czwartek, grudnia 12, 2013

Stan wojenny - czas ołowiu - 13 XII 1981 r. - część 2

Ta mroźna cisza miasta mego,
Czołgi stojące niby cienie
Żołnierze tak niepewni swego
Schylają głowy nad płomieniem.

Zimno im. A nam luto w gardle
Bo nikt juz nie wie czy mówimy
Tą samą mową. Więc milczymy
Jak czuwający nad umarłym.
Tak to widział Ernest Bryll w wierszu „Scena przy ognisku”. Tak zapewne myślały miliony. Potęgował się nastrój niepewności: „Pustka, otępienie. Nic nie wiem. Nic do mnie nie dochodzi. Telefon głuchy. Radio na okrągło nadaje Chopina”- zapisał Grzegorz Musiał. Dalej dodał: „W telewizji spiker «Dziennika» w mundurze wojskowym. Obwieszczenie Rady Państwa o wprowadzeniu stanu wojennego. (...) Słuchamy tego z mamą osłupiali. Czuję, jak podchodzi mi do gardła lodowata ręka”. Po godzinie 21 zapisałem w swoim notesie: „Stało się to czego się obawiałem. Wprowadzono, począwszy od dzisiaj, godzinę policyjną od 22 do 6,00 – jak w czasie okupacji. Nie zdziwiłaby mnie pod koniec miesiąca mobilizacja czy tym podobna impreza. Obawiam się, że mogą postąpić w następujący sposób: wezwać nas (1963) rocznik na dwa, trzy dni celem złożenia przysięgi i wysłać do domów. To uwiązałoby nam ręce. (...) Komunikacja telefoniczna wyłączona! Zawieszono działanie II, III, i IV programu Polskiego Radia oraz II program TV”. To moje pisanie może wydawać się naiwne i nieporadne. Ale tak naprawdę myślałem tamtej niedzieli. Kończyłem ten zapis zdaniem: „Boję się. Mimo wszystko boję się”. Emocje były silniejsze! G. Musiał zapisał: „Cały czas siedziałem, w tym fotelu na biegunach. Nie wiem, co się ze mną działo. Wybuchnąłem płaczem przed zgromadzoną w korytarzu rodziną Nowaków”. 

 

Najstraszniejsza była niepewność, brak informacji, budziły odrazę umundurowane postacie w TVP. Źródłem informacji oczywiście stawały się zagłuszane emigracyjne stacje radiowe! PRL-owski Instytut Badania Współczesnych Problemów Kapitalizmu tak ocenił rolę jednego z nich: „Wolna Europa podjęła się zadania inspiratora przy tworzeniu przyczółków podziemia politycznego. W tym celu z jednej strony szeroko wpływano na utrzymanie wzburzonych nastrojów w Polsce, a z drugiej próbowano zastąpić nieistniejące kierownictwo opozycji w kraju. Wydawano dyspozycje w sprawie oporu wobec władzy”.

Tu w Białołęce pod koniec roku  
tłoczy się 118 rozbitków
przegranej rewolucji
płyną ku ośnieżonym brzegom grudnia
wycieńczeni głodni wolności
z Polską zamarzniętą na ustach

