niedziela, września 10, 2017

Przeczytania... (233) Nicholas Stargardt "Wojna Niemców. Naród pod bronią 1939-1945" (Wydawnictwo Rebis)

Wybór lektury, zważywszy na czas wrześniowych rocznic, dość prowokacyjny: Nicholas Stargardt "Wojna Niemców. Naród pod bronią 1939-1945", w tłumaczeniu Tomasza Fiedorka (Wydawnictwo Rebis). Jest, co czytać, jest nad czym zastanawiać się? Pewnie wielu stając przed tą książką myśli  o intencjach Autora. Dostajemy książkową wersję "Unsere Mütter, unsere Väter"? Po pierwsze Autor nie jest Niemcem. Po drugie wątpię, aby w wielu z nas (należę do pierwszego pokolenia w mej rodzinie, które nie zaznało w swoim życiu wojny!) zbytnio rozczulił cywilny los Niemców w czasie wojny, którą rozpętali 78. lat temu. Na mnie osobiście robią wrażenie barbarzyńskie metody eugeniczne, którym hołdowała III Rzesza, a tym samym wielu niemieckich lekarzy, psychiatrów, rodziców, członków rodzin. Odsyłam do lektury, która była przedmiotem zainteresowań w tym cyklu (patrz odc. 91)*.
Dla mnie taka lektura, to ciągłe szukanie... logiki. I nieustanne odpowiadanie na pytanie:  W A R U M?  Tak, "dlaczego"! Autor we "Wprowadzeniu" zdradza intencje swej badawczej pracy: "Podczas gdy inni historycy skupili się na machinie masowej zagłady i rozważaniach o tym, jak mogło dojść do Holocaustu, ja skupiłem się nad tym, jak społeczeństwo niemieckie przyjmowało i przyswajało sobie wiedzę na temat dokonywanych już zbrodni. W jaki sposób wpłynął na Niemców fakt, że coraz bardziej zdawali sobie sprawę z tego, iż prowadzą wojnę ludobójczą".  Jest więc okazja prześledzić ten proces, zajrzeć do niemieckich domów, wczytać się w listy, poznać jak zmieniał się obraz wojny w oczach Herrenvolków!
Nikt nikogo dziś nie szczuje Niemcami. Choć karta niemiecka raz po raz pojawia się w rękach polityków. Słyszymy o głosach domagających się rewindykacji odszkodowań wojennych? Stawia nieomal pod ścianą obecne pokolenie Niemców (wnuków lub prawnuków sprawców, bo co do tego nikt nie ma wątpliwości - piszący ten blog również) za zbrodnie, winy przodków?
Nicholas Stargardt podjął się, moim zdaniem, dość niewdzięcznego zadania: pokazania Niemców od drugiej strony. Nie słychać, aby jakaś narodowa debat wznosiła kurz buńczucznej polemiki. Czy to znaczy, że temat nikogo nie interesuje? Nieprawda! Zbyt głęboko tkwi w nas II wojna światowa  z ogromem zbrodni i ofiar. Jest-że miedzy nami jakaś rodzina, która z piekła lat 1939-1945 nie wyszła osmolona, poparzona, zmasakrowana? Wątpię. Blog powstaje w Bydgoszczy - mieści bardzo doświadczonym przez niemieckiego okupanta i to jeszcze w chwili, kiedy bronił się Lwów, Warszawa czy Modlin z Helem. Zaskoczę pewnie Czytelników: "Zanim jeszcze bitwa nad Bzurą dobiegła końca, lokalne niemieckie formacje paramilitarne szalały już na terenach «polskiego korytarza», zwłaszcza w Bydgoszczy i okolicach tego miasta". Autor wskazuje nie tylko na aspekt odwetu i zemsty za obronę we wrześniu 1939 r., ale nawiązuje do wydarzeń z lat 1919-1921. Nie padają wprawdzie nazwy powstań (wielkopolskiego czy śląskich), ale to o nie tu chodzi. Pada bliska bydgoszczanom nazwa: Fordon, Dolina Śmierci! Inny epizod: "W Bydgoszczy harcerzy przenoszących