poniedziałek, sierpnia 08, 2016
Przeczytania... (155) Marek Smoliński "Świętopełek Gdański" (Wydawnictwo Poznańskie)
...z rozpędu napisałem Wydawnictwo Gdańskie? Ech! Kocham rozbicie dzielnicowe! Uwielbiam! Tak, ten czas różnych książąt. Ich rywalizacja! Ich wzajemna walka! Ich wzajemne relacje! Ich koligacje! Zależności! Spory! Alianse! Wzloty i upadki! Pokażcie mi drugi bardziej dynamiczny (nie twierdzę, że nie tragiczny, bo skutkujący na dziejach Polski do... XX w.) okres! Ja go nie widzę. Mogę się mylić, ale... Już od samych przydomków poszczególnych władców kręci się w głowie: Wygnaniec, Laskonogi, Plątonogi, Wysoki, Gruby, Łysy, Rogatka, Biały, Czarny, Brodaty, Pobożny, Plwacz, Kędzierzawy, Łokietek. Pogrobowiec, Sandomierski, Mazowiecki, Wstydliwy, Świdnicki, Głogowski (Głogowczyk), Prawy (Probus), Stary. Za każdym z tych określeń kryje się konkretny człowiek (lub nawet dwoje ludzi?). Pełna gama kolorów (nie wiem czy dodawać "tęczy", bo to może nie pasować do poprawności niektórych), charakterów. Ale jeden tylko miał przydomek: "Gdański"! Świętopełek.
No i z serii "Poczet władców", którą wzbogaca nam Wydawnictwo Poznańskie, ukazała się książką Marka Smolińskiego "Świętopełek Gdański"! Rzekłbym: nareszcie! Postać tego księcia intryguje mnie odkąd poznałem szczegóły dotyczące zamachu w Gąsawie. Stąd i nie dziwota, że w "Słowie wstępnym" pojawia się, jako drugie zdanie TO: "Swym udziałem w wydarzeniach gąsawskich, w wyniku których śmierć poniósł Leszek Biały, a namiestnictwa z Pomorza Wschodniego zmieniły się w wolne od zwierzchności Piastów księstwa, zapewnił sobie miejsce w podręcznikach historii". Proszę ostatnie dwa potraktować z pewną rezerwą (ech, te uogólnienia?), bo nie dam głowy, że w każdym podręczniku historii (szkolnym) pada TO imię i TEN przydomek. Teraz jest okazja wzbogacić swoją wiedzę na tegoż temat. Zachętą do studiowania tej biografii niech będzie TO, co o swym bohaterze napisał Autor książki: "Świętopełek na tle współczesnych mu Piastów z jednej strony prezentował cechy typowe dla średniowiecznego władcy, z drugiej jednak posiadał i takie, które wyróżniały go z grona panujących". No to szanowny Czytelniku masz przed sobą dobre trzysta czterdzieści stron. Jeden minus "na pierwszy rzut okiem": brak ikonografii! Zero zdjęć. Są dwie tablice: 1. Odrysy pieczęci używanych przez Świętopełka; 2. Sobiesławice. To ostatnie, to rzecz jasna drzewo genealogiczne bohatera książki.
Naszą wyobraźnię musi pobudzać ciągłe stawianie pytań. Nachodzące nas wątpliwości, to motor naszej dociekliwości, doszukiwania się sensu, logiki i prawdy w historii. Dzięki TEMU nauka ta wciąż żyje. Marek Smoliński pierwszy rozdział swej książki zatytułował "Kłopotliwe początki dynastii Sobiesławiców". Drobiazgowo rozbiera kwestię różnych hipotez i przypuszczeń. "Widać wyraźnie, że pomimo licznych hipotez badawczych - cytuję z tego rozdziału - których zadaniem było wyjaśnienie problemu, skąd wzięły się na Pomorzu dynastie książęce, do zadowalającego wszystkich badaczy efektu jest jeszcze daleka droga. [...] Wskazane powyżej trudności związane z poszukiwaniem początków dynastii pomorskich, w tym przodków Świętopełka, ograniczyły znaczenie dociekania nad protoplastą dynastii wschodniopomorskiej". Czyli maMY jeszcze coś do ustalenia! Ja bym nie ryzykował żadnych spekulacji, a już tym bardziej idiotycznych rozważań jakoby historii alternatywnej. To już nie jest historia! Jak pamiętam z literatury, którą ja chłonąłem jeszcze w XX w., to wywodzono Gryfitów od jednego z przybranych braci Bolesława Chrobrego. Ustalono pewne dwa pokolenia, jakie poprzedziły Świętopełka: Sobiesław I, Mściwoj I (Mszczuj I).
