sobota, stycznia 02, 2021

Przeczytania... (375) Barbara Demick "Światu nie mamy czego zazdrościć. Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej" (Wydawnictwo Czarne)

 

Korea Północna (Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna) jest... wdzięcznym tematem. Każdy wydawca ma gwarantowane zainteresowanie nowym tytułem. Trudno znaleźć drugie takie państwo, które skupiałoby na sobie oczy całego świata. Mój zasób wiedzy rośnie z każdą przeczytaną pozycją lub utrwala tę wiedzę , jaką mam od lat. Nie ukrywam, że impulsem przed laty stał się film A. Fidyka "Defilada". Nieomal klasyk gatunku! Właściwie czy coś nowego powiedziano o tym kraju od czasu jego realizacji, poza oczywiście dynastycznymi zmianami po śmierci kolejnych ukochanych i nieśmiertelnych przywódców.
Każdy tytuł, jaki pojawia się na rynku dotyczący władztwa Kimów wzbudza moje zainteresowanie. Nie ma pośród moich książek drugiego państwa azjatyckiego, które tak wypełniałoby moje półki. Żadni tam samuraje, kamikadze czy opętany Mao lub pozornie-dobroduszny Hồ Chí Minh nie są w stanie mnie zaintrygować (na dłużej), jak to, co dzieje się powyżej 38. równoleżnika, na przestrzeni 120 540 km². 
"Wyobraź sobie koszmar rodem z Roku 1984 Orwella wcielony w życie. wyobraź sobie, że na ścianie pokoju musisz powiesić portret przywódców i kłaniać się mu we wszystkie święta. wyobraź sobie miejsce, w którym seks służy jedynie płodzeniu kolejnych obywateli, a służba bezpieczeństwa [...] bacznie obserwuje twoją twarz podczas wieców, by upewnić się, że szczere są nie tylko twoje słowa, ale też twoje myśli" -  to z okładki książki. i kończy się zdaniem: "To miejsce istnieje naprawdę - nazywa się Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna". Tak, leży przede mną książka Barbary Demick "Światu nie mamy czego zazdrościć. Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej", w tłumaczeniu Agnieszki Nowakowskiej, którą wydało w serii reportaży Wydawnictwo Czarne.
Nie będę tu wykrzykiwał: to niemożliwe! to tyrania! to komunistyczna dynastia! łamią prawa człowieka! To doskonale wiemy. Nie będę puszył się w oburzeniu. Biorąc książkę do ręki chciałem naprawdę poznać zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej, jak zapewnia nas podtytuł książki. I tak jest. I tu Barbara Demick zabrała nas na spotkanie z ludźmi, którzy żyli pod panowaniem Kimów, którzy byli ofiarami systemu. Poczynając od Mi-ran, a kończąc na Kim-Hyuck. Sześć losów? Tylko? Nieprawda! Mamy tu cały ten zamknięty, odizolowany od reszty świata kraj i ludzi. Gdyby to naprawdę była tylko opowieść o sześciu  życiorysach, to nie byłoby z tego przeszło trzysta pięćdziesiąt stron życia. 
Nie mogę powiedzieć, że podchodzę do książki  B. Demick z rezerwą. Ja chcę wiedzieć. I biorę "Światy nie mamy czego zazdrościć..." jako źródło wiedzy historycznej. Za chwilę stanie na półce koło innych koreańskich tytułów. I będzie ze mną zawsze wtedy, kiedy przyjdzie mi omawiać skomplikowany obraz tego, co wyprawiają władze w Pjongjang (czy jak uczono mnie wcześniej: Phenian). 
Reportaż, to trudny rodzaj sztuki pisarskiej. Wkraczanie w życie innych ludzi i w dodatku w kraju tak sterroryzowanym strachem i kontrolą? Zachować bezpieczeństwo swoich rozmówców czy swoje? Stąd choćby chronienie świadków pod pseudonimami. Muszę wierzyć, że Autorka zetknęła się z tymi ludźmi, ze nie jestem po raz kolejny ofiarą mistyfikacji, konfabulacji itp. Pewnie, że pewną weryfikacje mogę sobie zafundować czytając innych autorów? Po prostu wierzę w szczerość i odwagę pracy Barbary Demick. Oto obrazy rodem z piekła?

