niedziela, sierpnia 22, 2021
Przeczytania... (411) Kazimierz Kunicki i Tomasz Ławecki "13 dni które zmieniły Polskę" (Bellona)
"Jedna
z tych książek Bellony, która może ostudzić rozpalone euforią umysły na
temat wybuchu powstania warszawskiego. Jak znalazł na czas
rocznicowania. Spekulacje co by było gdyby nigdy do mnie nie
docierają. Mimo wszystko dostajemy dobrze skrojony temat w oparciu o
materiały źródłowe" - tak lapidarnie skreśliłem na swoim Facebooku pn. Książkożerca. I chyba będzie to pierwsze od dawna chwalenie książki Bellony o tym, co się wydarzyło w lipcu 1944 r. Musze oddać sprawiedliwość, że autorzy (Kazimierz Kunicki i Tomasz Ławecki) dają nam w "13 dniach które zmieniły Polskę" rzetelne kalendarium zdarzeń. Krótko pisząc: nie zawiodłem się, nie zniesmaczyłem. Po prostu narracja, tok myślenia, kroki prowadzące do rozwiązania, jak rozgrywana została gra o powstanie '44 - zostały rozpracowane naprawdę porządnie. Brawo! Czy to znaczy, że będą same "ach!" i "ech!"? Bez przesady. Jakieś "ale" zawsze się znajdzie. A panowie Autorzy nie uniknęli kilku potknięć.
Nie jestem ochoczy do wystawiania laurek. To pewne. Jestem zdania (to samo wpajam swoim uczniom), że takowe Autorzy napisali swoja pracą (jak uczniowie swoją nauką). Na pewno nie gonię za sensacją, jaką można by było budować w oparciu o powtarzające się: a jakby zamach z 20 VII 1944 r. udał się. Ale się nie udał! A robienie z pułkownika Clausa Schenka von Stauffenberga (1907-1944) nieomalże europejskiego bohatera zawsze uważał będę za historyczne nadużycie.
Przeszło trzysta stron, to nie jakieś opasłe tomiszcze, ale pomieszczono w nim wiele, dając w miarę wnikliwa analizę tego, co dały owe 13 dni w historii Polski. Podejrzewam, że wielu z nas tak nie postrzegało historii tego okresu. Że niespełna dwa tygodnie tak bardzo mogły wpłynąć na dzieje przyszłego państwa, którego formalnie wtedy nie ma (przypomnę: od 28 IX 1939 r.).
Jestem zdania, że ta książka może (albo powinna) przewartościować sposób myślenia o decyzjach, jakie zbudowały klimat, aby w ogóle porwać się na decyzję rozpoczęcia walk w Warszawie: "Powstanie warszawskie zmieniło Polskę. Zburzyło wyobrażenie Polaków o miejscu przyznamy nam w Europie i świecie, pojęcia o sojuszniczej solidarności, o uczciwości międzynarodowych zobowiązań, o mechanizmach wielkiej polityki". Pewnie, że wiele z tego, o czym piszą Kunicki i Ławecki są dla niejednego czytelnika oczywistościami. ale czy dla wszystkich? Niepotrzebnie tylko mieszają ludziom w głowach swoimi spekulacjami wokół zamachu w Rastenburgu (Wolfsschanze). Bo tu chwilami są po prostu niekonsekwentni! Proszę wczytać się w to: "Czy więc zgładzenie latem 1944 roku Adolfa Hitlera [...] mogło odmienić finał II wojny światowej? Zapewne nie". I na tej samej stronie stoi: "Udany zamach na Hitlera zapewne zmieniłby wiele". To o co tu chodzi? Niech mi ktoś wyjaśni. Na mój belferski łeb, to zbyt zawiłe. I skąd niby wiedza, jakie przeżycia targały zamachowcem w samolocie? Czyżby dzielny hrabia/graf zostawił jakieś zapiski z tych godzin?
Jako wnuk Kresów (tych wileńskich) nie mogę zgodzić się, kiedy w XXI w. Autorzy wspominając o Słonimiu i Pińsku piszą, że to... Białoruś! W planach Stalina i jego alianckich sojuszników, tak. Ale żaden kresowo myślący Polak nie przejdzie obojętnie wobec takich zapisów. I proszę mi wierzyć, psuje to smak pracy, jaką naprawdę porządnie przeprowadzili. Nie ma zgody na takie interpretowanie faktów! Nie wolno tego robić. Równie dobrze można było o działaniach wileńskiego czy lwowskiego Okręgu AK napisać, że to Białoruś, Litwa i Ukraina. Znowu się czepiam? Znowu i za każdym razem! Nie da się przeniknąć do umysłu Stalina, więc po co dociekać: "Czy właśnie wtedy w głowie kremlowskiego dyktatora narodził się diaboliczny pomysł skazania stolicy Polski na zagładę, przez podsycanie nastrojów bojowych żołnierzy Armii Krajowej?".
