środa, stycznia 03, 2018
Przeczytania... (244) Nikołaj Iwanow "Komunizm po polsku. Historia komunizacji Polski widziana z Kremla" (Wydawnictwo Literackie)
"Jednym z podstawowych zadań, jakie sobie postawiłem przy pisaniu książki, było także naświetlenie polskiemu czytelnikowi tych problemów sowietyzacji, których dotychczas nie zauważała lub pomijała historiografia polska, a które miały spory wpływ na charakter powstającego po wojnie totalitarnego państwa polskiego" - i ja z takim przekonaniem (tj. spojrzeniem na zagadnienie komunizacji via Mocква) sięgnąłem po książkę Nikołaja Iwanowa. Autor jest profesorem doktorem habilitowanym, który od lat pracuje m. in. na Uniwersytecie Opolskim. Z biogramu na okładce przepisuję jedno, zaskakujące mnie zdanie: "Były rosyjski dysydent, w latach 1981-1989 jedyny obywatel sowiecki aktywnie działający w podziemnej Solidarności, pracownik Radia Wolna Europa". "Komunizm po polsku. Historia komunizacji Polski widziana z Kremla", która czytam dzięki staraniom Wydawnictwa Literackiego, to dla mnie pierwszy kontakt z Autorem.
Nikołaj Iwanow studzi (już we "Wstępie") nasz entuzjazm. Przy całym ogromie pracy, jaką wykonał, to jednak pozostanie niedosyt, skoro czytamy m. in.: "By można było udzielić wyczerpujących odpowiedzi na pytania związane z procesem komunizacji Polski, niezbędny jest swobodny dostęp do wszystkich archiwów rosyjskich [...]. Niestety ten czas jeszcze nie nadszedł". Pamiętam, jak śp. prof. S. Kieniewicz utyskiwał, że Rosjanie zatajają nawet archiwalia z 1863 r. Praca bez dostępu do źródeł? To dla każdego historyka i miłośnika historii po prostu katastrofa. Proszę się jednak nie obawiać: mamy przed sobą kawał rzetelnej roboty historycznej.
"Komunizm po polsku. Historia komunizacji Polski widziana z Kremla" powinien stać się przyczynkiem do narodowej dyskusji wobec problemu sowietyzacji powojennej Polski. Wpisuje się w nurt kilku innych pozycji, które demaskują czym naprawdę były korzenie przyszłej Polskie Rzeczypospolitej Ludowej. Wiem, że weteranów spod Lenino, zdobywców Wału Pomorskiego, Kołobrzegu, którzy forsowali Odrę bolą opinię o... służalczej roli, jaką Stalin wyznaczył 1 AWP: "Prawie nikt w Związku sowieckim nie traktował tego wojska jako samodzielnego". Jest okazja przyjrzeć się z innej perspektywy W. Wasilewskiej, Z. Berlingowi, ba! L. Żeligowskiemu. Zdobywca Wilna z 1920 r. "...idealnie nadawał się na głównodowodzącego nowej polskiej armii w Związku Sowieckim. Miał jednak jeden poważny mankament". Jeśli myślisz Czytelniku, że chodzi o przeszłość (włącznie z tą w carskiej armii), to jesteś w błędzie. Chodziło o kalendarz. W chwili szukania porozumienia z Sowietami liczył sobie 79 lat. Trudno, bym poświęcał tu więcej czasu tworzeniu 1 DP im. T. Kościuszki (służył w niej mój cioteczny dziadek, Jan Ostrowski, "żeligowszczyk" i zdobywca Wilna), ale wybieram jeszcze jeden szczegół dotyczący rekrutacji: "W celu zwabienia ochotników władze sowieckie sięgnęły po jeszcze jeden prosty, ale wyjątkowo skuteczny środek. Wystarczyło tylko odsunąć widmo głodu i skrajnej nędzy od setek tysięcy polskich rodzin, których sytuacja materialna była rozpaczliwa".
"Dla większości obywateli sowieckich, zarówno tych z legitymacją partyjną w kieszeni, jak i bezpartyjnych, Polacy byli sojusznikami niezrozumiałymi, niespecjalnie pożądanymi i tymczasowymi. Sojusz z Polską londyńską traktowano jako zło konieczne [...]" - taki był stan w 1941 r. Nikołaj Iwanow uświadamia nam, że w tym czasie sojusz z "polskim Londynem" był "...zwyczajnie niezbędny". Może niektórych Czytelników zaskoczy takie sformułowanie: "Strach przed ewentualną porażką wojenna i krachem całego systemu był tak wielki, że kierownictwo sowieckie prawie całkowicie zarzuciło próby wykorzystania karty komunistycznej w sprawie polskiej". Czy odstąpiono od owej karty? Proszę sprawdzić na ile prowadzona była polityka na dwa fronty. I jaką rolę wtedy odgrywali Jakub Berman, Marceli Nowotko czy Zygmunt Berling lub Leon Bukojemski.
