sobota, września 07, 2019

Kiedy się wypełniły dni i przyszło zginąć latem... (03)

"Rozpoczynając wojnę, rozumiałem, że będzie ona z konieczności przegarną na froncie polskim, który uważałem za jeden z odcinków wielkiego frontu antyniemieckiego. Zaczynając w niebywałych warunkach walkę, czułem się też jako dowódca odcinka, który ma być poświęcony, aby dać czas i możliwości organizacji i przygotowania innych" - tak w Wigilię 1939 r. oceniał swój stosunek do kampanii polskiej marszałek Edward Rydz-Śmigły (1886-1941)*. Nie potrafię jednoznacznie ocenić Naczelnego Wodza. Trudno odmówić talentów dowódczych i osobistej odwagi dawnemu dowódcy legionowemu, bohaterowi wojny polsko-bolszewickiej. Czy była to jednak osobowość na najwyższym szczeblu dowódczym? Nie potrafię jednoznacznie ocenić Naczelnego Wodza. Szukam logiki w tym, co napisał, jak się bronił. 
"Z chwilą rozpoczęcia działań wojennych marszałek Rydz-Śmigły miał poparcie całego społeczeństwa oraz wszystkich partii politycznych, które deklarowały mu swoją lojalność. Jednakże nie potrafił wykorzystać tego klimatu i spowodować sformowania rządu ocalenia narodowego" - znajdujemy w biografii Marszałka**. Takie plakaty, jak ten tu reprodukowany kazał naprawdę uwierzyć, że nie oddany zostanie nawet guzik od munduru. W świetle tego, co zacytowałem powyżej wychodzi na to, że to tylko czystej wody propaganda, jedynie uspokojenie społeczeństwa, naiwna manipulacja? Z podręczników historii wiemy, że hasłem w 1939 r. było "SILNI! ZWARCI! GOTOWI!". Nic z tego, czym oczadzono pokolenie moich dziadków nie było prawdą. Smutna konkluzja?
Zaglądam do tego samego dokumentu. Mam jakby odpowiedź na moje wątpliwości: "Będąc zmuszony świadomie poświęcić strategicznie odcinek polski, nie miałem ani na sekundę wątpliwości, że tym bardziej należy to zdyskontować politycznie. Im większe będzie poświęcenie Polski, tem więcej będzie ona miała prawo wymagać od sojuszników po zwycięstwie"*. Mimo wszystko dziwna kalkulacja. Błędna! wiemy to doskonale. Ani we wrześniu, ani grudniu 1939 r. nikt nie posiadał wiedzy, jak potoczą się losy Polski i wojny przez kolejne lata. 
Zachował się  jeszcze jeden ważny dokument autorstwa marszałka E. Rydza-Śmigłego. "Czy Polska mogła uniknąć wojny?"*** - to pytanie nurtowało współczesnych. No i Naczelny Wódz postarał się do niego ustosunkować. To blisko dwadzieścia stron tekstu, analizy tego, co stało się polityką po 1920 r., po dojściu Hitlera do władzy, a nawet jaki oficjalny stosunek do Polski deklarował W. Mołotow po 23 VIII 1939 r. Ciekawe, że wracał  swoich rozważaniach do tzw. wojny prewencyjnej: "Nie tylko Polska, lecz i cała Europa mogła uniknąć długiej niszczącej wojny kosztem krótkiej i stosunkowo łatwej operacji wojskowej, gdyby przyjęto polska propozycję wojny prewencyjnej z Niemcami, z którą zwrócił się do Francji w roku 1933 marsz. Piłsudski, a którą powtórzył w roku 1939 minister Beck"***
Smutne jest jak nikła była analiza treści czym de facto przed 1 IX 1939 r. dysponowali sojusznicy Polscy. Francja i wielka Brytania przecież były gwarantami niepodległości młodego państwa. Dla nikogo nie było sensacją, że bez wsparcia aliantów utrzymanie się go jest po prostu nierealne. I czego nagle po klęsce dowiedział się pan Marszałek: "Anglia nie udzieliła Polsce we wrześniu 1939 r., realnej pomocy wojskowej. Dziś rozumiemy już, dlaczego tak się stało. Bo wierząc przez szereg lat Niemcom i zaniedbując zbrojenia, Wielka Brytania była zupełnie do wojny nie przygotowana. W przeciwieństwie do Francji - Anglia nie miała prawie wcale armii lądowej. RAF był dopiero w powijakach [...]". Mądry Polak po szkodzie? Ale pan Marszałek docenił tego sojusznika: "Jeżeli weźmiemy pod uwagę ówczesny stan pogotowia wojennego Anglii - tym wyżej cenić musimy lojalność i bohaterstwo brytyjskiego sprzymierzeńca. Mimo całego swego nieprzygotowania, Anglia nie zawahała się wypełnić sojuszniczych zobowiązań i wypowiedzieć Niemcom wojnę"***.
