wtorek, listopada 02, 2021

Paleta - LV - Śmierć

Kiedy pomyślałem, że ten odcinek "Palety" poświęcę tematowi wyjątkowemu, tj. ŚMIERCI, zacząłem zastanawiać się, po które dzieła sięgnąć. Wbrew pozorom nie był to prosty wybór. Tylu mistrzów zatrzymało na swych płótnach, grafikach, rzeźbach ten wyjątkowy moment końca życia. Wiedziałem tylko jedno, że otworzy go Jacek Malczewski. 
1. Jacek MALCZEWSKI "Śmierć". 
 
Gdyby ktoś mnie zapytał dlaczego?, to odpowiem, że znam ten obraz niemal od dzieciństwa. Przesada! - rozbawi to kogoś. Nie, proszę Pani, proszę Pana. Znam ten obraz od dobrych pięćdziesięciu lat? Odkąd w domu znalazła sie jednotomowa "Encyclopaedia powszechna" PWN, to oglądałem kolorowe wkładki. A na nich m. in. dzieła mistrzów pędzla. A wśród nich ten obraz J. Malczewskiego. Od niego zaczyna się moja fascynacja tą niezwykłą twórczością. Oczywiście bardzo szybko doszedłem do wniosku, że Mistrz zostawił wiele innych płócien skażonych śmiercią, które cenię, które nawet skopiowałem do folderu, aby móc później zostawić swoje subiektywne komentarze. I już boleję, że oto ograniczam się do jednej wizji artystycznej. Po inne sięgnę w kolejnych latach? Zobaczymy. Nie powiedziane, abym kontynuował swoje tu pisanie w nieskończoność. Kres pewnie kiedyś i na to przyjdzie...

2. Wojciech GERSON "Śmierć Przemysła II".

Obraz dla mnie wyjątkowy, bo zrobił na mnie wstrząsające wrażenie podczas szkolnej wycieczki do Poznania AD 1976. Z pobytu w Ratuszu zapamiętałem tylko: urnę z sercem twórcy Legionów Polskich we Włoszech generała J. H. Dąbrowskiego oraz płótno W. Gersona. Nie, nie zapamiętałem wtedy Autora. Potworność zbrodni mną poruszyła. Że taki Piast jak Przemysł II istniał wiedziałem od kolegi Przemysława Lipczyńskiego, który już w klasie IV szkoły podstawowej zamęczał mnie losem swego monarszego imiennika. Ten obraz po raz drugi już przypominam na moim blogu. Po latach już doskonale wiedziałem kim był Autor, a Jego prace na dobre zagościły na moich lekcjach historii.


3. Pieter BRUEGEL, zwany starszym "Pejzaż z upadkiem Ikara"

Przełamuję temat niderlandzkim Mistrzem? Nie pamiętam, w której klasie szkoły podstawowej to było: w V, VI czy może VII? Nie wiem, jak teraz uczy się na lekcjach polskiego, ale w latach 70-tych XX w. w podręczniku była cała zszywka różnych dzieł malarskich. Omawialiśmy je wtedy. I tam był ten dziwny upadek Ikara. Dlaczego dziwny? Bo wtedy nie pojmowałem jego znaczenia. Nie wiem nawet, jak interpretowano tą obojętność wobec nieuchronnej śmierci śmiałka, co tatusia Dedala nie słuchał. Spada w otchłań morza przy zupełnym tego faktu nie zauważeniu. Z naszym odejściem też tak będzie? Oddamy ostatnie tchnienie, a świat tego nie zauważy? Raczej - tak. I to jest taki zimny prysznic na nasze głowy, kiedy uwierzymy w swoją wyjątkowość. Dla naszych bliskich będzie to, jak mniema, bolesne rozstanie, ale...
 

