niedziela, sierpnia 08, 2021
Wakacyjne powroty - odsłona 4 - podróż sentymentalma
Wakacje 2021 r. trwają nam. Dziwnie
się ten rok plecie. Postanowiłem w ten czas wakacyjny... przypomnieć
kilka tekstów, jakie pojawiły się na blogu od czasu jego
powstania. Nie wierzę, że każdy pilnie studiuje zakamarki blogu. Dlatego
postanowiłem stworzyć "Wakacyjne powroty". Mam nadzieję, że nie
osłabi to mocy mojej pracy. Bardzo poważnie i uczciwie traktuję moich
odbiorców. Wiem, że Autorzy niektórych blogów robią sobie wolne na czas
wakacji. Zobaczę.
Raz jeszcze
wykorzystane tekst częściowo zmodyfikuję, ograniczę ilość wykorzystanej
ikonografii. Taka techniczna kosmetyka jest moim zdaniem niezbędna. Będą to tylko zdjęcia domeny publicznej lub moje własne
fotografie. O ile tekst będzie zupełną nie nowością, to nie opatrzę go
tytułem "Wakacyjne powroty...". Czyli jak widać zastrzegam, że nowości
na pewno będą. Bo być muszą. Wracam do tekstu pt. "Podróż sentymentalna". To jeden z najstarszych, jaki pojawił się na blogu, bo 28 grudnia 2012 r. Dokładnie czternasty. Obfitość pisania (mego gadulstwa) była w tych początkowych publikacjach zaskakująca. Zatem raz jeszcze znajdźmy się w Muzeum Etnograficznym im. Marii
Znamierowskiej-Prüfferowej w Toruniu. Zdjęcia wykonałem 27 X 2012 r., kilka usunąłem, znaleźć można je w zapisie oryginalnym.
Ile w nas... wsi? Naszej chłopskości?... Nie zastanawiamy się nad tym? A
chyba powinniśmy. Jesteśmy to winni naszym przodkom, którzy szli za
sochą, żyli w kurnej chacie, dożywali swoich dni na klepisku lub w
rozpadających się czworakach. Dawne nici porwał czas? Może warto przy
tej okazji sięgnąć po dorobek naukowy Jana S. Bystronia (1892-1964) lub Kazimierza Rymuta (1935-2006).
Na pewno poznamy etymologię polskich nazwisk. I wtedy dotrze do nas, że
plebejskie ich pochodzenia sadza nas bardziej na grzędzie, niż pośród
tych, którzy "królom byli równi"...
Po co o tym piszę? Chcę namówić do wizyty w Toruniu. Ale nie na zwiedzenie urokliwego gotyku. Koniecznie trzeba przekroczyć próg Muzeum Etnograficznego im. Marii
Znamierowskiej-Prüfferowej. Warta obejrzenia i przeżycia (!) jest wystawa pt. „Tajemnice
codzienności. Kultura ludowa i jej pogranicza od Kujaw do Bałtyku
(1850-1950)”.
Kunsztownie ozdobiona skrzynia |
Pośród mnogości eksponatów budziła się... przeszłość? Przy wielu oglądanych
eksponatach słyszałem szepty i westchnienia: „jak u dziadków...”, „mój dziadek to
miał”, „taka uprząż wisiała w stodole”, „babcia miała
takie same dzbanki”, „o!
nosidło na wodę”. I wracał... żal? Drżała nuta nostalgii za czasem przeszłym dokonanym..
Maszyny rolnicze, m. in. siewnik, brony, pług |
Czy zwykła podkowa lub uzda może
wywołać falę wspomnień? I to niemal cały ocean. „Warszawianka”, „Łyska”, „Kuba”, „Baśka” - ale
tylko ta ostatnia klacz nosiła taką z klapami na oczy. „Kuba”
był chyba najspokojniejszym wałachem w okolicy? Ależ ja miałem 10
lat, kiedy prowadziłem go za uzdę, a on ciągnął wóz ze snopkami
żyta. Nie wyobrażam sobie, aby któreś z moich dzieci w tym wieku
podchodziło do konia.
