wtorek, czerwca 30, 2015

Zapomniana victoria (4) - Beresteczko 1651 r.

JKM Jan II Kazimierz Waza
"Jeżelibyście też ich [tj. Kozaków - przyp. KN] dostać nie mogli, abyście waszmościowie onych na żonach, dzieciach karali i domy w niwecz obrócili, gdyż lepsza jest rzecz żeby pokrzywa na tem miejscu rosła, aniżeli żeby się zdrajcy Jego Królewskiej Mości i Rzeczypospolitej tam mnożyli" - takimi słowy kończył się uniwersał, jaki w Barze 3 septembra 1637 r. wydał hetman wielki koronny Stanisław Koniecpolski. Ta  brutalna wykładnia, której mieli się trzymać hetmańscy podkomendni nie pozostawiał złudzeń. Nikt na południowych rubieżach Rzeczypospolitej Obojga Narodów nie bawił się w konwenanse! Rachunek został wystawiony dość rychło, bo AD 1648 r.: "Na całej Ukrainie i Zadnieprzu poczęły zrywać się jakieś szumy, jakoby zwiastuny burzy bliskiej; jakieś dziwne wieści przelatywały od sioła do sioła, od futoru do futoru, na kształt owych roślin, które jesienią wiatr po stepach żenie, a które lud perekotypolem zowie. W miastach szeptano sobie o jakiejś wielkiej wojnie, lubo nikt nie wiedział, kto i przeciwko komu ma wojować. Coś zapowiadało się wszelako. Twarze ludzkie stały się niespokojne" - czytamy w "Ogniem i mieczem". War, jaki w tej kadzi uwarzono rozlał się straszliwym okrucieństwem bratobójczej wojny! 
Rok ów, 1648, wpisał do historii Rzeczypospolitej Obojga Narodów straszne słowa: Żółte Wody, Korsuń, Piławce. To nie były klęski! To był pogrom! Sprawcę poznano z imienia i nazwiska - zwał się Bohdan Chmielnicki / Богдан Зиновій Хмельницький! Trudno się też i dziwić butnym, zwycięskim Kozakom, że w Perejasławiu rzucali w twarz Lachom: "Już minęły te czasy, kiedy nas siodłali Lachy. [...] Teper się ich nie boimy. Doznaliśmy my pod Piławcami: nie oni to Lachowie, co przedtem bywali i bijali Turki, Moskwę, Tatary, Niemce. Nie Zamojscy, Żółkiewscy, Chodkiewiczowie, Chmieleccy, Koniecpolscy; ale Tchórzowscy, Zajączkowscy, detynie w żelazu poubierane. Pomerli od strachu, skoro nas ujrzeli [...]". Jakby pasma nieszczęść mało było w Mereczu 20 maja 1648 r. zmarł JKM Władysław IV Waza. Elekcja wyniosła na tron jego przyrodniego brata (a zarazem kuzyna, brata ciotecznego) Jana II Kazimierza Wazę (1648–1668).

