niedziela, stycznia 08, 2017
"Jastrząb / The Goshawk" - odc. 9
- ...wojnę trzeba doprowadzić do końca! Bo tylko siła może zagwarantować pozycję imperialną Wielkiej Brytanii, a jej wrogom ukazać miejsce ich w szeregu! Zdobycie Transwalu i Oranii potwierdza tylko słuszność polityki naszego Imperium w tym rejonie świata... tym rejonie...
Sir Winfield Wight przerwał dyktowanie. Zatrzymał się nad piszącą sekretarką. Młodziutka Susan Kay zawahała się. Stukot maszyny ustał.
- Co znowu?! - zdjął binokle i zaczął przecierać je chustką.
- Chyba pomyliłam się?! - zauważyła sekretarka i przebiegła wzrokiem zapisany akapit.
- A może trzeba wrócić do... pióra?
- Nie sir, to... to... ze zmęczenia?
- Praca ze mną tak bardzo panią eksploatuje? - ironia aż biła z tego pytania.
- Nie... nie... ale... Ja to poprawię. Na jutro będzie gotowe...
- Nie... nie... ale... Ja to poprawię. Na jutro będzie gotowe...
- Nie pani Kay. Jeszcze dziś wieczorem muszę mieć tekst. Gotowy! Poprawiony!
- Tak będzie - subtelnie westchnęła. I zaczęła ołówkiem zaznaczać kolejny literowy błąd.
- Te wasze wynalazki!
- Kiedy ja...
Sir Winfield Wight w chwilach wzburzenie lubił obwiniać o wszystko postęp techniczny. Teraz nie było inaczej. Agencja przysłała panią Kay z rekomendacją wysoko oceniającą jej sekretarskie kompetencje. Z dumą chlebodawca pisał o "...wprawnym posługiwaniu się m. in. maszyną do pisania". Miała swoją. Z nią zjawiła się kilka tygodnie temu. I ten stukot roznosił się po całym domu. Irytowało to zarówno panią Wight, jak i jej matkę panią Rose Artherton, która zamieszkiwała z razem z nimi. Niemal z rozrzewnieniem wspominano, jak dokumentację przygotowywała panna Bell Russell. Ale ta od roku spoczywała w pokoju na Kensal Green. Wraz z panią Susan Kay wkroczyła w ich domostwo hałasująca nowoczesność.
- Zrobimy teraz przerwę.
Kobieta z ulgą przyjęła decyzję pryncypała. Pauza dawała nadzieję i na odpoczynek, i na wyhamowanie nastroju, który opanowywał sir Winfielda Wighta. Irytacja mogła skończyć niepohamowanym wybuchem gniewu, a nawet skutkować zerwaniem korzystnej umowy na pracę. Tak stało się z dwoma poprzednimi sekretarkami, które nie mogły sprostać wymaganiom nowego pracodawcy i dosięgnąć ideału, jakim była nieboszczka Bell Russell.
- Niech Bridget przyniesie małą...
- Nie wiem czy pani Wight pozwoli, żeby...
- Pani Wight nie ma tu nic do gadania! - obruszył się.
- Ale panie Rose...
- Tym bardziej! - irytacja sir Winfielda dochodziła do niebezpiecznego stanu. - Moja teściowa jest tu tylko rezydentką, na prawach gościa. Mego! I nic jej do tego.
- Ale...
- Pani Kay, tu nie ma żadnego "ale"! - z naciskiem oświadczył. - To mój dom! I chodzi o m o j ą córkę! Swoją pani Rose już wychowała. I trzeba dodać zrobiła to raczej kiepsko.
Susan Kay nie chciała być powierniczką w wysłuchiwaniu małżeńskich żalów swego nowego pracodawcy. Starczyło jej, że już kilkakrotnie była świadkiem różnych dwuznacznych sytuacji między małżonkami Wight. Jedno nie ulegało wątpliwości powrót córki do domu napawał pana Wighta wielką radością.
- Niech Bridget przyniesie małą...
- Rebecca może być teraz na spacerze.
- W taką pogodę?!
Susan Kay dopiero teraz spojrzała w kierunku okna. Ciężkie krople deszczu rozbijały się o szyby.
- Niech Bridget przyniesie małą Rebeccę.
Susan Kay nie opierała się więcej. Wstała. Wyszła. Ale po chwili wróciła.
- Już? - sir Winfield Wight zdziwił się tak rychłemu powrotowi.