O tym, że Józef Stalin wymyślił nazwę "Polska Partia Robotnicza" nie wiedziałem. Autor przypomina nam, że "Komintern i Stalin w swych stosunkach z polskim obozem niepodległościowym nigdy nie grali w otwarte karty, ukrywając swoje rzeczywiste zamiary co do przyszłości Polski. Jej sowietyzacja zawsze była dla nich nadrzędnym celem, natomiast sojusz z Polską londyńską traktowano na Kremlu jako posunięcie taktyczne, wynikające z chwilowych trudności w wojnie z Niemcami". Ot! zwykła, wyrachowana kalkulacja polityczna. I to, jak wiemy, prowadzona konsekwentnie. Poznajmy kulisy traktatu z 4 XII 1941 r. Obie układające się strony. Dwaj nowi sojusznicy: Sikorski i Stalin. Nikołaj Iwanow uświadamia nam: "Wzajemnemu zaufaniu przeszkadzało również to, że mimo podpisania układu Sikorski-Majski rząd sowiecki nie cofnął własnych uregulowań prawnych wynikających z poprzednich układów z III Rzeszą [...]". Rzecz dotyczyła obywatelstwa ludności kresowej, a tym samym mobilizacji mężczyzn do Armii Czerwonej. Dalsze przypomnienie nie powinno nikogo dziwić: "...kierownictwo Związku Sowieckiego nigdy nie traktowało serio kwestii integralności terytorialnej polskiego przedwojennego państwa, a układ Ribbentrop-Mołotow w odniesieniu do granic nadal obowiązywał". I dodajmy od siebie: obowiązuje w pewnym zakresie w linii granicznej również obecnej III RP.
Oczywiście musi w podobnym opracowaniu paść kluczowy termin historyczny i geograficzny: KATYŃ! Czytamy m. in.: "Warto zwrócić uwagę, że Stalin i jego najbliższe otoczenie działali niejako w cieniu zbrodni katyńskiej, świadomi swego przestępstwa. Wprowadzali Polaków w błąd co do losów zaginionych oficerów polskich, nalegając przy tym, by ocaleli z owej rzezi ruszyli jak najszybciej na front, aby bronić zbrodniczego systemu stalinowskiego". Iwanow idzie krok dalej. Jego sugestia daje do myślenia (szczególnie w świetle tego, co stało się w 1943 r. na polach bitwy pod Lenino): "Czy w ten sposób szykowali się do kolejnej zbrodni, tym razem bardziej wyrafinowanej - wymordowania polskich żołnierzy na froncie rękami Niemców?". O formowaniu Armii Andersa znajdziemy taki choćby zapis: "Pomysł, aby niezwłocznie wysłać tę armię na front i pozwolić jej się wykrwawić, można uznać za preludium do nowej zbrodni, przypominającej zresztą wyrok wydany na uczestników powstania warszawskiego w 1944 roku". Proszę zwrócić uwagę jak nisko Sowieci cenili sobie życie polskiego rekruta, który z ducha był antysowietą, a po gułagowej przeszłości trudno było oczekiwać, że będzie niósł na swych bagnetach kremlowskie idee... Do Katynia Autor powraca, kiedy omawia blaski i cienie polityki Winstona Churchilla wobec Polski.
Autor stawia nas wobec pytań, na które sam nie zna odpowiedzi (nikt z nas nie zna, bo to tylko spekulacja): "Czy istniała możliwość złożenia wielkiej daniny polskiej krwi u boku wczorajszych ciemiężycieli polskości po to, by uchronić Polskę od komunizmu? Czy można był wierzyć Stalinowi i z nim współpracować jak z prawdziwym sojusznikiem?". "Komunizm po polsku...." jest stawianiem tego typu różnych pytań, konfrontowaniu ich z faktami, chwilami też z domysłami. To lektura, która zmusza do myślenia.
