środa, lutego 15, 2017

Przeczytania... (194) Martin Pollack "Topografia pamięci" (Wydawnictwo Czarne)

„«Co to takiego, co każe tym ludziom sznurować usta? Strach? Przed czym? Przed mordercami i ich następcami? Dlaczego miano by się ich bać jeszcze dzisiaj? A może to strach przed upiorami przeszłości? A przecież wiemy, że nie da się tego zażegnać milczeniem. Wprost przeciwnie»  – pisze Martin Pollack, powracając do dręczących go tematów: wypierania pamięci o zbrodni w imię ochrony społeczeństwa, amputowanych traum, dziedziczenia winy, niewidocznego szlaku grobów, którymi naznaczona jest cała Europa Wschodnia. Zwraca też uwagę na historię uchodźstwa w naszej części świata i – co za tym idzie – na długą tradycję różnorodności etnicznej. Obnaża narracje, za pomocą których politycy chcą odgrodzić się dziś od uchodźców, a jednocześnie ujednolicić pamięć i zakłamać historię. Tymczasem ślady wielonarodowego bogactwa przebijają z każdej podróży autora i z kilku tysięcy starych fotografii" - taką zapowiedź znajdziemy i na portalu Wydawnictwa Czarne i na okładce wydanej przez nie książki. Z serii "Sulina" (goszczącej w moim "Przeczytaniach...", starczy poszperać i odnaleźć docinki 18 oraz 24 tego cyklu) ukazała się książka: Martina Pollacka "Topografia pamięci", w tłumaczeniu Karoliny Niedenthal. Czekają na nas trzy części felietonów: "Wspomnienia i pamięć" (to jej głównie poświęcam właściwie to "Przeczytanie..."), "Zdjęcia i polityka" oraz "Europejskie regiony". Fotografia na okładce tylko częściowo odsłania z jaką tematyką będziemy mieć do czynienia. Nie, to niemożliwe, aby ich ilość kogoś odstraszyła. To nie ten gatunek Czytelników odwiedza ten cykl. O ile się mylę, to będę starał się przekonać, że warto sięgnąć po książkę austriackiego pisarza, dziennikarza, ba! tłumacza literatury polskiej, rocznik 1944.
"Badanie historii - własnej, ale także cudzej, bez żadnych uprzedzeń, jest najważniejszym warunkiem zrozumienia samego siebie, znalezienia własnej tożsamości - i spotykania się z Innym na równym poziomie" - jeśli tylko TO zdanie pozostanie ze mną po przeczytaniu "Topografii pamięci", to uznam, że warto było czytać. Powiem coś jeszcze innego: już to jedno zdanie jest potwierdzeniem tego, co sam wyznaję jako belfer z przeszło 30-letnim stażem. Cały zamykający książkę akapit powinienem TU wrzucić i zmusić do jego nauczenia szczególnie tych, którzy od nowa chcą pisać dzieje.
"Topografii pamięci", to nic innego, jak zmierzenie się z przeszłością choćby własnej rodziny. Ile trzeba jednak odwagi, aby przyznać i napisać: "Wszyscy bez wyjątku w rodzinie mojego ojca byli zdeklarowanymi lub wręcz zagorzałymi nazistami. Ojciec, dziadek i stryj, młodszy brat mego ojca. A mimo to nie uważali się za sprawców, lecz za ofiary" - jakiś ponury żart? Kolejny literacki chichot historii? Nie, Autor stwierdza fakt. Że trudno nam się na nie godzić? Bo zakładam, że wielu z nas (włącznie z piszącym ten blog) mogłoby dokonać wyliczenia strat osobowych we własnej rodzinie spowodowanych przez Niemców w czasie okupacji (1939-1945) - i trudno nam patrzeć na Niemców czy jak w tym przypadku na Austriaków jako na... ofiary. W takiej chwili mogą wracać refleksje wobec filmu "Unsere Mütter, Unsere Väter" w reżyserii Ph. Kadelbacha z 2013 r. (na tym blogu 22 VI 2013 r.)? I jeszcze jedna ocena: "Do końca życie oboje [tj. babka i stryj - przyp. KN] pozostali zdeklarowanymi nazistami, lecz o zbrodniach na Żydach, o wypędzeniu Słoweńców czy rozstrzeliwaniu zakładników nie chcieli słuchać". W ostatnim rozdziale tej książki znajdziemy i takie przyznanie się: "W kręgach, w których się wychowywałem, nigdy nie wstydzono się dosadnych niemieckich słów kierowanych pod adresem Słowian".
