nie można już tego nazwać grobem - były to rozsypane kamienie, pod którymi leżało ludzkie ciało. Dopiero teraz zaczęło gnić, roiło si eo od robaków, śmierdziało okropnie. [...] Nieśliśmy na zmianę olbrzymi plecak do tego samego cmentarzyska u stóp K2, gdzie pochowaliśmy Halinę [Krüger-Syrokomską]. Pomimo całej obrzydliwości zajęcia, mimo smrodu poczułam się wolna od ciężaru, który gnębił mnie przez cztery lata". To na W. Rutkiewicz wskazywano, jako na tą, która wolała iść na Broad Peak, niż zejść z przyjaciółką do bazy, kiedy ta źle poczuła się. Utopić się w rzece, którą zmęczone ciało nie mogło pokonać? "Wspinaczka to nie przedszkole z opiekunką do dzieci..." - to też wypowiedź Wandy Rutkiewicz.
Rachela Berkowska wybierając różne przypadki dotknęła ważnych kwestii, takich jak: odpowiedzialność i braterstwo, wiara w zwycięstwo i desperacja ataku, rozsądek czy jego brak. Wiele odpowiedzi pada. Mój egzemplarz zarysowany ołówkiem. Jak zawsze. "Rozsądek i właściwa ocena swoich aktualnych szans na wejście szczytowe spowodowały, że zrezygnował z ostatniego ataku, ale chciał jeszcze raz zasmakować radości, jaką daje sama wspinaczka, i po swojemu pożegnać się z górą swoich marzeń. [...] Pozostał tam, gdzie widział cały sens swojego życia. Na zawsze" - to wypowiedź Mariana Bały o Z. A. Heinrichu-"Zydze". Robią na mnie wrażenie (jak zawsze) motta, którymi otwierany jest każdy kolejny rozdział, spotkanie z ludźmi, ich słabościami, sukcesami i porażkami. Czy sam nie łowię myśli poznanych Bohaterów? Nieustannie. Oto ich okrojenia, czyli to, co znalazła Autorka, a ja je jeszcze... ociosałem. Moje wybrania będę poniżej, za następnym akapitem:
- Jedynym świadkiem jest partner. W samotności i ciszy gór walczy o tę jedną radość, jaką daje triumf nad przeszkodami, które sam sobie narzucił, walczy o tę dumę, jaka płynie z poczucia, że jest silny i odważny - Lionel Terray.
- Góro biała, góro wysoka! Góro tak wysoka, że i ptak nad Tobą nie przeleci. Pozwól dotknąć Twego wierzchołka. Pozwól spełnić marzenia. Będziemy iść do Ciebie nie z pychą i przemocą żołnierza, co idzie na wroga, lecz z miłością dziecka, co wspina się do kolan matki - Tenzing Norgay.
- Ktoś ginie. Człowiek wtedy myśli, że nie chce robić czegoś, co nie do końca od niego zależy. Ale to oczywiście mija, bo jest pasją. Z pasją się umiera - Krzysztof Wielicki.
- Nikt chyba nie kocha życia bardziej niż ludzie ocierający się o krawędź; niż ci, którzy wiedzą, jak łatwo jest stracić ten najcenniejszy dar natury... - Tadeusz Piotrowski.
- Wspinaczka na najwyższe szczyty świata była, jest i zawsze będzie aktem wolnej woli. Indywidualnym wyborem, który jest o wiele bardziej kłopotliwy, niż się wydaje. [...] Znalazłeś się tam, bo chciałeś, i musisz sobie z tym poradzić. Każda decyzja jest twoja. Tylko twoja - Simone Moro.
- Góry upajają. Człowiek uzależniony od nich jest nie do wyleczenia. Można pokonać alkoholizm, narkomanię, słabość do leków. Fascynacji górami nie można - Edmund Hillary.
- Zgadzam się na wiatry, które tygodniami biją w ściany namiotów i doprowadzają do granic szaleństwa. Zgadzam się na drogi prowadzone na granicy wytrzymałości. Zgadzam się na walkę. Nagrodą, którą otrzymuję za te trudy, jest niebotycznie wielka. Jest nią radość życia - Jerzy Kukuczka.
- Ze swej istoty wspinaczka pociąga za sobą samotność; wyzwala też w alpinistach najwyższego formatu - silnych indywidualnościach o wysokich ambicjach - pokłady wielkiego egoizmu. Czasami z trudem przyjmują radość innych z sukcesu - Peter Potterfield.
- On [tj. Stanisław Latałło - przyp. KN] sobie wyobrażał, że jest taternikiem. To jest kompletną bzdurą, ponieważ jedyne jakieś drobne wyprawy odbył w trakcie realizacji filmu. Rzeczywiście nie miał żadnego doświadczenia i był w straceńczym nastroju - Agnieszka Holland.