- Nie... ja tylko... panowie do pana, sir.
- Do mnie?!
- Inspektor Paul Caxton i posterunkowy Starck - przedstawiła bezbłędnie obu policjantów. Obróciła się na pięcie, wyszła i pozostawiła trzech mężczyzn w bibliotece samych.
- Jaka okoliczność sprawia...
- Mamy podstawy twierdzić, że jest pan podejrzany w sprawie, którą prowadzę.
- Pan, inspektorze chyba nie zdaje sobie sprawy z kim ma do czynienia.
- Wiem doskonale, sir. Zasięgałem opinii...
- Na mój temat?! - oburzenie już gotowało się na strunach głosowych.
- Zamordował pan Jean Gooth! - oświadczył bez ceregieli posterunkowy Starck.
- Kto to?! -wskazujący palce gdyby mógł wbiłby się w mundur posterunkowego.
- Posterunkowy Starck.
- Myślałem, że jakiś wariat! - parsknął gospodarz.
- Będziemy tak stali czy pozwoli pan usiąść? - inspektor Paul Caxton rozejrzał się po bibliotece.
- Nie mam czasu na pogaduszki z policją.
- Na pańskim miejscu znalazłbym go - z naciskiem dopełnił inspektor. Spojrzenia obu rozmówców spotkały się. Sir Winfield Wight miał przed sobą nieprzeniknioną skałę? Od razu spostrzegł, że konfrontacja, mimo nawet funkcji jaką pełnił, nie byłaby wskazana. Wskazał obu policjantom krzesła. Nałożył binokle, które zwisały na marynarce.
- To czemu zawdzięczam tą... policyjną napaść?
- Mój podwładny już częściowo ujawnił cel...
- O, co chodzi?!
- O Jean Gooth!
- Kto... to taki... ta Jean Gooth? - sir Winfield po raz kolejny przetarł binokle i umieścił je na nosie. Patrzył teraz przez szkła na swych niezapowiedzianych gości. - Mój czas jest cenny. No, chyba że chcą panowie potem rozmawiać z premierem?
- Zupełnie mnie to nie interesuje z kim pan gra w golfa czy jada obiady! Moim celem jest ujęcie mordercy Jean...
- Gooth? I, co ja mam z tym wspólnego? Kto to taki?!
- Prawdopodobnie pańska kochanka i matka pana córki, sir.
Zapadło milczenie.
- I po to nachodzi mnie pan w domu, żeby podobne brednie tu...
Ale inspektor Paul Caxton ani myślał, oddawać pole adwersarzowi. Położył przed rozmówcą chustkę.
- Co to jest? - zdziwienie, ale już widać podszyte pewnym niepokojem zaczynało brać górę.
- Chustka do nosa.
- No, widzę, że nie armata!
- Pańska chustka do nosa.
- Moja?
Inspektor rozłożył ją. Brunatne kropelki krwi i monogram "W.W.".
- I dlatego to ma być moje?
- Proszę pokazać tą używaną teraz przez pana.
Sir Winfield Wight zawahał się.
- Ale...
- Chustka - posterunkowy Starck był w swoim żywiole. On i jego stanowczość.
Sir Winfield Wight położył chustkę. Rozłożył ją. Widniał na niej monogram "W.W.". Identyczny w kształcie, jak na tej przyniesionej przez funkcjonariuszy policji.
- Daje do myślenia! - spostrzegł inspektor.
- Taka sama - potwierdził posterunkowy.
- Brednie! Brednie! Takich chustek w Londynie jest wiele. Nawet z "W.W." - sir Winfield Wight pewnie myślał, że machaniem rękoma wzmocni jego argumenty. Zapomniał, że nie stoi przed parlamentarną Izbą?
- Pewnie tak, panie Wight, ale jak pan sądzi kogo właścicielka domu, w którym mieszkała Jean Gooth rozpoznała na zdjęciach, jakie jej pokazaliśmy?
- Zamieniam się w słuch.
- Pana.
- Mnie?
- Tak, pana - potwierdził posterunkowy Starck. - Mówiła też o monoklu i lasce...
- I pan wierzy tej głupiej Neville?!
- Skąd pan wie, że Neville?! - inspektor Caxton aż uniósł się ze swego miejsca. - Żaden z nas nie wymienił nazwiska panny Neville.
- Ale...
