poniedziałek, września 13, 2021

Spotkanie z Pegazem (174) Wojciech Młynarski "W Polskę idziemy..."

 

9 września skończyło się życie. Zmarł aktor Wiesław GOŁAS (1930-2021). Nie będzie o ogniomistrzu Kaleniu, hrabim Krzeszowskim, Tomciu Czereśniaku, nawet nie o Kabarecie Dudek (cudowne trio: Michniowski-Kobuszewski-Gołas), nie będzie o Kabarecie Starszych Panów. Musi być o... związkach z twórczością Wojciecha Młynarskiego! Cudowna interpretacja wielu wyśpiewanych piosenek, które zresztą miały często premiery u Dziewońskiego, u Dudka. 
Przepraszam mistrza Wojciecha, że umknęła mi w marcu LXXX rocznica Pana urodzin. Wiesław Gołas w nadchodzącym październiku skończyłby lat 91. Rówieśnik mego śp. Teścia. Pokolenie chłopców czasu wojny odchodzi. Bezpowrotnie. Tu nawet chodzi o harcerza Szarych Szeregów. Ten cykl jednak nie jest biografiami. To nie tu. A jednak jest hołdem dla niezwykłej interpretacji słowa mistrza Wojciecha w wykonaniu właśnie przez pana Wiesława Gołasa.
Kiedy dotarła do mnie wiadomość o śmierci Aktora pierwsze skojarzenia były z... piosenkami. Najważniejszą jest moim zdaniem: "W POLSKĘ IDZIEMY". Tym, którzy mają braki odsyłam do YT, tam m. in. porywająca opolska interpretacja AD 1977. Smutne, kiedy patrzę na widownię, a tam wśród artystów tylu już świętej pamięci, m. in. Ł. Prus, W. Młynarski, J. Kofta, B. Mec. Teraz dopisuję kolejne nazwisko: WIESŁAW GOŁAS.
 
W tygodniu to jesteśmy cisi jak ta ćma, 
w tygodniu to nam wszystko wisi aż do dna.
A jak się człowiek przejmie rolą sam pan wisz 
to zaraz plecy go rozbolą albo krzyż.
W tygodniu to jesteśmy szarzy jak ten dym 
w tygodniu nic się nie przydarzy - bo i z kim ? -
I życie jak koszula ciasna - pije nas,
Aż poczujemy mus i raz na jakiś czas...
     
     W Polskę idziemy drodzy panowie
     w Polskę idziemy
     nim pierwsza seta zaszumi w głowie
     drugą pijemy
     do dna, jak leci, za fart, za dzieci,
     za zdrowie żony,
     było, nie było, w to głupie ryło
     w ten dziób spragniony.
     Świat jak nam wisiał, tak teraz nie jest 
     nam wszystko jedno,
     śledziem się przeje, kumpel się śmieje,
     dziewczyny bledną,
     świerzbią nas dłonie i oko płonie,
     lśni jak pochodnia,
     aż w nowy tydzień świt nas wygoni,
     no a w tygodniu...
 
W tygodniu, bracie, wolno goisz kaca fest, 
czy się leży, czy się stoi, jakoś jest,
w tygodniu kleją ci się oczy, boli krzyż, 
a wyżej nerek nie podskoczy, sam pan wisz.
W tygodniu żony barchanowe chrapią w noc, 
a ty owijasz ciężką głowę ciasno w koc 
i rano gapisz się na ludzi okiem złym, 
I nagle coś się w tobie budzi - i jak w dym
 
     W Polskę idziemy, drodzy panowie
     w Polskę idziemy,
     nim pierwsza seta zaszumi w głowie,
     do ludzi lgniemy, 
     słuchaj rodaku... czerwone maki...
     serce... ojczyzna...
     Trzaska koszula, tu... szwabska kula...
     Tu, popatrz, blizna...
     Potem wyśnimy sen kolorowy 
     sen malowany,
     z twarzą wtuloną w kotlet schabowy,
     panierowany,
     my - pełni wiary, choć łeb nam ciąży,
     ciąży jak ołów,
     że żadna siła nas nie pogrąży,
     orłów, sokołów!
 
A potem znów się przystopuje i znów gaz, 
i społeczeństwo nas szanuje, lubią nas.
Uśmiecha się najmilej ten i ów, 
tak rośnie, rośnie nasz przywilej - świętych krów!
Niejeden to się nami wzrusza, słów mu brak:
"Rubaszny czerep, ale dusza - znany fakt".
Nas też coś wtedy dołku ściska, wilgnie wzrok,
bracia rodacy dajcie pyska.. Równać krok!

     W Polskę idziemy, w Polskę idziemy, 
     bracia rodacy
     tu się psia nędza nikt nie oszczędza,
     odpoczniesz w pracy.
     W pracy jest mikro... mikro i przykro,
     tu goudą spływa,
     cham lub bohater - polska sobotnia 
     alternatywa!
     Aż dzień się zbudzi i skacowani 
     wstaną tytani,
     i znowu - w Polskę, bracia kochani, 
     nikt nas nie zgani,
     nikt złego słowa - Łomża czy Nakło -
     nam nie bałaknie.
     Jakby nam kiedyś tego zabrakło...
     Nie, nie zabraknie!*
 
Wiersz powstał przeszło pół wieku temu, w 1970 r. To ważny rok w historii PRL-u, ale i moim. Skończyło się przedszkolakowanie, a zaczęło się bycie uczniem klasy I a SP 39 w Bydgoszczy. Nie pamiętam, kiedy po raz pierwszy ten wiersz/piosenka do mnie trafiła. W jakich okolicznościach stała się - i kropka. Bez interpretacji Wiesława Gołasa byłaby... No, nie wiem. Znam tylko dwa wykonania: tegoż i samego mistrza Wojciecha. 
Nie przesadzę, jeśli napiszę, że ten wiersz/piosenka stały się...  h y m n e m   pokolenia. Któż z nas, nawet dziś, nie utożsamia? Chyba tylko ten, kto ignoruje twórczości Wojciecha Młynarskiego. Tym bardziej trzeba przypominać to i owo. Utrwalenie, to jedno z zadań tego blogu. I tego m. in. będę się trzymał dopóki będę go prowadził/pisał. 
____________________________________________
* Młynarski W., Od oddechu do oddechu, Prószyński i S-ka, Warszawa 2017, s. 121-123

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.