sobota, grudnia 09, 2017
Winfield Howard - powrót / Winfield Howard - return (03)

Skierował konia ku rzece. Stary most już do niczego nie nadawał się. Pozwolił koniowi napić się do woli. Tak, analizował całą drogę, jak to będzie, kiedy zjawi się tu wreszcie.Bał się spotkania z Mosesem? Nie mógł pojąć, że ten go zdradził. Cały czas brzmiały mu w uszach słowa, jakie ten wypowiedział w obecności sędziego Londona:
"- Tak, Wysoki Sądzie nie mam żadnych wątpliwości, że tym bandziorem był Winfield Howard.
- Widzi pan tego człowieka na sali?
- Tak, Wysoki Sądzie.
- Proszę go wskazać ręką.
- To ten mężczyzna. To Howard. Winfield Howard".
Jeszcze teraz słyszał ten szum, pomruk sali, jaki rozległ się po tym oświadczeniu. Tym bardziej, że Moses Freeman był jedynym świadkiem oskarżenia. W niektórych głowach nie mieściło się, że oto słowo czarnego było wiążące dla wymiaru sprawiedliwości. Świat oszalał po wojnie - zdawały się mówić spojrzenia kilkunastu zebranych. Był wśród nich również Blake Gregg. Ale zachowywał się zgoła odmiennie. Palił kolejne cygaro, a od czasu do czasu wsuwał na nos monokle, jakby naprawdę był profesorem z Uniwersytetu Illinois. Nawet niektórzy podejrzewali, że jest przebrzydłym Jankesem, który wkradł się w łaski miasta, zrobił majątek, zbudował swoja pozycję i siłę, a reszta to blaga? Tak, Blake Gregg napawał się klęską Winfielda Howarda. Niewielu chyba widziało, że przed rozprawą rozmawiał dość gwałtownie z Mosesem Freemanem. Co sobie powiedzieli? Czemu podpierali mocną gestykulacją rąk? - wiedzieli tylko oni dwaj i kilku oprychów Gregga.
"Pani Howard, proszę wstać! - głos sędziego Londona był niczym dzwon. Niski, poważny, dostojny. Do tego ta twarz okolona potężną brodą. Niczym Abraham. - skazuję pana , za napad z bronią w ręku, na 10 lat więzienia".
I uderzenie młotkiem o blat stołu, który obwieszczał koniec. Dla Winfielda Howarda, to był koniec. Sąd nie dopatrywał się proceduralnych uchybień, odrzucał jego zeznania. Nikt nie chciał brać poważnie zeznań Marthy Degree.
"Jakaś dziwka - perorował adwokat Novak - nie będzie decydowała o niewinności oskarżonego!".
Winfielda Howarda już nie było na sali, ale właśnie wtedy Blake Gregg podszedł do prawnika i uścisnął mu prawicę. O tym triumfie dowiedział się kilka lat później, kiedy w celi znalazł się również Rob Garden.
"- Nie wiedziałeś? - dziwił się. - Wrobili ciebie w ten napad.
- Kto?
- Czy ty jesteś taki głupi czy naiwny? - parsknął mu w twarz Garden
- Nic...
- Gregg i ten Novak. Ponoć razem byli w West Point. Ale Blake wyrzucili za jakieś łajdactwo...
- Jesteś pewny?
- Czego?
- No, że Gregg i Novak...
- Tak, jak ciebie tu widzę. A wiesz, co z twoją farmą?
- Nie.
- Sprzedali na licytacji!
- Co?!
- Novak wykombinował, że jest jakiś przepis o konfiskatach dotykających groźnych przestępców...".
Winfield Howard długo nie mógł tego wszystkiego przetrawić. To, że był niestrawny dla rosnącego w siłę Gregga. Gdzie mu mierzyć się z takim mocarzem. Opanował sztukę strzelania na tyle, że opędzał się od wściekłych wilczków Gregga. Kilku posłał do piachu. Sam też kilka razy nieźle oberwał. Jakoś potrafił się z tego podnieść, wylizać. Doktor Marcus był za każdym razem pełen podziwu:
"- Nie wiem Win, jak to robisz, ale inny na twym miejscu dawno by sczezł! Do tego te stare rany... Polowanie? Porachunki? Czy jednak wojna?
- Wojna - oschle potwierdził. I wtedy chyba po raz pierwszy opowiedział, co się stało pod Fayetteville w '62. Ciężko rannego wrzucono do kolejnego dołu śmierci. Rozpoznał na sobie sierżanta Kralla, któremu pocisk rozdarł pół twarzy. Łypał teraz na niego jedyny, ocalałym okiem. Na szczęście warstwa ziemi, jaką ich przysypano nie była zbyt gruba. Nikomu nie chciało się w grudniowy wieczór kopać zbyt głęboko. Dlatego przeżył. Wydostał się. Wzięto go za Jankesa. Widział wtedy Francisa Jay Herrona".
Upartość Winfielda Howarda wcale nie brała się z farmerskiego chowu. On po prostu 8 grudnia 1862 r. narodził się na nowo. Wydobywając się z grobu wiedział, że byle przeciwność losu (wtedy jeszcze wojny) nie jest go w stanie złamać. Sześć lat (z dziesięciu zasądzonych) dodały twardości tej niezwykłej naturze. Wiedział, że każdy dzień przybliża go nie tylko do wyjścia na wolność, ale do rozliczenia się z Blakem Greggem. Aż wreszcie nadszedł dzień, który sprowadzał się do najpiękniejszego, w tej chwili, słowa świata: amnestia!
