środa, kwietnia 05, 2017

Sum rex vester, nec fictus neque pictus.

"Nie w chlewie, lecz człowiekiem wolnym urodziłem się: zanim w te ziemie przybyłem, nie zbywało mi ani na jedzeniu, ani na przyodziewku; wolność moją zatem kocham i zachowam. Z łaski Boga przez was królem waszym obrany zostałem; przybyłem tu za waszymi prośbami, waszymi głosami. Przez was korona została na mą głowę włożona, zatem jestem królem waszym ani nie urojonym, ani nie malowanym. Chcę panować i rządzić ani nie ścierpię, aby ktoś z was w tym mi przeszkadzał. Bądźcie strażnikami wolności waszej, ale nie pozwolę, abyście byli moimi nauczycielami i stróżami moich senatorów. Zatem pilnujcie tak wolności waszej, aby wasza swoboda w swawolę nie została obrócona." - król Stefan Batory (1576-1586)  wypowiedział te pamiętne (i jakże często cytowane) słowa w czasie obrad sejmu, który odbywał się w Toruniu, do którego monarcha zjechał dopiero  16 X 1576 r. Aliści zrobił to bardzo opieszale, bo czekano na JKM dni dwanaście! Obradowano tam od 4 października do 29 listopada. A czas był wszak niemal wojenny i to skażony wizją bratobójczej walki, bo Gdańsk nie chciał uznawać obioru księcia siedmiogrodzkiego, uważając cesarza Maksymiliana II godniejszym korony polskiej. Pozwólmy sobie przypomnieć, że w żyłach tegoż, co na czele Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego stał płynęła krew Jagiellonów. Prapradziadem JCM był wszak JKM Władysław II Jagiełło (1386-1434). Wracając do pamiętnej mowy, prof. Władysław Konopczyński tak ją podsumował: "Brzmiało to jak wyzwanie, chociaż nie było wyzwaniem. Król dał upust energii swojej i rycerstwa w niezbędnych wojnach"
Lubimy pamiętać wojenne dokonania Króla. Bo i powód ku temu znaczny, jakoż to jeden z ostatnich, który Moskwę gromił, Iwanowi IV Groźnemu nie zezwolił na osiągnięcie wybrzeża Bałtyku (na to trzeba będzie drapieżności Piotra I z nowej dynastii Romanowów w początkowych latach  XVIII w.). Nie żyjmy wizją J. Matejki - Psków przed potęgą króla Polskiego i wielkiego księcia litewskiego w jednej osobie nie ugiął się. Miał ci Monarcha i zasługi na polu nauki. 1 kwietnia AD 1579 lokował w Wilnie  Academia et Universitas Vilnensis Societatis Jesu, która z czasem stanie się polskim Uniwersytetem im. Stefana Batorego. Obecnie jego tradycje w Polsce kontynuuje Uniwersytet im. M. Kopernika w Toruniu, którego absolwentem był piszący ten blog, jak również mój śp. wujek prof. Robert Głębocki (uczeń pani prof. Wilhelminy Iwanowskiej). Absolwentem Batorego był mój ojciec chrzestny, student wydziału prawa Bohdan Kuczyński (1916-2002).
Potomni zapamiętali też królewskie porzekadło: "Ucz się chłopcze łaciny, a ja zrobię cię panem". Nie zapominajmy, że JKM w tym języku komunikował się nie tylko ze szlachtą polską, ale i swą małżonką Anną Jagiellonką. "Disce puer latine, ego faciam te mościpanie" - natchnęło Władysława Bełzę (tak, tego od "Katechizmu polskiego dziecka") do napisania wiersza "Disce, puer":

Siadł król Batory na swej stolicy,
W sławy i blasku potędze;
Miecz mu połyskał w dzielnej prawicy,
Dłoń drugą oparł na księdze.

Przed królem stało młode pacholę;
Uśmiech miał w oczach swawolny,
Ale myśl jakąś jasną na czole,
A był to biedny żak szkolny.

[...]

A król i mędrzec w jednej osobie,
Los chłopca mając na względzie:
"Ucz się! - doń rzecze - a ja to zrobię,
Że będziesz w pierwszych stał rzędzie!".

Bo wiedział król ten, że nie garść złota
Darzy znaczeniem i władzą, 
Ale nauka, prawość i cnota
Na szczyty sławy prowadzą. 

