piątek, sierpnia 06, 2021
Przeczytania... (409) Magdalena Niedźwiedzka "Gdy kobiety milczały. Sceny z życia George Sand" (Prószyński i S-ka)
"Autorka podejmuje walkę z nieuprawnionymi karykaturami George Sand,
które przedstawiają pisarkę jako wyrachowaną, biseksualną nimfomankę lub
przeciwnie, dobrotliwą, łagodną panią z Nohant, osobowość pani Sand
była bowiem niezwykle złożona, a przez to fascynująca. Artystka
odgrywała w życiu wiele ról. Z właściwą powieściom historycznym
potoczystością Niedźwiedzka odsłania kilka z nich" - to m.in. czytamy na portalu wydawnictwa Prószyński i S-ka. Zagadka na sam początek: "czym różni się ten zapis, od tego na okładce?", co na swój użytek nazywam "zachęcaczem". Niby tylko jeden wyraz, aliści...
To trzecie w tym cyklu spotkanie z piórem pani Magdaleny Niedźwiedzkiej. Proszę podejrzeć odcinki 164 (z 6 IX 2016) oraz 195 (z 18 II 2017), aby się przekonać, że tak właśnie jest. Widać, że Autorka pasjonuję się kobiecymi indywidualnościami. Inaczej nie byłoby kolejnej książki: "Gdy kobiety milczały. Sceny z życia George Sand". Mnie też wybitne kobiety zawsze interesowały, intrygowały. Będąc miłośnikiem Fryderyka Chopina (pierwsza biografia pióra samego J. Iwaszkiewicza przed blisko czterdziestu laty!) nie mogłem nie zafascynować się osobowością Amantine Aurore Lucile Dupin, 1 voto Dudevant (1804-1876). Kilkakrotnie wspominałem o pokrewieństwie Pisarki z JKM Augustem II Sasem, poprzez osobę naturalnego syna Maurycego hr. Saskiego. Stąd jej syn, to Maurice?
Nie, nie czytałem niczego, co wyszło spod pióra George Sand. Nie czytałem tez żadnej innej biografii. Kiepski zatem ze mnie miłośnik epoki, skoro tkwi mi tylko filmowe wyobrażenie o miłości Chopina z filmu J. Antczaka (tu w tej roli doskonała moim zdaniem Danuta Stenka)? Nie przeszkadza mi to w określeniu siebie: jestem zafascynowany tą wyjątkową kobietą. Bez tego nie sięgałbym po książkę pani M. Niedźwiedzkiej.
Mamy zbeletryzowaną (tak to się poprawnie określa) opowieść o życiu George Sand. Kilkoro czytelników to zniechęci, bo wolą faktograficzną biografię. Kilkoro przyciągnie, bo taka forma po prostu im odpowiada. Sam nie wiem, w której znaleźć się partii. Bo kiedy pojawia się dialog nie wiem do końca czy mam do czynienia z zapisem wspomnieniowym (np. zaczerpniętym z jakiegoś źródła), czy to tylko fantazja autora/-rki. Tak jest w tym przypadku. Pani Magdalena niedźwiedzka nie powołuje się przecież na jakieś publikacje, poza cytatem, który zamyka tych kilka scen z życia G.S.
