sobota, sierpnia 13, 2016

...Betty Sue zostanie matką

"42-letnia Betty Sue zostanie matką" - niemal darło się z okładki kolorowego szmatławca, jaki leżał na wyciągnięcie jego ręki. Kto nie lubił czytać tych pikantności? Niby to poniżej poziomu, że dno, że ploty i w ogóle jakieś z palca wyssane bzdety! A jednak odpowiedniego dnia szli do kafejki nieopodal, brali ze sterty magazynów tylko taką literaturę. I kiedy okazywało się, że temat jest chodliwy, wywoływał wypieki na ich policzkach, szargał ich spokój - to kupowali w pobliskim kiosku egzemplarz. Na raz dwa takie same? Bo nie umieli się dzielić. Jakaś dziwna niecierpliwość pchała ich do tego samego teksu, przed to samo zdjęcie! Jakby od tego, kto pierwszy wchłonie w siebie kolejną dawkę tych idiotyzmów zależał ich świat, bieg zdarzeń czy rozwój wypadków? I teraz ten potężny nagłówek: "42-letnia Betty Sue zostanie matką"!
I kogo to, do cholery naprawdę interesowało. Albo inaczej! Czy Betty Sue jest jedyną kobietą świata, która zostaje matką po czterdziestce? Teraz, co druga z tych pind sceny, filmu, głupawego serialu pyszniła się już nie tylko czwartym mężem, siódmym partnerem młodszym od ich dziecka z pierwszego małżeństwa, rozbitym wozem czy nową kreacją od Astrid V. - ale ciążą w takim wieku. Tydzień temu Sarah Backe, trzy tygodnie temu Laura Playfair, jakieś pół roku  temu Norma Schild? Za tydzień zjawi się kolejna? I kolejna! I kolejna! I - tak do usranej ciekawości, jaką zaspokoi kolejny kretyn?