Mimo wszystko imponuje mi Martin Pollack pisząc: "Porachunki z ojcem nigdy mnie nie interesowały, nie czuję się do tego uprawniony, nie mogę go osądzić, pozostawiam to innym". Co wcale nie oznacza, że uciekał od pytań i wątpliwości, bo te musiały Go dopadać, skoro przyznaje: "...zadawałem sobie mnóstwo razy pytanie jak to możliwe, że akurat mój ojciec obrał tak straszną, niepojętą dla mnie drogę życiową". Nie bądźmy ferującymi wyroków na synach (czy wnukach) za zbrodnie ich ojców (i dziadków). I znowu wkraczamy na grunt własnych badań rodzinnych (genealogicznych)? To prawda, że M. Pollack nie pamiętał swego ojca, który został zamordowany w 1947 r. w czasie nielegalnego przekraczania granicy austriacko-włoskiej! Miał wtedy 3 lata.   Kim był Gerhard Bast (bo to jest rodowe nazwisko pisarza; Pollack, to nazwisko ojczyma)? Na niemieckiej stronie wiadomej internetowej encyklopedii stoi m. in. napisane: "Pollack ist der uneheliche Sohn des SS-Sturmbannführers Gerhard Bast". Tłumaczenie raczej zbędne. Sam zainteresowany wzmiankuje m. in. "...mój ojciec, którego nigdy naprawdę nie poznałem, z którym nigdy nie poszedłem na żaden spacer, nie przeprowadziłem żadnej rozmowy, który nigdy mnie nie zrugał, że ten mój ojciec był na służbie w SS, SD i Gestapo, że był dowódcą Sonderkommando najpierw w Polsce, potem na Słowacji [...]. Że mój ojciec był mordercą, a w każdym bądź razie z racji swojego urzędu i rangi kazał mordować?".  Miał tłumić powstanie warszawskie, ale jego Sonderkommando 7a skierowano do Radziejowic, gdzie dokonano na jego rozkaz egzekucji na polskich zakładnikach! Odkrywanie przeszłości stało się bolesnym doświadczeniem?
Wiele miejsca M. Pollack poświęca środowisku, w jakim wzrastał jego ojciec i ojcowie jego rówieśników. Stąd m. in. poznajemy sylwetki nauczycieli. Nie jest w stanie jednoznacznie oskarżyć któregoś z belfrów o zatrucie ich umysłów jadem nacjonalizmu i antysemityzmu. Choć przyznaje: "Przygotowali odpowiedni grunt pod to, co sprawiło, że już po kilku latach kraj znalazł się na krawędzi przepaści". Raczej nie ma wątpliwości, kiedy podaje: "Tę wielkoniemiecką megalomanię, która szła w parze z pogardą dla Żydów i Słowian, wynieśli na ogół z własnych domów". Okazuje się, że ojczym Autora (Hans Pollack) chodził w Linzu do tej samej szkoły, w której swą edukację pobierał niejaki... Adolf Hitler! Obu uczył m. in. Leopold Poetsch. Pozostał też w serdecznej pamięci stryja M. Pollacka. Sam Hitler miał w "Mein Kampf" poświęcić całą stronę ukochanemu nauczycielowi historii...