Scena 1: Chociaż kiedyś mieli się za smakoszy, przeszli na restrykcyjną dietę. w poszukiwaniu jadalnych roślin i trawy pani Song z nożem kuchennym i koszem wyprawiała się na północny zachód od centrum miasta, na teren, który nie został jeszcze zalany betonem. Gdy poszła wyżej, w góry, można było czasem znaleźć mlecz [...].
Scena 2: Była pewna, że dostanie sie do szkoły muzycznej. kiedy jej nie przyjęto, przepłakała wiele dni. Matka, choć wiedziała, jaka jest tego przyczyna, wybrała się do szkoły, by poprosić o wyjaśnienie. Dyrektorka była życzliwa, ale nie mogła pomóc Mi-hee. Powiedziała, że do jej szkoły przyjmuje się wyłącznie dzieci z lepszym songbun
Scena 3: Tak jak w danej Korei dziedziczyło się status kastowy, w KRLD dziedziczy się przynależność klasową. Grzechy ojca przechodzą na dzieci i wnuki. [...] Mi-ran i jej czwórka rodzeństwa odziedziczyli nieczystą krew. Dlatego musieli pogodzić się z tym, że tak samo jak ich ojciec maja ograniczone możliwości życiowe. 
Scena 4: Kim Ir Sen połączył stalinizm z zaczerpniętymi wybiórczo elementami konfucjanizmu. wierzchołek piramidy społecznej, zamiast cesarza, zajmował on i jego rodzina. Hierarchiczne społeczeństwo dzieliło się na pięćdziesiąt jeden kategorii, należących do trzech klas: właściwej, chwiejnej i wrogiej.
Scena 5: Reemigranci szybko tracili idealistyczne złudzenia. niektórzy spośród tych, którzy wrócili do kraju jako pierwsi, listownie przestrzegali przed taką decyzją swych bliskich, ale władze cenzurowały i niszczyły korespondencję. Wielu japońskich Koreańczyków, w tym aktywiści Chosen Soren, padło ofiarą czystki na początku lat siedemdziesiątych: działaczy stracono, a ich rodziny wysyłano do obozów.  
Scena 6: Po smutnym dzieciństwie w wojennym chaosie pani Song z ulgą przyjęła nowy porządek, jaki zapanował w jej życiu dzięki Partii Pracy. Była biedna, więc bez trudu identyfikowała się z prześladowanymi, dla dobra których walczył Kim Ir Sen. [...] Dziewczynie o tak niezłomnej postawie komunistki trzeba było znaleźć odpowiedniego kandydata na męża. Zadbał o to pewien aparatczyk. 

Nie wiem czy Europejczyk jest w stanie wysilić swój mózg, aby choć zbliżyć się do zrozumienia mentalności, psychiki Koreańczyków. Moim zdaniem jest to po prostu niemożliwe. Czy ułatwia nam to książka B. Demick? Ale to chyba trochę, jak poznawanie zapachu ciasta drożdżowego zza szyby cukierni. Według mnie: nie da się. Bo każdy podany tu przykład (te przeczytane również) nie pasuje do naszego wyobrażenia świata, polityki, zależności. Ten koreański feudalizm bolszewicki (np. kastowość?), to jakieś pogmatwanie pojęć, którego nie da się pojąć. "Korea Północna prosi sie o parodię. Śmiejemy się z nachalnej propagandy u łatwowierności ludzi. Musimy jednak pamiętać, że od urodzenia poddawano ich indoktrynacji w całodobowych żłobkach i przedszkolach przyzakładowych [...]" - czytamy. Czy współczujemy ofiarom tego systemu? Za kilka minut o nich zapomnimy.
 
