czwartek, lipca 16, 2015
Przeczytania... (49) - Magdalena Kicińska "Pani Stefa" (Wydawnictwo CZARNE)
"...trzeba sobie mieć odwagę powiedzieć, że 44 lata to już początek starości, spracowana też jestem i nerwy nigdy nie były od czasu wojny w najlepszym gatunku. [...] Teraz do równej pracy muszę się zabrać, bo ciężko i samotnie, jak tak raz po raz bliskich ludzi się traci" - to jeden z fragmentów listu, jaki 18 listopada 1929 r. pisała do swej wychowanicy Fejgi Liszyc panna/pani Stefania Wilczyńska. Ci, którzy oglądali film A. Wajdy "Korczak" pewnie zapamiętali wyrazistą kreację Ewy Dałkowskiej. Bo to właśnie było kinowe wcielenie Stefanii Wilczyńskiej. Dzięki pani Magdalenie Kicińskiej i jej książce "Pani Stefa", którą zawdzięczamy Wydawnictwu Czarne - możemy poznać kobietę niezwykłą. Najbliższą współpracownicę doktora Janusza Korczaka (Henryka Goldszmita). Poznajemy świat, który został pogrzebany wraz z rozpętaniem przez hitlerowskich Niemców antysemickiej zagłady! Jest okazja obcowania z osobą wyjątkową. Pozostawała w cieniu "Starego Doktora". Pani Magdalena Kicińska nadrabia zaległość minionego czasu i kreśli żywot osoby niezwykłej. Daje nam kolejną książkę, która nie tylko zmusza do myślenia, wartościowania własnych dokonań, stawiania sobie pytań. Z wieloma nie możemy się zmierzyć. Dlaczego? Nie żyliśmy (dziękować Panu) w czasach Stefanii Wilczyńskiej. Nikt nie piętnował nas określeniem "Żyd!", "Żydówka!", "Żydziol!". Nie poznamy okrucieństwa czasów "represji ławkowych"! Oby nikt nie stawiał nam pytań: ile jest w nas Polaka w Polaku? I właśnie, aby tamto plugastwo nigdy nie wróciło trzeba, aby powstawały takie książki, jak "Pani Stefa". Autorzy, którzy podejmują podobne tematy powinni dostawać granty, wsparcie, a szacowne wydawnictwa powinny zabiegać o ich wydanie. Brawo Czarne, że wydało tą poruszającą książkę.
"Nie mogę porównywać Pani nastawienia z moim teraz, bo siła doświadczenia na tyle przeszkadza, ile pomaga w samokrytyce. Dlatego taka ostrożna jestem w dawaniu rad" - taki wpis pozostawiła "pani Stefa" u jednej z bursistek, która odbywała praktykę w Domu Sierot. W podobnej chwili odzywa się we mnie belfer. Trzeba dużej pokory, aby coś podobnego napisać. Dziś już nie spotykamy się z podobną klasą. Można, jak śmiecia traktować nauczyciela z XXX-letnim stażem na równi z tym "gołowąsem", który dopiero stawia pierwsze kroki w zawodzie. I dlatego rozdział, w którym M. Kicińska cytuje wiele z podobnych opinii należałoby dedykować współczesnemu nadzorowi pedagogicznemu. Młody nauczyciel też powinien nabrać pokory. Nie starczy naczytać się książek i dostać dyplom z wyróżnieniem. Sam chwilami boję się polemizowania z wysokości wypracowanych lat. W końcu to ja mogę się mylić. Gdybym miał jeszcze możliwość chętnie poprowadziłbym warsztat, którego mottem mogłoby być takie zdanie: "Często chcą wydusić ode mnie radę, gdzie nie chcą sami decydować (nawet dorośli). a ja chce ich zmusić do samodzielnej decyzji. Tak lepiej".