- To on! - posterunkowy Starck aż podskoczył z wrażenia.
- Spokojnie posterunkowy.
Ale Starck nie słuchał. Wstał. Poprawił mundur i ruszył w kierunku drzwi. Sterczący w zamku klucz przekręcił.
- Co... co... to ma znaczyć?! - sir Winfield poczuł, że zimny pot oblewa jego czoło. Tak musiał czuć zaszczuty przez niego ostatnio na polowaniu lis. Za tydzień ozdoba na kołnierzu lady Wight.
Posterunkowy wyjął klucz i wsunął go do kieszeni. Triumf malował się na jego obliczu, jakby to on sam rozbił ostatni czworobok Francuzów pod Waterloo!
- Jestem...
Ale posterunkowy Starck nie dał mu skończyć:
- Jest pan mordercą biednej dziewczyny... Jean Gooth!
- To... - sir Winfield Wight zawahał się przez moment. Wreszcie zaczął z siebie wyrzucać: - ...tylko dziwka! Podła, brudna szmata!
- Ta, jak to pan ujął "szmata" urodziła panu córkę! - rzucił inspektor Caxton. - Fedora, to pana córka! Czy nie prawdę mówię?! Zechce nas pan wyprowadzić z błędu. Fedora, to pana córka!
Próżnia! Stała się próżnia. Tych troje mężczyzn, piętra książek, jakichś akt na stole, milczącej od kilku minut maszyny do pisania, a do tego miarowe uderzenia zegara. "Tik, tak... tik, tak..." - uderzały, jak młotem.
- Odebrał pan matce Fedorę, a kiedy broniła się przed pana agresją nie tylko, że ją pan pobił, to na koniec zabił! Gdzie jest Fedora?! - słowa inspektora były, jak uderzenia młota w kowalskie kowadło.
- Nie ma żadnej Fedory! - sir Winfield Wight poczuł przypływ energii. - Mała Rebecca pozostanie w moim domu!
- Nie! - inspektor Caxton uderzy otwartą dłonią w blat biurka. - Dziecko zostanie panu zabrane i oddane rodzinie zamordowanej Jean Gooth!
Na te słowa drzwi otworzyły się i stanęła w nich Susan Kay oraz piastunka Bridget z małym dzieckiem na ręku.
- Słychać panów w całym domu...
- Proszę się nie wtrącać pani Kay! - sir Winfield Wight poczuł ducha bojowego. Piastunka nie wiedziała właściwie, jak się ma zachować. Obcy mężczyźni, wzburzenie pana - wszystko to działało na nią paraliżująco.
- Ale...
- Niech pani poprosi tu panią Wight - odezwał się inspektor. Stanął między piastunką, a sir Winfieldem.
- Po co do tego moja żona?!
Podniesione głosy jednak nie uszły uwadze pani domu. Po chwili jej sylwetka pojawiła się na szczycie schodów, które prowadziły między innymi do jej sypialni.
- Winfieldzie?
- Proszę opuścić mój dom! - stanowczość sir Winfielda Wighta zaskoczyła policjantów. To był ułamek.
- Pan chyba kpi! - warknął nie na żarty posterunkowy Starck.
- Posterunkowy ma rację - wsparł go swym autorytetem i podniesionym głosem inspektor Caxton. - Pan chyba zapomina jaki jest cel naszej tu wizyty.
- Kim są ci panowie? - pani Wight spoglądała na przybyszów zdziwionym wzrokiem dziewczynki, której ktoś wydarł z ręki ukochaną lalkę. Przeniosła wzrok na męża, potem dostrzegła piastunkę z dzieckiem na ręku. - Co tu robi Rebecca? O tej porze?! Proszę zabrać ją do siebie!...
Stanowczość w głosie przywróciła harmonię w zachowaniu piastunki? Nareszcie wiedziała, co ma zrobić?
- To niemożliwe, proszę pani...
- Kim jest ten pan? - spytała pani Wight, wskazując na inspektora.
- Panowie są z policji - pospieszyła z wyjaśnieniem pani Susan Kay. - Inspektor Caxton i posterunkowy Starck.
- Policja? W naszym domu?! Winfieldzie? Wyjaśnij mi to!
- Później, później - uspakajał ją mąż. Ale to jeszcze bardziej rozjuszyło panią Wight.
- O co tu chodzi?! - i stanąwszy przed inspektorem Caxtonem, zapytała: Czego pan chce od męża, naszej Rebecci i...
- To nie jest Rebecca, proszę pani. Tylko Fedora Gooth.
- Że, co proszę? Jaka znowu Fedora?! - oczy kobiety stały się nienaturalnie wielkie. - Chyba wiem, kogo... urodziłam... Fedora?! Ohydne imię! Dobre dla klaczy! Lub suki!...
- Kochanie, nie powinno cię tu być. Idź połóż się.
- Jak mam się położyć?! Winfieldzie! - wzburzenie brało górę nad panią domu. - Policja w domu! Rebecca nie jest Rebeccą? A ty mnie do łóżka odsyłasz?!
- Mamy podstawy aresztować pani męża! - oświadczył stanowczo inspektor Caxton.
- A r e s z t o w a ć ?! - każda głoska została wysylabizowana.
- Tak.
- Wyjdź! - sir Winfield najwyraźniej tracił kontrolę nad tym, co się w tej chwili działo. Pojawienie żony rozbijało jego stanowczość w rozmowie z policją, a do tego służba... Piastunkę i sekretarkę zaliczał do jednej, najniższej w swym mniemaniu kasty, do służby domowej.
- Zapominasz, mój drogi, że to m ó j dom! - riposta była natychmiastowa.
- Zbyt często jest to mi przypominane, abym mógł o tym zapomnieć.
- Sir Winfield Wight aresztuję pana pod zarzutem zamordowania Jean Gooth i porwania jej córki Fedory!...
- Niech Bridget przyniesie małą...
- Nie wiem czy pani Wight pozwoli, żeby...
- Pani Wight nie ma tu nic do gadania! - obruszył się.
- Ale panie Rose...
- Tym bardziej! - irytacja sir Winfielda dochodziła do niebezpiecznego stanu. - Moja teściowa jest tu tylko rezydentką, na prawach gościa. Mego! I nic jej do tego.
- Ale...
- Pani Kay, tu nie ma żadnego "ale"! - z naciskiem oświadczył. - To mój dom! I chodzi o m o j ą córkę! Swoją pani Rose już wychowała. I trzeba dodać zrobiła to raczej kiepsko.
Susan Kay nie chciała być powierniczką w wysłuchiwaniu małżeńskich żalów swego nowego pracodawcy. Starczyło jej, że już kilkakrotnie była świadkiem różnych dwuznacznych sytuacji między małżonkami Wight. Jedno nie ulegało wątpliwości powrót córki do domu napawał pana Wighta wielką radością.
- Niech Bridget przyniesie małą...
- Rebecca może być teraz na spacerze.
- W taką pogodę?!
Susan Kay dopiero teraz spojrzała w kierunku okna. Ciężkie krople deszczu rozbijały się o szyby.
- Niech Bridget przyniesie małą Rebeccę.
Susan Kay nie opierała się więcej. Wstała. Wyszła. Ale po chwili wróciła.
- Już? - sir Winfield Wight zdziwił się tak rychłemu powrotowi.
- Nie... ja tylko... panowie do pana, sir.
- Do mnie?!
- Inspektor Paul Caxton i posterunkowy Starck - przedstawiła bezbłędnie obu policjantów. Obróciła się na pięcie, wyszła i pozostawiła trzech mężczyzn w bibliotece samych.
- Jaka okoliczność sprawia...
- Mamy podstawy twierdzić, że jest pan podejrzany w sprawie, którą prowadzę.
- Pan, inspektorze chyba nie zdaje sobie sprawy z kim ma do czynienia.
- Wiem doskonale, sir. Zasięgałem opinii...
- Na mój temat?! - oburzenie już gotowało się na strunach głosowych.
- Zamordował pan Jean Gooth! - oświadczył bez ceregieli posterunkowy Starck.
- Kto to?! -wskazujący palce gdyby mógł wbiłby się w mundur posterunkowego.
- Posterunkowy Starck.
- Myślałem, że jakiś wariat! - parsknął gospodarz.
- Będziemy tak stali czy pozwoli pan usiąść? - inspektor Paul Caxton rozejrzał się po bibliotece.
- Nie mam czasu na pogaduszki z policją.
- Na pańskim miejscu znalazłbym go - z naciskiem dopełnił inspektor. Spojrzenia obu rozmówców spotkały się. Sir Winfield Wight miał przed sobą nieprzeniknioną skałę? Od razu spostrzegł, że konfrontacja, mimo nawet funkcji jaką pełnił, nie byłaby wskazana. Wskazał obu policjantom krzesła. Nałożył binokle, które zwisały na marynarce.
- To czemu zawdzięczam tą... policyjną napaść?
- Mój podwładny już częściowo ujawnił cel...
- O, co chodzi?!
- O Jean Gooth!
- Kto... to taki... ta Jean Gooth? - sir Winfield po raz kolejny przetarł binokle i umieścił je na nosie. Patrzył teraz przez szkła na swych niezapowiedzianych gości. - Mój czas jest cenny. No, chyba że chcą panowie potem rozmawiać z premierem?
- Zupełnie mnie to nie interesuje z kim pan gra w golfa czy jada obiady! Moim celem jest ujęcie mordercy Jean...
- Gooth? I, co ja mam z tym wspólnego? Kto to taki?!
- Prawdopodobnie pańska kochanka i matka pana córki, sir.
Zapadło milczenie.
- I po to nachodzi mnie pan w domu, żeby podobne brednie tu...
Ale inspektor Paul Caxton ani myślał, oddawać pole adwersarzowi. Położył przed rozmówcą chustkę.
- Co to jest? - zdziwienie, ale już widać podszyte pewnym niepokojem zaczynało brać górę.
- Chustka do nosa.
- No, widzę, że nie armata!
- Pańska chustka do nosa.
- Moja?
Inspektor rozłożył ją. Brunatne kropelki krwi i monogram "W.W.".
- I dlatego to ma być moje?
- Proszę pokazać tą używaną teraz przez pana.
Sir Winfield Wight zawahał się.
- Ale...
- Chustka - posterunkowy Starck był w swoim żywiole. On i jego stanowczość.
Sir Winfield Wight położył chustkę. Rozłożył ją. Widniał na niej monogram "W.W.". Identyczny w kształcie, jak na tej przyniesionej przez funkcjonariuszy policji.
- Daje do myślenia! - spostrzegł inspektor.
- Taka sama - potwierdził posterunkowy.
- Brednie! Brednie! Takich chustek w Londynie jest wiele. Nawet z "W.W." - sir Winfield Wight pewnie myślał, że machaniem rękoma wzmocni jego argumenty. Zapomniał, że nie stoi przed parlamentarną Izbą?
- Pewnie tak, panie Wight, ale jak pan sądzi kogo właścicielka domu, w którym mieszkała Jean Gooth rozpoznała na zdjęciach, jakie jej pokazaliśmy?
- Zamieniam się w słuch.
- Pana.
- Mnie?
- Tak, pana - potwierdził posterunkowy Starck. - Mówiła też o monoklu i lasce...
- I pan wierzy tej głupiej Neville?!
- Skąd pan wie, że Neville?! - inspektor Caxton aż uniósł się ze swego miejsca. - Żaden z nas nie wymienił nazwiska panny Neville.
- Ale...
- To on! - posterunkowy Starck aż podskoczył z wrażenia.
- Spokojnie posterunkowy.
Ale Starck nie słuchał. Wstał. Poprawił mundur i ruszył w kierunku drzwi. Sterczący w zamku klucz przekręcił.
- Co... co... to ma znaczyć?! - sir Winfield poczuł, że zimny pot oblewa jego czoło. Tak musiał czuć zaszczuty przez niego ostatnio na polowaniu lis. Za tydzień ozdoba na kołnierzu lady Wight.
Posterunkowy wyjął klucz i wsunął go do kieszeni. Triumf malował się na jego obliczu, jakby to on sam rozbił ostatni czworobok Francuzów pod Waterloo!
- Jestem...
Ale posterunkowy Starck nie dał mu skończyć:
- Jest pan mordercą biednej dziewczyny... Jean Gooth!
- To... - sir Winfield Wight zawahał się przez moment. Wreszcie zaczął z siebie wyrzucać: - ...tylko dziwka! Podła, brudna szmata!
- Ta, jak to pan ujął "szmata" urodziła panu córkę! - rzucił inspektor Caxton. - Fedora, to pana córka! Czy nie prawdę mówię?! Zechce nas pan wyprowadzić z błędu. Fedora, to pana córka!
Próżnia! Stała się próżnia. Tych troje mężczyzn, piętra książek, jakichś akt na stole, milczącej od kilku minut maszyny do pisania, a do tego miarowe uderzenia zegara. "Tik, tak... tik, tak..." - uderzały, jak młotem.
- Odebrał pan matce Fedorę, a kiedy broniła się przed pana agresją nie tylko, że ją pan pobił, to na koniec zabił! Gdzie jest Fedora?! - słowa inspektora były, jak uderzenia młota w kowalskie kowadło.
- Nie ma żadnej Fedory! - sir Winfield Wight poczuł przypływ energii. - Mała Rebecca pozostanie w moim domu!
- Nie! - inspektor Caxton uderzy otwartą dłonią w blat biurka. - Dziecko zostanie panu zabrane i oddane rodzinie zamordowanej Jean Gooth!
Na te słowa drzwi otworzyły się i stanęła w nich Susan Kay oraz piastunka Bridget z małym dzieckiem na ręku.
- Słychać panów w całym domu...
- Proszę się nie wtrącać pani Kay! - sir Winfield Wight poczuł ducha bojowego. Piastunka nie wiedziała właściwie, jak się ma zachować. Obcy mężczyźni, wzburzenie pana - wszystko to działało na nią paraliżująco.
- Ale...
- Niech pani poprosi tu panią Wight - odezwał się inspektor. Stanął między piastunką, a sir Winfieldem.
- Po co do tego moja żona?!
Podniesione głosy jednak nie uszły uwadze pani domu. Po chwili jej sylwetka pojawiła się na szczycie schodów, które prowadziły między innymi do jej sypialni.
- Winfieldzie?
- Proszę opuścić mój dom! - stanowczość sir Winfielda Wighta zaskoczyła policjantów. To był ułamek.
- Pan chyba kpi! - warknął nie na żarty posterunkowy Starck.
- Posterunkowy ma rację - wsparł go swym autorytetem i podniesionym głosem inspektor Caxton. - Pan chyba zapomina jaki jest cel naszej tu wizyty.
- Kim są ci panowie? - pani Wight spoglądała na przybyszów zdziwionym wzrokiem dziewczynki, której ktoś wydarł z ręki ukochaną lalkę. Przeniosła wzrok na męża, potem dostrzegła piastunkę z dzieckiem na ręku. - Co tu robi Rebecca? O tej porze?! Proszę zabrać ją do siebie!...
Stanowczość w głosie przywróciła harmonię w zachowaniu piastunki? Nareszcie wiedziała, co ma zrobić?
- To niemożliwe, proszę pani...
- Kim jest ten pan? - spytała pani Wight, wskazując na inspektora.
- Panowie są z policji - pospieszyła z wyjaśnieniem pani Susan Kay. - Inspektor Caxton i posterunkowy Starck.
- Policja? W naszym domu?! Winfieldzie? Wyjaśnij mi to!
- Później, później - uspakajał ją mąż. Ale to jeszcze bardziej rozjuszyło panią Wight.
- O co tu chodzi?! - i stanąwszy przed inspektorem Caxtonem, zapytała: Czego pan chce od męża, naszej Rebecci i...
- To nie jest Rebecca, proszę pani. Tylko Fedora Gooth.
- Że, co proszę? Jaka znowu Fedora?! - oczy kobiety stały się nienaturalnie wielkie. - Chyba wiem, kogo... urodziłam... Fedora?! Ohydne imię! Dobre dla klaczy! Lub suki!...
- Kochanie, nie powinno cię tu być. Idź połóż się.
- Jak mam się położyć?! Winfieldzie! - wzburzenie brało górę nad panią domu. - Policja w domu! Rebecca nie jest Rebeccą? A ty mnie do łóżka odsyłasz?!
- Mamy podstawy aresztować pani męża! - oświadczył stanowczo inspektor Caxton.
- A r e s z t o w a ć ?! - każda głoska została wysylabizowana.
- Tak.
- Wyjdź! - sir Winfield najwyraźniej tracił kontrolę nad tym, co się w tej chwili działo. Pojawienie żony rozbijało jego stanowczość w rozmowie z policją, a do tego służba... Piastunkę i sekretarkę zaliczał do jednej, najniższej w swym mniemaniu kasty, do służby domowej.
- Zapominasz, mój drogi, że to m ó j dom! - riposta była natychmiastowa.
- Zbyt często jest to mi przypominane, abym mógł o tym zapomnieć.
- Sir Winfield Wight aresztuję pana pod zarzutem zamordowania Jean Gooth i porwania jej córki Fedory!...
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.