meldunki dla wojska Polskiego postawiono pod murem i rozstrzelano razem z księdzem, który chciał udzielić im ostatniej posługi". Nie zapomniano o mordzie w Karolewie. W jednej z mogił spoczął mój krewny, Hieronim Grzymski. Mamy zacytowany list niejakiego Wilma Hosenfelda, który tak pisał do zony: "Wcale nie chodzi już o zemstę, to działanie nosi znamiona wyniszczenia inteligencji, tak jak to robią Rosjanie". Zaplanowana z germańska skrupulatnością "Akcja Tannenberg" (nie pada to określenie w tekście, a aż się prosi o przypis od Tłumacza lub Wydawcy). Zaskoczyła mnie szczerość cytowanego żołnierza (katolika, co podkreślono w tekście), które nie bał się cenzury za swoją zaskakującą szczerość, z tego samego listu (z 10 XI 1939 r.): "Jakże chętnie byłem żołnierzem, ale dzisiaj najchętniej podarłbym mundur na strzępy. Mamy trzymać tarczę, za którą dokonują się te ludobójstwa". W tym samym czasie, właśnie z Bydgoszczy pisał inny żołnierz, 21-letni wtedy Heinrich Böll: "Gdyby nie było tu żadnych wojskowych, w ciągu trzech tygodni nie przeżyłby ani jeden volksdeutsch. widać to całkiem wyraźnie w ich oczach, że ci ludzie są predestynowani do rewolucji". Oto przykład młodego człowieka przeżartego propagandą nazistowską, która kazała wierzyć w masowe zagrożenie Niemców na terenie II Rzeczypospolitej!... Proszę zwrócić o jakie medyczne wsparcie prosił własną matkę. Proszę zwrócić uwagę, że to zapisy przyszłego... literackiego laureata Nagrody Nobla (1972 r.)!
Tak, książka N. Stargardta miesza trochę w mózgach. Mimo woli zostajemy wciągnięcie w codzienność ludności niemieckiej. musimy dać wiarę, że wielu opisanych bohaterów chciałoby uniknąć wojny, nie miało sprecyzowanych poglądów politycznych. Pewnie, że dla mnie zawsze wartością będą raporty, listy, zapiski w dziennikach. To sam Hitler o swym volku wyrażał się z pogardą jeszcze w 1938 r.:  Hühnervolk, tj. naród kurczaków. Czy mamy... im współczuć: "Drakoński dekret o gospodarce wojennej z 4 września 1939 roku wprowadzał ,przymus pracy w niedziele, zamrażał zarobki, obcinał płace za nadgodziny i zwiększał podatki, co oznaczało, iż należało natychmiast zwiększyć obecność policji w fabrykach. [...] W styczniu 1939 roku spadło wydobycie węgla, powodując przerwy w dostawach dla kolei oraz niedobory opału na potrzeby gospodarstw domowych". Cena za zbrojenia i rozpętanie najstraszliwszej z wojen. Uginał się jednak lojalnościowy stosunek urzędników wobec władz? W innym miejscu czytamy: "Wraz z pogłębieniem się kryzysu lokalni urzędnicy zaczęli opróżniać pociągi z węglem przejeżdżające przez ich tereny, aby dostarczyć opału miejscowej ludności". Trzeba przyznać, że jak na Niemcy, to niezwykła niesubordynacja. Wśród społeczeństwa pamiętającego czas Wielkiej Wojny zaczęły budzić się demony... Nagle w takich miastach, jak Dortmund, Drezno czy Düsseldorf zaczęły się uaktywniać komórki komunistyczne? Nie znałem tego wydarzenia, tym bardziej chcę się nim tu podzielić: "Jednak to nie w Niemczech i  nie w Austrii niezadowolenie społeczne wylało się na ulice, ale w Pradze, gdzie 28 października 1939 roku odbyła się duża demonstracja przed miejscową kwaterą główną Gestapo". Czesi? Strajk? Przed Gestapo?!