Zapomina się, że w grudniu 1583 r. JKM wydał dokument, którego łacińska nazwa (boć taki był język urzędowy w Rzeczypospolitej Obojga Narodów) brzmiała: "Litterae universales de capiendo Samuelo Zborowski banito". Wkrótce banita Zborowski miał dać głowę na Wawelu. Do czasów egzekucji Szymona Kossakowskiego w Wilnie (25 IV 1794 r.) nie znamy przypadku, aby wykonano wyrok skazujący na polskim magnacie. Dopiero 11 V 1584 r. ujęto ściganego banitę. Jednym z tych, którzy dopadli go w Piekarach koło Proszowic był Stanisław Żółkiewski. Miano poznać opinię samego kanclerza Jana Zamoyskiego: "Kiedy prawo uczynione przeciw wszystkim, nie wszystkich jednakowo dolega, traci ono, jaką by miało mieć, moc swoją, bo jakoż to miało być, żeby srogość prawa miała jednych dotykać, drugich ochraniać". Samuela ścięto 26 maja 1584 r. Monarchy przy tym nie było. Przebywał w ulubionym przez siebie Grodnie. I to JKM przypisuje się zdanie/opinię: "...zdechły pies nie kąsa". Owa egzekucja ma też swoje... drugie oblicze. Okazuje się, że kat poruszony zachowaniem skazańca miast ciąć swym mieczem po prostu uciekł i trzeba było wykorzystać jednego z hajduków do wykonania krwawego aktu sprawiedliwości.
Rok 1584 r. przyniósł poważniejszą stratę: "Na tejże konwokacji w Lublinie umarł [tj. 22 sierpnia - przyp. KN] Jan Kochanowski herbu Korwin, poeta taki polski, jaki w Polsce jeszcze ani był, ani się takiego drugiego spodziewać możem". Tak pisał jeden ze współczesnych. JKM przeżył mistrza polskiego pióra, polskiego renesansu o dwa lata. Zmarł w 12 grudnia 1586 r. w Grodnie. Pośmiertną laurkę wystawił mu Reinhold Heidenstein (1556-1620): "Wymowny był bardzo (ze wszystkimi rozmawiał po łacinie), a każde słowo jego taką miało powagę, że uchodziło niemal za wyrocznię. Gdy wiedział, że ma prawo i słuszność za sobą, tam nigdy nie ustępował. Wielki miłośnik prawdy, jak sam nigdy się za nią nie mijał, tak innym łatwo wierzył. W oczach niektórych uchodził za człowieka nadto skłonnego do gniewu i okrucieństwa [...]; lecz ja twierdzę, że nie było chyba człowieka, który by tak łatwo odpuszczał krzywdy i tak szybko zapominał o nich [...]"
Pozwalam sobie na koniec przytoczyć dwie opinie współczesnych nam historyków. Prof. Stanisław Grzybowski tak podsumowuje to panowanie w biografii kanclerza/hetmana: "Pozostawił po sobie legendę. Wpierw o królu rycerzu, później o królu reformatorze, ostatnim, który mógł stworzyć silne państwo i powstrzymać rozpad wewnętrzny. Pierwsza słuszna, druga przesadzona. I pozostawił również inną legendę: o przyjaźni z wielkim kanclerze, uczniem i współpracownikiem, który mógłby kontynuować jego dzieło. I ta legenda [...] nie odpowiada prawdzie: zbyt wielki dystans między tymi ludźmi. Zamoyski nie dorastał nigdy do wielkości swego władcy [...]". Drugą wyraził biograf króla Jerzy Besala: "...postać króla rosła proporcjonalnie do upływu czasu. Ci, którzy patrzyli nań współcześnie, z dala od tych strasznych polskich swarów i zawiści, słynnego piekła, dostrzegali w nim wielkość". Musiało być coś na rzeczy z uznawaniem niezwykłości polskiego monarchy, skoro Michel de Montaigne (1533-1592) po Jego zgonie napisał:

"TEN, KTÓREGO POLACY OBRALI SWYM KRÓLEM, 
BYŁ NAPRAWDĘ JEDNYM Z NAJWIĘKSZYCH 
WŁADCÓW NASZEGO WIEKU". 


Wykorzystana literatura:
Besala Jerzy, Stefan Batory, Warszawa 1992
Chrzanowski Ignacy, Historja literatury niepodległej Polski (965-1795), Warszawa 1930 
Grzybowski Stanisław, Jan Zamoyski, Warszawa 1994
Konopczyński Władysław, Dzieje Polski nowożytnej, tom I, Warszawa 1986
Historia w poezji. Antologia polskiej poezji historycznej i patriotycznej, wyboru dokonał Jan Marcinkiewicz, Warszawa 1965 

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.