Pewnie, że w wielu przypadkach stajemy bezbronni wobec pewnej historycznej oczywistości: braku źródeł. Widzimy powiązania z Piastami, choć i one wywnioskowane zostały z "przyjęcia domysłów" np. kronikarza wielkopolskiego dotyczącego Jadwigi, żony Władysława Odonica zw. Plwaczem (1190-1239). Ciekawie wypada analiza imion występująca u wielkopolskich Piastów, Sobiesławowiców i... Przemyślidów. Ich powtarzalność i samo już występowanie ma być koronnym dowodem na wzajemny związki rodzinne tychże. Wiele niejasności spowija choćby lata życia i sam rok urodzenia Świętopełka. Na dobrą sprawę mamy przed sobą drobiazgowe śledztwo genealogiczne. Uwagę zwraca takie zdanie: "Potrzeba wyznaczenia w powyższych dociekaniach biologicznego okresu dojrzewania Świętopełka zadecydowała o wyborze 1190 roku jako daty jego urodzin".
Bardzo skomplikowanie jawią się relacje państwowe pomiędzy Pomorzem Gdańskim, a Krakowem. Ambicje Świętopełka, rywalizacja z młodszym rodzeństwem. Określanie roli, pozycji Sobiesławiców okazuje się bardzo karkołomnym przedsięwzięciem. Stąd M. Smoliński podaje m. in.: "Wbrew zdaniu niektórych historyków Sobiesławiców posadowić wypadnie na jednym poziomie struktury feudalnej z książętami zachodniopomorskimi. Nie da się bowiem raczej obronić twierdzenia o tym, że jedni z władców pomorskich byli znaczniejszymi, a drudzy posiadającymi mniejsze znaczenie książętami, przez porównanie tytułów dux i princeps. Oba dotyczyły bowiem osobnego zakresu władzy". Sprawa nie daje spokoju i w dalszym ciągu stara się sprawę rozwikłać. Nie chcę tu wpadać w pewien korkociąg zdarzeń czy ocen, ale chcąc przejść do innych wątków przytoczę tylko dwa zdania: "Na czym więc polegała różnica między Gryfitami i Sobiesławicami? Wynikała ona chyba ze stopnia wprzęgnięcia przedstawicieli Gryfitów i Sobiesławiców w administrację państwa piastowskiego".
Mam nadzieję, że kogoś, kto dopiero "wchodzi w tematykę" okresu rozbicia dzielnicowego nie przestraszy ogrom występujących książąt, władców. Marek Smoliński napisał biografię Świętopełka Gdańskiego dla przeciętnego czytelnika, ale nie znaczy to, że jest to kolejna opowiastka z dziejów XII/XIII w. Krzywdzilibyśmy Autora takim bezpodstawnym zarzutem. to sumienna, drobiazgowa, mrówcza robota! Ale tak dla uświadomienia sobie na co się porywamy otwieramy stronę 111 i wypisujemy wspomnianych tam władców: Przemysław Otokar I, Mieszko III, Konrad II, Filip Szwabski, Otton II Brandenburski, Albrecht II, Waldemar IV, Otton IV czy arcybiskup Albrecht von Käfernburg. Skąd takie zagęszczenie? A choćby, kiedy trzeba wyjaśnić skomplikowane relacje Pomorza (obu) z Danią czy zachodnimi sąsiadami. Kto dziś, poza fachowcami od historii Pomorza Gdańskiego i samego Gdańska, pamięta, że w 1210 r. prawdopodobnie Waldemar II Zwycięski atakował właśnie Gdańsk?!
