czwartek, grudnia 07, 2017

Berliński spacer / Berliner Spaziergang - № 1 - Unter den Linden

Berlin.
Haupstadt zjednoczonych Niemiec. Tyle lat straszono nas tym ewentualnym scaleniem obu państw niemieckich: NRD (DDR) und RFN (BRD). Złośliwcy ironizowali na "znaną nutę", że: "Dziś należy do nas NRD, a jutro reszta Rzeszy". Kiedy następował kanclerz Helmut Kohl (1930-2017) pisano w polskiej prasie (tak, stanu wojennego): "odszedł kanclerz wielki (czytaj: Helmut Schmidt), a nastał kanclerz wysoki (czytaj: 1,93 m)". Ale jakoś niebo nam na głowę nie spadło, a Niemcy nie wrócili ni do Wrocławia (Breslau), ni Olsztyna (Alenstein), ni Piły (Schneidemühl) czy Ząbkowic  Śląskich (Frankenstein). Chełmża nadal pozostała Chełmżą, a nie Culmsee, a Bydgoszcz Bydgoszczą, a nie Brombergiem. Za to zjednoczone landy obrały na swą stolicę mimo wszystko brandenburski BERLIN!

Berlin.
To stąpanie po historii. Każde miejsce, to jak odczytywanie kolejnej strony historii Brandenburgii,  Prus, Niemiec. Mam nadzieję, że dawno już wyzbyliśmy się (mimo wszystko) wrogiego spoglądania na miasto nad Sprewą i Hawelą. Pewnie, że czas przeszły dokonany przemawia przeciwko tym, którzy tu rezydowali, ba! decydowali bardzo często o losach wschodnich sąsiadów. Zawsze wracać będą reminiscencje związane z II wojną światową? Tym bardziej teraz, kiedy odzywają się głosy odgrzebujące kwestię reparacji wojennych. 


Berlin.
Nie da się w krótkich akapitach zawrzeć zachwytu nad miastem, które odcisnęło swój ślad w historii. Zabieram na krótki spacer po jednej z najsłynniejszych ulic miasta: Unter den Linden. Aleja pod Lipami nie została przeze mnie, jak zamierzałem, przespacerowana od początku do końca. Stąd moje wrażenia bardzo minimalistyczne i nie pełne. Trudno. Nie miałem zbytniego wpływu na zakres moich berlińskich wędrówek. Ufam jednak, że będzie jeszcze okazja, aby spojrzeć w spiżowe oblicza von Blüchera, von Gneisenaua und von Scharnhorsta. W tej kolejności (od lewej) na prezentowanych portretach z epoki. Tym razem niestety, to dla mnie wielcy, nieobecni...


Chyba nigdzie tak nie rodzą się wspomnienia historyczne, jak pod Bramą Brandenburską/Brandenburger Tor. Dzieło  Carla Gottharda Langhansa (1732-1808) widziało wiele  doniosłych i burzliwych wydarzeń. Najprościej jest napisać, że miała głosić chwałę i triumf domu Hohenzollernów. Ale przecież widziała gorzkie dni, jak choćby wkroczenie Napoleona Wielkiego po zwycięstwie pod Jeną (1806 r.), a także upadek bandyckiego reżimu Adolfa Hitlera! Chwile triumfu, jak choćby w 1871 r. Na pewno nie było tu... Janka Kosa i "Rudego 102". Po prostu żaden polski czołg nie był świadkiem kapitulacji III Rzeszy.


Dziś? Dziś nikt nie pamięta nazistowskich parad, kolumn SA, tłumów wrzeszczących "Horst Wessel Lied". Nikt nie wznosi flag ze swastykami! Jeśli już coś było podnoszone, to tylko aparaty fotograficzne, smartfony i kamery. A dookoła gwar i śmiech. I kataryniarz. Tłum zdradzający etniczne pochodzenia chyba z każdego zakątka świata. Nie rzadko do ucha wpadające polskie słowa...