"Po roku 1945 latami dużo milczano, przemilczano i pomijano milczeniem. Moja generacja dorastała w milczeniu, które czasami prawie dudniło w uszach" - czytając te słowa przypomina mi się scena z mego studiowania na UMK w Toruniu i furia naszej lektorki języka niemieckiego (rodowitej Niemki), która na dźwięk samego słowa "wojna" wpadła w furię i ciskała się na nas: "Wy tylko ta fojna! I ta fojna! Skończcie o tej fojnie!". Rzecz wydarzyła się w 1989 r.? A jednak czyta się z satysfakcją takie mądre sformułowania: "Obnażanie warstwa po warstwie, zasypanej przeszłości wymaga nierzadko wielu kosztownych badań i nieomal archeologicznych wykopalisk. Dość często przez przypadek wychodzą na jaw sprawy, o których albo nie wiedzieliśmy, albo wyparliśmy je ze świadomości, prawda bowiem mogłaby być dla nas nieprzyjemna czy krępująca". Proszę tych zdań nie odnosić tylko do tej konkretnej sytuacji (rodzic - zbrodniarz nazistowski). Podkreślam je ołówkiem 5B bardzo mocno (s. 68), bo wiem już teraz: będę do NICH wracał!
Ciekawe, że Martin Pollack nie ucieka od współwiny w zbrodniczym procederze (np. kiedy pisze o Holocauście,  getcie w Łodzi/Litzmannstadt) swych rodaków, czyli Austriaków. Zresztą wspomina swego krajana Adolfa H. Wracają do niego samego (choćby po wizycie właśnie w Łodzi i poznaniu losów tamtejszych Żydów) pytania: "Czy nasze dzieci i wnuki nie zasłużyły na to, żeby nie ciążył nad nimi mroczny cień przeszłości?". I rodzą się wątpliwości, jak o tym mówić i czy w ogóle mówić własnemu synowi: "Czy rzeczywiście muszę opowiadać własnemu synowi wszystko o swoim ojcu, a jego dziadku, o jego fascynacji reżimem i narodowym socjalizmem, jego mundurze z podwójnymi znakami runicznymi, SS, na patce oficerskiej na kołnierzu i z trupią czaszką na czapce, o jego służbie «frontowej», która zaprowadziła go także do Polski?".
 "Topografia pamięci"  Martina Pollacka jest swoistym rozliczaniem się z przeszłością. Bardzo pouczająca jest historia doktora Rudolfa Basta, dziadka Autora. Bez problemu w Internecie odnajdziemy jego zdjęcie, jakie zamieszczono w rozdziale "W lesie". To samo dotyczy również ojca/syna, czyli SS-Sturmbannführersa Gerharda Basta. Zaskakuje mnie relatywnie młody wiek tego drugiego: w chwili śmierci miał zaledwie 36. lat (rocznik 1911). Ale znajduję ciekawy wątek dotyczący babki Best: "Dzisiaj nie czuję już goryczy, tylko głęboki smutek. smutek... ale i wstyd, także z powodu mojego zachowania wobec babci, która rzeczywiście była studwudzietoprocentową nazistką. Ale czy musiałem koniecznie ranić tę starą kobietę aż do jej śmierci? Nie jestem pewien".  To są te zaskakujące wnioski jakie znajdujemy w podobnych pracach.
Chciałbym wiedzieć jedno: jaki był odbiór w Austrii czy Niemczech "Topographie der Erinnerung"?  Czy w ogóle w niemieckojęzycznych środowiska przetaczają się dyskusje wobec takich publikacji? Czy jest to zupełnie obojętne? Było - i szlus! koniec! nie ma tematu? Ma zdecydowaną rację Martin Pollack pisząc w pierwszym zdaniu swej książki: "Wielką historię łatwiej będzie zrozumieć, kiedy przyjrzymy się jej, że tak powiem, od podszewki, z perspektywy indywidualnych doświadczeń, przeżyć, również tragedii". I konsekwentnie idzie tą drogą. Tak zresztą sam staram się przekonywać swoich uczniów: patrzenia na dzieje własnego Narodu przez pryzmat własnych losów, swojej rodziny (bliższych i dawnych krewnych lub powinowatych).  Wiem, że myśl austriackiego pisarza nie jest wcale odkrywcza. Warto jednak od czasu do czasu przypomnieć ją.