KATYŃ wraca! Znajdujemy rozdział pt. "Katyń - główny czynnik decyzji Stalina w sprawach polskich". Autor zaczął go w ten sposób: "Zbrodnia katyńska miała poważny wpływ na prawie wszystkie działania Stalina w kwestii polskiej w okresie II wojny światowej". Z cynizmem tych posunięć mieliśmy do czynienia przez kolejne lata,aż do 1989 r., kiedy runął system tu nad Wisłą! Konsekwencja w działaniu Stalina i jego obozu nigdy chyba nie przestanie nas zadziwiać i... przerażać. Informacja o łagodnych planach potraktowania polskich jeńców wojennych/internowanych (wątpliwości, co do swego statusu prawnego mieli sami osadzeni w obozach!) powinna nas chyba zaskoczyć. Podsuwanie Stalinowi koncepcji uwolnienia określonej części wojennoplennych ("spośród 30 tysięcy przetrzymywanych planowano nadal więzić jedynie 400-500 osób jako «wyraźnie kontrrewolucyjny element»") jest zastanawiające. Jakie decyzje podjęto doskonale wiemy. Pośród cennych fotografii i faksymiliów dokumentów mamy i ten o nr 794/5 z marca 1940, czyli decyzja o rozstrzelaniu osadzonych m. in. w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku! Pewnie większość z nas zna ów papier, ale cały czas robi wrażenie przy kolejnej jego publikacji. Tak, jak machinacje Goebbelsa dookoła sprawy katyńskich mogił: "Sprawa katyńska była jedynym z rzadkich przypadków w historii II wojny światowej, kiedy Niemcy rzeczywiście chcieli ujawnienia prawdy, kiedy szczerze - choć oczywiście w imię doraźnych celów politycznych - byli zainteresowani prawdziwymi wynikami pracy międzynarodowej komisji ekspertów".
"Od początku Moskwa traktowała łagodny kurs sowietyzacji Polski jako zjawisko tymczasowe, mające na celu - powtórzmy - zakorzenienie w świadomości społeczeństwa polskiego iluzji, że istnieje możliwość pokojowego współistnienia z władzami komunistycznymi. Maskę łagodności zrzucono ostatecznie po wyborach do Sejmu Ustawodawczego" - i sypie się okrutna statystyka, np. o 100 000 aresztowanych tylko w 1947 r. Naród staje wobec alternatywy: walka czy intelektualna i polityczna kolaboracja? Powinny zaskakiwać takie opnie, jak ta "Stalin jest wielkim realistycznym politykiem, rozumie, że Polska może być jedynie krajem zbudowanym na podstawach kapitalistycznych. [...] Stalin zrobił na mnie ogromne wrażenie. Chciałbym go porównać do Cromwella. Stalin jest wielkim żołnierzem, który z zimną krwią, perspektywicznie i mądrze rozwiązuje problemy wewnętrznej i zewnętrznej polityki". Słowa te porażają tym bardziej, gdy sprawdzamy kto był ich autorem. Stanisław Grabski! Ten Grabski, który był m. in członkiem rządu Witosa w maju 1926 r. Brat Władysława. Jeśli ludzie tej miary, co On tak pisali o Stalinie, to co mieć pretensje do statystycznego Polaka? W tekście pada chyba błąd, gdy wzmiankuje się, jakoby Lwów był miastem urodzenia Stanisława Grabskiego. To nieprawda.
Książka Nikołaja Iwanowa jest dla mnie kolejna próbą zrozumienia stalinizacji, wypierania siebie wobec nowego reżimu, oddani się na jego bandycki żołd ciałem i duszą. i po raz kolejny dochodzę do wniosku: jak to dobrze, że przychodziłem na świat dekadę po śmierci Iosifa Wissarionowicza. Mikołajczyk, Cyrankiewicz, Gomułka, Osóbka-Morawski, Berman - cała galeria nazwisk, postaw, losów, wszystko to jest nam przypomniane, uporządkowane, utrwala.
Po "Komunizm po polsku. Historia komunizacji Polski widziana z Kremla" powinien sięgnąć każdy kto podejmuje próby gloryfikowania Polski Ludowej (de facto do 1952 r.), ale i też ci, którzy atakują tamten czas, tamtych ludzi i ich metody działania (czytaj: zbrodni, kolaboracji, zdrady!). Poruszyć powinien choćby rozdział "Czyimi rękoma przeprowadzono zniewolenie narodu polskiego?". To tu poznamy m. in. losy rodaków w strukturach NKWD, ale ujrzymy cień paraliżującego strachu jaki padał na PPR, bo gdzieś tam "...cały czas ciążyło widmo okrutnego losu towarzyszy z rozwiązanej KPP". Czy usprawiedliwia to ślepe oddanie sowieckim sojusznikom? Proszę, to sprawdzić. Autor nie unika personalnych zawiłości w relacjach Warszawa-Moskwa. "Dla mnie Stalin jest wielkim i niedościgłym. To olbrzym. [...] To prawda., że popełniał błędy, że wielu ucierpiało za jego sprawą bądź straciło życie. Ale pod jego kierownictwem Związek Sowiecki zwyciężył faszyzm" - to cytowana wypowiedź marszałka Konstantego Rokossowskiego. Nie doczekaliśmy się do dziś rodzimego, naukowego ujęcia biografii "marszałka dwóch narodów". Może to jest krok w tym kierunku.
