środa, maja 08, 2019

Przeczytania... (300) "Stuhrmówka czyli gen wewnętrznej wolności. Maciej Stuhr w rozmowie z Beatą Nowicką" (Wydawnictwo Znak)

Trzechsetność "Przeczytań" powinienem osiągnąć bardzo dawno temu. Zewsząd otacza mnie, ba! osacza mnogość książek. Fizycznie nie jestem w stanie zapanować nad ich naporem. Jeszcze mnie zza nich widać. Gdybym zamienił mój blog tylko w po książkowe refleksje, to pewnie byłoby tu ich więcej. Nikt nie przewidział, że kolejne wydawnictwa będą tak hojnie mnie wspierać.
Tyle wstępu okolicznościowego. Co dziwne, na tę okoliczność sięgam po książkę, którą sam wygrzebałem ze szkolnej biblioteki. Rok wydania już trąca czasem minionym: 2015. Boć tu przychodzi mi pisać głównie o nowościach. Ale widać, skoro zacząłem ten cykl od Jerzego Stuhra (10 lipca 2014 r.) i jego "Tak sobie myślę...", to wspaniale w ten logiczny ciąg wpisuje się "Stuhrmówka czyli gen wewnętrznej wolności. Maciej Stuhr w rozmowie z Beatą Nowicką" (Wydawnictwa Znak). Innymi słowy mamy kolejny wywiad-rzekę.
Ryzykowne jest sięganie po wywiad z czterdziestoparolatkiem. Przed laty (1985-1990) byłem wychowawcą rówieśników Aktora. Teraz biorę się za Jego czytanie i szukam w tym sensu. Logiczność odnajduję na pierwszej stronie, kiedy pan Maciej (sam jestem ojcem dorosłego Macieja), kiedy próbuje wyjaśnić "Dlaczego to właśnie aktorzy są przepytywani na wszystkie możliwe sposoby i we wszystkich możliwych miejscach, mediach i sytuacjach? Zabijcie mnie, ale nie wiem, choć od lat próbuję zgłębić tę tajemnicę". Proszę sprawdzić ilu aktorów znalazło się w cyklu "Przeczytania...".
Pewnie, że szukam świata, którego już nie ma, a który zaistniał w życiu młodzieńca rocznik '75 u zmierzchu PRL-u. Rozczula mnie historia o... butelkach, które młody Stuhr zanosił do skupu i marzyło mu się posiąść pierwszy papierowy pieniądz: "Po którejś wizycie wymieniłem garść tych drobniaków na pierwszy w życiu banknot z Karolem Świerczewskim, i to był pięćdziesiąt złotych. Czułem się królem świata!". Tak zarobione pieniądze cieszyły, jak cholera. Zapewne nie ucieszy nikogo "ciemna strona" wychowania, jakie zaliczył Aktor:wykręcanie ucha czy klasyczne lanie. Jest okazja zobaczyć, jak daleko odeszliśmy od metod wychowawczych tamtego czasu. A to raptem kilka dekad. Prehistoria.
I za to lubię takie książki. Wbijają nas w stan osłupienia, odgrzebują dawne dzieje, chwilami zabolą dawno zasklepione rany. Dla obecnych nastolatków, to jakieś epizody nieomal z horroru? Nie jednego obruszy to i owo? Zapewne. Ale powinniśmy być wdzięczni za szczerość wypowiedzi. Nie mamy cukierka na potrzeby bezstresowego wychowania. Mamy obraz pokolenia. W pigułce. W życiorysie dziś dojrzałego mężczyzny.
Zastanawialiście się, kiedyś dlaczego w naszych wspomnieniach tak bardzo żyją nasi Dziadkowie. Tak, dla mnie zawsze pisane przez duże "D". Tu mamy to samo. Dziadkowie z Bielska i Nowej Huty. Żyjący we wspomnieniach wnuka. Cudowne. Są przy okazji zderzenia z wielką historią, jak wspomnienie o kościele w Mogile czy 13 XII 1981 r.: "Należałem do pokolenia, które [...] o godzinie dziewiątej włączało telewizor, żeby pooglądać Teleranek, a tu go nie ma. Rzeczywiście, strasznie się wtedy przestraszyłem, że to jest wojna, że zaraz zobaczę żołnierzy w czołgach na ulicach, żadne tłumaczenia nie pomagały. Byłem za mały. Nie rozumiałem, co się dzieje". Zderzenie wielu pojęć: konspiracja, "Solidarność", hołd żołnierzom sowieckim, Katyń, 4 VI 1989. Oto realia, w jakich wykuwała się biografia tamtego pokolenia. Nie wiedziałem, że pradziadek pana Macieja zginął w 1940 r., stąd i takie wspomnienie o babci Marii: "Córka zamordowanego oficera nie potrafiła skonfrontować się z tym tematem. Nie przyjmowała prawdy, która dziś jest dla nas oczywista". I te cudowne wspomnienia o dziadku Stuhrze: "Uparty - to mało powiedziane. Nie przypominam sobie sytuacji, żeby mój dziadek zmienił zdanie". Wychowanie, o którym możemy zapomnieć. Tamtego świata nie ma. I nigdy nie wróci. Dobrze, że choć jego strzępy zostają w umysłach wnuków. W sumie zabawnie brzmi, kiedy wnuka pisze o swoim dziadku: "dinozaur"
Tak, "Stuhrmówka..." zmusza do refleksji. Wracają własne wspomnienia. I to te uniwersalne. Bo przecież każdy z nas miał (lub jeszcze ma) ukochaną babcie i dziadka. Zupełnie inaczej odbiera się te treści, kiedy samemu się jest dziadkiem (Jerzyk + Grześ). Gorzko robi się w gębie (to słynne zdanie dziadka mego Dziadka, którego katował Murawiow), że nie ma powrotu, że wiele tajemnic zabrano do grobu. Nikt w rodzinie Stuhrów nie wiedział o lingwistycznych zdolnościach ojca/dziadka? Do tego z cicha gra Chris Botti i klimat gotowy do uronienia łzy za czasem dokonanym.