Pewnie, że ocena Stefanii Wilczyńskiej nie jest jednoznaczna. Książka nie jest laurką! Bo po prostu życie takim nie było. Źle by się stało, gdybyśmy dostali wymodelowaną heroinę! Pomnik! Nie. M. Kicińska cytuje m. in. wypowiedzi, jakie w anonimowej ankiecie zebrano trzy dekady pośród żyjących jeszcze wtedy wychowanków "pani Stefy". No to przytoczę kilka: "Była jak matka, ale taka, co trzyma mocno", "Doktor był bardzo wrażliwy, czuły. Ona musiała być twarda", "Były dzieci, których nie lubiła. Mnie wyrzuciła z domu za nic", "Nie lubiłem jej", "Korczak był jak matka, ojcem była Stefa". Jeden z wychowanków, Samuel Gogol, tak wspominał: "Sądzę, że zastępowała nam i matkę, i ojca, przecież ktoś musiał nas prowadzić silną ręką. W moich wspomnieniach Dom sierot to pani Stefa, a pani Stefa - to Dom Sierot [...]". Skrajnie, z anonimowej ankiety, muszę zacytować i takie wspomnienie: "Kiedyś dostałem od niej policzek, nie pamiętam, za co. Byliśmy sami. Powiedziałem: Też mam ręce i mogę oddać. spojrzała zdumiona i - objęła mnie. Nie przeprosiła, ale przytuliła mnie, wiedząc, że popełniła błąd".
Kiedy powyżej wspomina się "wojnę", to miano na myśli Wielką Wojnę, tą z lat 1914-1918, kiedy doktor Henryk Goldszmit, jako poddany JIM cara Mikołaja II, został zmobilizowany do rosyjskiego wojska. I to na barki panny Wilczyńskiej spadła odpowiedzialność za utrzymanie Domu Sierot przy ul. Krochmalnej 92 w Warszawie! W ówczesnej prasie znaleźlibyśmy taką notatkę: "Dom Sierot ma już ustaloną opinię wzorowej instytucji wychowawczej. Cały system zajęć, podział pracy, plan dnia - oparte są na zasadach nowoczesnej pedagogiki i dają doskonałe wyniki". Zachował się niesamowity dokument w postaci pamiętnika. Nie znamy Autorki! To wstrząsające zapisy o życiu w Domu Sierot, głodzie, chłodzie, pannie Stefie, opinie o nieobecnym doktorze Goldszmicie, śmierci Esterki! Już po wojnie, w 1919 r. w "Tygodniku Nowym" pojawił się artykuł, w którym czytelnicy znaleźli zdanie: "Naczelna kierowniczka Domu Sierot p. Stefania Wilczyńska, która tyle miała do zwalczania przeszkód natury materialnej przez lata wojenne, nie traci nadziei, że społeczeństwo odczuje niedolę dziecięcą i nie dopuści do zagłady instytucji o tak poważnym znaczeniu społecznym". Nikt nie mógł przewidzieć, że za dwadzieścia lat rozpętana zostanie kolejna wojna światowa, która wymorduje ludzi pokroju Goldszmitów/Korczaków i Wilczyńskich!...
Książkę Magdaleny Kicińskiej powinien przeczytać każdy groźny oszołom, który uważa się za 100 % Polaka. Z historycznego punktu widzenia takich ludzi powinno zakwalifikować się do idiotów, niedouków lub faszystów! Nie istnieje "100 % Polak". To po prostu niemożliwe! Jesteśmy spadkobiercami Rzeczypospolitej Obojga Narodów - bardzo wielu Narodów! Tych, którzy upierają się przy swoim rasowym fanatyzmie odsyłam do cytowanych listów, jakie zamieścił "Mały Przegląd". Garść ku przemyśleniom, rozsądnym: "czy za to, że jestem żydem, trzeba mnie bić?", "Stefcia pyta, czy słusznie, że żydowskie dzieci nie mają szkoły, bo do jedynej chrześcijańskiej nie przyjmują żydów", "Dzieci chrześcijańskie się mnie brzydzą, a przecież mamusia mnie codziennie myje", "Czy są osobno polscy i żydowscy aniołowie?". Dziwić się, że pani Stefa w pewnym momencie nie wytrzymuje i oświadcza do komunizujących podopiecznych: "A róbcie już tę swoją rewolucję". Zaskakujące może być, że rozważała nawet wyjazd do Z.S.R.R.?
