środa, lipca 22, 2015
Pałac Kultury i Nauki im. Józefa Stalina - 60. rocznica gwałtu na architekturze Warszawy
„Rząd Związku Radzieckiego zobowiązuje się zbudować w Warszawie
siłami i środkami Związku Radzieckiego 28-30 piętrowy gmach Pałacu
Kultury i Nauki… Koszty, związane z budową bierze na siebie rząd Związku
Radzieckiego…” - jak postanowiono, 5 kwietnia 1952 r., tak zaczęto realizację. Budowa ruszyła już 2 maja tego roku, a równe 60. lat temu na tzw. święto ludowe (22 lipca 1955 r.) Pałac Kultury i Nauki im. Józefa Stalina stał w całej okazałości! I stoi! Co jakiś czas odżywają pomysły, co z tą bryłą zrobić...
Bije godzina niezapomniana
Zakręt historii - druga zmiana
trzeba zwycięstwu drogę torować,
Marsz rozpoczęty, Partio prowadź!
W takim duchu pisał przed laty... Jan Brzechwa! W takim duchu pięły się ku chmurom mury "daru sowieckiego narodu"! Kraj robotników i chłopów oraz inteligencji pracującej potrzebował nowych symboli! Każda władza totalitarna gustowała w monumentalizmie wznoszonych przez siebie choćby budowli! Tak było w starożytności, przez kolejne stulecia i w swoistym spadku spadło na Warszawę. Pokolenie Bierutów zachciało godnie uczcić pamięć gruzińskiego kata, Józefa Stalina. Literaci deklarowali w duchu: "Nowe motywy życia, twórczy zapał robotnika i chłopa wymagają od literatów gruntownego przemyślenia środków pisarskich". Skoro literaci przemyśliwali, to i murarze, a wcześniej architekci, nie mogli być gorsi. I oszpecili nasze miasta bryłami socrealizmu budowlanego!
Pałac Kultury i Nauki im. Józefa Stalina jest takim klasycznym przykładem. No, ale skoro do planów projektowych swoje "trzy grosze" dorzucali tacy "znawcy architektury", co towarzysze Bolesław Bierut i Hilary Minc? Ma Warszawa po tych panach (hrabia Poniemirski wykrzyczałby: "Jakich panach?! Chamach, nie panach!") m. in. jeszcze "pamiątkę" w postaci Marszałkowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej! Oczywiście towarzysze uważali zupełnie inaczej: "Gdy zbrodniczy faszyzm hitlerowski i wojna zadały Warszawie straszne rany, Związek Radziecki, ostoja pokoju pomaga nam zatrzeć bolesne skutki tych straszliwych zniszczeń". To zatracie wielu do dziś wychodzi bokiem...
Ale to nie MDM obchodzi swoje urodziny, ale P.K. i N. im. J. Stalina! Ten architektoniczny gwałt na centrum Warszawy raczej z niego nie zniknie. Powstają różne komitety żądające od kolejnych władz Stolicy rozebrania tego piku! To się chyba nie uda. Prosta przyczyna: zbyt wiele instytucji korzysta z "dobrodziejstwa" tego gmaszyska! Jak nie instytucje kultury (np. tetry), to obwieszono to to antenami satelitarnymi różnych nadawców - zbyt wielu jest zainteresowanych tym, aby kolos stał "po wsze czasy".
Porównuje się często P.K. i N. im. J. Stalina z cerkwią pod wezwaniem Aleksandra Newskiego, którą zburzono w latach 20-tych XX. Oba symbolizowały wasalstwo Warszawy od Moskala (bez względu czy był to Petersburg czy Moskwa). Ale zburzyć jedną cerkiew, a takiego kolosa? - chyba jednak jest różnica. Swoją drogą ciekaw jestem jaki byłby koszt: 1. wyburzenia; 2. utraty miejsc pracy dla rzeszy pracujących tam ludzi.
Szkoda gubić te "perły" oratorskie, jakie wtedy wygłaszano. Z ust jednego z mówców padło takie piękne zdanie za zdaniem: "Gdy naśladowcy Hitlera, imperialiści amerykańscy prześcigają jego zbrodnie i na ziemię koreańską rzucają zarazem dżumy i cholery, i prąc do nowej wojny, chcieliby zgotować zagładę kulturze i cywilizacji, Związek Radziecki w mieście naszym, które tyle ucierpiało od zbrodni faszyzmu i wojny, wznosi Pałac Kultury i Nauki, który służyć będzie sprawie pokoju".
Nie ujrzymy już ani na fasadzie, ani na księdze trzymanej przez jedną z postaci nazwiska Wielkiego Chorążego Pokoju: STALIN! Wyparto się tego bożyszcza? Inni cały czas straszą dźwiękiem swych znienawidzonych nazwisk: MARKS, ENGELS, LENIN. Swoją drogą czy nie ciekawym pomysłem byłoby: utworzyć właśnie w tym koszmarze muzeum socrealizmu? Pokazać tych, którzy w chwili zniewalania Narodu (kiedy w kazamatach UB ginęli Nil, Łupaszaka, Inka) oddali się ciałem i duszą temu bandyckiemu systemowi. Zrobić taki Skansen im. J. Stalina? Mnie, jako bydgoszczanina obraża co innego, i to w mym własnym mieście: że muszę jeździć ulicą planu 6-letniego!...
Trudno zapomnieć też o tamtej tragicznej sobocie: 10 kwietnia 2010 r.
PS: Wszystkie zdjęcia ze zbiorów autora blogu. Wykonane w latach 2006-2010. Nawiasem mówiąc piszący te słowa raz jeden był na szczycie Pałacu - w sierpniu 1970 r. To była moja pierwsza wizyta w Warszawie. Gdzieś nawet zachowała się fotografia wykonana z samej góry: ludzie jak mrówki, samochody jak pudełeczka?
Moze jakies trzesienie ziemi. Tylko w tym miejscu i bez ofiar.
OdpowiedzUsuńEKSTREMALNIE!...
OdpowiedzUsuń