piątek, listopada 30, 2018
Victoria Somosierry - 30 XI 1808 r. - 210 lat temu...

To właśnie w "Huraganie" znajdziemy plastyczny opis szarży z 30 listopada 1808 r. Chcąc zachęcić do jej przeczytania pozwalam sobie przypomnieć kilka fragmentów:
scena 1: Kozietulski dobył pałasza i zatoczył koniem przed szwadronem. Kilka gromkich zawołań zwinęło linię, wyciągnęło szwadron w czwórki. Szable błysnęły. Słońce wychyliło się spoza obłoków.
- Do miliona diabłów! - rozległ się stalowy głos Kozietulskiego. - Cesarz chce, abyśmy tych szczurów wymietli... Naprzód, psiekrwie!..."
scena 2: Szwadron sunął jak wicher ku ziejącej ogniem gardzieli. Z oczu wszystkich żołnierzy jednakie tryskały iskry, jedna w brwi zaciętość, jedna morowość.
- Naprzód! - dźwięczał głos Kozietulskiego.
- Naprzód! - wołali kapitanowie Dziewanowski i Krasiński.
- Naprzód! - huczał ostatni żołnierz, jadący na tyle plutonu Krzyżanowskiego.
scena 3: Konie szły jak burza, jak wezbrany potok górski, jak lawina. Wyciągnęły szyje, rozwarły chrapy, ledwie ziemi dotykając kopytami. Jeden koń drugiego napierał, jakby do szalonego zachęcając wyścigu.
scena 4: - Na armaty, chłopcy! Niech żyje cesarz! - huknął teraz Dziewanowski.
- Wal, psia! - ryczał basem Stadnicki.
Szwoleżerowie wpadli na kanonierów hiszpańskich, zanim ci po raz drugi zdołali podłożyć lonty. Walka była krótka. Ciała Hiszpanów legły na lawetach. Szwadron pędził dalej [...].
scena 5: Termopile hiszpańskie cztery miały ogniwa, cztery czeluście, w których czego by armaty nie zdołały wymieść - lasy karabinów, na szczytach ustawione, miały do skał przygwoździć.
scena 6: Gdy szwadron Kozietulskiego porwał się do szarży - don Benito San Juan uśmiechnął się pogardliwie. Lecz gdy pomad pierwszą przepłynął baterią, gdy do uszu don Benita doszedł okrzyk gromki, potężny, brzmiący szaleństwem - wódz hiszpański zbladł.
scena 7: Szwadron pędził naprzód. Stu dwudziestu ludzi rzucało się na armię, na grad kul, na góry, na skały, na Somosierrę!
Szwadron pędził naprzód. Kozietulski, stoczywszy się z konia, pomimo kontuzji, oczy wzniósł błagalnie ku mijającym go w pędzie żołnierzom i żebrał:
- Bracia! Towarzysze! Konia!
scena 8: Na trzecim załamie ogień nieprzyjacielski wzmógł się. Piechota hiszpańska strumieniem żelaza zasypywała wąwóz - baterie raziły zajadle. Kule zrywały szwoleżerom czapy, szarpały płaszcze i mundury na strzępy, raniły i zabijały konie, dziesiątkowały szeregi.
scena 9: Bez komendy - konie szlusowały, zamykały przerzedzone szeregi, a choć na grzbiecie swym dźwigały niekiedy już tylko krwią zalana kulbakę - mknęły dalej, dopóki kule aramtnie nie poszarpały ich, nie zbiły z nóg.
scena 10: Szczyty Somosierry zakołysały się, szeregi Hiszpanów zachwiały, okrzyk przerażenia dobył się z piersi wojska powstańczego... U ich stóp, na krańcu niezdobytego wąwozu ukazały się białe płaszcze szwoleżerów i pokrowcami okryte ułanki.
scena 11: Ucieczka była obłędna. Lęk nie znał pomiarkowania, głuchym był na zaklęcia dowódców, niepomnym na własne bezpieczeństwo. Żołnierze parli przed siebie na oślep, częstokroć na końcu wąwozu znajdując ponurą, nieubłagana ścianę, która była im wyrokiem śmierci, gdyż z gardzieli somosierskiej wysypywały się już świeże szwadrony szwoleżerów, szaserów i konnych grenadierów, a na góry pięła się bezkarnie piechota francuska.
scena 12: Koń cesarza przeszedł stępa, omijając kałuże krwi i ostrożnie depcząc około poległych. Od czasu do czasu sposród stosu ciał unosiła się rękę, a z piersi konającego wydobywał się okrzyk pełen zapału:
- Niech żyje cesarz!*
Nie uwierzę, że opis ten nie obudził chęci wskoczenia na siodło i pognania u boku szwoleżerów na "ziejące ogniem gardziele". Ciekawe ilu w Polsce i na świecie żyje potomków podkomendnych Jana Kozietulskiego. Mieszkańcy Poznania powinni odwiedzić kaplicę i kryptę w kościele św. Wojciecha, gdzie spoczął jeden z bohaterów: Andrzej Niegolewski (1787-1857). Dodajmy cudem uratowany. Tomasz Łubiński tak pisał do żony: "Mieliśmy wiele rozpraw, z których dzięki Opatrzności wyszliśmy
szczęśliwie, a szczególnie z dzisiejszej bitwy pod Somosierrą możemy się
pochwalić, że rozstrzygnęliśmy los tej bitwy (...) uderzeniem na
nieprzyjaciela. Zabraliśmy mu 13 armat, 5 sztandarów i rozproszyliśmy
zupełnie, a to w wąwozie prawie nieprzystępnym dla jazdy. Kozietulski
okrył się sławą"**.
210 lat nikogo nie poruszają. Kiedy poprosiłem moich uczniów, aby zrobili (na ochotnika) choćby wystawę lub w innej formie uczcili tamtą victorię zgłosiła się tylko Kinga! Tylko Kinga! Jedna Kinga!... Niech to pozostanie za komentarz. I stanowi smutne tematu zamknięcie.
PS: Wykorzystano reprodukcje dzieł malarskich mistrza Wojciecha Kossaka.
* Gąsiorowski W., Huragan, Nasz Księgarnia, Warszawa 1967, s. 424 - 432
** https://pl.wikipedia.org/wiki/Bitwa_pod_Somosierr%C4%85 (data dostępu 29 XI 2018)
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.