niedziela, kwietnia 02, 2017
Przeczytania... (205) Zbigniew Mikołejko "Żywoty świętych poprawione ponownie" (Wydawnictwo Iskry)
Leży przede mną pokaźny tom. Co ja piszę "tom"? Tomiszcze! Przeszło 700 stron! Autor: Zbigniewa Mikołejko! "Żywoty świętych poprawione ponownie", Wydawnictwo Iskry! I zaczynam się... martwić. Nie, nie o siebie. Dla wielu dewotów tych kilkaset stron może się okazać trudną pigułką do przełknięcia. "A to niby czemu?" - zastanawia się pan Stachu. Niech mi będzie wolno wykpić się cytatem: "...polscy święci tak często - z etnicznego punktu widzenia - nie byli wcale Polakami. Mamy zatem wśród owych świętych domowych Niemców i Włochów, Rusinów i Węgrów, Litwinów i Czechów, mamy ludzi krwi greckiej, francuskiej czy bośniackiej. Mamy więc nade wszystko - mieszkańców krajów habsburskich, łącznie z Austriakami". Jak ma się z tym godzić, kto usta ma pewne frazesów o polskości, narodowości?! Udźwignie ten balast? Dalej może być jeszcze gorzej: "...polscy święci tak często byli ludźmi pogranicza, z miejsc, gdzie ścierały się z sobą i stapiały w specyficzną jedność, w kulturową i religijną ekumenę Mitteleuropy, wielkie potęgi historii (Polska i kraje niemieckie, domeny Jagiellonów i domeny Habsburgów, państwo polsko-litewskie, Ruś i Turcja) czy wielkie odłamy chrześcijaństwa (katolicyzm, protestantyzm i prawosławie) oraz lokalne - wieloetniczne i wieloreligijne - społeczności". Dwa pojęcia, które sam staram się kształtować (jako wnuk Kresów tych wileńskich) u swoich uczniów: wieloetniczność i wieloreligijność.
Potraktujmy książkę profesora Zbigniewa Mikołejko, jako podróż po epokach i wspaniałe spotkanie z świętymi, którzy patronują Polsce od wieków. Nie wiem, jak nauka żywotów świętych wypada obecnie na katechezie, ale moje belferskie doświadczenie podpowiada, że wiedza na temat historii Kościoła jest mizernej kondycji. Tym bardziej powyższe cytaty uważam za bardzo istotne. Od razu ustawiają czytelnicze myślenie na pozycji: uwaga! doświadczywszy spraw, które do teraz są mgłą. Czy to światło, jakie wydobędzie się ze stron nie porazi? Jeśli zaskoczy, to już będzie sukces, bo obnaży to stan naszej wiedzy.
Autor imponuje mi, kiedy stwierdza: "Nie interesują mnie święci z obrazków. Nie interesuje mnie ich cukierkowe męczeństwo ani bezbolesna pobożność". W kraju, gdzie klęka się nie tylko przed świętymi, ale i natchnionymi kapłanami - takie podejście ociera się nieomal o bohaterstwo godne zabicia plugawego smoka! Podpisuję się pod kolejnym zdaniem: "Nie interesują mnie święci z hagiografii. Nie interesuje mnie ich pochód do nieba - prosty i jednoznaczny, wyzuty z wahań i błędów, z trwóg, rozczarowań goryczy". Osobiście boję się każdej postaci fanatyzmu. Nie ma znaczenia czy jest biały, czarny, zielony, żółty czy czerwony. Zawsze obawiałem się koloryzacja i budowania postaci dla samego bycia. I bezwątpliwościowego wierzenia. I bezkrytycznego bałwochwalstwa? W końcu jaka jest różnica w czczeniu złotego cielca od glinianej figurki zwieńczonej aureolą? "Nie interesuje mnie mnie ich standy sakralny popęd, popęd najzupełniej mechaniczny, bez prawa do osobistego wyboru, do rezygnacji, do klęski" - czy to nie sens tego, co wcześniej sam napisałem.
