czwartek, sierpnia 13, 2015

Paleta (VI) - Eugène Delacroix

Eugène Delacroix - autoportret
"Talleyrand jest ojcem dwu arcydzieł: pierwsze nie nosi jego nazwiska, ale pod drugim się podpisał. Pierwsze jest arcydziełem sztuki: zostało poczęte w cieniu alkowy i nazywa się Eugeniusz Delacroix. Drugim, które powstawało na oczach całej Europy i w pełnym świetle reflektorów Historii, jest kongres wiedenki" - czytamy u Jeana Orieux w biografii pt. "Talleyrand, czyli niezrozumiany sfinks" (Wyd. PIW 1989). Zresztą nie ma on żadnych wątpliwości, co do ojcostwa przyszłego geniusza pędzla! Chłopca urodzonego 26 kwietnia 1798 r. nie mógł spłodzić pan Charles Delacroix - z powodu pewnej operacji, o której znajdziecie szczegóły w kolejnych akapitach cytowanej biografii. 
Idziemy tokiem myślenia Jeana Orieux: "Ojciec i syn zachowali milczenie na temat łączących ich związków. Byli do siebie wystarczająco podobni, by nie rozgłaszać tego, co ludzie dobrze poinformowani wiedzieli już od roku 1798". Dalej snuje, jak pomyślnie układała się kariera artystyczna młodego artysty! Bez protekcji eks-biskupa Autun byłoby to po prostu niemożliwe. Z drugiej strony Jean Orieux chwilami jest niekonsekwentny, skoro w jednym z przypisów podaje: "Opinie co do pochodzenia Delacroix są podzielone, bowiem na ich poparcie można przytoczyć jedynie przypuszczenie". Żeby jeszcze bardziej zamieszać nam w głowach kończy odpowiedni rozdział zdaniem, które robi wrażenie: "Talleyrand spłodził więcej niż arcydzieło: spłodził twórcę arcydzieł".

"La Barque de Dante'
Kiedy zapytać przeciętnego odbiorce sztuki: jakie ma skojarzenia z malarstwem Eugène Delacroix? - to bez wątpienia odpowie, że "Wolność wiodąca lud na barykady"! Mało kto dziś pamięta, że powstanie tego wiekopomnego płótna, to zasługa... rządu francuskiego! Tak, to było urzędowe zamówienie. Że później za bardzo nie wiedziano, co z tym arcydziełem zrobić, to zupełnie inna sprawa. Przypominać JKM Ludwikowi Filipowie, że zawdzięczał swe wywyższenie lipcowej rewolucji? Duży nietakt. A i artystyczna wizja drażniła współczesnych. To, że koniec końców znalazł się w Luwrze, to duże szczęście. Choć i tam była narażona na... ataki!

"La Liberté guidant le peuple"
Innym obrazem Delacroix, z którym były niejakie kłopoty była "Masakra na Chios"! Znowu zerkamy do biografii jego naturalnego ojca (jak enigmatycznie określano taki stan posiadania dzieciątka): "...wywołało straszliwy skandal: widniały na nim stosy zielonkawych ciał zruconych byle jak niczym prawdziwe trupy, całkiem inaczej, niż układano ciała martwych bohaterów w Królewskiej Akademii Malarstwa. Tego było już za wiele: oficjalne malarstwo chciało skończyć raz na zawsze z rewolucją palety i z Delacroix". Czym się ten "huczek" skończył? "...państwo - czytamy dalej - zakupiło rewolucyjny obraz za 6000 franków!".

"Le Massacre de Scio"
My Polacy powinniśmy mieć wyczulony smak na paletę Mistrza Eugène, bo przecież to ON stworzył najsłynniejszy portret Fryderyka Chopina! Obraz nie została ukończony, ba! został później rozcięty! Po tym barbarzyństwie  rozdzielono Fryderyka od jego kochanki, czyli George Sand. To, co oglądamy jako "całość" stanowi jakby rekonstrukcję pierwotnego dzieła. Bez wątpienia pomocny okazał się szkic do tego dzieła.



Trudno chyba znaleźć, w naszym polskim odbiorze, drugiego takiego francuskiego malarza, który byłby rozpoznawalny na równi z Eugène Delacroix. Może jeszcze Jacques-Louis David? I na tym koniec? Chyba tak. Nie miejmy przeto pretensji, że ci sami Francuzi w XIX w. nie rozumieli Jana Matejki i pewnie ich potomkowie dziś nie wysililiby umysłów, aby wymienić innych mistrzów XIX-wiecznej palety polskiej. 


Strach pomyśleć o ile świat byłby uboższy, gdyby pani Victoire Œben była bardziej cnotliwą damą swoich "zepsutych czasów". Nie mielibyśmy czego podziwiać i o kim pisać? I nie byłoby urokliwego portretu Fryderyka Chopina. Eugène Delacroix zmarł w Paryżu 13 sierpnia 1863 r.

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.