Богдан Зиновій Хмельницький
I w tym momencie zaczyna się... zapomnienie? Beresteczko zostało zasypane milczeniem pokoleń? Ma w tym swój udział ktoś tak znaczący dla polskiej historiografii, jak prof. Zbigniew Wójcik (1922-2014)? Oto w biografii JKM największy triumf militarny tego panowania sprowadzono do... dwóch zdań? Nie zdziwiłbym się, gdyby czytelnik ich w ogóle nie dostrzegł: "...w czerwcu 1651 r., a więc wtedy gdy miała nastąpić interwencja rosyjska, powstańcy ukraińscy i ich sojusznicy tatarscy ponieśli wielką klęską pod Beresteczkiem. Zwycięstwo polskie w tej bitwie powstrzymało więc na kilka lat agresję rosyjską na Rzeczpospolitą". Jedno z najbardziej doniosłych zwycięstw oręża polskiego  t a k   wpisane w biografię? 
"Na polach Beresteczka spotkały się wreszcie owe krociowe zastępy i tam to stoczono jedną z największych bitew w dziejach świata, której odgłosem brzmiała cała ówczesna Europa" - przypominał potomnym w XIX w. Henryk Sienkiewicz. Wiem, zaraz odezwą się głosy: "Veto! veto! tylko nie Sienkiewicz!..". To ja inaczej odparuję: a gdzie w kinowej adaptacji "Ogniem i mieczem" Jerzego Hoffmana ta batalia? Odjeżdżający w mrok Bohun? Dopisana kwestia? Opuszczałem kino lekko zniesmaczony.
"Obwieszczamy tedy trzeciemi i ostatniemi wiciami, według konstytucji sejmu - czytano w królewskim uniwersale wydanym przez JKM Jana II Kazimierza w Warszawie 1 marca 1651 r. -  wszystkich Rpltej obywatelów, iż na pościąganie swawolnych rebelizantów naszych, którzy złączywszy się z pogaństwem, zasadzili się na wykorzenienie nie tylko krwie szlacheckiej i swobód, wolności, imienia polskiego, ale i wiary Ś. katolickiej w tem Królestwie zawsze kwitnącej, z podeptaniem i rozwaleniem kościołów imieniowi boskiemu poświęconych, osobą naszą ruszamy się. Do ściągnienia zaś się wszystkim, którzy do pospolitego ruszenia z prawa są obowiązani, miejsce i dzień V miesiąca następującego czerwca pod Konstantynów stacyę naznaczamy i tam osobą Naszą na dzień pomieniony Uprzejmości i wierności Was oczekiwać będziemy". Smutne to jedynie, że w  XVII w. Rzeczpospolita cały czas wspierała się na takim militarnym przeżytku, jak pospolite ruszenie. 

Kniaź Jarema Wiśniowiecki wg. J. Kossaka
"...Rzeczpospolita przebudziła się już z odrętwienia, zerwała z dawną polityką kanclerza, z układami, z paktowaniem. Już było wiadomo, że tylko miecz dłuższy spokój zapewnić może, więc gdy król ruszył przeciw nieprzyjacielskiej powodzi, szło z nim sto tysięcy wojska i szlachty prócz mrowia ciurów i czeladzi" - plastycznie kreśli Sienkiewicz. Co do liczby wojsk, które starły się z potencją kozacko-tatarską sięgamy po dwóch Radziwiłłów: Albrychta i Bogusława (tak tego znanego niecnotę z czasów "potopu", kiedy to swe usługi oddał Karolowi X Gustawowi). Pierwszy z nich podaje: "...razem siły całego wojska nieprzyjaciela dochodziły do 300 tysięcy ludzi, naszych zaś było prawie 100 000", drugi "...naszego wojska było doboru effective osiemdziesiąt tysięcy". Znajdziemy też u innych autorów wielokrotności tych liczb, ba! sięgających do pół miliona Kozaków i Ordy?
"Środkowym szykiem - pisał Albrycht Radziwiłł - który składał się z żołnierza niemieckiego autoramentu i z husarii dowodził sam król, umieściwszy szlachtę zebraną z województw w rezerwie, częściowo na lewym i częściowo na prawym skrzydle. Pobliski prawemu skrzydłu las, skąd mógłby nieprzyjaciel przyczaić się na naszych, wzmocni król wojskiem a obóz piechotą". Tego faktu z życia JKM nie wolno nam pomijać - tym bardziej, że Jan II Kazimierz nigdy nie miał "dobrej prasy". Pamiętamy monarsze klęski czasu "potopu", pierwsze liberum veto, czy nawet uleganie królewskiej małżonce (kiedyś wiele miejsca poświęciłem JKM Marii Ludwice Gonzadze!). Tu mamy JKM jako wodza. I to nie malowaną kukiełkę, nie siedzącego na tyłach w piernatach! ON - planuje! ON - dowodzi! ON - zwycięża!

Spotkanie B. Chmielnickiego z Tuhaj-bejem, wg. J. Kossaka

Jednym z bohaterów tej bitwy był osławiony, krwawy kniaź Jarema Wiśniowiecki! Tak, jedno z kresowych królewiąt! Fortuna rodu bardzo została nadszarpnięta skutkami kozackiego powstania! Nie on jeden sięgał po pal rozstrzygając swoje sądy. Zwykłem mówić, że gdyby wyciśnięto "Ogniem i miecze", to powinna się lać krew, wypadać odrąbane głowy i kończyny, a jęk mordowanych zatrwożyłby nasze serca! W biografii Jaremy, autorstwa Jana Widackiego, taki znajdziemy opis: "...jazda Wiśniowieckiego klinem wbiła się w masę kozacką. W ślad za jazdą książęcą ruszyły chorągwie pospolitego ruszenia sandomierskiego i krakowskiego. Kopyta końskie wzbiły taką kurzawę, że tuman pokrył walczących. Król próbował obserwować bitwę przez lunetę, ale nie mógł nic dojrzeć". 