113 stron z 707 zajmuje biografia świętego papieża Jana Pawła II (1978-2005). Losowo wybiorę fragmenty biografii kilku bohaterów "Żywotów świętych poprawionych ponownie". 36 żyć. Jest, co rozpoznawać. Stawiam na 1/4, czyli 9 postaci. Proszę zrobić bliskim quiz! Przeczytać te wyjątki z biogramów i nie zdradzić rzecz jasna o kogo chodzi. Niech stający w szranki sami dociekną prawdy. To dopiero będzie frajda poznać! To do dzieła!
Św. Wojciech: "Zmasakrowane ciało Wojciecha, po wykupieniu przez Bolesława Chrobrego, powędrowało najpierw do Trzemeszna, a następnie do Gniezna. Ale powędrowało nie bez stosownej legendy: oto bowiem - zanim ktoś je pogrzebał z litości - zawisło ono na drzewie, gdzie przez trzy dni pilnował go ponoć orzeł"
Św. Stanisław: "...wiele na to wskazuje, egzekucja biskupa nie odbyła się wcale na Skałce, gdzie istniała wówczas tylko mała rotunda kamienna, lecz prawdopodobnie na wzgórku- dziś już nieistniejącym, lecz znanym z aktu z 1229 roku jako miejsce sądowe - między wawelską katedrą a tzw. większym kościołem św. Michała, kościołem kolegiackim".
Św. Otto n Bambergu: "Oczywiście, działalność misyjna Ottona nie szła bez oporów: środowiska pogańskie były na Pomorzu silne i wpływowe, a lud przywiązany do tradycji. Dochodziło zatem do rozmaitych prób oporu - biernego i czynnego, jawnego i skrytego. Wszystkie one zostały złamane - mocą cudu, a częściej jeszcze militarnymi demonstracjami Warcisława i Bolesława. Ale obok bata była także i marchewka: Otto obsypywał możnych podarkami, karmił prosty lud i wystarał się u Bolesława o zmniejszenie trybutu płaconego z Pomorza".
Św. Jadwiga Śląska: "...zaczęła jadać wyłącznie suche jarzyny i chleb pszeniczny z grubo mielonej mąki oraz pić przegotowaną wodę (pod naciskiem biskupów i spowiedników zgodziła się jednak na to, by w niedziele i wielkie święta jeść dwukrotnie rybę oraz pić piwo). [...] Mniszkom dwóm przywróciła światłość źrenic, gdy krzyż im obu na oczach uczyniła - jednej krucyfiksem, drugiej swym psałterzem. Dwu wisielców, ledwie co powieszonych, z szubienicy zdjąć kazała i modlitwą ich ożywiła".
Św. Kinga: "W łożnicy ubłagała jednak męża, by przez rok w dziewictwie oboje pozostali, darując ów czas Bogu. Co się i stało, lecz Bolesław poprosił ją o zachowanie tajemnicy. Wyprosiła też u męża i drugi rok czystości, ofiarowując go zarazem w darze Przenajświętszej Pannie. [...] Skończyło się to tym ostatecznie, że oboje z mężem śluby czystości złożyli i przeżyli tak lat czterdzieści".
Św. Jadwiga Andegaweńska (król): "...małopolscy panowie nie zamierzali wpuścić Habsburga do Jadwisinego łoza i, bardziej jeszcze, na polski tron: sędziwy krakowski kasztelan Dobiesław z Kurozwęk kazał więc po prostu zawrzeć wawelskie wrota i odprawić Austriaka z kwitkiem (wtedy właśnie, zdaniem Długosza, nastąpiła owa szamotanina królowej z Dymitrem z Goraja)".