"Naród musi zbliżyć się do siebie w walce, tworząc wspólnotę losu, która jest połączona ze sobą na śmierć i życie. [...]  Spójrzcie na żołnierza, jak mocno trzyma karabin, ja ze sroga miną wygląda z okopu [...] taką samą postawę powinien prezentować każdy mężczyzna i każda kobieta w domu" - taka propaganda sączyła się z radiowej audycji "Głos frontu". Wybuch wojny wpłynął na eksplozję... zakupów radioodbiorników! "...we wrześniu 1939 roku nastąpił największy skok sprzedaży [...] była ona o 75 procent większa niż rok wcześniej" - i dalej dowiadujemy się, że w rękach niemieckich odbiorców było 13 435 301 aparatów radiowych! W okupowanym Generalnym Gubernatorstwie posiadanie takowych, to był wyrok! Dla rodziny ogromna rozrywka, np. słuchanie koncertów życzeń, koncertów z muzyką łatwą, lekką i przyjemną. Atrakcyjność audycji podnosiła współpraca (nie rzadko "pochlebstwem lub groźbą" dr Goebbels nakłaniał do występów) znanych wówczas gwiazd estrady czy kina. Na naszym pokoleniu już te nazwiska nie robią większego (żadnego?) wrażenia, choć ja chcę zwrócić uwagę na jedno: Marika Rökk. Znamy tę węgierską aktorkę, śpiewaczkę i tancerkę, gwiazda niemieckiej wytwórni filmowej Universum Film AG. "Że niby skąd?" - obruszy się ktoś. Proszę uważnie wrócić do odcinka "Zdrada" serialu "Stawka większa niż życie". Hans Kloss (nieodżałowanej pamięci S. Mikulski) umawia się przed kinem z Christin Kield (w tej roli hrabianka B. Tyszkiewiczówna). A w gablocie plakaty. Z kim? Tak, Mariką Rökk. Co nie znaczy, że Niemcy nie słuchali obcych stacji radiowych. I o tym też znajdziemy w "Wojnie Niemców...". To, co naprawdę wstrząsa, to akcja "T4" wymierzona przeciwko osobom upośledzonym umysłowo. To na nich eksperymentowano m. in. z użyciem gazu, aby ich zabić! Jest wzmianka o... pokazowym gazowaniu w Brandenburgu! "Tak zwana «akcja eutanazji» rozpoczęła się od dzieci. Komisja Rzeszy do spraw Rejestracji Poważnych Chorób Dziedzicznych i Wrodzonych 18 sierpnia 1939 roku nałożyła na lekarzy obowiązek raportowania o wszystkich przypadkach narodzin dzieci, u których stwierdzono «idiotyzm», zespół Downa, małogłowie, wodogłowie, paraliż spastyczny lub brak kończyn" - dalej Autor wylicza ile dzieci uśmiercono, jakie metody zabijania zastosowano. Okazuje się, że wrażliwość niektórych lekarzy nie uśpiła ich lekarskich sumień. Godny przypomnienia jest akt odwagi pastora Ludwiga Schlaicha, który był dyrektorem zakładu psychiatrycznego w Stetten. Interweniował m. in. u Goebbelsa. Nie dość na tym apelował do członków rodzin! Zagłada groziła 150 jego pensjonariuszy: "...tylko 16 zostało zabranych przez swych krewnych. Schlaich odnotował  ze smutkiem, że spośród rodzin, które miały wystarczające środki, aby zadbać o osobę niepełnosprawną w domu, tylko nieliczne skorzystały z tej okazji". Oddzielnym tematem, o którym tu też czytamy, jest odpowiedzialność kościołów katolickiego i protestanckich. Należy naprawdę podziwiać postawę świadków Jehowych, którzy mimo prześladowań woleli śmierć od złamania zasad etyczno-religijnych, w jakich zostali wychowani.