Konny pomnik Fryderyka II/Reiterstandbild Friedrichs des Großen - sam w sobie jest oddzielną historią. Z racji na swe wędrowanie może nawet przypomina los naszego księcia Józefa? Duma i chluba domu panującego w latach 1740-1786. Pewnie, że dla Rzeczypospolitej Obojga Narodów, to bardzo drapieżny i nienasycony sąsiad, ba! machina sprawcza I rozbioru (1772 r.). Ale tak, jak w Niemczech (choćby dawne NRD), tak i w Polsce zmienia się ocena tego Hohenzollerna? Dostrzegam to w rodzimej Bydgoszczy. Pisałem o tym na tym blogu. Kolejny historyczny paradoks? Sprawca upadku zarazem pchnął rozwój ziem, które zawładnął, na inne tory? Możliwe-że to jest? W przypadku Bydgoszczy - niestety tak. Budowa Kanału Bydgoskiego zmieniła diametralnie los miasta nad Brdą. I znowu dochodzimy do wniosku, że historia nie jest jednoznaczna. 


Uniwersytet Humboldtów/Humboldt-Universität zu Berlin budzie respekt nie tylko miarą swego gmachu, godnych patronów (tj. Wilhelma i Alexandra). Historia Prus i Niemiec splata się z życiorysami wybitnych absolwentów. Starczy wspomnień kilku z nich: O. von Bismarck, F. Engels, A. Schopenhauer, E. Krebs, A. Einstein czy W. von Braun.  Mamy historię w pigułce. Wielkich, a chwilami groźnych dokonań. 

Po drugiej stronie ulicy znajduje się plac Bebel/Bebelplatz. Z jednej strony zamyka go budynek Starej Biblioteki Uniwersyteckiej/Alte Bibliothek, opodal m. in. katedra św. Jadwigi/ Sankt-Hedwigs-Kathedrale. To one były świadkami tego, co tu się stało 10 maja 1933 r. Znamy tą scenę z archiwalnych kronik. 25 000 woluminów rzucono na żer ognia! Totalitarna III Rzesza wierzyła, że paląc bezcenne tomy zniszczą myśl. Potem był już tylko krok do palenia ludzi. Niezwykłe upamiętnienie tego wydarzenia nie powinno ujść naszej uwadze.


Chciałem być na Unter den Linden 7. Każdy kto odwiedza mój blog wie chyba dlaczego. Gmach Staatsoper Unter den Linden, to bohater mego pisania, mej wyobraźni. Nie wiem jeszcze, jak potoczą się losy moich bohaterów opowiadania pt. "Spotkajmy się na Unter den Linden 7...". Upubliczniłem siedem odcinków. Dwa kolejne są pisane. Tak, tekst powstaje "na żywca". Wspaniale, że mogłem osobiście czytać inskrypcję: "FRIDERICVS REX APOLLINI ET MVSIC".


Berlin.
Tyle z mego spacerowania po Unter den Linden. Tak, mogę tylko żałować, że nie byłem tam sam. Nie oderwalibyście mnie od pomnika Starego Fryca przez najbliższą godzinę. A ja nie miałem nawet okazji, aby zbliżyć się do niego na wyciągnięcie ręki. Niewiele trzeba, aby zakochać się w mieście. Chciałem za J. F. Kennedym powtórzyć jego: ICH BIN BERLINER!... 



Czy będzie mnie kiedyś stać na to, aby przespać się w hotelu "Adlon"? Wątpię. Pomarzyć można. Pozostaje mi obejrzeć raz jeszcze serial telewizyjny "Tajemnice hotelu Adlon / Das Adlon. Eine Familiensaga". Na osłodę mam jeszcze kilka czekoladek kupionych u "Rauscha". Na to jednak trzeba udać się w innym kierunku, na Charlottenstraße 60. Ale o tym innym razem.

PS: Mam nadzieję, że za to berlińskie pisanie (kolejne spacery w przygotowaniu)  nie sprowokuje pani profesor-poseł (w skrócie może być: PPP) jedynej prawej i sprawiedliwej partii, aby odesłano mnie nad Sprewę i Hawelę...

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.