"Wydarzenia, które rozegrały się podczas zjazdu gąsawskiego, były i są szczególnie chętnie komentowane w literaturze przedmiotu. Dzięki temu, oprócz wymowy źródeł, czytelnik musi się zmierzyć z różnorakimi hipotezami powstałymi na kanwie analizy spraw związanych ze wspomnianym zjazdem" - docieramy do tego, co wydarzyło się w Gąsawie (1227 r.). Nie zapominajmy: był to pierwszy, nie pozostawiający żadnych złudzeń akt mordu na panującym w Polsce. Mętne przesłanki dotyczą innych Piastów (patrz Miszko II czy jego wnyk Bolesław II Śmiały/Szczodry) - TU nie ma żadnych wątpliwości: książę Leszek I Biały padł pod ciosami zamachowców. Trwa tylko ciągłe szukanie... winnych? "Próba oceny wydarzeń do których doszło w Gąsawie, i udział w nich księcia gdańskiego wydaje się dość trudnym zadaniem. Ze względu na różnice w mentalności ludzi średniowiecza i historyków próbujących zrekapitulować wiedzę o zamachu na Leszka Białego odwołujące się do moralności cenzurki wystawiane uczestnikom mordu na księciu zwierzchnim raczej nie mają sensu" - wnikliwa analiza źródeł, okoliczności wypełniły cały rozdział "Zjazd w Gąsawie i jego konsekwencje". Autor dokonuje tego chyba dość skrupulatnie i wyczerpująco. M. Smoliński raczej wystawia Świętopełkowi, jako dyplomacie, pozytywną ocenę: "Choć z dzisiejszego punktu widzenia postępowanie władcy gdańskiego na wiecu w Gąsawie trudno oceniać pozytywnie, to działalność ówczesnych Pomorzan wskazywała na zdolności dyplomatyczne i wojskowe Świętopełka". W to zdanie chyba wdarł się pewien nieprofesjonalny zgrzyt? Co to znaczy "z dzisiejszego punktu widzenia"? Ocena moralna z perspektywy blisko 780-ciu lat? Toż to absurd. Raczej powinniśmy unikać takich spekulacji, bo to mija się z historią.
Do kolejnego rozdziału ("Suwerenny władca i jego państwo") niezbędne okaże się zerkanie na koniec książki, gdzie umieszczono wspominane przez nas tablice: Odrysy pieczęci używanych przez Świętopełka. Sygillografia, czy jak kto woli sfragistyka (nauka o pieczęciach), to jedna z nauk pomocniczych historii bez której analizy blado wypadałaby nasza wiedza o czasie minionym dokonanym: "Po 1227 roku stara pieczęć princepsa pomorskiego została zastąpiona nową, oczywiście z innym programem symboliki. Historycy wskazują na to, że we wspomnianym okresie Świętopełek zaczął używać pieczęci z wizerunkiem lilii. Symbol ten już od czasów starożytnych odnosił się m. in. do niezależnej władzy monarszej". Jest też kolejna Autora sugestia związków z zachodniopomorskimi Gryfitami: "Elementy lilii towarzyszyły też napieczętnemu wyobrażeniu kolejnego władcy zachodniopomorskiego, Kazimierza II". Stąd nauka jest dla żuka: bacznie "czytamy" pieczęcie.
"Zrzucenie piastowskiego zwierzchnictwa przez Świętopełka z pewnością było wydarzeniem, które odbiło się głośnym echem w południowej strefie Bałtyku" - z każdą poznawaną stron tej biografii okazuje się, jak bardzo intrygującą i złożoną postacią był Świętopełek Gdański. Wizerunek, który umieszczono na okładce chyba doskonale obrazuje... dalekowzroczność władcy. Tak, jego wzrok i wizje sięgały bardzo daleko. To, że pośród skandynawskich książątek pojawiło się imię Świętopełek nie jest przecież przypadkiem (patrz wnuk Waldemara II !). Ciekawe, że podobne zapożyczenia nie działały, jakby "w drugą stronę"? Imponuje mi wyliczenie choćby... książęcych kapelanów. Mamy tu zestaw dziewięciu imion: Wilhelma, Hermana, Jana, Dargosława, Marolusa, Arnolda, Benedykta, Dytryka i Stefana. Sam Świętopełek jawi się, jako hojny dobrodziej kościoła rzymskiego: "Cystersi oliwscy legitymowali się dokumentami wystawionymi na imię księcia, w których twierdzili, Że Świętopełek nadał im prawo do połowu ryb na Wierzycy, w oksywskim porcie Mosty, w jeziorze Zaspa i w Wiśle. [...] cystersi posiadali prawo do łowienia flądry, śledzia i łososia. Bardzo podobne uprawnienia miały też norbertanki". Klasztory w Oliwie i Żukowie otrzymywały też prawo do polowań. Autor nie zapomina o książęcej kancelarii i wymienił najważniejszych z nich, a to kolejne blisko... czterdzieści osób, m. in.: Kunost (podkomorzy), Sulęta (skarbnik), Sulimir (stolnik), Wojan (wojski), Pęcina (cześnik, podkomorzy), Święca (podstoli), Nasław (wojewoda), Bezdziad (wojski). Oczywiście kilka tych imion wybrałem z racji na jakich zapomniane słowiańskie brzmienie. Żadne z nich nie przebiło się do XXI w. Zapomniane czekają na ponowne odkrycie? A to wcale nie jest śmieszne, bo ktoś ostatnio dopytywał się mnie o imię Świętopełek. Moje skojarzenia są tylko trzy: zięć Chrobrego, tenże z Gdańska i Światopełk Karpiński (poeta i satyryk). A wracając do tej personalnej wyliczanki, to Autor uświadamia nam: "Powyższe zestawienie podane w ślad za ustaleniami historiografii jest z oczywistych względów niepełne i w niektórych punktach być może wadliwe. Wykorzystuje bowiem tylko tych urzędników, którzy pojawili się w źródłach do 1266 r.". Cenna asekuracja. Znać zawodowca.