Scena 7: W Korei Północnej stolica jest jedynym miastem odwiedzanym przez cudzoziemców, więc władze dbają o to, by mieszkańcy nie przynosili wstydu swoim wyglądem i mieli właściwą postawę ideologiczną. [...] Wbrew egalitarystycznej propagandzie miejsce zamieszkania zależy w Korei Północnej od statusu w hierarchicznej strukturze społecznej.
Scena 8: Wierzyła we własne słowa. Lata niedosypiania, wielogodzinne szkolenia i seanse samokrytyki - metody prania mózgu nie różniły się od technik stosowanych na przesłuchaniach - zabiły w niej zdolność do samodzielnego myślenia. Została ukształtowana jako udoskonalona istota ludzka, produkt filozofii Kim Ir Sena. Wielki Wódz chciał bowiem nie tylko zbudować nowy kraj, lecz także stworzyć lepszego człowieka, zmienić jego naturę.
Scena 9: ...Kim Ir Sen szczególnie umiejętnie wykorzystywał potęgę wiary. Dostrzegał moc, którą niesie religia. [...] Jeśli Kim Ir Sen był Bogiem, to Kim Dzongil był Synem Bożym, Jego przyjście na świat, jak narodzenie Chrystusa, zwiastowała jasna gwiazda na firmamencie i piękna podwójna tęcza. 
Scena 10: W Korei Północnej, która borykała się z chronicznym niedostatkiem nawozów sztucznych i miała niewiele zwierząt hodowlanych, do nawożenia pól wykorzystywano ludzkie ekskrementy. Na każdej rodzinie spoczywał obowiązek dostarczania co tydzień pełnego wiadra do oddalonego o kilometry magazynu. W zamian otrzymywało się bon żywnościowy.
Scena 11: Młodzi działacze pilnowali też, by ludzie nie ulegali zgubnym wpływom kapitalizmu - nie chodzili w dżinsach albo podkoszulkach z napisami w alfabecie łacińskim, a chłopcy nie nosili długich włosów. Partia, która wielokrotnie przyjmowała w tych sprawach rezolucje, postanowiła, że dla mężczyzn dopuszczalna długość włosów wynosi pięć centymetrów, ale łysiejący mogą zapuścić do siedmiu centymetrów. Za łamanie przepisów groziło aresztowanie przez regularne siły porządkowe. 
Scena 12: W gazetach często opisywano dzieci, które heroicznie zadenuncjowały rodziców. Sąsiedzkie donosy o narzekaniu na władzę były na porządku dziennym. 

Ciekaw jestem czy żyją między nami... miłośnicy tak zaprogramowanego państwa. Żarówka powyżej 40 watów przestępstwem? Nie mogę za każdym razem pisać "nie mieści się to w głowie!". Bo nie mieści! Czym były punkty za pochodzenie w PRL-u? Mierną namiastką tego, co dzieje się cały czas w KRLD. Wiem, że wielu z nas było ofiarami owych punktów (ze mną włącznie). Jak to wszystko parcieje wobec ogromu terroru, inwigilacji tam na tych 120 540 km².
 
Scena 13: Chang-bo prowadził z córką wielogodzinne rozmowy, zawsze szeptem z obawy przed sąsiadami. I zawsze wtedy, kiedy wierzącej niezłomnie w komunizm pani Song nie było w domu. 
Scena 14: "Choć droga jest wyboista, będziemy bronić naszej partii" - śpiewały przy pracy, bo kierownictwo dbało o ich morale.
Scena 15: Kierownictwo próbowało wypełnić kobietom dni dodatkowymi wykładami o Kim Ir Senie, a le z powodu braku prądu w sali zakładowej często było zbyt ciemno, by prowadzić zajęcia.  
Scena 16: Obywatele Korei Północnej nie powinni chodzić na zakupy, bo w teorii wszystko, czego potrzebowali, zapewniały im władze w imieniu szczodrego Kim Ir Sena. Mieli więc dostawać corocznie dwa komplety ubrań, jedno na lato, drugie na zimie. Odzież przydzielano w zakładach pracy lub w szkołach, często z okazji urodzin Wielkiego Wodza, co miało umacniać jego wizerunek dobrotliwego ojca.
Scena 17: Największym osiągnięciem północnokoreańskiego systemu była dotowana żywność. [...] Ryż, zwłaszcza biały, był jednak w Korei Północnej luksusem [...]. W ramach państwowego systemu dystrybucji żywności mieszkańcy KRLD dostawali natomiast mieszankę ziaren. wielkość skrupulatnie odmierzanych racji zależała od pozycji zajmowanej przez obywatela i od wykonywanej przez niego pracy.
Scena 18: Powszechne, samo napędzające się kłamstwo sięgało samej góry, nie sposób więc wykluczyć, że nawet Kim Ir Sen nie dostrzegał skali problemów gospodarczych.
 