Z listu do Fejgi Lifszyc z 18 lutego 1930 r.: "Na ogół dzieciom i młodzieży źle, smutno, krzywda! Ja stara już [miała wtedy 44 lata - przyp. KN], zahartowana, i to dreszcz mnie przechodzi, jak tych opowiadań słucham. Najgorsze, że rady nie widać. A ludzie dobrej woli mordują się. Warunki dla uczciwego pracownika straszne". Waha się. Walczy ze sobą. I podejmuje decyzję! Jedzie w 1931 r. do Fejgi. Do dzieciaków przysyła list, dzieli się swym zachwytem nad Palestyną: "...dziwny, dziwny świat. Żydzi-policjanci, Żydzi-konduktorzy na kolejach, urzędnicy na poczcie, Żydzi-murarze budują domy i Żydzi w polu. Wszędzie szyldy hebrajskie". Są cytowane listy, które docierały do Palestyny. Była tam dwa miesiące. Wróci tam jeszcze później, ba! będzie zastanawiała się nad stałym tam osiedleniem się. Stąd nauka języka. Nie zdecyduje się na pozostanie. Wiele szczegółów na temat wahań i wątpliwości odnajdziemy w cytowanych listach do Fejgi Lifszyc. Mogła zostać w kibucu. Wybrała powrót do Warszawy. Ostatnie pożegnanie z "Ziemią Obiecaną" nastąpiło 2 maja 1939 r. Kiedy będzie wracać, w sejmie minister Józef Beck będzie odrzucał żądania Hitlera wobec wojny. Wojna wybuchnie 1 września...
W listopadzie 1939 r. Dom Sierot z ul. Krochmalnej 92 przenosi się na Chłodną 33 - do getta. Trzeba być wyjątkowo obojętnym, aby nie poruszył nas dzieci i ludzi tam skazanych na zagładę. Janusz Korczak i Stefania Wilczyńska nigdy nie opuszczą swoich dzieci! Ich zapiski, wspomnienia nie pozostawiają złudzeń... Śmierć! Dookoła! Bliskich! Rozstania z rodzinami! Magdalena Kicińska uświadamia nam: "Dzieci przynoszą ze sobą: koszmary senne, krzyk i nocne moczenie, sieroctwo, głód, strach, tyfus, dur brzuszny, czerwonkę, jaglicę, bose stopy, dziurawe swetry, wszy". Obraz dopełniają fragmenty, cudem ocalonego, pamiętnika J. Korczaka. Wyżywić i utrzymać należało sto pięćdziesiąt ludzkich istnień! Na ile wiedziano, co kryje się za rzekomymi deportacjami "na Wschód"? Wstrząsające jest to, co pani Stefa powiedziała: "Dzieci nic nie wiedzą, robimy wszystko, żeby nie było paniki. Ufają nam. Cokolwiek się stanie, do końca będziemy wszyscy razem". Zdobyła... cyjanek. "Wzięła go dla siebie? - stawia pytania M. Kicińska - Dla Korczaka? Dla dzieci - których, jak wybrać? Zdążyła zażyć?". Bała się, aby nie ewakuowano Domu Sierot pod jej nieobecność. Zapędzono ich na Umschlagplatz 5 lub 6 sierpnia 1942 r.
M. Kicińska odnalazła i rozmawiała ze Szlomem Nadelem. To jego wypowiedź: "...mnie tam nie było, to skąd mam wiedzieć? Słyszałem, że Korczak mógł się uratować, wybrać wyjście na aryjską stronę, ukrycie, ucieczkę. Ona może też. A ja sobie myślę: jeśli on, tak jak i Stefa, mieli cały życie takie, nie inne, z nami, to jak mogli inaczej?! Tam nie było żadnego wybierania!". Cenne jest spostrzeżenie Emanuela Ringelbluma: "Przez cały czas, przed wojną i podczas wojny, Korczak pracował razem z panią Stefanią Wilczyńską. Współpracowali ze sobą przez całe życie. Nawet śmierć ich nie rozłączyła. Poszli razem na śmierć. Wszystko, co związane jest z osobą Korczaka - internat, propagowanie miłości do dzieci - wszystko jest wspólnym dorobkiem obojga. Trudno określić, gdzie zaczyna się Korczak, a gdzie kończy Wilczyńska". I to chyba najpiękniejsze epitafium, jakie pozostaje po tych dwojgu niezwykłych ludzi.
Książka Magdaleny Kicińskiej, to ważna wkład w zrozumienie i poznanie tych czasów, kiedy jeszcze nie było Polski, jak się wykuwała, jak ginęła po raz kolejny... W ten wir rzucona kobieta niezwykła. Polka, Żydówka - trudno chwilami stawiać te określenia. Niesamowita osobowość - o! Nie wiem czy Autorka pisząc "Panię Stefę" zdawała sobie sprawę, że napisała pieśń pochwalną na temat niepospolitego pedagoga. Przywróciła Stefanię Wilczyńską! Tak, wskrzesiła! Proszę zerknąć do biografii "Korczak. Próba biografii" Joanny Olczak-Ronikier. Jak ona ocenia relacje panny Stefy z doktorem Korczakiem. Czytamy tam: "Ona go pokochała. To nie jest tajemnica. Pisali o tym, mniej lub bardziej oględnie, ci, którzy ich znali". Magdalena Kicińska też nie omija tego wątku. Nie dopatrujmy się taniej sensacji. Życie Stefanii Wilczyńskiej takim nie było. Wzruszająca, piękna, mądra, wstrząsająca - i postać, i książka. Trudno o Nich nie pisać z zachwytem.