Koń przerwał picie. Rozejrzał się dookoła. Winfield Howard niczego nie dostrzegł. A może po prosto zmęczenie przytępiło pole widzenia. Padł pierwszy strzał. Potem kolejny. Koń wierzgnął i ruszył przed siebie prosto w nurt rzeki. Winfield Howard w ostatniej chwili wyszarpnął z kabury karabin. Nim złożył się do strzału posypał się w jego kierunku grad kul. Rzucił się na ziemię. Na szczęście dla niego obok leżało powalone drzewo. Teraz stanowiło naturalną tarczę. Pociski wbijały się w martwy pień.
Nie myślał, że tak szybko przyjdzie mu walczyć o następny dzień. Złożył się do strzału. Z oddali raz po raz rozbłyskiwały dwa ogniki. Niechybnie strzelców mogło być tylko dwóch. Gwarancji żadnej nie miał. Inni mogli nie strzelać, a tylko czekali na swój czas. Posłał w kierunku jednego strzelca kilka kul. Tam ktoś jęknął? Po chwili dał się słyszeć już tylko pojedynczy strzelec. Siły miały być wyrównane?
Nie wiedział kto go znienacka atakuje. Mógł się tylko domyśleć. Widać wieści szybko rozchodzą się po okolicy. Ale żeby aż tak szybko? Tego nie przewidział. Jakiś życzliwy pognał do Blake Gregga? I teraz miał pierwsze na swej drodze spotkanie.
Strzelanie z drugiej strony jakby zwolniło biegu. Widać strzelec bezmyślnie wytracał ostatnie naboje? Winfield Howard ostrożnie wychylił się zza powalonego drzewa. Dostrzegł jakby odbicie? Ten tam musiał mieć srebrną lub metalową objemkę na swoim kapeluszu. To starczyło tak wytrawnemu strzelcowi, aby posłać w tym kierunku niemal salwę. Niewiele zastanawiając się wyskoczył ze swego ukrycia i pobiegł w kierunku skąd padały strzały.
Biegł ile sił w nogach. Jeszcze dwa susy i był przy krzakach skąd słano w jego kierunku niespodziewane powitanie. Strzelec milczał. Teraz dopiero usłyszał jęki.
Tego pierwszego, zabitego, nie znał. Ale drugim okazał się Matt Waters, siostrzeniec Blake Gregga.
- Witaj Matt...
Tamtemu jednak nie w smak było witanie się.
- Chciałeś wujowi pomóc?
Matt tylko jęczał. Trzymał się oburącz za krwawiącą głowę. Krew zalewała mu oczy. Czerep czaszki był odłupany, jak po uderzeniu jakąś maczetą. Nie rokowało to niczego. I jęczący Matt musiał sobie z tego zdawać sprawę.
- Lekcje strzelania brałeś od pastora czy moczymordy Nelsona?
- Niech cię szlag! - wysyczał wreszcie Matt.
- Zawsze ci powtarzałem, żebyś nie zakrywał się wujem, bo zginiesz w otwartej walce.
- Cholera!... Zabiłeś mnie!
- Kiedy ktoś do mnie strzela, ja odpowiadam tym samym. Jak Kuba Bogu, tak...
Matt tylko sapał. Jedno oko miał przymknięte.
Winfield Howard odrzucił karabin, z którego już ranny na pewno nie zrobi użytku. Obok były uwiązane dwa konie. Dobrze. Bo jego konia porwał nurt rzeki. Może gdzieś tam, jeśli poczuł grunt pod kopytami, wygramolił się na brzeg. Rozejrzał się dookoła. Rozkopana grunt raczej wskazywał na dwa wierzchowce.
- Tylko ty i ten tu? - wskazał lufą karabinu trupa.
- Tak. Tak! Niech cię...
- Kiepsko wygląda. Będzie musiał wuj wybulić na porcelanę.
- Jaką... porce... lanę... ja zdycham!
- Faktycznie mózg chyba widać...
Matt znowu jęknął.
Nie trzeba było być szamanem, ani wróżką aby dojść do wniosku, że dni Matta właśnie odliczają ostatnie chwile. Winfield Howard pochylił się nad nim. Matt chwycił go za przegub prawej ręki:
- Ratuj mnie! Win! Ratuj!
- Chwilę temu chciałeś mnie zabić, a ja mam teraz ciebie ratować?
- Nie... nie chcę... Nie chcę zdychać...
Winfield Howard uwolnił się od uścisku.
- Trzeba było o tym pomyśleć, nim pociągnąłeś za cyngiel.
- Win!
Ostatkiem sił wyszarpnął rewolwer z kabury. Winfield Howard był szybszy. Matt Waters zachwiał się i opadł na plecy.
Zabrał dwa konie. Obydwa miały na zadach wypalone piętno, z tym, że na jednym widniały litery: "B.G.", ale na drugim "W. H.". Na jednego przerzucił ciała zabitych. Mimo wszystko nie wypadało zostawiać ich ku uciesze szakali i sępów. Ruszył stępa. Teraz musiał już uważać. Na drodze mógł spotkać jeszcze kilka takich niespodzianek, jak ci dwaj. Ale, żeby na pierwszy ogień rzucił swe życie Matt Waters? Tego Winfield Howard nie potrafił zrozumieć.
cdn
Zaskakujące są te tu opowiadania. Jakiej trzeba wyobraźni, żeby odchodzić od historii i pakować się w Dziki Zachód. Lubię to. Czekam na ciąg dalszy. Czytam każdy odcinek. I wcześniejsze opowiadania też. Tym razem też będzie szeryf Mc Louis? Zjawi się w niespodziewanym momencie?
OdpowiedzUsuńRafał