Krosno |
Zakątek
pszczelarza, to niemal dotykanie przeszłości. Ile ja musiałem
wysłuchiwań narzekania dziadka Stasia Poźniaka, kiedy bił się z myślami, że nie
nauczył mnie „chodzenia wokół pszczół”. W rodzinie były stare
tradycje pszczelarskie! Mój prapradziadek
Bogusław Gasiński z zaścianka Domanowa, nad Wilią (na Wileńszczyźnie), był nazywany „słodkim panem”. A
to za sprawą swej ogromnej pasieki. Mi pozostała z tego tylko
miłość do miodu. I wspomnienie kilku żądeł, jakie miałem w
sobie w czasie fotografowania dziadka przy ulach.
Ule |
„A
żarna masz?”- zapytał Jaśko-Dżonu brata Kaźmierza, kiedy
przyjechał na chrzest Ani. Tak, tak odwołuję się do pamiętnych scen z filmu S. Chęcińskiego "Sami swoi". W odpowiedzi usłyszał: „A mnie skąd
ich wziąć?” .„A grusze dziadkowe pamiętasz?”- dopytywał się starszy Pawlak.
Zawsze ten sam odnośnik. Nie, żaren nie widziałem poza skansenem.
Ale ciąłem sieczkę na sieczkarce.
Nigdy nie byłem w kuźni.
Dziadek obiecywał, ale nigdy mnie nie zabrał. Od zawsze fascynowało
mnie, jak powstaje... podkowa. Uważana za symbol szczęścia od
stuleci była „dodatkiem” do konia! Pełno w skrzyni z gwoździami
było tych charakterystycznych do podkuwania i stalowych haceli -
„śrub”, które wkręcano w podkowy koniom pociągowym, aby nie
ślizgały się np. na bruku. Jedną, taką ciężką podkowę
wykopałem kiedyś w dawnej dziadkowej stajni. Mam ją.
Kowadło i kowalski młot |
Sklep kolonialny? Metalowe puszki
na słodycze. Chciałoby się w takiej pełnej pogrzebać? Serce bydgoszczan szybciej zabije, bo tu znane
z literatury i wspomnień nazwy, jak „Lukullus”. To dawna
bydgoska „Jutrzenka”. Można z puszki przeczytać: „Lukullus
fabryka cukrów, czekolady i kakao Bydgoszcz tel 1670 i 1674”. Obok
inna z napisem: „Carmel fabryka cukrów i czekolady Bydgoszcz
Dworcowa 65”. Do zakupu zachęcał wymalowany talerz pełen owoców
i budynek firmy. Ma się wrażenie, że sklepikarz wyszedł na chwilę
na zaplecze i zaraz wróci. Odsypie nam garść cukierków?
Aranżacja sklepu kolonialnego |
Puszki po bydgoskich słodyczach |
Zwracam uwagę na „żałobną
pamiątkę” z okresu Wielkiej Wojny (1914-1918), zaskakująca w
formie i treści: „Najdroższy brat poległeś na polu chwały
pamięć o tobie nigdy nie zaginie”, zdjęcie poległego
wklejone w budkę odwachu, oprócz krucyfiksu i klęczących aniołów
wkomponowano dwa... żelazne krzyże.
Pamiątka po poległym w wielkiej wojnie |
Właściwie nad każdym eksponatem
należałoby się pochylić, wrócić do lat, kiedy biegało się po rżysku,
ustawiało na polu snopki lub grabiło siano. Smutne, że świat ten zginął
bezpowrotnie i to na naszych oczach. Może więc warto odwiedzać muzea
etnograficzne, skanseny lub po prostu rodzinne wsie, aby nie zapomnieć
ile w nas jej jest. Nasi chłopscy przodkowie uśmiechną się wtedy do nas z
chmurki...
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.