Martin Pollack stawia bardzo często trudne i nie wygodne pytania? Dotyczą one tak oprawców, jak i ofiar. Zgoda na milczenie? Świadome zapominanie? Wypieranie ze swych komórek niewygodnych faktów i czynów? Takie pytania wracają choćby w chwili, kiedy czytamy o zbrodni na Żydach w Rechnitz. W wolnej encyklopedii dostępnej nam za jednym kliknięciem znajdziemy chyba dość niezręczne zdanie o tym,o czym czytamy w "Topografii pamięci": "Rechnitz we wschodniej Austrii, gdzie w 1945 roku odbyło się masowe rozstrzelanie węgierskich Żydów, a potem zabici zostali robotnicy przymusowi, którzy zakopywali ich zwłoki. Przez lata mieszkańcy milczeli, kryli sprawców i nie chcieli wyjawić miejsca pochowania pomordowanych". 25 III 1945 r. zamordowano 180 węgierskich Żydów! Z tego doświadczenie zrodziły się konkluzje M. Pollacka: "Co każe ludziom sznurować usta? Strach? Przed czym? Przed mordercami i ich następcami? A może strach przed upiorami przeszłości? A przecież wiemy, że nie da się tego zażegnać milczeniem". Nie do innych wniosków dochodzi, kiedy opisuje los Cyganów/Romów z Goberling, mordzie na nich, kolejny przypadek historycznej amnezji! Przemilczanie! To jak z  n a s z y m  Katyniem, kiedy rodzimy sowietyści wmawiali, że zbrodni dokonali Niemcy. A sprawa Jedwabnego? Raz jeszcze cytat z czytanej książki: "WSZELKA PRÓBA [..] ODWRACANIA GŁOWY, ZATYKANIA USZU SKAZANA JEST NIECHYBNIE NA PORAŻKĘ". Czy ja  T O  muszę pisać tak ogromnymi literami?!  M u s z ę ! Sami sobie odpowiedzmy na pytanie "dlaczego?".
Coraz to "Topografia pamięci" zaskakuje mnie! Niemal z każdą przeczytaną stroną doceniam wartość tego, co ma nam do przekazania Autor! Tak, od prawdy historycznej nie uciekniemy. Tym bardziej teraz, kiedy różnym głowom roi się, aby oddzielać plewy od zboża i palcem wskazać durnemu Narodowi kto jest bohaterem a kto wrogiem!... Może kogoś ucieszy (?) zdanie, które otwiera rozdział "Pamięć w społeczeństwie zróżnicowanym": "Żyjemy w społeczeństwie, które wydaje się pod wieloma względami coraz bardziej zróżnicowane, rozwarstwione, podzielone zarówno politycznie i kulturowo, jak i etnicznie". Ależ to  pi e r w s z e  przy tym czytaniu (zupełnie nie chronologiczne) moje podkreślenie w tekście Martina Pollacka. Jeśli ktoś myśli użyć go do podparcia swej paranoidalnej ksenofobii, to niech przypomni sobie, że sami jesteśmy spadkobiercami wielokulturowej i wielonarodowej Rzeczypospolitej Obojga Narodów! Tak, trzeba do  t e g o   wracać i przypominać. Bo M. Pollack ma świadomość z jakiego gruntu wyrosła choćby jego rodzima Austria: "O hegemonistycznym społeczeństwie nigdy w Austrii nie mogło być mowy, ani w w wielonarodowej c. k. monarchii, ani w nowszej przeszłości, również jeśli chodziło o przynależność etniczną". I płynie  opowieść o tym kto po II wojnie światowej szukał w Austrii nowego domu, nowego życia, skrawka wolności! I w tym miejscu zderza się historia ze współczesnością. Trzeba jednak przyjąć do siebie i takie stwierdzenia: "Przesądy na temat obcego, innego, który często jest postrzegany jako zagrożenie, nie są niczym nowym, istnieją od zarania ludzkości". I to też ktoś powie nie jest odkrywcze. Skądś w końcu wzięły się w użyciu pod różnymi szerokościami geograficznymi choćby nazwiska typu: Newman, Neumann, Nowakowski. Wronie spod ogona nie wypadły. "Napływ uchodźców przyjął w ostatnich latach [tekst jest z 2010 r. - przyp. KN] niewyobrażalne dotychczas rozmiary, na co polityka, ale także społeczeństwo nie znalazły adekwatnej wspólnej odpowiedzi". Fakt.  Ujawniają się w europie rządy, które potrafią przestraszyć się dziesiątki syryjskich dzieci. Znów wracamy do... szkoły? Doświadczenie z Hallein dedykowałbym rodzimym decydentom, którzy marginalizują problemy ksenofobii, rasizmu czy wręcz jawnego faszyzmu!  Podpisuję się choćby pod zdaniem: "Szkoły są lustrzanym odbiciem społeczeństwa, także jeśli chodzi o zróżnicowanie i o podziały". Można by było poświęcić temu spotkaniu oddzielny post. Szkoda. Czytam. Trafiamy na akcenty... polskie.