"W dobie współpracy Lubeki z krzyżakami Świętopełek starał się przynajmniej nie zniechęcać do siebie kupców niemieckich. W 1240 r roku zgodził się na nadanie ulg, które miały zachęcić do rozwijania wymiany handlowej między lubeczanami a Pomorzem. [...] Dnia* 30 stycznia 1248 roku Świętopełek nadał wszystkim żeglarzom, a więc przede wszystkim lubeczanom, bardzo daleko idący przywilej związany z prawem brzegowym" - z każdą poznawaną stron tej biografii okazuje się, jak bardzo intrygującą i złożoną postacią był Świętopełek Gdański. Znać wytrawnego gospodarza.
Jaka to szkoda, że Autor pozbawia nas możliwości obcowania w ciekawych fragmentach choćby z "Kroniki oliwskiej", "Rocznika kapituły gnieźnieńskiej" czy "Kroniki wielkopolskiej". To by dodało soczystości narracji. Gro Czytelników przecież nigdy nie sięgnie do tych ważnych źródeł, a takie wzmianki autorskie "Książę gdański, w okresie przed wojnami z zakonem niemieckim, z życzliwością traktował też «brodaczy z czarnym krzyżem», jak barwnie Kronika wielkopolska określiła krzyżaków" - tylko podsycają zainteresowanie. O! jest krótki zapis z Piotra z Dusburga (Petrus von Dusburg) o walkach z Prusami: "Tu miecz rycerstwa chrześcijańskiego nasycił się ciałami niewiernych, tutaj włócznia doszła do celu, nie szczędząc ran, ponieważ Prusowie ani tu, ani tam nie mogli ujść przed obliczem nacierających". Polityk Świętopełek jednakowoż sięgał do sojuszu z... pogańskimi Prusami, kiedy tego chwila wymagała (czytaj: konflikty z Zakonem). Oprócz wzmianek o kampaniach z 1237 czy 1238 znajdziemy i takie stwierdzenie M. Smolińskiego: "Sojusz księcia pomorskiego z Prusami wedle niektórych źródeł posunięty został do takiego stopnia, że twierdzono, iż obrali sobie oni Świętopełka za księcia, gdyż umożliwił on wydostanie się z sambijskiej niewoli biskupa pruskiego Chrystiana". Znać wytrawnego polityka, a nie bezmyślnego siepacza. Prusowie stali się ważnym aliantem szczególnie w latach 1242-1253. Autor zwraca uwagę na ogólny stan Zakonu, choćby w kontekście klęski jaką zadał mu na Jeziorze Pejpus kniaź Aleksander Newski. Stąd w różnych traktatach zawieranych z Zakonem pojawiały się zapisy gwarantujące, że Świętopełek nie będzie wiązał się z Prusami.
Marek Smoliński zabiera nas też do wnętrza rodu Sobiesławiców. Możemy prześledzić losy choćby braci głównego bohatera poznawanej biografii. Warcisław, Sambor II czy Racibor chyba nie daliby się zaliczyć do słodkich braciszków. Powinno nas ucieszyć stwierdzenie: "Princepsi, a potem książęta wschodniopomorscy mentalnie nie różnili się zbytnio od swych piastowskich sąsiadów". Ulga? Ja bym dorzucił: dzieci swoich czasów, ani gorsze, ani lepsze. kiedy trzeba ściszający się w braterskim uścisku, a kiedy niezbędne rzucający się sobie do gardeł. Po prostu - średniowiecze! Wyobrażamy sobie książątka gdańskie (czytaj: Warcisław [?] i Racibor) w białych płaszczach z czarnym krzyżem? "...związki Racibora z tą korporacją [tj. Zakonem - przyp. KN] i wstąpienie w jej szeregi poświadczyły dwa niezależne od siebie dokumenty" - czytamy w rozdziale "Rodzinne kłopoty". Szczególnej uwadze polecam losy Sambora II. Pewnie, Świętopełek miał swój udział w tym, co potem wyczyniali jego bracia, np. nadziały ziem. Czy do końca w myl tego, co ustalał tatko Mściwoj I?