Po lekturze "Światu nie mamy czego zazdrościć..." mimo wszystko nie zazdroszczę tego, co Kimowie zgotowali własnemu narodowi. "Czemu wygadywałeś te bzdury przy sąsiadach?" - pewnie słyszymy nie raz od swoich żon. Żadna jednak nie skończyłaby podobnej połajanki, mówiąc: "Czy ty sobie zdajesz sprawę, że nas wszystkich naraziłeś na niebezpieczeństwo?". Był czas, kiedy i tu między Bugiem i Odrą za tzw. szeptanki dostawało się wyroki, ale to było dawno. A ta żonina wypowiedź to skutek komentarza, przy sąsiadach, jak małżonek skomentował program o... kaloszach. 
 
Scena 19: Chociaż wojna zakończyła się w 1953 roku, niewielka Korea Północna miała pod bronią milionowa armię, czwartą pod względem wielkości na świecie. Maszyna propagandowa podsycała histerię, nieustannie strasząc nadchodzącą inwazją imperialistyczną i podżegaczami wojennymi.
Scena 20: Koreańczycy lubią o sobie mówić, że są twardzi - i tak jest w istocie. Aparat propagandowy rozpoczął kampanię, która miała podsycić dumę narodową.
Scena 21: Ludzie nie mieli wyboru. Nie mogli uciec z kraju, nie mogli obalić jego przywódców ani protestować. Żeby stawić czoło codzienności, przeciętny obywatel odpędzał natrętne myśli. optymizm jest naturalną postawą ułatwiającą przetrwanie. 
Scena 22: ...nawet wysyłanie listu nie było prostą sprawą. Brakowało papieru do pisania. Ludzie robili notatki na marginesach gazet. Wyrabiany z włókna kukurydzianego papier, który pojawiał się w państwowych sklepach, łatwo sie kruszył, gdy naciskało się piórem. 
Scena 23: ...w Korei Północnej nie ma kultury randek. Wciąż jeszcze częste są tu małżeństwa aranżowane przez rodzinę albo sekretarzy partyjnych czy szefów. Parom nie wolno publicznie okazywać sobie uczuć, nie uchodzi nawet trzymanie się za ręce. 
Scena 24: Kim Ir Sen nie aprobował także wczesnych małżeństw i w 1971 roku wydał "instrukcję specjalną", zgodnie z którą mężczyźni nie powinni się żenić przed trzydziestką, a kobiety wychodzić za mąż przed ukończeniem dwudziestu ośmiu lat.
 
"Wśród krajów komunistycznych KRLD wydawała się bliższa Jugosławii niż Angoli i dla całego bloku była przedmiotem dumy. Jej osiągnięcia, zwłaszcza z Koreą Południową, miały dowodzić, że komunizm sprawdza się w praktyce" - to ocena B. Demick, dotycząca przełomu lat 40 i 50-tych XX w. Dostrzega sukcesy pierwszych lat istnienia tego państwa, np. zwycięstwo nad analfabetyzmem, odbudowa kraju po zniszczeniach wojennych, co jak się okazuje wzbudzało podziw na zewnątrz. Trudno aż uwierzyć, że Wielki Przywódca sam uwierzył w propagandę sukcesu i cudu gospodarczego. Nikt nie mógł przewidzieć, że rozpadnie się ZSRR/ZSRS/CCCP, a i Chiny zaczną odwracać sie od koreańskiego sprzymierzeńca. Tego gospodarka Kimów nie mogła udźwignąć. Skończyły się dotacje, zaniżone ceny, preferencje, a nastał czas rynkowej rzeczywistości. Skutki nie kazały na siebie długo czekać.  B. Demick dość szczegółowo o tym pisze. Czytanie o absurdach niby-kupowania w niby-sklepach jest przytłaczające. Nawet dla kogoś takiego, jak ja, który pamięta kolejki i reglamentację towarów. "Pusty żołądek trudno oszukać, ale czasem to się udaje" - pisze Autorka o jednej z postaw przetrwania. Historia gotowanej jednej gruszki, dzielonej na pięć osób (dwie nie dostały z niej nic) powinna nam uświadomić do jakiego upadku sprowadzono koreańską gospodarkę.
 