"Jak to jest, czekając na nowe życie, godzić się na hazard o swoje. [...] Czekali z Danutą na drugie dziecko, kiedy zdecydował, że pojedzie w Himalaje" - to Rachela Berkowska o Tadeuszu Piotrowskim. To są te życiowe wybory: góra czy rodzina? Jestem tylko czytelnikiem, biernym obserwatorem. Nie, nie wiem, po której stanąć stronie. My mężczyźni wiemy, jak często nasze pasje (często zupełnie niewinne) kłócą się z wyobrażeniem naszych Pań. Wielokrotnie kończy się to nowym Verdun lub kapitulacją? Dla świętej zgody ustępujemy. Ale nie... giniemy za nasze pasje. "Bardzo się bałem o siebie, że wyjadę z całym tym stokiem, że już nie zobaczę Kasi i dzieci" - to strach Macieja Ciesielskiego. Podziwiam odwagę przyznania się do swoich lęków, strachów, słabości. Ilu z nas to potrafi? Podziwiam odwagę, jaką wykazała choćby Barbara Chrzanowska, która wróciła pod szczyt, na którym zginął jej Łukasz: "Miałam w sobie wielki spokój i poczucie znalezienia się w końcu we właściwym miejscu. W miejscu, które jest dla mnie cholernie ważne. Tutaj Łukasz naprawdę żył, był szczęśliwy, tutaj przeszedł swoją drogę wojownika i tutaj zginął". Mam łzy w oczach. A do tego każdy z Bohaterów tej książki ma za sobą... przeszłość. "...minęło dwanaście lat, tak naprawdę nigdy nie pozwolono mu zapomnieć, że jest współodpowiedzialny za śmierć kolegi. W środowisku wspinaczkowym Piotrowskiego spowijał cień, ściągnął na siebie odium" - przypomina Autorka.
- Pamiętam strach, wielki strach, kiedy się wspinałem. [...] W góry jedziesz z ludźmi, którzy przezwyciężają ten strach, żeby ci pomóc - Maciej Ciesielski.
- Mogliśmy na sobie w pełni polegać. Łukasz [tj. Chrzanowski - przyp. KN] był świetnym wspinaczem, ale też zawsze trzeźwo oceniał sytuację - Piotr Cejrowski.
- Najprostszym, a zarazem najmocniejszym jest strach o siebie samego. Nigdy nie zapomnę tego strachu, wielokrotnie w ciągu tego ostatniego roku potrafiłem sobie go wręcz namacalnie przypomnieć - Maciej Ciesielski.
- Ja będę kierował akcją, ale gdyby moich decyzji zabrakło, bo wszystko może się zdarzyć, będzie akcją kierował Zyga - Andrzej Zawada.
- Tam wysoko, jak wisisz na ścianie skrajnie wyczerpany, bez czucia w palcach, to nieraz mi się wydaje, że coś albo kogoś słyszę, że z kimś rozmawiam albo że ktoś jest obok mnie - Zygmunt Andrzej Heinrich-"Zyga".
- Przecież nie mogę umrzeć na Bhagirathi z byle powodu - Jan Nowak.
- Stamtąd się trudno wraca. Za którymś razem potknę się albo pośliznę, zdmuchnie mnie lawina albo pożrą mnie te stwory, co tam czekają na mnie u góry. Na razie się udaje - Zygmunt Andrzej Heinrich-"Zyga".
- Gdyby ktoś obserwował te sceny z boku, mógłby pomyśleć, że się pastwimy nad sobą. Ale z boku nie ma nikogo, a walka o każdy metr w dół jest walką o wielką stawkę, może nawet o życie. Schodzimy, schodzimy resztkami sił - Jerzy Kukuczka.
- Zwykle jest tak, że wspólne działanie w górach, związanie się liną, daje większe poczucie bezpieczeństwa - Janusz Majer.
- Niewiele wystarczy, by spowodować osunięcie się niewielkiej deski, może paru metrów kwadratowych śniegu. Zginęli nie z powodu wielkiej lawiny, ale w wyniku upadku z dużej wysokości - Aleksander Lwow.
- Przytłaczało mnie poczucie bezradności. Tak bałam się, żeby nie stać się bezsilnym świadkiem. Marzyłam, by stanęli na szczycie - Anna Pietraszek.