 
 4.  Artur GROTTGER "Po odejściu wroga".
 
Jestem skażony cieniami powstania styczniowego. We mnie wciąż płoną cyfry: 1 - 8 - 6 - 3 ! Dla mnie to rodzinny dramat, pisany męką prapradziada Stanisława Poźniaka-ojca (ok. 1810 - po 1863). Ofiara terroru generała gubernatora na Litwie, Michaiła Murawiowa-"Wieszatiela". Jestem wdzięczny Arturowi Grottgerowi za jego powstańcze cykle graficzne, np. "Polonia". To z niego jest ten karton. Odkąd pamiętam ta wizja moskalowego okrucieństwa (jak i inne grafiki z cyklu) była obecna na moich lekcjach historii w klasie VII szkoły podstawowej, a potem w klasach licealnych.  Ja po prostu nie wyobrażam sobie, aby mogło zabraknąć choćby tego kadru. Epatuję okrucieństwem? Nie! Uświadamiam, jaka była cena za bycie Polakiem w XIX w. w rosyjskim zaborze. Proszę zobaczyć, co się dzieje: buduje się tutaj historyczna narracja. A jeszcze nie dotarłem do połowy zamyślonej tematyki. 
 

5. Jan MATEJKO "Urszulka".  
 
Nie trzeba kończyć filologii polskiej, aby wiedzieć, co to treny. Dla większości konsumentów rodzimej literatury, to jednoznaczne z bólem, jakie w XVI w. przeżywał Jan Kochanowski.  I ten obraz mistrza Jana (przypominam, że odszedł 1 XI 1893 r.) był w podręczniku do języka polskiego. Trudno przejść obojętnie wobec tego dramatu. Jako ojciec Córki nawet nie odważam się, aby wyobrazić sobie, co czuł Poeta nad trumienką kochanego dziecka, jak swój żal przelewał na papier. Byłby pewnie zaskoczony, że czytamy treny w XXI w., ba! na wielu cmentarzach znajdziemy nawiązanie do tych strof. Okazuje się, że ten obraz zaginął i znamy tylko jego czarno-białą reprodukcję.
 
 
6. Francisco PRADILLA y ORTIZ "Doña Juana la Loca".

Jeśli napiszę, że już w klasie VI szkoły podstawowej uczniowie poznają bardzo wielu krewnych i dzieci Joanny I Kastylijskiej, to pewnie wielu przeciera teraz oczy. Oczywiście, że ze zdziwienia. Wyliczmy: tatuś Ferdynand Aragoński i mamusia Izabela Kastylijska; siostra Katarzyna Aragońska; synek Karol V Habsburg; siostrzenica Maria Tudor; wnuczek Filip II Habsburg. Starczy! Pominąłem chyba tylko pana małżonka, czyli Filipa Pięknego z rodu Habsburgów. To za jego sprawą popadła w obłęd? Jedno pewne: jeździła z jego ciałem po upalnej Hiszpanii, bo nie chciała się z nim rozstać. Stąd też owo hiszpańskie: la Loca, czyli Szalona! Jak widać śmierć odbierała rozum. Dziś pewnie pisalibyśmy o traumie?
 
 
7. Aleksander GIERYMSKI "Trumna chłopska".

Niby tu śmierci nie ma? Ale tylko niby! Ona jest w chacie, bo na pewno w sercach dziada i baby. Przepraszam za kolokwializm, ale tak mi się skojarzyło. Wiedziałem od razu, że ten obraz A. Gierymskiego musi tu się znaleźć. Kolejność nie ma tu znaczenia. To nie jest żaden ranking. Dlatego proszę nie doszukiwać się jakiegoś klucza czy znaczenia. Życie wielu naszych przodków, to było klepisko w chłopskiej chacie. I choć pysznimy się rodowymi klejnotami, to chłopskich korzeni zaprzeć się nie zdołamy. Jestem potomkiem m. in. wielkopolskich Zielonków czy Szubów ze wsi Kaczanowo i Gierłatowo. Porusza mną ta pozorna cisza. Mam w głowie obrazy z zachowanych pogrzebowych fotografii: kondukty, żałobnicy, otwarte trumny.
 