Marek Smoliński swoją książką pt. "Świętopełek Gdański", Wydawnictwa Poznańskiego, zabrał nas do świata mimo wszystko niezwykłego i raczej nie znanego. Jakieś zapamiętana ze szkolnej lekcji historii fakty (może lepiej: epizody!), to niewiele. Dopiero mając w ręku kolejną pozycję z cennej serii "Poczet władców" możemy, śledząc krok po kroku dzieje księcia gdańskiego poznać ten burzliwy okres. Zaczynamy chyba podziwiać księcia Świętopełka. Proszę nie zapominać, jak sąsiedztwo (czytaj np.: Prusowie, Zakon, Duńczycy, Mazowsze) determinowało działanie, wymuszało trwałe lub czasowe rozwiązania (czytaj: alianse). Nie zapominajmy przy okazji, że w żyłach choćby Kazimierza IV Wielkiego (1333-1370) będzie płynęła Jego krew! Tak, ostatni monarszy Piast był praprawnukiem Świętopełka Gdańskiego. Świetnie, że Wydawnictwo Poznańskie przysłużyło się do pojawienia tej monografii. Już zachłannym okiem zerkam ku kolejnej książce "z epoki", a mianowicie biografii Władysława Laskonogiego? Ufam, że Wydawnictwo Poznańskie zaszczyci mnie przesłaniem egzemplarza, abym mógł i o nim zamieścić kilka zdań na mym blogu w cyklu "Przeczytania..."?
* W tym miejscu błąd literowy: brak literki "a", jest napisane "Dni 30 stycznia...".
Naszą wyobraźnię musi pobudzać ciągłe stawianie pytań. Nachodzące nas wątpliwości, to motor naszej dociekliwości, doszukiwania się sensu, logiki i prawdy w historii. Dzięki TEMU nauka ta wciąż żyje. Marek Smoliński pierwszy rozdział swej książki zatytułował "Kłopotliwe początki dynastii Sobiesławiców". Drobiazgowo rozbiera kwestię różnych hipotez i przypuszczeń. "Widać wyraźnie, że pomimo licznych hipotez badawczych - cytuję z tego rozdziału - których zadaniem było wyjaśnienie problemu, skąd wzięły się na Pomorzu dynastie książęce, do zadowalającego wszystkich badaczy efektu jest jeszcze daleka droga. [...] Wskazane powyżej trudności związane z poszukiwaniem początków dynastii pomorskich, w tym przodków Świętopełka, ograniczyły znaczenie dociekania nad protoplastą dynastii wschodniopomorskiej". Czyli maMY jeszcze coś do ustalenia! Ja bym nie ryzykował żadnych spekulacji, a już tym bardziej idiotycznych rozważań jakoby historii alternatywnej. To już nie jest historia! Jak pamiętam z literatury, którą ja chłonąłem jeszcze w XX w., to wywodzono Gryfitów od jednego z przybranych braci Bolesława Chrobrego. Ustalono pewne dwa pokolenia, jakie poprzedziły Świętopełka: Sobiesław I, Mściwoj I (Mszczuj I).
Pewnie, że w wielu przypadkach stajemy bezbronni wobec pewnej historycznej oczywistości: braku źródeł. Widzimy powiązania z Piastami, choć i one wywnioskowane zostały z "przyjęcia domysłów" np. kronikarza wielkopolskiego dotyczącego Jadwigi, żony Władysława Odonica zw. Plwaczem (1190-1239). Ciekawie wypada analiza imion występująca u wielkopolskich Piastów, Sobiesławowiców i... Przemyślidów. Ich powtarzalność i samo już występowanie ma być koronnym dowodem na wzajemny związki rodzinne tychże. Wiele niejasności spowija choćby lata życia i sam rok urodzenia Świętopełka. Na dobrą sprawę mamy przed sobą drobiazgowe śledztwo genealogiczne. Uwagę zwraca takie zdanie: "Potrzeba wyznaczenia w powyższych dociekaniach biologicznego okresu dojrzewania Świętopełka zadecydowała o wyborze 1190 roku jako daty jego urodzin".