Pewnie dla nie znających kulis wydarzeń sprzed pamiętnej godziny "W" będzie zaskoczeniem, że najtrudniejszą decyzję o wybuchu powstania podjęło... trzech ludzi! Raczej nie będziemy mieć najlepszego zdania o nich. Boli to tym bardziej, że komendant Główny AK gen. T. Bór-Komorowski wypada chwilami bardzo szczególnie: "...ugiął sie pod naciskiem najbliższych współpracowników". Czytając ma się wrażenie, że wracamy do XVIII w. i widzimy dylematy Leszczyńskiego lub Poniatowskiego, obu królów narzuconych przez obce potencje i nimi powodowani. "Oceniam, że na froncie wschodnim Niemcy ponieśli klęskę" - to wycinek z raportu, jaki wysłał do Londynu. Określił w nim m. in. stan czujności do powstania na 25 lipca.
Zagadka/cytat: "Wyjątkowa kobieta, I niezwykle odważna. Kto by pozwalał sobie na [...] sprzeciwianie mu się prosto w twarz, na przykład w obronie swoich rodaków" - o kim to? Wanda Wasilewska! Stawiała się samemu Stalinowi! Na tym nasz entuzjazm nad Wandą Lwowną pewnie gaśnie. Nie da się niczego dobrego napisać o innych, którzy tworzyli tzw. PKWN. Proszę dopytać domowego nastolatka czy umie rozwikłać ów skrót. Rzucić nazwiskami, np. M. Roli-Żymierskiego czy S. Osóbki-Morawskiego. Smutne, kiedy dowiadujemy się o podrzędnej roli premiera rządu londyńskiego, S. Mikołajczyka: "...zgodził się na proponowane rozmowy ze Stalinem. ale to Kreml rozdawał karty". Podejrzewam (teraz ja spekuluję), ale czującego czytelnika powoli...szlag trafia, jak wiarołomna i podła w swoich machinacjach była polityka wielkiej Trójki, ze szczególnym wskazaniem na ZSRR/ZSRS/CCCP i USA. To są owe oczywistości, o których pisałem wyżej, ale zapewne budzą te wszystkie machinację odruchy. Nie wierzę w obojętny odbiór "13 dni...". Tak jest, gdy czytam o Operacji "Ostra Brama". Większość potomków kresowych tak pewnie ma. Warto wczytać się sumienniej w biografię A. Krzyżanowskiego i nie motać się przy jego... dystynkcjach. Dla mnie, jak i wielu (krewni walczyli w szeregach Okręgu wileńskiego AK - i również po 1945 r.) to generał "Wilk", ale...
Hurraoptymizm wokół powstania, godziny "W", śpiewów na placu marszałka J. Piłsudskiego ma się w najlepsze. Jest okazja poznać pułkownika Kazimierza Iranka-Osmeckiego ("Heller"). Ostrzegał, próbował wybić z głowy pomysł walki na ulicach Warszawy, ba! powoływał się (zresztą nie tylko on jeden) na opinie m. in. Naczelnego Wodza, generała broni K. Sosnkowskiego! Jakoś nie słyszę, aby ktoś dziś w ogóle wspominał te głosy rozsądku. Nie ma ich w przestrzeni publicznej. Nie ma bilbordów! Kto dziś wymienia generała Albina Skroczyńskiego ("Łaszcz")?! Kunicki i Ławecki to robią! Super! Czytamy, m. in.: "...uważał otwartą bitwę w tych warunkach za akt samobójstwa, został odsunięty na boczny tor". Widzimy jakiś demoniczny obraz oczadzonych kilku oficerów, którzy wbili sobie do głów pomysł i nie dopuszczali myśli, że ktoś może inaczej rozumować! Dlatego uważam, że "13 dni...", to kubeł zimnej wody na głowy lansujące jeden obraz godziny "W" i kolejnych 63 dni walki. Odważnie!