Nikołaj Iwanow pozostawia nas ze stwierdzeniem: "Polska i naród polski w 1945 roku nie mieli wyboru - byli skazani na totalitaryzm stalinowski. Po wojnie Polacy nie byli zdolni do skutecznej, zwycięskiej walki, może nawet powstania - tym razem antysowieckiego". Walec sowiecki zrobił swoje, ale i ogrom zbrodni, jakich dopuścił się na naszym narodzie: "...w czasie II wojny i bezpośrednio po niej doszło do bezprecedensowej pod względem sakli fizycznej likwidacji polskich elit politycznych, wojskowych i kulturalnych".
Oczywiście musi w podobnym opracowaniu paść kluczowy termin historyczny i geograficzny: KATYŃ! Czytamy m. in.: "Warto zwrócić uwagę, że Stalin i jego najbliższe otoczenie działali niejako w cieniu zbrodni katyńskiej, świadomi swego przestępstwa. Wprowadzali Polaków w błąd co do losów zaginionych oficerów polskich, nalegając przy tym, by ocaleli z owej rzezi ruszyli jak najszybciej na front, aby bronić zbrodniczego systemu stalinowskiego". Iwanow idzie krok dalej. Jego sugestia daje do myślenia (szczególnie w świetle tego, co stało się w 1943 r. na polach bitwy pod Lenino): "Czy w ten sposób szykowali się do kolejnej zbrodni, tym razem bardziej wyrafinowanej - wymordowania polskich żołnierzy na froncie rękami Niemców?". O formowaniu Armii Andersa znajdziemy taki choćby zapis: "Pomysł, aby niezwłocznie wysłać tę armię na front i pozwolić jej się wykrwawić, można uznać za preludium do nowej zbrodni, przypominającej zresztą wyrok wydany na uczestników powstania warszawskiego w 1944 roku". Proszę zwrócić uwagę jak nisko Sowieci cenili sobie życie polskiego rekruta, który z ducha był antysowietą, a po gułagowej przeszłości trudno było oczekiwać, że będzie niósł na swych bagnetach kremlowskie idee... Do Katynia Autor powraca, kiedy omawia blaski i cienie polityki Winstona Churchilla wobec Polski.
Autor stawia nas wobec pytań, na które sam nie zna odpowiedzi (nikt z nas nie zna, bo to tylko spekulacja): "Czy istniała możliwość złożenia wielkiej daniny polskiej krwi u boku wczorajszych ciemiężycieli polskości po to, by uchronić Polskę od komunizmu? Czy można był wierzyć Stalinowi i z nim współpracować jak z prawdziwym sojusznikiem?". "Komunizm po polsku...." jest stawianiem tego typu różnych pytań, konfrontowaniu ich z faktami, chwilami też z domysłami. To lektura, która zmusza do myślenia.
KATYŃ wraca! Znajdujemy rozdział pt. "Katyń - główny czynnik decyzji Stalina w sprawach polskich". Autor zaczął go w ten sposób: "Zbrodnia katyńska miała poważny wpływ na prawie wszystkie działania Stalina w kwestii polskiej w okresie II wojny światowej". Z cynizmem tych posunięć mieliśmy do czynienia przez kolejne lata,aż do 1989 r., kiedy runął system tu nad Wisłą! Konsekwencja w działaniu Stalina i jego obozu nigdy chyba nie przestanie nas zadziwiać i... przerażać. Informacja o łagodnych planach potraktowania polskich jeńców wojennych/internowanych (wątpliwości, co do swego statusu prawnego mieli sami osadzeni w obozach!) powinna nas chyba zaskoczyć. Podsuwanie Stalinowi koncepcji uwolnienia określonej części wojennoplennych ("spośród 30 tysięcy przetrzymywanych planowano nadal więzić jedynie 400-500 osób jako «wyraźnie kontrrewolucyjny element»") jest zastanawiające. Jakie decyzje podjęto doskonale wiemy. Pośród cennych fotografii i faksymiliów dokumentów mamy i ten o nr 794/5 z marca 1940, czyli decyzja o rozstrzelaniu osadzonych m. in. w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku! Pewnie większość z nas zna ów papier, ale cały czas robi wrażenie przy kolejnej jego publikacji. Tak, jak machinacje Goebbelsa dookoła sprawy katyńskich mogił: "Sprawa katyńska była jedynym z rzadkich przypadków w historii II wojny światowej, kiedy Niemcy rzeczywiście chcieli ujawnienia prawdy, kiedy szczerze - choć oczywiście w imię doraźnych celów politycznych - byli zainteresowani prawdziwymi wynikami pracy międzynarodowej komisji ekspertów".