Bardzo skomplikowanie jawią się relacje państwowe pomiędzy Pomorzem Gdańskim, a Krakowem. Ambicje Świętopełka, rywalizacja z młodszym rodzeństwem. Określanie roli, pozycji Sobiesławiców okazuje się bardzo karkołomnym przedsięwzięciem. Stąd M. Smoliński podaje m. in.: "Wbrew zdaniu niektórych historyków Sobiesławiców posadowić wypadnie na jednym poziomie struktury feudalnej z książętami zachodniopomorskimi. Nie da się bowiem raczej obronić twierdzenia o tym, że jedni z władców pomorskich byli znaczniejszymi, a drudzy posiadającymi mniejsze znaczenie książętami, przez porównanie tytułów dux i princeps. Oba dotyczyły bowiem osobnego zakresu władzy". Sprawa nie daje spokoju i w dalszym ciągu stara się sprawę rozwikłać. Nie chcę tu wpadać w pewien korkociąg zdarzeń czy ocen, ale chcąc przejść do innych wątków przytoczę tylko dwa zdania: "Na czym więc polegała różnica między Gryfitami i Sobiesławicami? Wynikała ona chyba ze stopnia wprzęgnięcia przedstawicieli Gryfitów i Sobiesławiców w administrację państwa piastowskiego".
Mam nadzieję, że kogoś, kto dopiero "wchodzi w tematykę" okresu rozbicia dzielnicowego nie przestraszy ogrom występujących książąt, władców. Marek Smoliński napisał biografię Świętopełka Gdańskiego dla przeciętnego czytelnika, ale nie znaczy to, że jest to kolejna opowiastka z dziejów XII/XIII w. Krzywdzilibyśmy Autora takim bezpodstawnym zarzutem. to sumienna, drobiazgowa, mrówcza robota! Ale tak dla uświadomienia sobie na co się porywamy otwieramy stronę 111 i wypisujemy wspomnianych tam władców: Przemysław Otokar I, Mieszko III, Konrad II, Filip Szwabski, Otton II Brandenburski, Albrecht II, Waldemar IV, Otton IV czy arcybiskup Albrecht von Käfernburg. Skąd takie zagęszczenie? A choćby, kiedy trzeba wyjaśnić skomplikowane relacje Pomorza (obu) z Danią czy zachodnimi sąsiadami. Kto dziś, poza fachowcami od historii Pomorza Gdańskiego i samego Gdańska, pamięta, że w 1210 r. prawdopodobnie Waldemar II Zwycięski atakował właśnie Gdańsk?!
"Wydarzenia, które rozegrały się podczas zjazdu gąsawskiego, były i są szczególnie chętnie komentowane w literaturze przedmiotu. Dzięki temu, oprócz wymowy źródeł, czytelnik musi się zmierzyć z różnorakimi hipotezami powstałymi na kanwie analizy spraw związanych ze wspomnianym zjazdem" - docieramy do tego, co wydarzyło się w Gąsawie (1227 r.). Nie zapominajmy: był to pierwszy, nie pozostawiający żadnych złudzeń akt mordu na panującym w Polsce. Mętne przesłanki dotyczą innych Piastów (patrz Miszko II czy jego wnyk Bolesław II Śmiały/Szczodry) - TU nie ma żadnych wątpliwości: książę Leszek I Biały padł pod ciosami zamachowców. Trwa tylko ciągłe szukanie... winnych? "Próba oceny wydarzeń do których doszło w Gąsawie, i udział w nich księcia gdańskiego wydaje się dość trudnym zadaniem. Ze względu na różnice w mentalności ludzi średniowiecza i historyków próbujących zrekapitulować wiedzę o zamachu na Leszka Białego odwołujące się do moralności cenzurki wystawiane uczestnikom mordu na księciu zwierzchnim raczej nie mają sensu" - wnikliwa analiza źródeł, okoliczności wypełniły cały rozdział "Zjazd w Gąsawie i jego konsekwencje". Autor dokonuje tego chyba dość skrupulatnie i wyczerpująco. M. Smoliński raczej wystawia Świętopełkowi, jako dyplomacie, pozytywną ocenę: "Choć z dzisiejszego punktu widzenia postępowanie władcy gdańskiego na wiecu w Gąsawie trudno oceniać pozytywnie, to działalność ówczesnych Pomorzan wskazywała na zdolności dyplomatyczne i wojskowe Świętopełka". W to zdanie chyba wdarł się pewien nieprofesjonalny zgrzyt? Co to znaczy "z dzisiejszego punktu widzenia"? Ocena moralna z perspektywy blisko 780-ciu lat? Toż to absurd. Raczej powinniśmy unikać takich spekulacji, bo to mija się z historią.