Co mnie ujmuje? Historia matki, pani Sophie-Victoire Dupin i jej niechęć do... Polaków. Czytamy m. in: "Napoleona uwielbiała. winą za okrucieństwa jego wojsk obarczała parszywych Polaków, jak wielu Francuzów [...]". Jest rzecz jasna rys wywodu genealogicznego, choć może kogoś zaskoczyć, że wcale to dla niej godny do dumy smaczek. Sama Sophie-Victoire stanowiłaby ciekawą opowieść obyczajowo-społeczną. "...pochodziła z nizin społecznych, z domu, w którym nikt nie trząsł się nad dziećmi, nie uczył ich i nie przekazywał im tradycji przodków". Pewnie zaskoczy to w zestawieniu tego, co wspomniałem o Wettinach. Tak, ale rzecz dotyczyła Maurycego Dupina, ojca Aurory, męża Sophie-Victoire. Szkoda, że mamy tylko komentarz Autorki książki, bo ciekawie rzuca światło na relacje matka-córka: "Nigdy nie umiała gniewać się na matkę, wyczuwała, że za jej wściekłymi atakami na arystokrację i elity (także intelektualne, bo z furią niszczyła książki nieznanych sobie autorów, im samym zaś pewnie naplułaby w twarz) kryło się poczcie niższości". Wolałbym jednak takie drastyczności (patrz o pluciu w twarz) poznawać w oparciu o źródło, np. jakiś list.
Skoro książka pani Magdaleny Niedźwiedzkiej, to sceny z życia, tak i ja kilka takich tu przedstawię. Napisałem pierwotnie "przypomnę", ale właściwie komu i co, skoro większość z nas tak naprawdę nie zna biografii George Sand. I będą to tylko sceny z... dzieciństwa. Dlaczego? Wyjdzie w czytaniu.
"Z bezwstydnym uśmieszkiem przyznała kiedyś, że ma męska naturę, wpychając tym samym oszczerstwa w gardła rozplotkowanych idiotek, które próbowały ją zdeprecjonować w oczach tak zwanego towarzystwa" - i w tm brakuje mi samej G.S. Jak cenny byłby tu cytat, ale zapominam, że to biograficzna opowieść. Nie kwestionuję wiedzy Autorki, w końcu gdzieś tę wypowiedź musiała znaleźć, ale nawet przyjmując taka formę swego pisania można było użyć cudzysłowowa.
Widać, że od dzieciństwa mała Aurora była charakterną dziewczynką: "Imitacje rzeczywistości doprowadzały ją do furii, wolałaby otrzymać prawdziwe zwierzę, z którym można sie pobawić, nie zaś twarde drewno, którego jej palce nie mogły ugnieść". Proszę zwrócić uwagę, co panienka de domo Dupin zrobiła z konikiem na biegunach. Mój z dzieciństwa też był drewniany. Trzeba to oddać, że skoro takie porywy chwytały wyrastająca dziewczynkę, to trudno się dziwić kim była w przyszłości. Mamy kolejne potwierdzenie, jak bardzo świat lat dziecinnych determinował i determinuje nasze kształtowanie się.
Trąci makabrą, kiedy czyta się o śmierci brata, Louisa. Właściwie powinno się przestrzec ludzi wrażliwych, aby nie doznali szoku, kiedy poznają okoliczności jaki towarzyszyły odejściu chłopca. I tego, co wydarzyło się po pochówku. Nie wiem czy Mary Shelley wymyśliłaby podobną makabrę. "Matka straciła resztki złudzeń, lecz uszczęśliwiło ją, że może wykapać i natrzeć jego drobne ciałko perfumami. Owinęła dziecko w płótno i ułożyła w kołysce. Brakowało jej łez" - gdzie tu makabra? Na to trzeba zerknąć do "Gdy kobiety milczały...". Straszne, jakie sceny rodziły się w otoczeniu dziewczynki, rywalizacja rodziców, spory na linii matka-babka. O ile ktoś ma podobne doświadczenie, to powie nic takiego.