"Od początku Moskwa traktowała łagodny kurs sowietyzacji Polski jako zjawisko tymczasowe, mające na celu - powtórzmy - zakorzenienie w świadomości społeczeństwa polskiego iluzji, że istnieje możliwość pokojowego współistnienia z władzami komunistycznymi. Maskę łagodności zrzucono ostatecznie po wyborach do Sejmu Ustawodawczego" - i sypie się okrutna statystyka, np. o 100 000 aresztowanych tylko w 1947 r. Naród staje wobec alternatywy: walka czy intelektualna i polityczna kolaboracja? Powinny zaskakiwać takie opnie, jak ta "Stalin jest wielkim realistycznym politykiem, rozumie, że Polska może być jedynie krajem zbudowanym na podstawach kapitalistycznych. [...] Stalin zrobił na mnie ogromne wrażenie. Chciałbym go porównać do Cromwella. Stalin jest wielkim żołnierzem, który z zimną krwią, perspektywicznie i mądrze rozwiązuje problemy wewnętrznej i zewnętrznej polityki". Słowa te porażają tym bardziej, gdy sprawdzamy kto był ich autorem. Stanisław Grabski! Ten Grabski, który był m. in członkiem rządu Witosa w maju 1926 r. Brat Władysława. Jeśli ludzie tej miary, co On tak pisali o Stalinie, to co mieć pretensje do statystycznego Polaka? W tekście pada chyba błąd, gdy wzmiankuje się, jakoby Lwów był miastem urodzenia Stanisława Grabskiego. To nieprawda.
Książka Nikołaja Iwanowa jest dla mnie kolejna próbą zrozumienia stalinizacji, wypierania siebie wobec nowego reżimu, oddani się na jego bandycki żołd ciałem i duszą. i po raz kolejny dochodzę do wniosku: jak to dobrze, że przychodziłem na świat dekadę po śmierci Iosifa Wissarionowicza. Mikołajczyk, Cyrankiewicz, Gomułka, Osóbka-Morawski, Berman - cała galeria nazwisk, postaw, losów, wszystko to jest nam przypomniane, uporządkowane, utrwala.
Po "Komunizm po polsku. Historia komunizacji Polski widziana z Kremla" powinien sięgnąć każdy kto podejmuje próby gloryfikowania Polski Ludowej (de facto do 1952 r.), ale i też ci, którzy atakują tamten czas, tamtych ludzi i ich metody działania (czytaj: zbrodni, kolaboracji, zdrady!). Poruszyć powinien choćby rozdział "Czyimi rękoma przeprowadzono zniewolenie narodu polskiego?". To tu poznamy m. in. losy rodaków w strukturach NKWD, ale ujrzymy cień paraliżującego strachu jaki padał na PPR, bo gdzieś tam "...cały czas ciążyło widmo okrutnego losu towarzyszy z rozwiązanej KPP". Czy usprawiedliwia to ślepe oddanie sowieckim sojusznikom? Proszę, to sprawdzić. Autor nie unika personalnych zawiłości w relacjach Warszawa-Moskwa. "Dla mnie Stalin jest wielkim i niedościgłym. To olbrzym. [...] To prawda., że popełniał błędy, że wielu ucierpiało za jego sprawą bądź straciło życie. Ale pod jego kierownictwem Związek Sowiecki zwyciężył faszyzm" - to cytowana wypowiedź marszałka Konstantego Rokossowskiego. Nie doczekaliśmy się do dziś rodzimego, naukowego ujęcia biografii "marszałka dwóch narodów". Może to jest krok w tym kierunku.
Nikołaj Iwanow pozostawia nas ze stwierdzeniem: "Polska i naród polski w 1945 roku nie mieli wyboru - byli skazani na totalitaryzm stalinowski. Po wojnie Polacy nie byli zdolni do skutecznej, zwycięskiej walki, może nawet powstania - tym razem antysowieckiego". Walec sowiecki zrobił swoje, ale i ogrom zbrodni, jakich dopuścił się na naszym narodzie: "...w czasie II wojny i bezpośrednio po niej doszło do bezprecedensowej pod względem sakli fizycznej likwidacji polskich elit politycznych, wojskowych i kulturalnych".
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.