Zawsze mam wątpliwości wobec... eksterminacji na tzw. Białorusi. Nie neguję faktu, ale kogo liczono pośród tych ofiar. Rodowitych Białorusinów z ZSRR/ZSRS/CCCP sprzed 17 IX 1939 r.? Czy dorzuca się spalone i wymordowane przez hitlerowskiego okupanta polskie zaścianki, okolice szlacheckie i wioski? Archaizmem trąca moje pisanie? Nie! Stan prawne do aneksji choćby województw wileńskiego czy grodzieńskiego. Przyznaję, że nie wiedziałem, że tam swoje mordercze doświadczenia zdobywali zbrodniarze tej miary, co m. in. Erich von dem Bach-Zalewski i Oscar Dirlewanger. Późniejsi kaci powstania. I na bogów (!) czemu mieszczańsko urodzonemu Friedrichowi Paulusowi dopisuje się "von" przed nazwisko? Nie miał do tego prawa i nigdy tego nie robił! Starczy nawet sięgnąć do pospolitego internetowego źródła, aby sie przekonać: "Mimo że potocznie mówi się o Paulusie jako o szlachcicu, dodając
przydomek von, jest to błąd historyczny. Był synem biednego i mało
znaczącego urzędnika"*. Odsyłam też do odcinka 83 tego cyklu. Tam biografia feldmarszałka**. I takie wpadki rażą. Muszą. Bo, co ciągle powtarzam: książka historyczna musi być wolna od podobnych błędów. Drobiazg? Nieprawda! To jest nieścisłość historyczna. Kropka!
Tracę wątek główny? Każdy rozdział, to jeden z owych trzynastu dni. Trochę rozbawiło mnie stwierdzenie dotyczący skutków planu "Barbarossa". O militarnych sukcesach m. in Wehrmachtu czytamy: "Opanowała zachodnie i środkowe terytoria Związku Radzieckiego". O jaki środek chodzi lub czego? ZSRR?ZSRS?CCCP? Dobrze czytam? To dokąd niby dotarli żołnierze III Rzeszy? Na Syberię? ironizuję? Nie, po prostu stawiam logiczne pytanie, jakie rodzi we mnie tekst. I ni jak cholera pojąć nie mogę! Tego środka znaleźć nie umiem. Raz jeszcze apeluję: takich nieścisłości nie ma prawa być, to młodzież weźmie do ręki i ona się uczy! W pas kłania się geografia! Szkoda, bo to znowu psuje degustację dobrej roboty. Już człowiek ucieszony jest, atu nagle łup! "Nie chcemy tworzyć własnej administracji na terytorium Polski, ponieważ nie chcemy się wtrącać do wewnętrznych spraw Polski" - to jeden z cytatów ze Stalina. No i wraca sprawa legalności PKWN-u, roli S. Mikołajczyka.
To, że mi się trafiają literówki, to fakt. Ale ja nie mam korektora. Zmęczenie robi swoje i umyka mi to i owo. Ale korektę robią dwie osoby! To ich praca i zarobek. Czytamy o panice, jaka ogarnęła Niemców w Warszawie i taki psikus: "Przed wyjazdem w urzędach rwała gorączka niszczenia i palenia dokumentów". Rwała? Czy raczej: trwała? Cudownym zwyczajem (jeszcze za tzw. komuny) było dokładnie do wydrukowanych książek tzw. erraty. Techniczność. Wiem. Do poprawki.
Apologeci powstania i narodowego heroizmu niech teraz trzymają sie krzepko: "Chociaż Armia Krajowa miała w okupacyjnych urzędach swoich informatorów, to jednak Niemcy z większą mocą infiltrowali polskie podziemie dzięki ogromnej przewadze sił i środków". To nie wszyscy chcieli iść z ViS-em na "Tygrysy"? To nie wszyscy stali wiernie przy Najjaśniejszej? Brzmi, jak potwarz. Widać, że Autorzy nie unikają wątków trudnych i gorzkich dla przełknięcia dla bałwochwalców narodowej jedności okupacyjnej. Przypomniano kim był Ludwik Kalkstein i jak doszło do aresztowania gen. S. "Grota"-Roweckiego.