A wschodni sąsiad? Naprawdę wierzono, że pakt Ribbentrop-Mołotow nie jest preludium do wojny? Tak przytępiony był polityczny węch? A instynkt samozachowawczy spał pod miedzą? Tyle pytań. Ambasador Wacław Grzybowski niczego nie dopatrzył się? "...Rosja do ostatniej chwili symulowała respektowanie traktów, kryjąc chytrze w zanadrzu nóż, którym ugodziła Polskę w plecy 17 września 1939 r." - ocenił Autor. Ale to przecież On wydał słynną dyrektywę: "Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia   z ich strony lub próby rozbrojenia oddziałów."****. Nie ogłoszono stanu wojny z Sowietami. 
Bardzo ciekawie ocenił pan Marszałek politykę III Rzeszy i jej Führera: "Państwa, narody, kultury, społeczeństwa są tylko pionkami na szachownicy, wartość ich jest dla hitleryzmu tylko wartością taktyczną. [...] Hitler bezlitośnie obdziera naród niemiecki z kultury zachodniej, wyrywać chce z korzeniami z duszy niemieckiej to, co rzeźbiło ją przez długie wieki, tresując w zamian mózgi i serca, organizując nowe siły, wydobyte z mroków pierwotnej duszy germańskiej"***. Trudno nie zgodzić się z tym. Jak wielu i ja stawiam sobie pytanie: jak jeden opętany Austriak (nawet nie Niemiec) mógł z Niemców zrobić naród morderców? Tu też takie stwierdzenie: "Narodowy socjalizm nie zna stopnia nasycenia, jest ruchem dynamicznym, zmuszonym do stałej walki i zdobyczy".
Nie jestem zwolennikiem gdybologii. Te wszystkie spekulacje zwane szumnie "historia alternatywną" - dobijają mnie. Co mają wspólnego z historią? NIC. Są to tylko wymysłami na potrzeby nie wiem czego, jałowej dyskusji? Drukowanie książek, które rozważają pakty, jakich nikt nigdy nie podpisał, to dopiero kuriozum! I ludzie to kupują? Po co? Równie dobrze włączyć byle grę komputerową i wygrać dla Krzyżaków bitwę pod Grunwaldem. Ale zawsze znajdzie się jakiś dziennikarz i nie daj Boże nauczyciel, który postawi pytanie: "A jakby Polska zgodził się na żądania Hitlera?". Marszałek przewidział podobne dywagacje: "Wydaje sie pewne, że autostrada byłaby co najmniej «koniem trojańskim», a zgoda na nią byłaby jeszcze większą lekkomyślnością niż ta, którą popełnił Konrad Mazowiecki w XIII w. dając Krzyżakom Ziemie Dobrzyńską. Zresztą byłby to jedynie początek"***. I kropka na ten temat. Nikt realnie oceniający politykę III Rzeszy nie miał złudzeń, że nasyciłaby się spełnieniem głoszonych żądań. I raz jeszcze Naczelny Wódz: "Polska nie mogła więc w żadnym wypadku liczyć na możliwość zaspokojenia pretensji niemieckich kosztem ograniczonych ofiar ze swej strony, nie mówiąc już o tym, że poczucie honoru i jednomyślna postawa całego Narodu Polskiego nie pozwalały nam oddania bez walki żadnej części naszego terytorium". Innymi słowy powrócono do tego, co 5 maja 1939 r. wyartykułował minister spraw zagranicznych Józef Beck: "My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenną. Tą rzeczą jest honor".
Jak wiemy marszałek Edward Rydz-Śmigły wierzył, że Rumunii przepuszczą go swobodnie, że będzie mógł dotrzeć do sojuszniczej Francji. Tak się, jak wiemy nie stało. I tak, jak za kilka dni Gen. W. Sikorski za klęskę będzie choćby oskarżać system polityczny, tak internowany Wódz nie miał złudzeń, kiedy pisał o czynnikach, jakie uniemożliwiły dalszą ewakuację, nie obarczał Niemców: "...odegrały tu zgoła inne czynniki, mianowicie te, którym zależało, by nowy rząd polski był całkowicie w ich ręku i by wojsko polskie sprowadzić do roli sengalczyków czy najmitów"*.
Truizmem jest powtarzanie, że klęska jest sierotą. Za wszystko odpowiada Naczelny Wódz! Ciekawe, co naprawdę myślał pisząc: "W BLASKU ZWYCIĘSTWA TOPNIEJĄ WSZYSTKIE WINY, W MORKU KLĘSKI NAWET SŁABOŚCI I OMYŁKI URASTAJĄ DO ROZMIARÓW ZBRODNI. LUDZIE SZUKAJĄ WINNYCH, GŁOSZĄ POMSTĘ ZA SWÓJ ZAWÓD, ZA SWOJE NIESZCZĘŚCIE"***.