Ciekawym zabiegiem edytorskim i faktograficznym było wykorzystanie opiń o Autorze zwierzeń. Nie miałem wątpliwości, że kilka z nich tu przytoczę. No to przytaczam:
  • Lubie oglądać mojego brata w kinie, w teatrze. Lubie na niego patrzeć. Widziałam zdecydowaną większość rzeczy, w których grał, występował, brał udział. Raczej nie potrafię go obiektywnie ocenić, ale to nie ma żadnego znaczenia - Marianna Stuhr, siostra. 
  • Maciek od małego umiał znaleźć słowo we właściwej sytuacji. Czterdziestoletni mężczyzna to już oczywiście nie jest chłopiec, ale w jego przypadku upływający czas nie sprawia, że ona zamyka się w sobie, ponurzeje albo gorzknieje, co ten zawód często powoduje - Jerzy Radziwłowicz.
  • Maciek ma różne talenty, na przykład umiejętność wybitnie autorską prowadzenia i konstruowania show. Jest jedynem takim człowiekiem w Polsce, który potrafi wymyślić, napisać, wyreżyserować i poprowadzić jakąś galę tak, żeby to miało poziom absolutnie światowy - Agnieszka Holland. 
  • Powiedzieć coś odkrywczego o świetnym, młodym wchodzącym już teraz w aktorski wiek średni koledze po fachu to zdanie nieproste. [...] Niech mi będzie wybaczony mój sentymentalizm, ale trudno mu nie ulec, kiedy słyszy się, że młody, ukształtowany już przecież przez dwie szkoły wyższe człowiek za wszelką cenę chce poznać tajemnicę, która jest nieuchwytna i ciągle umyka wszelkim próbom zdefiniowania - Janusz Gajos. 
  • Nigdy nie stał się niewolnikiem bycia lubianym. Jest mieszanką świetnie funkcjonującego, zorganizowanego, odpowiedzialnego mężczyzny i małego wrażliwego chłopca - Maja Ostaszewska.
  • ...gdyby Maciej miał odrobinę mniej talentu albo odrobinę mniej oddania pracy, wszystko w moim rzemieślniczym życiu mogłoby wyglądać obecnie inaczej. [...] Maciej Stuhr jest jedynym aktorem, jakiego spotkałem przez trzydzieści lat pracy, który postawiony przeze mnie przed kamerą w scenie, w jakiej rozmawiają Jurek Radziwiłowicz i Agnieszka Pilaszewska, zaproponował, że sobie pójdzie daleko dalej, bo on tu nic nie gra i dobre miejsce przed kamerą należy się kolegom. Co też następnie uczynił - Władysław Pasikowski.
Jak wyszło? Wzbudziło zainteresowanie postacią wspominacza? Nie da się obojętnie minąć opinii takich tuzów. Dla większości z nas, to bohaterowie naszego dorastania poprzez swe kreacja, poprzez swe dzieła. Pan Maciej Stuhr miał to szczęścia z nimi obcować. Uczyć się od najlepszych, ale i samemu stawać się wzorcem. Nie gwiazdorzyć - chyba trudne w tym specyficznym zawodzie. Ciężar nazwiska też swoje robi. Uciec od porównań z ojcem. "Na samym początku zrozumiałem, że jeśli chcę w tym zawodzie coś osiągnąć, musze przestać ścigać się z ojcem. Bo to jest pozbawione sensu" - piękne i jak wiele mówiące o samym sobie.  Historia bananów jedzonych w... krzakach. Lęk przed tym, że ktoś czegoś może zazdrościć Maciejowi Stuhrowi: "To była dla mnie kwestia honoru, żeby robić co w mojej mocy, pokazywać, udowadniać, że ja swoją drogę sam wydeptałem, że mnie na to stać, że wcale nie muszę mieć handicapu tylko dlatego, że nazywam się Stuhr". Warto chyba sobie wziąć to do serca.