Nicholas Stargardt bardzo drobiazgowo omawia kampanię zachodnią 1940 r. Upadek Francji, Belgii i Holandii. Rozbrajające, z naszego pewnie punktu widzenia, było zachowanie  młodych rekrutów, których zmobilizowano jeszcze przed atakiem na Polskę, ale nie powąchali prochu: "Młodsze pokolenie było jeszcze bardziej sfrustrowane. Helmut Paulus, przebywający wtedy w Brnie, gdzie odbywał trzeci miesiąc szkolenia wojskowego, doszedł do wniosku, że on i jego towarzysze urodzili się «i tak za późno»". Bał się, że wojna skończy się bez jego w niej udziału. Ojcowie, weterani Wielkiej Wojny najchętniej zostawili by synów w domu, a sami zaciągnęli się do Wehrmachtu. Upadek Paryża, upokorzenie Francji, Dunkierka - wszystko to budowało euforię! Bicie dzwonów przez cały tydzień, łopoczące flagi - wszystko to obwieszczało Niemcom, że hańba roku 1918 została z kretesem przekreślona: "Po podboju Polski niewielu Niemców było w nastroju do świętowania, teraz jednak głośno domagano się nowych zdjęć wodza, a jego miny stały się przedmiotem pełnych uwielbienia dyskusji". Moim zdaniem zaskakująca była jeszcze i ta metamorfoza: "Twarde robotnicze dzielnice, które na początku lat trzydziestych wielokrotnie były świadkiem walk ulicznych między bojówkami SA i komunistami, w końcu uległy Führerowi". A oto opinia jednego z oczekujących na powołanie do armii rekruta: "Wszyscy musimy przyznać, że właśnie zapadają prawdziwie historyczne decyzje, które są podejmowane przez Adolfa Hitlera! Tu nie liczy się, kto jest «dobry» czy «zły», ale kto jest «historycznie silny», a kto «historycznie bezsilny»". Jeden z pasterzy/pastorów chyba nie bez narodowej dumy twierdził: "...czujemy na twarzy oddech historii. Bez wątpienia nie możemy obecnie ocenić wielkości tego dzisiejszego wydarzenia rangi światowej [...] z pierwotnych głębin istnienia wyłania się nowy świat. Nasz niemiecki naród stoi w centrum tych wydarzeń".  Nie da się tutaj zacytować każdej wypowiedzi, jaką w swej książce wykorzystał Autor. Wiem, że szkoda. Pouczające jest to, co z frontu pisał weteran kampanii polskiej Wilm Hosenfeld.
Nicholas Stargardt nie unika tematów drażliwych, jak prostytucja. Jak to wyglądało we Francji i innych krajach zachodniej Europy, a jak w Polsce. Okazuje się, że "W pierwszych miesiącach okupacji Niemcy otwarcie  lekceważyli jednak ów zakaz [tj. zakaz kontaktów z Polakami, wzorowanych na ustawach norymberskich - przyp. KN], zapraszając Polki do lokali,w których na drzwiach znajdowały się wywieszki z napisem  «Tylko dla Niemców», uznając, że zakaz wstępu dotyczy wyłącznie polskich mężczyzn". Wprawdzie sporo miejsca poświęcono represjom, jakie spotkały Francuzki, to o karach stosowanych w Generalnym Gubernatorstwie przez polskie podziemie Autor milczy. Szkoda. Ciekawie wypadła ocena egzekwowania "kolaboracji horyzontalnej"  w okupowanej Europie: "...przekonanie, że kobiece ciała należą w pierwszej kolejności do narodu, a dopiero potem do samych kobiet, było wyrazem tego rodzaju patriotyzmu, który podzielały kierowane przez mężczyzn ruchy oporu w całej okupowanej Europie". Autor wylicza, że ogółem na ziemiach polskich (włącznie z tymi wcielonymi do III Rzeszy) doszło do 900 000 przelotnych romansów Niemców z Polkami? Znajdziemy w książce wstrząsające przykłady egzekucji na Polakach za stosunki seksualne z Niemkami! Swoją drogą ciekawe ile z nich okazało się... trwałymi. Sam poznałem kiedyś (oboje ci Państwo  już ni żyją) taką parę.