"Leopard, obiekt dziecięcej miłości i fascynacji Aurory stał się przyczyną dramatu. Nie znienawidziła go, przeciwnie, on także na stałe zamieszkał w jej świecie" - dramaty, dramaty dramaty. Śmierć ojca. Koń. Wypadek. I wściekłość babki, która "...żałowała, że zawczasu własnymi rękoma nie podcięła gardła zwierzęciu, choć widziała w jego oczach diabelskie błyski". Tym bardziej tarcia między matka, a babka pogłębiały się. Interesująca jest wypowiedź (czy jej sens?) tej drugiej o wnuczce: "Nigdy nie twierdziłam, że jest idiotką, niemniej zbyt często zastyga w bezruchu z otwartą buzią. [...] Jej ojciec także dużo myślał i ogarniała go chorobliwa apatia". Babka zwracała się do wnuczki, jak do... chłopca? Bo widziała podobieństwo rysów do zmarłego syna? Bo synowa sama ubierała Aurore za chłopca. I, co na mnie miłośniku epoki napoleońskiej zrobiło wrażenie: wielki marszałek Joachim Murat (szwagier Cesarza) brał ją za chłopca.Nie ukrywam, że chciałbym widzieć, jak Aurora biegał boso, wspinała się na drzewa, nosiła chodaki, pospolitowała z ludem, ba! jeździła na świni! Rozstanie z matką, skazanie na babkę? Mam wrażenie jakbym czytał Dickensa.
Nadciąga burza dojrzewania młodej panny z Nohant. W jej umyśle pojawia się Corambé. Nie mężczyzna, ni kobieta, ni anioł. Czytamy: "...słucha, kiedy głośno czytam bajki albo wiersze, nigdy mi nie przerywa. Podpowiada, jak mam się zachować, troszczy się o mnie, każe mi się uczyć i być dobrą i rozumie każda książkę". Sprawdźmy u siebie czy nie było nigdy wyimaginowanego przyjaciela, gadania z samym sobą? Podejrzewam że takie zbieżności bardzo przybliżą wielu postać George Sand. Z każdym krokiem zapominamy, że mamy przed sobą świat sprzed dwustu laty. Świat jest pełen mały dziewczynek i chłopców, którym przychodzi ścierać się z apodyktyczna babką, rozczarowaniem matki itp, itd, etc. Mrozi krew w żyłach taka życiowa fraza: "Wnuczka wyrosła na dziwadło, wymyśliła sobie boga i wielbiła go w tajemnicy przed wszystkimi, hrabina uznała więc, że lepiej będzie, jeśli mała ugnie karku przed Jezusem Chrystusem, niżby mieli ją zamknąć w zakładzie dla obłąkanych".
Straszne, kiedy światy dorosłych napierają na świat dziecka. To ostatnie zawsze pozostaje jego ofiarą. Nie inaczej, okazuje się, było w XIX w., nie inaczej jest w XXI. Poruszająca jest historia wyznania babki przed wnuczką. "Babka doznała tylu upokorzeń jako dziecko z nieprawego łoża, że na sama myśl o tym, że jej wnuczka także będzie cierpieć z powodu wyborów, jakich dokonali rodzice, czuła do synowej odrazę". Rozjaśnia nam sie obraz pani Marie-Aurore? Takie są skutki scen wybranych. Staram się chronologicznie kroczyć za bohaterką, ale przecież nie mogę przepisywać lub opisywać każdego epizodu. Jaki byłby sens szukania i czytania "Gdy kobiety milczały..."? Ciekawie pani m. Niedźwiedzka ocenia wyznanie seniorki rodu: "Niespodziewane wyznanie babki postawiło Aurorę na granicy dwóch światów - czystego i wzniosłego świata ojca, który po jego smierci reprezentowała wyniosła babka, i brudnego, lepkiego świata matki".