Wstanie zawsze sprawiało - ból. Sam fakt. Podnieść się? Nie, najpierw zepchnięcie tego bydlaka "Rolla". Rozłożył się, jak zwykle i w najlepsze chrapał na nim. Przecież to bydlę przypominało małą krowę! Ważył dobre kilkanaście funtów! To już naprawdę lepiej było kupić krowę. Chociaż byłby z niej pożytek. "Roll" akurat podniósł swój ciężki łeb. Tak, jakby naprawdę rozumiał, co tłucze się w jego czaszce, pod tą starganą snem czupryną. Sam do końca nie wiedział. Wzrokowe poszukiwanie bielizny, to był kolejny ból. Dobranie do pary skarpet rzadko mu się udawało. Ale poszło między ludzi, że to taki styl... taki snobizm... kreacja... Ktoś ukuł nawet termin: warholizm? Nie cierpiał bazgraniny Andyego, ale co tam - mogli go gorzej przyrównać. I, co wtedy?
"42-letnia Betty Sue zostanie matką" wdzierało się z jeszcze jednej gazety. Nie, to że jakiś islamski fanatyk rozerwał się na ulicach Afganistanu! Tych szesnaście rozerwanych przez bombę ludzi nikło wobec któregoś tam zaciążenia pierwszorzędnej na popijawach gwiazduni? Kto za rok, dwa, nie mówiąc już o dekadzie będzie pamiętał jakąś tam Betty Sue. To, co, że piękny tatuaż wił się na jej prawym ramieniu, a wylewający z kreacji biust był raczej dziełem jakiegoś współczesnego Frankensteina - ona była na dzisiejszym topie. Jutrzejszy - już się nie liczył. Już tam na horyzoncie migały sylwetki innych zainteresowanych, aby wedrzeć się na ten cholerny czerwony dywan i zaistnieć. A tych szesnastu zabitych! Spłynęło, jak po indyku w Święto Dziękczynienia?...
Znalazł skarpetkę. Tą sprzed weekendu. Tak ją szukał. Spotkanie biznesowe, a on bez tej pieprzonej skarpetki?  Poszedł bez obu. I sprawy poszły gładko, bezboleśnie. Sam nie mógł się sobie nadziwić? Krawat? Był! Jak on nie cierpiał tego krawatowania szyi. To, co że umiał węzeł windsorski zawiązać bez patrzenia. Od lat nie rozwiązywał krawatów. Pozostawiał je w stanie zawiązania. Miał-że w chwili spóźnienia jeszcze mordować się z węzłem pod szyją. Równie dobrze mógłby się w takiej chwili obwiesić. Nie nosił tylko  tego ze skretyniałym wzrokiem ze znanej bajki Disneya. Tak, lubił rysunkowego gościa, ale na krawacie pasował mu, jak kurze odkurzacz.
Włączył radio. Aksamitny głos Brendy Axel donosił: "Betty Sue opuściła dziś rano klinikę św. Andrzeja, towarzyszył jej życiowy partner Bady i poinformowali dziennikarzy, że pod koniec grudnia urodzi się mała Aretha. Ci, którzy obstawiali płeć dziecka...". Najchętniej splunąłby w tej chwili. Znając swe skłonności do nie trafiania w cel - wolał nie podejmować tego ryzyka. Jeszcze trafiłby w święty obrazek? Carmen by go chyba zabiła... Obstawiano płeć dziecka? - odbiło ludziom. Zaraz przypomniał sobie o kuponie loterii "Blask Sezamu".
Szukanie go, to dość karkołomne przedsięwzięcie. Ale wreszcie wydłubał go. Zmięty, pognieciony? Nic to. Cały czas dawał nadzieję. 1, 5, 6, 12, 16, 18, 20, 29. Włączył telegazetę: 2, 4, 7, 10, 11, 17, 21, 30. Mało go szlag jasny nie trafił! To jakby strzelał ślepymi plemnikami!... Wszystko obok?!
Wszedł do łazienki. Carmen znowu nie zamknęła tubki z pastą do zębów. I zostawiła waciki. Zużyte. Gdyby to on tak zostawiał? Ciekawe czy "Bady", co rano zbiera po Betty Sue takie szpargały? I znowu nie było papieru na swoim miejscu? Tak, jak zwykle tylko pusta rolka. Ciśnienie lekko podniosło się. Do wybuchu nie doszło, kiedy dostrzegł na lustrze napis szminką: "Te ami mi héro!". Jak miał się w podobnej chwili boczyć na Carmen.
Carmen Diaz zazdrościli mu chyba wszyscy w promieniu dziesięciu mil? A może jeszcze dalej? Jakie to miało znaczenie! Bo kogo wybrała, z kim się związała? Z Johnem Krammerem? Nie! Martinem Evansem? Nie! Nawet nie spojrzała na Jerrego Patersona? Ile byli ze sobą? Półtorej roku? Sam nie wierzył w tę życiową arytmetykę. Osiemnaście miesięcy? Chwilami musiał przekonywać się sam, że to nie sen. I był jej w stanie wybaczyć te łazienkowe bałagany. Cały czas czuł zapach jej perfum. Tak, naprawdę bał się tego dnia, kiedy ich... nie poczuje. Trochę trwało nim podniósł się, kiedy odeszła Quatro. Było, minęło? Wcale tak nie było. Każde odejście było ciosem. Marion, Britty, Bobby... Wlewał w siebie kolejną butelkę Johnniego Walkera aż do chwili, kiedy wewnętrzny czasomierz włączał dzwonek: dość! koniec! wracamy! I wracał. 
"42-letnia Betty Sue zostanie matką"? W kuchni leżał ten drugi egzemplarz. Zagarnął go i cisnął na stos przeczytanych (lub nie) gazet. Nacisnął play na wieży. Włączyła się płyta. Popłynął dobrze znany dźwięk fortepianu. Jazz. Bill Evans i jego improwizacje? Nie mieściło mu się w głowie, że to już całe dziesiątki lat od jego śmierci. Kiedyś zdawało mu się, że 51 lat, to starość. Teraz, kiedy sam przekroczył te lata już tak nie myślał.
"42-letnia Betty Sue zostanie matką". Właściwie po cholerę się tym wszystkim przejmował. Co go tam obchodzi ta jakaś Betty? Jemu zaraz żyłka pęknie w mózgu od nadmiaru nerwów, a tę tam to dotknie? Bzdura! Fanów swych pewnie nie jest w stanie zliczyć, a wiedziałaby o nim?! Śmieszy go, gdy ktoś wierzy, że podobna B. S. koresponduje z nimi, fanami, na swoim profilu społecznościowym. niby kiedy miałaby mieć czas? Między solarium, a kosmetyczką? Siedzi jakaś opłacona małpa i wypisuje te wszystkie zachwyty, podziękowania, niewinne flirtowania! A ciemny naród wierzy, że jego gwiazda jest taka bliska z nim? Bzdura.
Paczka papierosów Carmen leżała na lodówce. Zapomniała zabrać? Czy celowo zostawiła, aby go drażnić? Ma się pieklić, że znowu zaczęła swój smrodliwy proceder? Uśmiechnął się na myśl o tym i sięgnął po papierosa. Tak, zapalił. Po raz pierwszy od lat. Wciągnął dym i nawet się nie srożył, że smrodliwe, że trujące. Może w tej chwili po prostu potrzebował tej dawki nikotyny, jak kieliszka wódki?
"42-letnia Betty Sue zostanie matką". Spojrzał przez okno. Chłopcy od Goldsmitha kopali piłkę przed swym domem, samochód Barbary Nixon stał już na podjeździe. Zaraz wejdzie, a Phil, jak to Phil zadzwoni do Rity? Znów na kilka godzin, ten niby zapracowany w domu architekt, będzie miał spuszczone w oknie rolety... Normalne widoki, jak każdego dnia. Nowością było graffiti na garażu zbaraniałego na ten widok Winstona. Uśmiechnięta blondynka szczerzyła się stuprocentową zawartością szczęk w stuprocentowo poprawione uzębienie. Nie wierzył własnym oczom. Zerknął na okładkę kolorowego magazynu. To była ta sam twarz. To była - Betty Sue...

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.