Do kolejnego rozdziału ("Suwerenny władca i jego państwo") niezbędne okaże się zerkanie na koniec książki, gdzie umieszczono wspominane przez nas tablice: Odrysy pieczęci używanych przez Świętopełka. Sygillografia, czy jak kto woli sfragistyka (nauka o pieczęciach), to jedna z nauk pomocniczych historii bez której analizy blado wypadałaby nasza wiedza o czasie minionym dokonanym: "Po 1227 roku stara pieczęć princepsa pomorskiego została zastąpiona nową, oczywiście z innym programem symboliki. Historycy wskazują na to, że we wspomnianym okresie Świętopełek zaczął używać pieczęci z wizerunkiem lilii. Symbol ten już od czasów starożytnych odnosił się m. in. do niezależnej władzy monarszej". Jest też kolejna Autora sugestia związków z zachodniopomorskimi Gryfitami: "Elementy lilii towarzyszyły też napieczętnemu wyobrażeniu kolejnego władcy zachodniopomorskiego, Kazimierza II". Stąd nauka jest dla żuka: bacznie "czytamy" pieczęcie.
"Zrzucenie piastowskiego zwierzchnictwa przez Świętopełka z pewnością było wydarzeniem, które odbiło się głośnym echem w południowej strefie Bałtyku" - z każdą poznawaną stron tej biografii okazuje się, jak bardzo intrygującą i złożoną postacią był Świętopełek Gdański. Wizerunek, który umieszczono na okładce chyba doskonale obrazuje... dalekowzroczność władcy. Tak, jego wzrok i wizje sięgały bardzo daleko. To, że pośród skandynawskich książątek pojawiło się imię Świętopełek nie jest przecież przypadkiem (patrz wnuk Waldemara II !). Ciekawe, że podobne zapożyczenia nie działały, jakby "w drugą stronę"? Imponuje mi wyliczenie choćby... książęcych kapelanów. Mamy tu zestaw dziewięciu imion: Wilhelma, Hermana, Jana, Dargosława, Marolusa, Arnolda, Benedykta, Dytryka i Stefana. Sam Świętopełek jawi się, jako hojny dobrodziej kościoła rzymskiego: "Cystersi oliwscy legitymowali się dokumentami wystawionymi na imię księcia, w których twierdzili, Że Świętopełek nadał im prawo do połowu ryb na Wierzycy, w oksywskim porcie Mosty, w jeziorze Zaspa i w Wiśle. [...] cystersi posiadali prawo do łowienia flądry, śledzia i łososia. Bardzo podobne uprawnienia miały też norbertanki". Klasztory w Oliwie i Żukowie otrzymywały też prawo do polowań. Autor nie zapomina o książęcej kancelarii i wymienił najważniejszych z nich, a to kolejne blisko... czterdzieści osób, m. in.: Kunost (podkomorzy), Sulęta (skarbnik), Sulimir (stolnik), Wojan (wojski), Pęcina (cześnik, podkomorzy), Święca (podstoli), Nasław (wojewoda), Bezdziad (wojski). Oczywiście kilka tych imion wybrałem z racji na jakich zapomniane słowiańskie brzmienie. Żadne z nich nie przebiło się do XXI w. Zapomniane czekają na ponowne odkrycie? A to wcale nie jest śmieszne, bo ktoś ostatnio dopytywał się mnie o imię Świętopełek. Moje skojarzenia są tylko trzy: zięć Chrobrego, tenże z Gdańska i Światopełk Karpiński (poeta i satyryk). A wracając do tej personalnej wyliczanki, to Autor uświadamia nam: "Powyższe zestawienie podane w ślad za ustaleniami historiografii jest z oczywistych względów niepełne i w niektórych punktach być może wadliwe. Wykorzystuje bowiem tylko tych urzędników, którzy pojawili się w źródłach do 1266 r.". Cenna asekuracja. Znać zawodowca.
"W dobie współpracy Lubeki z krzyżakami Świętopełek starał się przynajmniej nie zniechęcać do siebie kupców niemieckich. W 1240 r roku zgodził się na nadanie ulg, które miały zachęcić do rozwijania wymiany handlowej między lubeczanami a Pomorzem. [...] Dnia* 30 stycznia 1248 roku Świętopełek nadał wszystkim żeglarzom, a więc przede wszystkim lubeczanom, bardzo daleko idący przywilej związany z prawem brzegowym" - z każdą poznawaną stron tej biografii okazuje się, jak bardzo intrygującą i złożoną postacią był Świętopełek Gdański. Znać wytrawnego gospodarza.