Scena 25: Koreanki w średnim wieku powinny strzyc się krótko i robić sobie trwałą, u kobiet niezamężnych dopuszczane są dłuższe włosy, związane albo zaplecione w warkocz. Obywatelkom nie wolno zakładać spódnic przed kolano i bluzek bez rękawów.
Scena 26: Jedzenie w stołówce było fatalne. W kraju zaczęła się kampania pod hasłem "Wystarczą dwa posiłki dziennie", ale uczelnia poszła o krok dalej, wydając raz dziennie rzadką zupę z liści rzepy na osolonej wodzie. Czasami dodawano do niej łyżkę ryżu i kukurydzy, gotowanych godzinami, by napęczniały.
Scena 27:  Pociągi z Pjongjangu na północ z powodu niedoboru energii elektrycznej jeździły rzadko i nieregularnie. Nawet jeśli udało się kupić bilet, to miejsce siedzące były przeznaczone jedynie dla oficjeli partyjnych. Na stacjach koczowały tłumy pasażerów.
Scena 28: Wszyscy płakali - wszyscy oprócz niej. Poczuła kompletną pustkę: nie było w niej smutku ani radości, może odrobina irytacji. Myślała wyłącznie o tym, że burczy jej w brzuchu: "Kim Ir Sen może i umarł, ale ja żyję i muszę jeść".
Scena 29: Wierzył w komunizm lub przynajmniej uważał, że komunizm, mimo wszystkich niedociągnięć, jest bardzo sprawiedliwy i ludzki od kapitalizmu. Wyobrażał sobie, że w przyszłości wstąpi do partii i poświęci życie udoskonalaniu ojczyzny. 
Scena 30: Siedząc śród łkających studentów, zatopił się w rozmyślaniach: skoro w odróżnieniu od niego wszyscy tak szczerze kochali Kim Ir Sena, to czy on do nich pasuje? Analizował chłodno własną reakcję, a raczej jej brak, lecz nagle ogarnął go lęk. W swojej obojętności jest osamotniony, kompletnie sam.

Mi-ran i Jun-sang - takich dramatów nie wymyśliłby sam mistrz William Shakespeare. Bez normalności. Takiej, jak to my pojmujemy w Europie. Tak i znowu trafiamy na mur, koreański wytwór kultury i polityki. Błagać matkę, aby dokupić kartek papieru, bo ona chce napisać kolejny list do niego? Czy to nie dramat? "Światu nie mamy czego zazdrościć..." uświadamia mi, jakimi... utracjuszy jesteśmy. Tak, my. Pani, pan, ja - społeczeństwo. Świat nie-normalności jest poza naszym wyobrażeniem. I ja chciałem zachować dystans? Nie da się. Nie ma takiej opcji. Nierówność społeczna, miłość, która mogła zniweczyć plany jedne ze stron. Zgoda na ślub organizacji partyjnej lub młodzieżowej, ba! z rekomendacją wspólnoty sąsiedzkiej? 
Jak się zastanowić, to bardzo smutna książka. Bo tu naprawdę nie ma nic do śmiechu. Zaszczucie, paraliż, inwigilacja, fanatyzm, nacjonalizm, zamordyzm, terror, strach - wypisuję, potęguję nastrojów odcienie? Książka taka, jak ta nie pozostawia nas obojętnymi. Powiecie "kolejne opisywanie Korei Północne, żadna rewelacja"? Nieprawda. Bo każde spojrzenie jest cenne. Na pewno weryfikujemy je z każdym innym poznanym. To w tym cyklu trzeci tytuł dotykający tej wstrząsającej tematyki (patrz odcinki 257 i 312). Siłą rzeczy chce się dokonać analizy porównawczej między tym, co znalazłem na kartach książek, które napisali Juha Kurvinen i Sun Heidi Sæbø. Tu i teraz tego nie zrobię. Może urodzi się nowy cykl? Dziewięć pozycji daje swobodę ruchu i umożliwia w miarę obiektywne spojrzenia na Koreańską Republikę Ludowo-Demokratyczną.
"Światu nie mamy czego zazdrościć..."  powinno się dedykować każdemu, bez względu na szerokość geograficzną, kolor skóry, wyznawaną religię. To nie  Orwell. To obraz tego do czego prowadzi ślepe oddanie idei, docieranie do wyimaginowanych celów po trupach wolności innych ludzi, których usuwa się poza nawias społeczeństwa, klasyfikuje, sortuje, sprowadza do nie-ludzi, a ideologii. Tak, z chęcią wysłałbym jej egzemplarze kilku miłościwie nam panujących. Jako bonus dorzuciłbym jeszcze biografię Nicolae Ceaușescu, aby tyrani mali i duzi wiedzieli czym kończy się gniew ludu, suwerena, na którego tak ochoczo powołują się.

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.