Ciekawe, jak udźwigną fakty, które podają Kunicki i Ławecki na temat Leopolda Okulickiego. nie dość, że wręcz piszą o jego... chorobie alkoholowej, to kreślą nieprzejednaną postawę jednego ze zwolenników wybuchu powstania tak: "..jak zwykle nie przebierał w słowach. Porównał przeciwników bitwy o Warszawę do znanych z historii Polski zdrajców i tchórzy". Wychodzi na to, że część kadr dowódczej AK wierzyło, że w Warszawie jest szansa na powtórkę z 10/11 XI 1918 r., kiedy dochodziło do spontanicznego rozbrajania Niemców. Czytając musimy stawiać sobie pytanie, jak np. takie: dlaczego ignorowano obecność Dywizji Pancernych SS "Wiking" i "Totenkopf"? Czy w Komendzie Głównej znajdowali sie opętani samobójcy? - dokładam. A przecież szef wywiadu płk K. Iranek-Osmecki ("Heller") "...ostrzegał dowództwo, że przybycie w okolice Warszawy doborowych jednostek może oznaczać gotowość Niemców do obrony miasta". Czy naprawdę wyłączono myślenie, a chęć zdobycia Warszawy była najważniejsza? Jeśli książka zmusza nas do takiego (czy innego rozumowania), to znaczy, że spełnia ogromną rolę: budzi ciekawość, nie pozwala być obojętnym. Bez obaw, takich wątków jest wiele. I nie pozostawiają one obojętnym czującego historycznie odbiorcę. Delegatowi Rządu na Kraj, Janowi S. Jankowskiemu, autorzy wystawiają surową cenzurkę: "...wyglądał na człowieka z innej planety. Nie miał zielonego pojęcia na temat braku broni w szeregach polskiego podziemia". I dodajmy od siebie: i ktoś taki naciskał, aby podjęto walkę na ulicach Stolicy?
"Kto nie będzie miał borni palnej, dostanie granaty, a dla kogo zabraknie granatów, niechaj bierze do ręki kamień, łom czy siekierę i tym zdobywa broń dla siebie" - dobrze, że Kunicki Ławecki przypomnieli tę wojenną, strategiczną i operacyjną mądrość. Ta może naprawdę wystudzić wszelkie entuzjazm wobec decydentów rozkazu o godzinie "W". Bo to wypowiedź samego pułkownika dyplomowanego Antoniego Chruściela ("Montera"), komendanta Okręgu Warszawskiego AK. Nieciekawie wypada biografia, rys osobowy tegoż. Kiedy czytamy o naciskach na szefa wywiadu AK, aby nie o wszystkim informować gen. "Bora"? Przecieramy oczy ze zdumienia. Można znów stawiać pytanie, np.: to wojsko jeszcze było czy jakaś maskarada? Poraża obraz, jak nie informowano o kulisach Naczelnego Wodza.
"Przechodząc Alejami Jerozolimskimi, musiałam długo czekać, aby móc przejść przez jezdnię, gdyż wojsko i armaty szły bez końca na Pragę, znów tak jak w 1941 r. - na wschód. Podobno Niemcy pchnęli na front warszawski nowe 10 dywizji" - to zapis z Marii Dąbrowskiej. Proszę wczytać sie, jak A. Hitler zareagował na wiadomość o chaosie wokół Warszawy. Szkoda, że nie mamy cytowania żadnych ówczesnych rozkazów Führera. Jest za to rozkaz dowódcy 9. Armii niemieckiej, a w nim zapis o zdyscyplinowanym maszerowaniu ulicami Warszawy w jednym celu: "Przez taką postawę należy wykazać ludności, że - wbrew różnym plotkom - chcemy bronić miasta wszelkimi środkami". Samych autorów dziwi: "Tymczasem wyreżyserowana demonstracja siły Wehrmachtu, zamiast ostudzić nastroje «jastrzębi» z Armii Krajowej, prących do powstania, paradoksalnie podziałała odwrotnie - przyspieszyła ich działania". Był czwartek 27 lipca 1944 r.
Zostało jeszcze dni kilka, dyplomatyczne salony, konspiracyjne pokoje, wojna nerwów, likwidacja kresowych Okręgów AK. Jeśli kogoś nie obruszyło to, co już tu zostało przytoczone, to proszę dalej czytać, gadać z książką, szukać kolejnych spojrzeń na 63. waleczne dni Warszawy. Nie ma szans, aby książka Kazimierza Kunickiego i Tomasza Ławeckiego wywołała ogólnopolską dyskusję wobec decyzji, jaką był wybuch powstania warszawskiego. Szkoda. Bo poza kilkoma potknięciami (któż z nas nie jest bez wad?), to dobrze opracowanych "13 dni które zmieniły Polskę".
___________________________________
* https://pl.wikipedia.org/wiki/Friedrich_Paulus (data dostępu 12 VIII 2021
** Diedrich T., Paulus. Trauma Stalingradu, w tłumaczeniu Jerzego Pasieki, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2014
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.