W listopadzie 1939 r. Dom Sierot z ul. Krochmalnej 92 przenosi się na Chłodną 33 - do getta. Trzeba być wyjątkowo obojętnym, aby nie poruszył nas dzieci i ludzi tam skazanych na zagładę. Janusz Korczak i Stefania Wilczyńska nigdy nie opuszczą swoich dzieci! Ich zapiski, wspomnienia nie pozostawiają złudzeń... Śmierć! Dookoła! Bliskich! Rozstania z rodzinami! Magdalena Kicińska uświadamia nam: "Dzieci przynoszą ze sobą: koszmary senne, krzyk i nocne moczenie, sieroctwo, głód, strach, tyfus, dur brzuszny, czerwonkę, jaglicę, bose stopy, dziurawe swetry, wszy". Obraz dopełniają fragmenty, cudem ocalonego, pamiętnika J. Korczaka. Wyżywić i utrzymać należało sto pięćdziesiąt ludzkich istnień! Na ile wiedziano, co kryje się za rzekomymi deportacjami "na Wschód"? Wstrząsające jest to, co pani Stefa powiedziała: "Dzieci nic nie wiedzą, robimy wszystko, żeby nie było paniki. Ufają nam. Cokolwiek się stanie, do końca będziemy wszyscy razem". Zdobyła... cyjanek. "Wzięła go dla siebie? - stawia pytania M. Kicińska - Dla Korczaka? Dla dzieci - których, jak wybrać? Zdążyła zażyć?". Bała się, aby nie ewakuowano Domu Sierot pod jej nieobecność. Zapędzono ich na Umschlagplatz 5 lub 6 sierpnia 1942 r.
M. Kicińska odnalazła i rozmawiała ze Szlomem Nadelem. To jego wypowiedź: "...mnie tam nie było, to skąd mam wiedzieć? Słyszałem, że Korczak mógł się uratować, wybrać wyjście na aryjską stronę, ukrycie, ucieczkę. Ona może też. A ja sobie myślę: jeśli on, tak jak i Stefa, mieli cały życie takie, nie inne, z nami, to jak mogli inaczej?! Tam nie było żadnego wybierania!". Cenne jest spostrzeżenie Emanuela Ringelbluma: "Przez cały czas, przed wojną i podczas wojny, Korczak pracował razem z panią Stefanią Wilczyńską. Współpracowali ze sobą przez całe życie. Nawet śmierć ich nie rozłączyła. Poszli razem na śmierć. Wszystko, co związane jest z osobą Korczaka - internat, propagowanie miłości do dzieci - wszystko jest wspólnym dorobkiem obojga. Trudno określić, gdzie zaczyna się Korczak, a gdzie kończy Wilczyńska". I to chyba najpiękniejsze epitafium, jakie pozostaje po tych dwojgu niezwykłych ludzi.
Książka Magdaleny Kicińskiej, to ważna wkład w zrozumienie i poznanie tych czasów, kiedy jeszcze nie było Polski, jak się wykuwała, jak ginęła po raz kolejny... W ten wir rzucona kobieta niezwykła. Polka, Żydówka - trudno chwilami stawiać te określenia. Niesamowita osobowość - o! Nie wiem czy Autorka pisząc "Panię Stefę" zdawała sobie sprawę, że napisała pieśń pochwalną na temat niepospolitego pedagoga. Przywróciła Stefanię Wilczyńską! Tak, wskrzesiła! Proszę zerknąć do biografii "Korczak. Próba biografii" Joanny Olczak-Ronikier. Jak ona ocenia relacje panny Stefy z doktorem Korczakiem. Czytamy tam: "Ona go pokochała. To nie jest tajemnica. Pisali o tym, mniej lub bardziej oględnie, ci, którzy ich znali". Magdalena Kicińska też nie omija tego wątku. Nie dopatrujmy się taniej sensacji. Życie Stefanii Wilczyńskiej takim nie było. Wzruszająca, piękna, mądra, wstrząsająca - i postać, i książka. Trudno o Nich nie pisać z zachwytem.
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.