Św. Jan z Dukli: "Ściśle wypełniając wymogi franciszkańskiej reguły, stał się wkrótce dla braci mistrzem duchowym i zasłynął nadto jako znakomity spowiednik, skrzętny bibliotekarz oraz płomienny kaznodzieja. [...] Do końca swych dni słynął jako sumienny spowiednik, nawet wówczas, gdy pod koniec życia oślepł już i stracił częściowo władzę w nogach. Widziano go wówczas codziennie, jak kuśtykał w stronę konfesjonału, szukając drogi rękami, zmagając się z pałubą ciała".
Św. Szymon z Lipnicy: "Dobrotliwy ów zakonnik zjawia się po raz pierwszy w Historii [tj. powieści "Historia żółtej ciżemki" A. Domańskiej - przyp. KN] jako wybawiciel zbłąkanego, przerażonego chłopca w pełnej zgodzie z hagiograficznym obrazem, ale też nie bez ikonograficznych niemalże, symbolicznych nawiązań. I wyłania się nagle z ciemności, na oczywistym progu między starym a nowym życiem dziecka, w kręgu światła (które niekoniecznie musi być tylko blaskiem naturalnym, lux, lecz odsyła też - bo czemuś by nie? - i w stronę nadzmysłowego lumen)".
Św. Stanisław Papczyński: "...surowy zwolennik rygoryzmu, zaczął się przeciwstawiać rozluźnieniu reguły i domagać zachowania ścisłych zasad ubóstwa oraz obserwancji. Zbuntował się też przeciw swoim przełożonym, oskarżając ich o nadużycie władzy, twierdząc słusznie, że zostali wybrani, jak ustalono, nie przez kapitułę, lecz w Rzymie, oraz wystarali się u generała zakonu - po to, aby przedłużyć sprawowanie urzędów - o dyspensę, zwalniającą ich od zwołania tej kapituły w roku 1667".
To nie takie proste? A nikt nie powiedział, że takie będzie. Zaskakujące wyniki? Jakie? Nie odważę się prorokować, ale chyba z niektórymi n a s z y m i świętymi powinny ujawnić się jednak kłopoty? Zawsze ubolewam nad jednym faktem: dlaczego na katechezach nie uczy się... historii Kościoła. Proszę zapytać o choćby pięciu papieży (i to takich sprzed 1978 r.). Jaki wynik?
Zaskakują nas wnioski profesora Zbigniewa Mikołejko: "...ujawnia się chociażby pewien paradoks socjalny, jeśli się tak można wyrazić, towarzyszący karierom polskich świętych. Oto bowiem ci święci, święci ludowej ponoć wiary, są w znakomitej większości błękitnej krwi - to członkowie domów panujących, książęta i arystokraci, to szlachta średnia i wysokiego rodu. To - następnie - kilku synów mieszczańskich. To - wreszcie - ledwie trzy postaci ze społecznego dołu, z chłopskiej i wielkomiejskich nizin". Podobna statystyka może wprowadzić w osłupienie. I to nie tylko bigota, który poza faktem świętości niczego innego w postaci po prostu nie dostrzega. Chwiałbym wierzyć, że wielu z nas (o ile sięgną po te przeszło 700 stron) zmieni swe postrzeganie tych, którzy w kościołach i domach spoglądają na nas ze swych nabożnych artefaktów.
Św. Wojciech: "Zmasakrowane ciało Wojciecha, po wykupieniu przez Bolesława Chrobrego, powędrowało najpierw do Trzemeszna, a następnie do Gniezna. Ale powędrowało nie bez stosownej legendy: oto bowiem - zanim ktoś je pogrzebał z litości - zawisło ono na drzewie, gdzie przez trzy dni pilnował go ponoć orzeł"
Św. Stanisław: "...wiele na to wskazuje, egzekucja biskupa nie odbyła się wcale na Skałce, gdzie istniała wówczas tylko mała rotunda kamienna, lecz prawdopodobnie na wzgórku- dziś już nieistniejącym, lecz znanym z aktu z 1229 roku jako miejsce sądowe - między wawelską katedrą a tzw. większym kościołem św. Michała, kościołem kolegiackim".