"Współczucie dla tych kreatur? Nie, najwyżej byłam zdumiona, że tacy ludzie w ogóle istnieją, ludzie, którzy w samym swoim sposobie bycia są tak nieskończenie obcy i niezrozumiali dla nas, że nie sposób do nich dotrzeć. Po raz pierwszy w naszym życiu spotykamy ludzi, których życie lub śmierć są nam całkowicie obojętne" - oto opinia jednej z niemieckich studentek na temat polskich wieśniaczek wypędzanych z gospodarstw, aby osiedlić przesiedleńców z Besarabii czy Bukowiny. W dość uproszczony sposób podszedł N. Stargardt do kwestii Deutsche Volkslisty na terenach wcielonych do III Rzeszy. Dostrzegł różnice, jakie zaprowadzono w Kraju Warty czy okręgu Gdańsk-Prusy Zachodnie. Właściwie kwestę wpisu na DVL sprowadził do jednego: "zabezpieczenia swych praw własności". Szkoda, że zabrakło miejsca na głębszą analizę, skoro było dla niej miejsce w przypadku francuskiej prostytucji. Moim zdaniem, to uproszczenie problemu, jest dość niebezpiecznym zabiegiem. Tym bardziej, że wielu Polaków spoza tej strefy historycznej nie rozumie zawiłości polityki okupanta  w Gdańsku, Bydgoszczy, Chełmży czy Gnieźnie. Przypomnijmy, jak PiS wygrzebał przeciwko kandydatowi na prezydenta, panu D. Tuskowi "dziadka z Wehrmachtu".
"Hermann Gieschen nie był sadystą, ani okrutnym człowiekiem. W rzeczywistości był raczej wrażliwym i przez pierwsze cztery miesiące kampanii unikał oglądania egzekucji, chociaż szczegółowo przekazywał Hannie to, co opowiadali mu koledzy" - Autor na szczęście idzie krok dalej.  Odsłania nam zaskoczenie, jakim było dla niego, że "...ofiary stały wyprostowane i nieugięte jak drzewa", by po chwili zacytować jego samego H. G.: "Wszystko poszło bardzo szybko. Obejrzeliśmy przedstawienie, a potem wróciliśmy do pracy, nic się nie stało. [...] Partyzanci to wrogowie i szubrawcy i muszą zniknąć". Wkrótce i on dołączył do grona frontowego fotografowania, uwiecznił jedną z egzekucji i zdjęcia wysłał swej Freulein? Zaskakująca jest konkluzja: "Ludzie tacy jak Gieschen, którzy z aprobatą pisali o mordowaniu Żydów, cytując nazistowskie slogany nawet w listach do rodziny, najwyraźniej jednak stanowili drobną mniejszość. Badania listów niemieckich żołnierzy wykazały, że albo wcale nie wspominano w nich o Żydach, albo pojawiali się oni w tle, zazwyczaj w przelotnych wzmiankach o żydowskich gettach, pracy przymusowej lub konfiskacie mienia". Trudno określić ile listów zbadał Autor, że jednoznacznie określił ich zawartość. W końcu istniał wojenna cenzura korespondencji. Nie wiemy ile listów zostało przez nią zatrzymanych, ile zaginęło. Choć jest dla mnie interesujące stwierdzenie: "...opisy masowych rozstrzeliwań przedostały się nawet do zbioru listów żołnierskich wydanego oficjalnie przez Ministerstwo Propagandy". Mamy poruszające wzmianki o działalności (m. in. w Kownie czy rydze) Einsatzgruppach.
Cenne, moim zdaniem, jest sięgnięcie również do rozkazów, jakie miał wykonywać "rycerski Wehrmacht", a jakie roiły się w umysłach "rycerskich" feldmarszałków pokroju Waltera von Reichenau: "...żołnierz musi mieć pełne zrozumienie konieczności tej surowej, ale sprawiedliwej kary dla żydowskich podludzi. Kryje się za tym jeszcze jeden cel - zduszenie w zarodku buntów na tyłach Wehrmachtu, które, jak pokazuje doświadczenie, są wzniecane przez Żydów. [...] Tylko w ten sposób wypełnimy naszą historyczną misję uwolnienia raz na zawsze narodu niemieckiego od azjatycko-żydowskiego zagrożenia". Na swoje szczęście von Reichenau nie dożył końca II wojny światowej. Znalazłoby się miejsce na ławie oskarżonych.