"...emocje przy pierwszych występach były niebotyczne. Zaczęło się spełniać marzenie całego mojego życia, żeby występować przed ludźmi. Nie powiem, że byłem chory z nerwów, ponieważ to już były stany lewitacji" - `debiut, stawanie się sobą. Nie jestem aktorem. A jednak każdego dnia, na kolejne 45 minut trwa mój występ. Widownią jest kolejna klasa, dla której muszę odegrać jak najlepiej swoją życiową rolę: belfra od historii. Tylko, że moi mistrzowie, to nie Jerzy Trela, Jan Peszek czy Janusz Gajos. Pozostają inni nauczyciele, którzy zaistnieli na mojej drodze. Nie pochodzę z nauczycielskiej rodziny (choć sporo nas teraz jest), nie miałem przed kim zdradzać swoich emocji. Dziadkowi opowiadałem, że uczę o Murawiowie, marszałku Piłsudskim. Słyszałem wtedy: "Taż ciebie ze szkoły wyrzuco!". Takie są skutki obcowania z Maciejem Stuhrem. 
Choć to wywiad, to jednak nie nudziarstwo. Chciałbym przeczytać za dwie dekady kolejne takie sturhmowanie. Będę starym człowiekiem, zbliżającym się (o ile w ogóle będę) do osiemdziesiątki. Móc wtedy spojrzeć, na bardzo dojrzałego Aktora. Jak będzie oceniał swoich mistrzów, siebie samego? Sam Maciej Stuhr z różnymi opiniami/spojrzeniami/ocenami/sobą wypada choćby tak:
  • Film jest bardzo drogą zabawką i to jest jego wada.
  • Czuję się kompletnie bezbronny, gdy widzę, że moja rola po prostu się nie układa.
  • Owszem, z wiekiem moja pozycja rośnie, oprócz tego nabywa się doświadczeń, na przykład wiem, na jakie słowa na planie należy uważać. 
  • Bywam więc upierdliwy, uparty i wytrwały w przekonaniu, że coś będzie dobrym rozwiązaniem.
  • Rola nie powstaje przecież z teorii, tylko z doświadczenia. Z wyobraźni, przeżyć, przemyśleń, z bycia takim, a nie innym człowiekiem.
  • Co to znaczy odegrać? To znaczy wymyślić sobie, jak taki ktoś się zachowuje w rzeczywistości, i powtórzyć to. 
  • Mam naturę osoby puentującej rzeczywistość, żeby nam było radośniej w mozołach pracy.
  • W ludziach jest głęboko zakorzenione przekonanie, że rzeczywistość, która nas otacza, wygląda w określony sposób. I nie bardzi chcemy się zgodzić z faktem, że ona czasami wygląda zupełnie inaczej.
  • Ale tak naprawdę nie mam ani ambicji, ani ochoty, żeby stać się komentatorem naszego życia publicznego.
  • ...dobry żart często porusza się na krawędzi i tu rodzi się niebezpieczeństwo, bo oczywiście łatwo z tej krawędzi spaść.
Spotkanie Macieja Stuhra aktora, Macieja Stuhra ojca, Macieja Stuhra... - dopiszmy sobie samie. Wiele lat temu na Dworcu Centralnym w Warszawie. Czekałem na pociąg do Bydgoszczy. Maciej Stuhr wsiadał do tego do Krakowa. Niby nic, a pamięta się o tym. Zaskakiwała mnie lektura "Stuhrmówki...". Ostatni przykład, tak wpisujący się w czas, kiedy pozostawił nas pan profesor Karol Modzelewski: "W Polsce, jak pada słowo «Żyd», to niezależnie od tego, czy jesteś za czy przeciw, natychmiast jest usztywnienie i «uwaga, uwaga, wchodzimy na grząski grunt, trzeba się zachować», z czym oczywiście laicka Francja ma dużo mniejszy problem. Myślę nawet że to może nie jest różnica pomiędzy Francja a Polską, tylko między Francją a resztą świata. Tam jest po prostu inaczej, jeśli chodzi o taką wysublimowana sztukę. Nie chodzi o to, że z wyższej półki, ale z innej półki". "Stuhrmówka czyli gen wewnętrznej wolności..." - to książka na różne warianty przemyśleń. Nikt tu się nie mądrzy. Nie rozczarowałem się. Od rocznika '75 czegoś też można się nauczyć. Nie miałem co do tego wątpliwości. Nie ukrywam, że sięgnąłem po nią, bo akurat zacząłem oglądanie serialu "Belfer".

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.