A jednak świat paryskiego klasztoru augustianek nie okazał się kolejnym życiowym kataklizmem. "Dni spędzone na pensji okazały się zaskakująco miłe, ludzie, których poznała, byli interesujący, spokój działał kojąco" - można zazdrościć nocnych wypraw, tego dreszczu emocji, o jakim pisze Autorka opowieści. Kto nie chciałby iść podziemnymi lochami, dociekać, co kryją zamknięte lub zamurowane drzwi? Mrok. Wilgoć. Zapach pleśni. Stęchlizna dziejowa. Ciekawe, że w listach do babki i matki... łgała na temat klasztornego życia. W tych opisach miał być koszmar i już. Bawiło Aurorę takie pań oszukiwanie? I zaczęło się pisanie, nawet zanudzanie koleżanek swoją fabułą, w której nie było kochanków, romansów, uwodzicielskich scen. "Pisała niemal obsesyjnie, głównie krótkie opowiadania, szybko zrozumiała, że fabuła może stanowić ulepszoną wersję jej nieudanego życia". rozumie to każdy z nas, co to tworzy do szuflady, a może czasem komuś podsuwa swoją twórczość. Nie sądzę, aby ktoś tracił sympatię do Aurory.
Opuszczała klasztor z żalem! "Żadne miejsce na ziemi nie było jej tak bliskie. Zaznała tam prawdziwej, bezinteresownej miłości. [...] Ostatni dzień w klasztorze uświadomił jej dojmującą samotność" - tym bardziej, że była świadkiem zachowania matki i babki: "Aurora poczuła się tak, jakby kolejny raz została sprzedana. [...] Aurora nie miała pojęcia, czyją stronę wziąć w tej nieustającej międzypokoleniowej wojnie pomiędzy paniami Dupin". Dialogi z babką naprawdę są pouczające i mądre. Cały czas wierzę w rzetelność ich wykorzystania. W Boże Narodzenie 1821 r. babka zmarła: "Choć spodziewała sie tej smierci, gdy nadeszła, Aurora doznała szoku. [...] Czuła głuche, szalone walenie serca, myślała o ostatnich rozmowach, o tym, że traci najwierniejszą przyjaciółkę, i zastanawiała się, czy da sobie radę, jak ma przeżyć kolejny dzień, jakie polecenia wydać i komu". Wnuczka zasnęła na łożu, na którym leżała zmarła babka.
Śmierć babki, to poważna życiowa cezura. Tu właściwie kończy się, moim zdaniem, dzieciństwo Amantine Aurore Lucile Dupin. Nie lubię "Przeczytań..." kończyć tak gorzko, ale tak będzie. Muszę podziękować pani Magdalenie Niedźwiedzkiej, że odsłoniła dla mnie (i każdego, kto sięgnie po tę książkę) świat dorastania wybitnej pisarski swoich czasów, jaka była George Sand. Nie mnie oceniać wartość jej pióra, bo jak pisałem niczego nie czytałem. Pomyśleć, że jej miłosne utwory umieszczono w... Index librorum prohibitorum. Moje serce już dawno skradli V. Hugo i H. Balzac. Może więc w niedalekiej przyszłości pojawi się opowieść biograficzna choćby o pani Ewelinie z Rzewuskich Hańskiej? Z chęcią bym poczytał o potomkini hetmana Wacława Rzewuskiego i zony autora "Kuzyna Ponsa". Wakacje, to dobra pora n poznanie biografii Wielkich kobiet. Zresztą nie tylko wakacje.
PS: Pamięci Mamy. W dniu 86-tych Urodzin.
Czas płynie, a świat kobiet nie zmienił się aż tak bardzo...
OdpowiedzUsuńWprawdzie mamy prawo do głosu, lecz powielokroć jest on lekceważony.
Trudno sobie wyobrazić życie przed dwustu laty. Z pewnością George Sand wymykała się ówczesnym normom.Prawdopodobnie i dziś przez wielu ( zwłaszcza w Polsce, zwłaszcza obecnie) mogłaby być odbierana jak autsajderka.
Niewątpliwie była nietuzinkowa, ale pragnienia miała (nie)zwyczajne.
Chciała kochać i być kochaną...
Chyba świat (ten męski) od zawsze bał się po prostu kobiet-indywidualitek. Niezwykła kobieta swoich czasów.
OdpowiedzUsuńZapewne stąd ten podskórny mizoginizm...
OdpowiedzUsuń