Zaskakuje mnie odwaga Niemców, którzy jak niejaki Robert R. pisał do domu, do zony do Eichstätt, do Bawarii o swych lękach, bał się że ich syn będzie kolejnym pokoleniem walczącym z Rosjanami: "Nie, to nie może się nigdy stać, żeby Raini musiał kiedykolwiek przyjechać tu, gdzie ja teraz jestem! Nie! Nie! Choćbym miał przybyć tu znowu, żeby jeszcze raz przechodzić całe to piekło i tutaj zginąć. Tan najpiękniejszy chłopczyk, którego zdjęcie teraz noszę przy sobie i którego złote loczki mają w sobie tyle słońca. Dziękuję ci, że mi go dałaś". Ale znajdziemy też i taki głos z frontu wschodniego, niejakiego Fritza Probsta: "To, co robimy, jest wielkim poświęceniem, ale robimy to z ochotą, ponieważ gdyby wojna była prowadzona w Ojczyźnie, cóż, byłoby znacznie gorzej. [...] Gdyby te bestie przyszły do Niemiec, byłoby to dla nas znacznie większe nieszczęście. Musimy tylko to wytrzymać i być może zwycięski koniec jest bliższy, niż sadzimy". Wiemy, że Sowieci spełnią przestrogę "...tego stolarza-samouka oraz zdeklarowanego nazisty z Görmar, miasteczka w zażarcie protestanckiej Turyngii" - jak wzbogaca naszą wiedzę o autorze listu N. Stargardt. 
"Wojna Niemców..." jest książką pełną opisów walk na frontach II wojny światowej.  Jest rzadka okazja spojrzenia na wojnę oczami samych najeźdźców. Jak widać często bardzo skrajne. Jesteśmy świadkami mordów w Babim Jarze pod Kijowem, blokady Leningradu, walk o Moskwę czy Stalingrad. Wraca wątek Żydów, podludzi. Dowództwo 4. Dywizji Pancernej edukowało swoich żołnierzy takimi argumentami: "Dla bolszewickich podludzi nie ma litości, ani dla kobiet, ani dla dzieci. Partyzanci i ich wspólnicy maja zawisnąć na najbliższym drzewie!". Proszę zwrócić uwagę na inne cytaty z listów Roberta R. 
Dziwią mnie sformułowania Autora, takie jak to: "Gdyby armie niemieckie rozpadły się zimą 1941 roku, tak jak Wielka Armia Napoleona, i Trzecia Rzesza poprosiła o pokój, większość żołnierzy i cywilów, którzy mieli zginąć w czasie drugiej wojny, przeżyłaby".  Gdybologia nie jest już historią. Dobrze, że przy okazji dostrzega się masowe mordy na Polakach. Ciekawe, że to cytowane przeze mnie zdanie otwiera rozdział o "Wspólnej tajemnicy", jakim był Holocaust! Co wiedzieli Niemcy, jak z tym żyli, jak propaganda  goebbelsowska czyniła spustoszenie w myślach przeciętnych Teutonów. Niestety Autor powraca do gdybania: "Jednym z wielkich pytań «a co by było, gdyby», o którym do dzisiaj dyskutują historycy, jest pytanie o to, czy skoordynowana akcja Kościołów mogłaby powstrzymać mordowanie Żydów w taki sam sposób, jak publiczne protesty katolickich biskupów powstrzymały w sierpniu 1941 roku zabijanie pacjentów szpitali psychiatrycznych". Nie jestem w stanie zacytować każdej poruszającej relacji świadków mordów lub ich wykonawców. Ten rozdział jest porażającym obrazem obrazem straszliwej zbrodni na Żydach. Osoby pobieżnie znające los europejskich Żydów zaskoczy pozycja choćby berlińskich Żydów. Nicholas Stargardt podaje choćby takie przykłady: "Jesienią 1941 roku liczne były przypadki, gdy Niemcy ustępowali starszym Żydom miejsca w zatłoczonych tramwajach i pociągach. Rok później takie katy były już czymś rzadkim i jednocześnie skandalicznym". Ewolucja była dość brutalna. Zaskakująca może być też wojenna statystyka: z 70 000 Żydów, jacy mieszkali w Berlinie w ukryciu u swych niemieckich/aryjskich rodaków przetrwało do upadku III Rzeszy 1 400 osób. Polecam zerknąć do odcinka 35 tego cyklu**. Nie rozumiem logiki tego zdania: "W dniach 16 i 17 lipca 1942 roku policja francuska przeprowadziła pierwszą wielka obławę na Żydów, aresztując 13 152 obcokrajowców w Paryżu i  na jego przedmieściach". O kogo tu chodzi? O rodzimych (francuskich) Żydów? O jakichś cudzoziemców?