8. Józef SIEMMLER "Śmierć Barbary Radziwiłłówny". 

I tak spod chamskiej chałupy trafiliśmy na wawelskie pokoje? To chyba jedna z najtragiczniejszych śmierci, która rozdarła duszę i serce polskiego/litewskiego monarchy. Tyle zabiegów JKM Zygmunta II Augusta Jagiellończyka, aby uczynić z drugiej małżonki prawowitą panią i... śmierć? Przecież niewiele brakowało, a Polska i Litwa zboczyłyby z katolickiego kursu wiary i stały się państwami z kościołem narodowym i królem, jako jego głową. Nie miejsce, aby wracać tu do dramatu z 1551 r. Warto tylko przypomnieć, że Jagiellon spełnił wolę umierającej i odwiózł ją do ukochanego Wilna. Jednego nie zrozumiem: dlaczego nie ufundował zmarłej godnego jej pozycji i pamięci sarkofagu?  Przeżył ukochaną o dwie dekady - i nic? Trzeba było wielkiej powodzi w Wilnie w 1931 r., aby odnaleziono grób królowej i wielkiej księżnej litewskiej. Wstyd.

9. Wojciech KOSSAK "Wiosna 1813". 

Zupełnie inna śmierć:  z b i o r o w a . Pamiętamy strofy księgi "Pana Tadeusza" o roku wojny i roku urodzaju. Nie dowiadujemy się z narodowej epopei, że rok 1812 przyniósł zagładę Wielkiej Armii. Widział ją młody Adaś Mickiewicz, widział i zapewne mój praprapradziad Franciszek Doliwa Głębocki z zaścianka Trepałowo. W końcu był rok starszy od Wieszcza. Kiedy przychodzą siarczyste mrozy, co jak wiadomo rzadko się trafia już nad moją rodzinną Brdą, pobliską Notecią czy bliską sercu Wartą, ale jeśli się trafi, to myślę o tych nieborakach, co to zostali na szlaku odwrotu Wielkiej Armii. Gorzko mi w gębie. Rzadko pewnie sięgamy po ten obraz W. Kossaka. Nie ma w nim splendoru, chwały, blasku napoleońskich orłów, błysku szabel i zachwytu szarży. Tu jest tylko - śmierć!  Zastanawiam się, jak wiele ze szczątek żołnierzy Wielkiej Armii cały czas poniewiera się w różnych miejscach Rosji czy Białorusi.

10. Albrecht DüRER "Jeźdźcy Apokalipsy".

Tym obrazem zamykam dzisiejszy odcinek "Palety". Może należało tym galopem go otworzyć? Nie. Miał być Malczewski - i jest Malczewski. Dziesiąta pozycja A. Dürerowi nie przynosi ujmy. Bo, jak pisałem, to nie jest żaden ranking  czy klasyfikacja. Wiem, że otworzyłem ledwo temat. O ile kogoś pobudzę do działania i zmuszę do układania swoich subiektywnych galerii, to plus dla mnie. 

o

Na dziś wystarczy. Listopad to taka pora, aby rozważać o przemijaniu czasu. Nie jest banałem powtarzanie, że nie znamy ni dnia ni godziny, kiedy staniemy się czasem przeszłym dokonanym. Taka kolej rzeczy, choć odpychamy od siebie tę myśl. Czy nie wisi nad naszymi głowami miecz Damoklesa? Wisi! Dynda! Chwieje się! Każdemu Czytelnikowi życzę długich lat w zdrowiu i szczęśliwości. Udawać jednak, że jej nie ma? Nonsens! Zatem bądźmy, jak powieściowy pan Michał Wołodyjowski i powtarzajmy za nim: "MEMENTO MORI!".

4 komentarze:

  1. Teraz powinien się pojawić tu jeszcze jeden obraz - szpitalnego łóżka położniczego w ciemnej, średniowiecznej izbie...
    Chce się krzyczeć -"Ani jednej więcej! "

    OdpowiedzUsuń
  2. Obawiam się, że to dopiero początek.

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie. Gdyby lekarze nie ulegali kłamliwej propagandzie mediów liberalno-lewicowych, to by widzieli na co im z e z w a l a ustawa, a tak doprowadzili do tragedii, teraz cynicznie wykorzystywanej do bieżącej walki politycznej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby radykalna prawica nie pchała łap w majtki kobiet nie byłoby tej dyskusji

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.