Bitwa pod Beresteczkiem (28-30 VI 1651 r.)
"Ruszyły wszystkie wojska, huknęły wszystkie działa, roznosząc śmierć i zamieszanie; wnet brat chanowy, wspaniały Amurat, padł uderzony kulą w piersi. Zawrzasły boleśnie ordy. Przerażony i ranny z samego początku bitwy chan spojrzał na pole. Z dala, wśród dział i ognia, szedł pan Przyjemski i sam król z rajtarią, a z boków huczała ziemia pod ciężarem biegnącej do boju jazdy.

Wówczas zadrżał Islam-Girej - i nie dotrzymał pola, i pierzchnął, a za nim pierzchnęły bezładnie wszystkie ordy i Wołosza, i Urumbałowie, i konni mołojcy zaporoscy, i Turcy sylistryjscy, i poturczeńcy, jak chmura pierzcha przed wichrem" - wspieram się Sienkiewiczem. Niestety nie dowiemy się o udziale księcia Bogusława Radziwiłła. A to przecież jego cudzoziemskie roty muszkieterów dały ognia widząc uchodzącego z pola chana. Widząc to B. Chmielnicki pospieszył do swego sprzymierzeńca. Dojść miało do twardej wymiany zdań, skoro Islam-Girej kazał brać w łyka butnego hetmana kozackiego i... pognał z nim (jako jeńcem) ku Wiśniowcu.
Pięknie podsumował victoryję prof. Władysław Konopczyński (1880-1952), takie bowiem znajdziemy w "Dziejach Polsko nowożytnej" zdania: "W trzydniowym boju pod Beresteczkiem (28-30 czerwca) szwedzki szyk szwadronowy zastosowany pod koniec przez Jana Kazimierza i sprawność artylerii koronnej rozstrzygnęły sprawę na naszą korzyść, a zarazem na korzyść cywilizacji europejskiej, której szańcem w tej chwili raz jeszcze okazała się Polska".  Gorzko przełyka się taką "pigułkę", powtarzając za Profesorem: "Zwycięstwo beresteckie, jak niegdyś grunwaldzkie, pozostało niewykorzystane". 

JKM Jan II Kazimierz Waza na polu bitwy pod Beresteczkiem
Nic nie zmienia faktu, że bitwa pod Beresteczkiem, to jedno z największych zwycięstw oręża polskiego. Mamy-że o NIM nie pamiętać? Proszę nie zapominać o pewnym fakcie: w pobliżu pola bitwy były bagna, na których ginęły dziesiątki (setki?) Kozaków! Jest i o tym wzmianka u Sienkiewicza: "Toczyły się bitwy na błotach, w kniejach, na polu. Wojewoda bracławski przeciął odwrót uciekającym. Próżno król rozkazywał powstrzymywać żołnierzy. Litość zgasła i rzeź trwała aż do nocy; rzeź taka, jakiej najstarsi nie pamiętali wojownicy i na której wspomnienie włosy stawały im później na głowach". Po dziś dzień wydobywa się z tamtego miejsca nieme świadectwa bitwy: świetnie zakonserwowane elementy uzbrojenia lub ubioru (nie wiem czy też ludzkich szczątków?).  "Gdy wreszcie ciemności okryły ziemię, sami zwycięzcy byli przerażeni swym dziełem. Nie śpiewano Te Deum i nie łzy radości, lecz łzy żalu i smutku płynęły z dostojnych oczu królewskich" - ale częściowo myli się Autor "Ognie i mieczem". "Te Deum laudamus" odśpiewano na polach 10 lipca 1651 r. Tyle, że dzisiaj wokół tej doniosłej rocznicy cisza, jak po śmierci organisty...

2 komentarze:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.