Św. Otto n Bambergu: "Oczywiście, działalność misyjna Ottona nie szła bez oporów: środowiska pogańskie były na Pomorzu silne i wpływowe, a lud przywiązany do tradycji. Dochodziło zatem do rozmaitych prób oporu - biernego i czynnego, jawnego i skrytego. Wszystkie one zostały złamane - mocą cudu, a częściej jeszcze militarnymi demonstracjami Warcisława i Bolesława. Ale obok bata była także i marchewka: Otto obsypywał możnych podarkami, karmił prosty lud i wystarał się u Bolesława o zmniejszenie trybutu płaconego z Pomorza".
Św. Jadwiga Śląska: "...zaczęła jadać wyłącznie suche jarzyny i chleb pszeniczny z grubo mielonej mąki oraz pić przegotowaną wodę (pod naciskiem biskupów i spowiedników zgodziła się jednak na to, by w niedziele i wielkie święta jeść dwukrotnie rybę oraz pić piwo). [...] Mniszkom dwóm przywróciła światłość źrenic, gdy krzyż im obu na oczach uczyniła - jednej krucyfiksem, drugiej swym psałterzem. Dwu wisielców, ledwie co powieszonych, z szubienicy zdjąć kazała i modlitwą ich ożywiła".
Św. Kinga: "W łożnicy ubłagała jednak męża, by przez rok w dziewictwie oboje pozostali, darując ów czas Bogu. Co się i stało, lecz Bolesław poprosił ją o zachowanie tajemnicy. Wyprosiła też u męża i drugi rok czystości, ofiarowując go zarazem w darze Przenajświętszej Pannie. [...] Skończyło się to tym ostatecznie, że oboje z mężem śluby czystości złożyli i przeżyli tak lat czterdzieści".
Św. Jadwiga Andegaweńska (król): "...małopolscy panowie nie zamierzali wpuścić Habsburga do Jadwisinego łoza i, bardziej jeszcze, na polski tron: sędziwy krakowski kasztelan Dobiesław z Kurozwęk kazał więc po prostu zawrzeć wawelskie wrota i odprawić Austriaka z kwitkiem (wtedy właśnie, zdaniem Długosza, nastąpiła owa szamotanina królowej z Dymitrem z Goraja)".
Św. Jan z Dukli: "Ściśle wypełniając wymogi franciszkańskiej reguły, stał się wkrótce dla braci mistrzem duchowym i zasłynął nadto jako znakomity spowiednik, skrzętny bibliotekarz oraz płomienny kaznodzieja. [...] Do końca swych dni słynął jako sumienny spowiednik, nawet wówczas, gdy pod koniec życia oślepł już i stracił częściowo władzę w nogach. Widziano go wówczas codziennie, jak kuśtykał w stronę konfesjonału, szukając drogi rękami, zmagając się z pałubą ciała".
Św. Szymon z Lipnicy: "Dobrotliwy ów zakonnik zjawia się po raz pierwszy w Historii [tj. powieści "Historia żółtej ciżemki" A. Domańskiej - przyp. KN] jako wybawiciel zbłąkanego, przerażonego chłopca w pełnej zgodzie z hagiograficznym obrazem, ale też nie bez ikonograficznych niemalże, symbolicznych nawiązań. I wyłania się nagle z ciemności, na oczywistym progu między starym a nowym życiem dziecka, w kręgu światła (które niekoniecznie musi być tylko blaskiem naturalnym, lux, lecz odsyła też - bo czemuś by nie? - i w stronę nadzmysłowego lumen)".