Spośród licznych zdjęć, jakie Rachela Berkowska wykorzystała w swojej książce (zawsze w takiej chwili biję brawa!) jest jedno, które robi na mnie szczególne wrażenie. Czarno-białe. Zaśnieżona twarz, oblepione grudami śniegu włosy, zarost. Taki pod nim podpis: "Szeptano o nim w środowisku, że przynosi pecha wyprawom, Andrzej Bieluń rozpłynął się we mgłach na Api, są tacy, którzy wierzą, że żyje". Gdyby z całej książki został tylko ten kadr i kilka ostatnich zdań napisanych przez Andrzeja Bielunia "Intensywne życie zniszczyło tak wiele z mojej psyche i ciała. Jestem zmęczony, ale odpoczynku nie pragnę. Ta wielka zmienność wydarzeń i miejsc w mojej pasji odbija się piętnem nieumiejętności przywiązania" - to do jakich wniosków dojdzie czytelnik? R. Berkowska ma głos: "Siłował się z losem. zaczął uchodzić w środowisku za przynoszącego pecha Jonasza. [...] Nie rozumiał, co robi źle. Przecież jego wspinaczkowy życiorys tak pięknie się pisał przez lata". Nie ukrywam, że to porównanie do Jonasza trochę mnie... rozbawiło. Wiem, tu nie ma nic do śmiechu. Ale wróciła do mnie scena z komedii "Gdzie jest generał?". I jak sierżant Panasiuk określił szeregowego Orzeszko: Jonasz!... Ale w losie A. Bielunia nie ma zabawnego końca. "Głowę miał wyraźnie zaprzątniętą gorzkimi myślami. Bywa, że intuicja podszeptuje celnie" - ocenia treść listu Autorka książki, jaki ten napisał 7 XI 1983 r. Z niego dwa zdania: "Mój los jest moim sprzymierzeńcem tylko w najbardziej gorących chwilach. Świadomość tego pozwala mi na najbardziej szalone i ryzykowne przedsięwzięcia". Api, czyli 7132 m.n.p.m., pozostał świadkiem. "Gdzie zniknął? Wpadł w szczelinę? Dziki podmuch wiatru strącił go z grani szczytowej? Pewne jest tylko to, że został na tej górze, którą nareszcie, po tylu wcześniejszych porażkach, zdobył" - to znowu R. Berkowska. Dalej dodaje: "Córka Bielunia nie chce uwierzyć w śmierć ojca. Łudzi się, że zdobył szczyt, a potem zszedł na stronę Tybetu jak chłopaki z pierwszej wyprawy na Api". Muszę po takich scenach odkładać książki. Potrzebuję ciszy, aby to ogarnąć.
Podoba mi się narracja Racheli Berkowskiej. Nie ocenia, a jeśli to robi, to umiejętnie wykorzystując cytowanych przyjaciół, uczestników wypraw, świadków śmierci. "Życie za szczyt..." nie jest lekturą łatwą, ale raz jeszcze powtórzę: "To powinna być książka smutna! A jednak tak nie jest". Sam sobie zaprzeczam? Ale ja to zdanie wpisałem sobie do tej książki. Dramat Jerzego Kukuczki, kiedy ginie Tadeusz Piotrowski, bo traci oba raki! "...żadna przestroga nie może zmienić niczego. Tadeusz tylko przez moment jakby próbuje walczyć, ale jest przecież w sytuacji człowieka, któremu nagle wyrwano spod nóg drabinę. Próbuje jeszcze rozpaczliwie zacisnąć ręce na wbitym w lód czekanie. Nie udaje się. Czekan zostaje. Tadek leci w dół" - to sam J. Kukuczka. Poraża opinia Andrzeja Wilczkowskiego na temat tego dramatu: "No, niestety, niestety, jeżeli komuś spadają raki... to znaczy, że nie dorósł do ośmiu tysięcy metrów". R. Berkowska widzi to inaczej: "Raki zwykle odpinają się wtedy, kiedy wspinaczowi brakuje siły, by je porządnie zapiąć, oczyścić wcześniej oblodzone buty. Trzy dni spędzone w strefie śmierci wyssały z niego siły". I - ciszej nad tą trumną. Przy opisie śmierci Grzegorza Kukurowskiego czytamy: "Łukasz Chrzanowski został sam na wysokości ponad sześciu tysięcy metrów i teraz to on potrzebował pomocy. Nikt nie musi pytać, co czuje wspinacz, któremu partner właśnie zmarł na ścianie. Nikt nie chce tego wiedzieć. To skrajny stres". Marian Bała pisząc o śmierci Z. A. Heinricha-"Zygi", postawił tezę, która raz po raz wraca: "Pozostał tam, gdzie widział cały sens swojego życia. Na zawsze".
Posiadane przeze mnie górskie książki, to już niemal ściana. Widzę na grzbietach nazwiska Bohaterów i "Życia za szczyt...". Wiem, że będzie tym tytułem, do którego przyjdzie mi wracać, cytować, zmagać się. Nie ma tu żadnej książki pani Racheli Berkowskiej. Od teraz jest! I niech tak pozostanie. A ja dopisuję jeszcze jeden cytat, po który wielu sięga, sam chyba też go już kiedyś użyłem, nie pamiętam: "RYZYKO W GÓRACH ZAWIERA W SOBIE MOŻLIWOŚĆ ŚMIERCI. BO GÓRY, ZWŁASZCZA TE NAJWYŻSZE, MOGĄ BYĆ NIEBEZPIECZNE. ALE NIKT Z ALPINISTÓW NIE MYŚLI O ŚMIERCI I TYM BARDZIEJ NIE IDZIE W GÓRY PO TO, BY Z NIĄ IGRAĆ. ALPINISTOM, KTÓRZY W GÓRACH ZAPŁACILI ZA SWOJĄ PASJĘ NAJWYŻSZĄ CENĘ, WINNI JESTEŚMY PAMIĘĆ". Kto to napisał? Ta, która zaginęła 13 maja 1992 r. na stokach Kanczendzongi, Wanda Rutkiewicz.
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.