Jaka to szkoda, że Autor pozbawia nas możliwości obcowania w ciekawych fragmentach choćby z "Kroniki oliwskiej", "Rocznika kapituły gnieźnieńskiej" czy "Kroniki wielkopolskiej". To by dodało soczystości narracji. Gro Czytelników przecież nigdy nie sięgnie do tych ważnych źródeł, a takie wzmianki autorskie "Książę gdański, w okresie przed wojnami z zakonem niemieckim, z życzliwością traktował też «brodaczy z czarnym krzyżem», jak barwnie Kronika wielkopolska określiła krzyżaków" - tylko podsycają zainteresowanie. O! jest krótki zapis z Piotra z Dusburga (Petrus von Dusburg) o walkach z Prusami: "Tu miecz rycerstwa chrześcijańskiego nasycił się ciałami niewiernych, tutaj włócznia doszła do celu, nie szczędząc ran, ponieważ Prusowie ani tu, ani tam nie mogli ujść przed obliczem nacierających". Polityk Świętopełek jednakowoż sięgał do sojuszu z... pogańskimi Prusami, kiedy tego chwila wymagała (czytaj: konflikty z Zakonem). Oprócz wzmianek o kampaniach z 1237 czy 1238 znajdziemy i takie stwierdzenie M. Smolińskiego: "Sojusz księcia pomorskiego z Prusami wedle niektórych źródeł posunięty został do takiego stopnia, że twierdzono, iż obrali sobie oni Świętopełka za księcia, gdyż umożliwił on wydostanie się z sambijskiej niewoli biskupa pruskiego Chrystiana". Znać wytrawnego polityka, a nie bezmyślnego siepacza. Prusowie stali się ważnym aliantem szczególnie w latach 1242-1253. Autor zwraca uwagę na ogólny stan Zakonu, choćby w kontekście klęski jaką zadał mu na Jeziorze Pejpus kniaź Aleksander Newski. Stąd w różnych traktatach zawieranych z Zakonem pojawiały się zapisy gwarantujące, że Świętopełek nie będzie wiązał się z Prusami.
Marek Smoliński zabiera nas też do wnętrza rodu Sobiesławiców. Możemy prześledzić losy choćby braci głównego bohatera poznawanej biografii. Warcisław, Sambor II czy Racibor chyba nie daliby się zaliczyć do słodkich braciszków. Powinno nas ucieszyć stwierdzenie: "Princepsi, a potem książęta wschodniopomorscy mentalnie nie różnili się zbytnio od swych piastowskich sąsiadów". Ulga? Ja bym dorzucił: dzieci swoich czasów, ani gorsze, ani lepsze. kiedy trzeba ściszający się w braterskim uścisku, a kiedy niezbędne rzucający się sobie do gardeł. Po prostu - średniowiecze! Wyobrażamy sobie książątka gdańskie (czytaj: Warcisław [?] i Racibor) w białych płaszczach z czarnym krzyżem? "...związki Racibora z tą korporacją [tj. Zakonem - przyp. KN] i wstąpienie w jej szeregi poświadczyły dwa niezależne od siebie dokumenty" - czytamy w rozdziale "Rodzinne kłopoty". Szczególnej uwadze polecam losy Sambora II. Pewnie, Świętopełek miał swój udział w tym, co potem wyczyniali jego bracia, np. nadziały ziem. Czy do końca w myl tego, co ustalał tatko Mściwoj I?
Marek Smoliński swoją książką pt. "Świętopełek Gdański", Wydawnictwa Poznańskiego, zabrał nas do świata mimo wszystko niezwykłego i raczej nie znanego. Jakieś zapamiętana ze szkolnej lekcji historii fakty (może lepiej: epizody!), to niewiele. Dopiero mając w ręku kolejną pozycję z cennej serii "Poczet władców" możemy, śledząc krok po kroku dzieje księcia gdańskiego poznać ten burzliwy okres. Zaczynamy chyba podziwiać księcia Świętopełka. Proszę nie zapominać, jak sąsiedztwo (czytaj np.: Prusowie, Zakon, Duńczycy, Mazowsze) determinowało działanie, wymuszało trwałe lub czasowe rozwiązania (czytaj: alianse). Nie zapominajmy przy okazji, że w żyłach choćby Kazimierza IV Wielkiego (1333-1370) będzie płynęła Jego krew! Tak, ostatni monarszy Piast był praprawnukiem Świętopełka Gdańskiego. Świetnie, że Wydawnictwo Poznańskie przysłużyło się do pojawienia tej monografii. Już zachłannym okiem zerkam ku kolejnej książce "z epoki", a mianowicie biografii Władysława Laskonogiego? Ufam, że Wydawnictwo Poznańskie zaszczyci mnie przesłaniem egzemplarza, abym mógł i o nim zamieścić kilka zdań na mym blogu w cyklu "Przeczytania..."?
* W tym miejscu błąd literowy: brak literki "a", jest napisane "Dni 30 stycznia...".
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.