Św. Stanisław Papczyński: "...surowy zwolennik rygoryzmu, zaczął się przeciwstawiać rozluźnieniu reguły i domagać zachowania ścisłych zasad ubóstwa oraz obserwancji. Zbuntował się też przeciw swoim przełożonym, oskarżając ich o nadużycie władzy, twierdząc słusznie, że zostali wybrani, jak ustalono, nie przez kapitułę, lecz w Rzymie, oraz wystarali się u generała zakonu - po to, aby przedłużyć sprawowanie urzędów - o dyspensę, zwalniającą ich od zwołania tej kapituły w roku 1667".
To nie takie proste? A nikt nie powiedział, że takie będzie. Zaskakujące wyniki? Jakie? Nie odważę się prorokować, ale chyba z niektórymi n a s z y m i świętymi powinny ujawnić się jednak kłopoty? Zawsze ubolewam nad jednym faktem: dlaczego na katechezach nie uczy się... historii Kościoła. Proszę zapytać o choćby pięciu papieży (i to takich sprzed 1978 r.). Jaki wynik?
Zaskakują nas wnioski profesora Zbigniewa Mikołejko: "...ujawnia się chociażby pewien paradoks socjalny, jeśli się tak można wyrazić, towarzyszący karierom polskich świętych. Oto bowiem ci święci, święci ludowej ponoć wiary, są w znakomitej większości błękitnej krwi - to członkowie domów panujących, książęta i arystokraci, to szlachta średnia i wysokiego rodu. To - następnie - kilku synów mieszczańskich. To - wreszcie - ledwie trzy postaci ze społecznego dołu, z chłopskiej i wielkomiejskich nizin". Podobna statystyka może wprowadzić w osłupienie. I to nie tylko bigota, który poza faktem świętości niczego innego w postaci po prostu nie dostrzega. Chwiałbym wierzyć, że wielu z nas (o ile sięgną po te przeszło 700 stron) zmieni swe postrzeganie tych, którzy w kościołach i domach spoglądają na nas ze swych nabożnych artefaktów.
Warto, aby po tak natchnionej świętością (nie mylić z dewocją) i historią naukach znów wrócić do rozdziału pt. "Introdukcja". Tam pouczający ślad naszych czasów: "Obcy - ten, który zjawia się z zewnątrz - staje się tu więc zawsze kimś o dwuznacznej naturze, kimś w rodzaju romantycznego sobowtóra, kimś sowim i kimś głęboko uwewnętrznionym (w kulcie i legendzie, w historii i micie, w doświadczeniu codziennym i odświętnej celebrze), choćby przychodził z miejsc najbardziej odległych albo z głębin wieków". Książka Zbigniewa Mikołejki, to nie lektura dla bigota czy religijnego fanatyka. Wręcz przeciwnie. Nie powinni jej omijać łukiem ateiści i wojujący antyklerykałowie. To cudowna okazja, aby naprawdę pomyśleć o sensie istnienia, dochodzenia do prawd objawionych, kształtowania ducha państwowego. Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie może oddzielić 1000-letniej historii Polski od 1000-lecia chrześcijaństwa. Był już taki jeden! Nazywał się towarzysz Władysław Gomułka... Ale my nie bądźmy cisną konserwą myśli i haseł. "Żywoty świętych poprawione ponownie" powinny nam trochę pomieszać w oczach. Za co tylko wielkie uznanie dla Wydawnictwa Iskry.
PS: Zadziwia mnie fantazja... obchodów dnia chrztu Polski! Niby jaki TO dzień? Przypomnę tylko (bo pisałem na ten temat), że istnieje bardzo lakoniczny zapis: "MYSKO DUX BAPTIZATUR". Gdzie tu data, miejsce i każdy inny szczegół? NIE MA GO!
PS: Zadziwia mnie fantazja... obchodów dnia chrztu Polski! Niby jaki TO dzień? Przypomnę tylko (bo pisałem na ten temat), że istnieje bardzo lakoniczny zapis: "MYSKO DUX BAPTIZATUR". Gdzie tu data, miejsce i każdy inny szczegół? NIE MA GO!
Brak komentarzy: