środa, grudnia 28, 2016
Przeczytania... (180 - bis) Nourig Apfeld "Widziałam, jak zamordowano moją siostrę" (Wydawnictwo Świat Książki)
"Czułam się pogrzebana za życie, a w moim otoczeniu nie było nikogo,
komu mogłabym się z tego zwierzyć. Moja wiara w siebie umarła, z trudem
jakoś funkcjonowałam. Jednocześnie byłam wciąż w stanie gotowości.
Przecież w każdej chwili mogło się stać coś niepr..." - t y l e pozostało po moim pisaniu na temat książki Nourig Apfeld "Widziałam, jak zamordowano moją siostrę", w tłumaczeniu Aldony Zaniewskiej, Wydawnictwa Świat Książki. Tylko - t y l e ! Bo ten strzęp na Google+ świadczył, że o godzinie 10,16 ten post w ogóle zaistniał. W chwilę później nieuważnie usunąłem tekst, który chciałem tylko przenieść z "zaplanowanych" do "opublikowanych". Jedno kliknięcie i cała, kilku godzinna praca poszła w niwecz. Myślałby kto, że przed komputerem zasiadł nowicjusz? A to może rutyna mnie zgubiła? Tekstu - nie ma. Kropka! Odtworzenie go w takim kształcie, jak mozolnie go tworzyłem jest niemożliwe! Tego się nie da zrobić, chyba, że jakiś informatyk odezwie się na mój apel, jaki zawiesiłem na swym Facebooku: "Informatycy! Jak odzyskać skasowany na blogpost. post? Pomocy!!! Znalazłem jakąś stronę w Internecie, ale kręcę się dookoła!...". I mając dość tego kręcenia się otwieram raz jeszcze niespełna dwieście czterdzieści stron i biorę się do roboty. Muszę zapomnieć to, co już powstało. Tyle słowem wstępu, by zrozumiały stał się zapis: (180 - bis).
* * *
"Nourig Apfeld napisała odważną książkę. Niczego nie upiększa, niczego nie usprawiedliwia, twardo ocenia samą siebie i nie oszczędza też społeczności imigrantów ani zajmujących się nimi instytucjami" - mogę się tylko podpisać pod słowami, jakie napisał Günter Wallraff, a jakie znalazły się w "Przedmowie" do książki "Widziałam, jak zamordowano moją siostrę". Dla mnie osobiście, to kolejna czytelnicza próba, aby zrozumieć świat islamu, jaki nie musi napierać na Europę! On już TU jest! Rządzi się swymi prawami, swoim kodeksem moralnym - z tą brutalną różnicą, że ni jak nie przystaje do świata, w jakim Europa kwitnie od XVIII w. Wracają słowa innej Autorki, która jest obecna w cyklu "Przeczytań...", a mianowicie Ayaan Hirsi Ali (patrz odc. 127 tego cyklu), która uświadamiała nam w swojej książce, że islam nie maił swej duchowej reformacji, która zmieniła kościół rzymski.
Czy książka Nourig Apfeld jest kolejnym oskarżeniem świata islamu? Bez wątpienia - TAK. Czy wpisuje się w pewien nurt rozliczeniowy z islamem? Bez wątpienia - TAK! Czy i Autorkę "Widziałam, jak zamordowano moją siostrę" można zaliczyć do kręgu wyklętych heretyczek? Bez wątpienia - TAK! Czy zatem jest w ogóle sens czytać kolejną książkę o zderzeniu dwóch jakże różnych cywilizacji? JEST! To nieomal potrzeba powinna nas Europejczyków (chrześcijan, ateistów, neopogan itd, itp, etc) pchać ku takim właśnie książkom. Czy to przypadek, że to właśnie Wydawnictwo Świat Książki podsuwa nam kolejny tytuł o tej tematyce? Nie uważam czasu spędzonego na lekturze za stracony.
Dzięki Nourig Apfeld jesteśmy w sercu emigranckiej rodziny, która wydostawszy się z Syrii (w 1979 r.) zamieszkała w Republice Federalnej Niemiec. Ojciec, który już tam mieszkał oraz Nourig z matką i siostrą będą początkowo tworzyć rodzinę. Potem zjawi się jeszcze dwoje dzieci: syn i kolejna córka. Zupełnie niepojęte dla nas relacje między zdawało się obojętnym religijnie ojcem i coraz bardziej zamykającej się w świecie wiary, tradycji, moralności muzułmańskiej matce! A pomiędzy nimi ich dzieci. Córki i syn! Trzeba tak rozdzielać, bo tak się stanie w systemie myślenia i wychowania tych dwojga. Córki, jako jakieś niezrozumiałe dla nas zło konieczne i bożyszcze rodziny, spełnienie się matki/żony, która wydała na świat chłopca! O swoim bracie napisze: "mały pasza". Patriarchat, którego nie zdoła ogarnąć nasza edukacyjna wyobraźnia.
Trudno nie wpaść w stan mylenia: ja - prokurator! Nasz model pojmowania świata co krok burzy się przeciwko temu, co działo się w domu dorastającej Nourig. Ale z drugiej strony, jakie my mamy prawo oceniać i wartościować etykę muzułmańską? Kto daje nam to prawo? To chyba jednak pewna myślowa uzurpacja. Czytając przekonacie się, jak bardzo trudna to rola: stanąć na uboczu, nie klasyfikować, nie reagować na los w tej jednej rodzinie. Bo po chwili znów włącza się nasze myślenie, że skoro Nourig Apfeld opisuje taki siat, to musi być on zaiste doświadczeniem wielu muzułmańskich dziewcząt i kobiet. Przykłady napaści na kobiety w Niemczech w Sylwestra 2015/2016 chyba dobitnie nam to uświadamiają.
Nie daję dojść do głosu samej Autorce? W tekście, które skasowałem było bardzo dużo cytatów. Może dlatego tak trudno pogodzić mi się ze stratą tamtego pisania. Tym bardziej, że tym razem odszedłem od zakreślania całych stron, cytatów, które potem wykorzystywałem, ale o których przypuszczałem, że będą mi potrzebne, np. na własnych lekcjach historii czy wiedzy o społeczeństwie.
Nourig Apfeld kreśli nam los swej własnej rodziny. Matka, ojciec, rodzeństwo, kuzynostwo. I świat, którego nie sposób pojąć. Tych kilka odnalezionych na powrót wypowiedzi stanowiło przyczynek do mego utraconego pisania. Musimy sami zmierzyć się z wagą i powagą tych zdań, słów, ocen, wniosków.
Książka Nourig Apfeld "Widziałam, jak zamordowano moją siostrę" - nie jest lekturą łatwą i przyjemną. Sam tytuł wbija nas już w osłupienie. Poznając, co wydarzyło się w domu Autorki 9 sierpnia 1993 r. odkładam książkę. Muszę się wyciszyć. Muszę zrozumieć. I dalej nic nie rozumiem. Śmierć Waffy wstrząsa! Nie da się tylko odłożyć książki. Coś w nas pęka! Chce się wyć! Że to już przeszło dwadzieścia lat temu? Nic to. W sierpniu 1993 r. sam przeżywałem ojcostwo mojej córki. Nie pojmuję, jak ojciec może pozwolić na podobny akt bandytyzmu wobec własnego dziecka! Widzicie, co się stało? Nazwałem "zwyczaj" Syryjczyków - bandytyzmem!
Nie wiem, co do końca jest trudniejsze w tej książce: dochodzenie do mordu na Waffie czy walka o sprawiedliwość po jej zamordowaniu? Nourig Apfeld wykazała się ogromną determinacją i odwagą, że mimo kulającego systemu ścigania i sprawiedliwości doprowadziła do... sprawy sądowej. Jak się skończyła? Nie odbiorę przyjemności doczytania tych faktów. Nourig Apfeld dalej trwa w uporze głoszenia prawdy. Sama przyznaje: "Wciąż doświadczam w ostatnim czasie częściej, jak zwłaszcza muzułmańscy mężczyźni mi się narzucają albo mnie znieważają". To, jak kończy swą książkę, skazuje ją na życie poza światem, z którego wyrosła:
"JESTEM PRZECIWNA LEKCJOM ISLAMU W SZKOŁACH. MOGĄ JE ZASTĄPIĆ LEKCJE ETYKI, KTÓRYCH PRZEDMIOTEM SĄ KULTURY I RELIGIE ŚWIATA. DZIECI POWINNY SIĘ TU UCZYĆ TOLERANCJI I AKCEPTACJI ORAZ ROZSZERZAĆ HORYZONTY W WIELONARODOWYM OTOCZENIU!".
A jeśli to nie nastąpi? Nourig Apfeld pisze o tym dalej: grozi tym dzieciom wzrastanie w archaicznych islamskich rodzinach bez "...możliwości rozwinięcia swojej tożsamości w tym kraju". "Widziałam, jak zamordowano moją siostrę", to książka, którą powinien przeczytać każdy średnio inteligenty Czytelnik. Obawiam się tylko, że jeśli dostanie się w ręce zapiekłych przeciwników osiedlania się w Polsce choćby syryjskich uchodźców, to dostarczamy im argumenty na poparcia ich wrzaskliwiej, groźnej, ksenofobicznej, rasistowskiej propagandy, przy której dawny dyrektor i nauczyciel uczennicy Nourig urasta do poziomu "małego Streichera"! Aleppo dziś przyrównuje się do Warszawy z 1944 r. Do dziś wielu wygraża tzw. Zachodowi, że ma na sumieniu zagładę naszej stolicy. A Aleppo? A Syria? Czy tłum Syryjczyków, nie rzadko chrześcijan (o rodowodzie swego chrześcijaństwa, o jakim Polacy nie mogą nawet marzyć), musi być jednoznaczne z określeniem "wroga u bram"?...
Nourig Apfeld kreśli nam los swej własnej rodziny. Matka, ojciec, rodzeństwo, kuzynostwo. I świat, którego nie sposób pojąć. Tych kilka odnalezionych na powrót wypowiedzi stanowiło przyczynek do mego utraconego pisania. Musimy sami zmierzyć się z wagą i powagą tych zdań, słów, ocen, wniosków.
- Brakowało mi morw, słodkich fig, soczystych granatów i orzeźwiających arbuzów. Nawet niemieckie masło i jogurt przyprawiały mnie o mdłości tym obcym aromatem.
- Nikt oprócz nas nie mówił po kurdyjsku czy arabsku, a moja tęsknota za ojczyzną rosła z dnia na dzień.
- Dla innych stanowiłam jakby obce ciało. Poza tym zawsze wolno mi było bawić się tylko na wewnętrznym dziedzińcu. Na ulicę nie mogłam wychodzić. Codzienne upokorzenia i kpiny w szkole raczej mnie jednak motywowały i wyzwoliły we mnie ogromną ambicję, by w końcu opanować niemiecki.
- W kulturze, z której pochodzę, przyjęte jest, że dzieci od tego momentu [tj. pójścia do szkoły - przyp. KN] uważa się za dorosłe, a one w związku z tym muszą przejąć więcej obowiązków i zadań. Dzieciństwo się skończyło.
- Wskutek początkowo raczej pogardliwej reakcji rodziców uważałam swoje prace, a także to, co osiągnęłam, za bezwartościowe.
- Odkąd poszłam do szkoły w Syrii, rodzice mnie już nie przytulali, nie mówiąc o całowaniu. Ten dystans pomiędzy rodzicami a "starszymi" dziećmi nie jest tam niezwykłym.
- Słyszałam, jak kilku znajomych moich rodziców pogardliwie wypowiadało się o Niemcach, bo karnawałowe wyczyny wydawały im się grzechem w czystej postaci.
- ...przez orientalną muzykę, w której wyrastałam, nawykłam do zupełnie innej skali muzycznej i innego taktu. Arabski system tonalny składa się z siedmiu stopni i podzielony jest na dwadzieścia cztery ćwierćtony, zachodni ma również siedem podstawowych tonów, ale dzieli się na dwanaście półtonów. [...] Żadnemu z moich nauczycieli nie przyszło ddo głowy, że to "cudzoziemskie dziecko" nie jest wcale niemuzykalne, tylko muzykalne w zupełnie inny sposób niż oni.
- Matka, która sama wychowywała się w tym systemie absolutnego posłuszeństwa i na obczyźnie się go trzymała, od najwcześniejszych lat biła mnie otwartą dłonią, pięścią i wszelkimi przedmiotami, które wpadły jej akurat w rękę.
- Te wolne kobiety były dla mojej matki dziwolągami. [...] Już bliższe integrowanie się z mieszkańcami Niemiec mogłoby spowodować, że źle by o niej mówiono.
- Egzystencjalne lęki mojej matki, jej tęsknota za krajem i izolacja sprawiły, że coraz częściej miała depresyjne nastroje, które powoli rozwijały się w ewidentną depresję. Wentylem dla jej nadmiernych lęków była agresja, która jej własne życie i życie całej rodziny zamieniła w piekło.
- ...wielu ortodoksyjnych muzułmanów nie toleruje leworęczności, ponieważ lewą rękę, którą człowiek myje się po wizycie w toalecie, uważa za nieczystą
- W kulturze moich rodziców, ale też w ogóle w krajach, w których słowo pisane nie kształtuje rzeczywistości, wiele przekazuje się ustnie.
- Wiele muzułmanek wstydzi się oczywistego dowodu własnego życia seksualnego. [...] Takie archaiczne zachowanie w wielu muzułmańskich rodzinach sprawia, że już samo bycie kobietą związane jest z ogromnym poczuciem wstydu. [...] Moja matka, jak wiele innych kobiet z jej kręgu kulturowego, traktowało swoją ciążę jak chorobę.
- Lęk przed rodziną mocno mnie trzymał w swoich szponach.
- Zarówno matka, jak ojciec z czasem stawali mi się coraz bardziej obcy. Wydawali mi się istotami z jakiejś innej galaktyki, ponieważ ich świat już nie miał nic wspólnego z moim, z moimi myślami i uczuciami.
- Pierwsza miesiączka wprawiła mnie w prawdziwą panikę. Z rozpaczy wychodziłam z siebie, bo czułam, że matka mnie za to ukarze.
- Każdy odruch związany z seksualnością jest zduszany w zarodku, ponieważ wszelkie budzące się zainteresowanie seksualne u młodzieży, szczególnie u dziewcząt, szybko może przerodzić się w zagrożenie dla honoru rodziny.
- Mój powrót do domu [z wycieczki do Danii - przyp. KN] przypominał powrót do epoki kamiennej. Dlaczego właściwie w ogóle wracałam do tej jaskini lwa?
- Dla obrony honoru rodziny praktycznie każdy środek rodzice uznawaliby za uprawniony, również przymusowe małżeństwo.
- moja wewnętrzna niedola rosła z każdym dniem spędzonym z rodzicami. [...] Wychowano mnie do milczenia i tego się trzymałam. I milczałam o tych wszystkich upokorzeniach, przemocy, wstydzie, a także rozpaczy, z którą wciąż walczyłam.
- Hidżab symbolizuje dla mnie zuniformizowaną społeczność muzułmańską, która odrzuca równouprawnienie kobiet i tym znakiem świadomie chce się odciąć od już zrealizowanego albo jeszcze wymagającego walki równouprawnienia w świecie zachodnim.
- Widać po mnie moje pochodzenie, a to często prowadzi do irytujących spotkań.
Książka Nourig Apfeld "Widziałam, jak zamordowano moją siostrę" - nie jest lekturą łatwą i przyjemną. Sam tytuł wbija nas już w osłupienie. Poznając, co wydarzyło się w domu Autorki 9 sierpnia 1993 r. odkładam książkę. Muszę się wyciszyć. Muszę zrozumieć. I dalej nic nie rozumiem. Śmierć Waffy wstrząsa! Nie da się tylko odłożyć książki. Coś w nas pęka! Chce się wyć! Że to już przeszło dwadzieścia lat temu? Nic to. W sierpniu 1993 r. sam przeżywałem ojcostwo mojej córki. Nie pojmuję, jak ojciec może pozwolić na podobny akt bandytyzmu wobec własnego dziecka! Widzicie, co się stało? Nazwałem "zwyczaj" Syryjczyków - bandytyzmem!
Nie wiem, co do końca jest trudniejsze w tej książce: dochodzenie do mordu na Waffie czy walka o sprawiedliwość po jej zamordowaniu? Nourig Apfeld wykazała się ogromną determinacją i odwagą, że mimo kulającego systemu ścigania i sprawiedliwości doprowadziła do... sprawy sądowej. Jak się skończyła? Nie odbiorę przyjemności doczytania tych faktów. Nourig Apfeld dalej trwa w uporze głoszenia prawdy. Sama przyznaje: "Wciąż doświadczam w ostatnim czasie częściej, jak zwłaszcza muzułmańscy mężczyźni mi się narzucają albo mnie znieważają". To, jak kończy swą książkę, skazuje ją na życie poza światem, z którego wyrosła:
"JESTEM PRZECIWNA LEKCJOM ISLAMU W SZKOŁACH. MOGĄ JE ZASTĄPIĆ LEKCJE ETYKI, KTÓRYCH PRZEDMIOTEM SĄ KULTURY I RELIGIE ŚWIATA. DZIECI POWINNY SIĘ TU UCZYĆ TOLERANCJI I AKCEPTACJI ORAZ ROZSZERZAĆ HORYZONTY W WIELONARODOWYM OTOCZENIU!".
A jeśli to nie nastąpi? Nourig Apfeld pisze o tym dalej: grozi tym dzieciom wzrastanie w archaicznych islamskich rodzinach bez "...możliwości rozwinięcia swojej tożsamości w tym kraju". "Widziałam, jak zamordowano moją siostrę", to książka, którą powinien przeczytać każdy średnio inteligenty Czytelnik. Obawiam się tylko, że jeśli dostanie się w ręce zapiekłych przeciwników osiedlania się w Polsce choćby syryjskich uchodźców, to dostarczamy im argumenty na poparcia ich wrzaskliwiej, groźnej, ksenofobicznej, rasistowskiej propagandy, przy której dawny dyrektor i nauczyciel uczennicy Nourig urasta do poziomu "małego Streichera"! Aleppo dziś przyrównuje się do Warszawy z 1944 r. Do dziś wielu wygraża tzw. Zachodowi, że ma na sumieniu zagładę naszej stolicy. A Aleppo? A Syria? Czy tłum Syryjczyków, nie rzadko chrześcijan (o rodowodzie swego chrześcijaństwa, o jakim Polacy nie mogą nawet marzyć), musi być jednoznaczne z określeniem "wroga u bram"?...
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.