>>>> <<<<

EPILOG:

Nie pragnę ani serc ni dusz,
Ani pociechy ni przyjaźni,
Opancerzyłem się w tej kaźni,
Oskorupiłem się wśród burz,

Przez które mnie prowadzi Bóg!
I Jego tylko zmiłowania
Proszę, gdy duch się czasem słania
Dążąc do końca swoich dróg*****.

10 XII 1940 r. autor tego wiersza ucieka z willi patriarchy Mirona w Dragoslavele******. Nazywał się Edward Rydz-Śmigły. "Wydostanie się byłego Naczelnego Wodza na wolność nie spotkało się, jak było do przewidzenia z aprobatą czynników rządowych w Londynie. Wszystkie polskie placówki na kontynencie otrzymały rozkaz pilnego śledzenia utartych szlaków ewakuacyjnych i unieruchomienia Marszałka w bezpiecznym miejscu, np. na Cyprze [...]" - pisał major Jerzy Krzeczkowski**


* Rydz-Śmigły E., Relacja Śmigłego, /w:/ Grzelak C., Kresy w ogniu. Wojna na ziemiach wschodnich Rzeczypospolitej we wrześniu 1939 roku, s. 309-310,  Bellona, Warszawa 1939, s. 309, 310
** Mirowicz R., Edward Rydz-Śmigły, Instytut Wydawniczy Związków Zawodowych, Warszawa 1988,  s. 180; cytowany zapis mjra J. Krzeczkowskiego s. 230
*** Rydz-Śmigły E., Czy Polska mogła uniknąć wojny?, /w:/ Wrzesień 1939 w relacjach i wspomnieniach, wybór i opracowanie M. Cieplewicz i E. Kozłowski, s. 33-51, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa 1989, s. 50, 45, 49, 48
**** https://dzieje.pl/aktualnosci/dyrektywa-naczelnego-wodza-marszalka-smiglego-rydza (data dostępu 23 VIII 2019)
***** cytat za Leżański C., Kwatera 139. Opowieść o marszałku Rydzu Śmigłym, Wydawnictwo Lubelski, Lublin 1989, cz. 2,  s.150
****** dlaczego jedni podają datę 10, a inni 15 grudnia 1940 r.? 

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.