Choć prawdziwy cymes czeka na nas w ostatnim rozdziale "Topografii pamięci"! Szczególnie NASZĄ uwagę powinny skupić dwa rozdziały: "Polski morderca" (z II części zatytułowanej "Zdjęcia i polityka") oraz "Moje polskie lekcje" (z III części zatytułowanej "Europejskie regiony"). Tu dopiero dopadnie NAS huragan myśli (sądzę, że "Topografię pamięci" wykorzystam w kolejnych "Myślach znalezionych"?): "W Polsce nauczyłem się, że kiedy bada się przeszłość, bardzo ważne jest to, by nie zakładać niczego z góry ani nie patrzeć na historię przez cudze okulary, bo nie wyostrzają one obrazu, a raczej go mącą i pokazują wszystko w podmalowanym świetle, raz to na różowo, raz w szarości, zależnie od obowiązującej w danym czasie linii". I dlatego matematyk czy fizyk śmieje się z historyka, że u nich "2+2" zawsze równa się "4". Czy tylko Austriacy przemilczają? Czy to domena ustrojów totalitarnych? Zbieramy żniwo złego uczenia rodzimej historii! Że każdy miał visa pod pazuchą? Że każdy ratował Żydów? Że tylko my byliśmy ofiarami? Aha! i że nie było kolaboracji? No to mamy: "Jaką siłę wybuchu kryje w sobie historia, mogliśmy zaobserwować w ostatnich latach w Polsce, gdy mimo częstych zaciekłych sprzeciwów otwarto nagle mroczny rozdział przeszłości, który wprawił nas w przerażenie". Dlatego raz jeszcze użyję dużych liter, aby TA przestroga trafiała dalej i była niesiona prze tych, którzy przeczytają książkę Martina Pollacka lub ograniczą się do tego, co ja tu robię: "NICZEGO NIE WOLNO PRZEMILCZAĆ ANI TUSZOWAĆ". Prędzej czy później zemści się TO na NAS!
Książka Martina Pollacka (sam ironizował "Jak Pollack może wymyślać komuś innemu od Polacków?") uczy pokory. "Topografia pamięci" powinna stanowić kanwę dyskusji na różnych poziomach edukacji. To kolejny dobry głos w sprawie prawdy historycznej. Wielkie brawa należą się Wydawnictwu Czarne, że po raz kolejny sięgnęła po prozę tego austriackiego pisarza. Mi nie pozostaje nic innego, jak odnaleźć kolejne tytuły? "Topografia pamięci"naprawdę filtruje nam... pamięć. W i e l e  z tego, co TU przeczytałem staje się MOIM! Pewnie ktoś nie powiązany tak emocjonalnie z historią, jak m. in. piszący to tu, inaczej by reagował i inne kładł cytaty (dlaczego nic nie wspomniałem o przemianach 1989 r.? "Solidarności"? czy rozkładzie Czechosłowacji?). Wiem. i na tym polega mądrość takich książek. Chyba jednak potrzebujmy ich! Napisanych jakby na zewnątrz nas, nie z kręgu polskiej publicystyki czy historiografii. Na koniec jeszcze jedna przestroga Autora "Topografii pamięci":

"BADANIA HISTORII - WŁASNEJ, ALE TAKŻE CUDZEJ, BEZ ŻADNYCH UPRZEDZEŃ, JEST NAJWAŻNIEJSZYM WARUNKIEM ZROZUMIENIA SAMEGO SIEBIE, ZNALEZIENIA WŁASNEJ TOŻSAMOŚCI - I SPOTKANIA SIĘ Z INNYM NA RÓWNYM POZIOMIE". 

"I bez Martina Pollacka to wiemy!" - czujny adwersarz wypali? Pozwolę się sobie nie zgodzić.

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.