"Wojna Niemców. Naród pod bronią 1939-1945", to wartościowa pozycja dla każdego czytelnika. Tym bardziej, że odwiedzamy całą okupowaną Europę. Tak, to przy okazji dość drobiazgowa historia II wojny światowej. Chyba nikt z nas nie miałby wątpliwości o jakim mieście w 1944 r. pisał do zony i córki kapitan Wilm Hosenfeld: "Miasto, w rezultacie pożarów i bomb, z godziny na godzinę zamienia się w ruinę. Trzeba systematycznie podpalać ciągi ulic. Trzeba odwracać głowę i serce mieć z kamienia. Ludność jest bezlitośnie likwidowana". Warto dodać, że piszący list był m. in. świadkiem rzezi jakiej dokonali oprawcy Dirlewangera na warszawskiej Woli!
"Każdy bunkier, każdy kwartał w niemieckim mieście, każda niemiecka wioska musi stać się pozycją umocnioną, na której wróg wykrwawi się na śmierć lub ich mieszkańcy zostaną pogrzebani po twardej walce" - tak brzmiał fragment dyrektywy wydanej przez Hitlera 16 IX 1944 r., kiedy kleszcze od Zachodu zaciskały się na kolejnych rozbijanych jednostkach niemieckich. Ale od Wschodu parli Sowieci (i Polacy). A 20 lipca 1944 r. baron Stauffenberg nagle przypomniał sobie, że należałoby zgładzić Führera...
O ile moje wyjątki z całości nie przekonają do opanowanie całości tego niezwykłego tomu, to niech zachętą do lektury książki Nicholasa Stargarda "Wojna Niemców. Naród pod bronią 1939-1945" (Wydawnictwa Rebis) będzie wypowiedź samego Iana Kershawa: "WSPANIAŁA KSIĄŻKA. NICHOLAS STRAGARDT BŁYSKOTLIWIE WYKORZYSTUJE DZIENNIKI, LISTY I INNE WCZEŚNIEJ POMIJANE ŹRÓDŁA, ABY ZAPREZENTOWAĆ BARDZIEJ NIŻ KIEDYKOLWIEK SUGESTYWNY I WSZECHSTRONNY OBRAZ MOTYWACJI ZWYKŁYCH NIEMCÓW DO PROWADZENIA NAJSTRASZLIWSZEJ WOJNY WSZECH CZASÓW". Ze swej strony mogę tylko dorzucić, że aż dziw, że mogłem bez tej pozycji wcześniej funkcjonować. Spojrzeć na III Rzeszę, ogrom jej zbrodni i zdziczenia, z kolejnego jeszcze punktu widzenia, to naprawdę bezcenne doświadczenie. Tylko moja Żona załamuje ręce i powtarza: ile można czytać o Hitlerze? I dodajmy od siebie: i jego czasach? Kto raz wszedł w nurty tej rzeki, to chyba nigdy z niej nie wychodzi. Na szczęście memu pokoleniu, zrodzonemu 18. lat po upadku III Rzeszy, darowane były doświadczenia tamtej epoki...

* Götz Aly, Obciążeni. «Eutanazja» w nazistowskich Niemczech, tłum. V. Grotowicz, Wydawnictwo Czarne 2015
** Jalowicz Simon M.,  Żyłam w ukryciu, Wydawnictwo Prószyński i S-ka 2015

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.