Rondo Grunwaldzkie w Bydgoszczy
Tak pisał o swoich towarzyszach niedoli w wierszu „Rozbitkowie” Tomasz Jastrun. Spodziewał się tego? Pisze o tym w wierszu „Proza”. A ja poznałem więźnia Białołęki i Strzeblinka! To pan Remigiusz Woźniak, działacz „Solidarności” w elektrociepłowni „Siekierki”. Widziałem jego oryginalne dokumenty wystawione przez Komendę Główną M. O., pamiątki z pobytu w obu więzieniach. Na spotkaniach, które organizowałem w Gimnazjum nr 12, LO XV i LO VI stawiał te same pytania, co „Jan Mur” (a tak naprawdę Andrzej Drzycimski i Adam Kinaszewski) w swoim dzienniku: „A więc jestem w więzieniu. Za co? Jakie to przestępstwo popełniłem? Lezę na łóżku i stale zadaję sobie te pytania”. W książce jest zamieszczony wykaz więźniów, wśród nich m. in. A. Gwiazda, R. Helak, G. Janowski, J. Kuroń, T. Mazowiecki, K. Modzelewski, J. Onyszkiewicz, J. Rulewski, A. Tokarczuk, H. Wujec. Pod pozycją nr 458 jest wymieniony pan R. Woźniak. Jemu też dedykuję ten artykuł. Nie bez ironii czytał zapis z decyzji o internowaniu „że pozostawienie na wolności obywatela (...) zagrażałoby bezpieczeństwu Państwa i porządkowi publicznemu”. Zastanawiał się, jak on jeden mógł zagrażać PRL-owi? Uczniowie usłyszeli z jego ust ciekawą rzecz: internowanie/uwięzienie okazało się wspaniałą szkołą obywatelską! Oto w jednej celi znajdowali się robotnicy i profesorowie uniwersytetów. Nie bez satysfakcji czyta się u Th. Swick’a: „Polacy sprawdzają się w sytuacjach wyjątkowych”. W celach odbywała się prawdziwa... edukacja! Uczono współwięźniów języków, historii, nauk ścisłych, podstaw ekonomii. Tego, jak z uśmiechem wspominał pan Remigiusz, komuniści nie przewidzieli!
Warto przeczytać fragment listu do generała Wojciecha Jaruzelskiego, jaki wysłała 84-letnia pani Paulina Koziak: „ Proszę pana generale, jeśli kocha pan swoją matkę, nie wiem, czy jeszcze żyje, a jeśli nie to przez pamięć o niej, bo każda matka kocha swoje dzieci, proszę na miłość do swojej matki, proszę bardzo zwolnić mojego syna, zanim oczy zamknę, żeby go jeszcze ujrzały i żeby on zamknął moje oczy (...)”. Dlaczego ten list? Ową staruszką była matka... Edwarda Gierka! Trzeba to oddać władzom, że uczyniły doskonały krok propagandowy! Zanotowałem 13 XII: „Aresztowano, o przepraszam internowano Gierka i jego klikę (...)”. Okrucieństwo ZOMO-wców tej pamiętnej nocy przeżył „wróg publiczny nr 1” Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, Jacek Kuroń. G. Mérétik tak to opisał w jednej z najgłośniejszych książek dotyczących 13 XII ‘81 : Każą mu wejść do środka. Prowadzą do podziemia. Schodzą coraz niżej, wreszcie duża sala jaskrawo oświetlona. Podłoga pokryta piaskiem. W głębi biały mur, na którym widać liczne ślady kul. (...) Pada rozkaz: «Pod ścianę». Kuroń przywykł do więzienia, ale teraz rzecz wygląda inaczej. Szykuje się na śmierć. Tyle mówiono o interwencji radzieckiej... Wiedział, że w takim przypadku... Ma tylko jedno pragnienie: dojść jak najszybciej do końca sali, by się obrócić i popatrzeć «im» w twarz. Dochodzi do ściany, odwraca się i... nic. Mężczyźni stoją nieruchomo”. Czy pocieszeniem dla słynnego opozycjonisty mógł być anonimowy „Hymn internowanych ekstremistów”
Gdy się junta powystrzela,
trafi szlag Jaruzela,
orła WRONa nie zdoła pokonać,
wtedy wolni związkowcy,
ekstremiści, KOR-owcy
na premiera wybiorą Kuronia!
 
Okładka mego notesu jest zapisana różnymi cytatami. Część z nich zacytuję. One doskonale oddają ducha, jaki targał 18-letnim chłopakiem, który oczyma wyobraźni widział krew, barykady, beznadziejność! „Naród gotów jest podleć i paść byle z chwałą” – Kazimierz Wierzyński. „Historia mści się” – Sławomir Mrożek. „My, Polacy skazani jesteśmy na głupców” – Bolesław Prus. „Bierność i pokora nie uchronią od żadnego bezprawia, przeciwnie będą tego bezprawia najsilniejszym w oczach wroga uzasadnieniem” marszałek Józef Piłsudski. „Wojsko jest zbrojnym ramieniem i własnością całego narodu polskiego” – gen. Jan Chmurowicz. „Słodko i rozkosznie jest ginąć za Ojczyznę” – Horacy. „Komunizmu nie wolno wprowadzać drogą przemocy” – Włodzimierz Lenin. „Wezwijcie Ziuka, a będzie porządek” gen. F. Sławoj Składkowski. Kiedy historii nie można napisać piórem, trzeba ją pisać karabinem” – Farabundo Marti. Tym ostatnim mottem m. in. posłużyłem się pisząc w stanie wojennym pracę z języka polskiego.


Nie oceniałem nikogo. Zostawiam to rzeczywistym świadkom, ofiarom, a nawet sprawcom. We mnie rygory stanu wojennego nie uderzyły. Jeden z moich krewnych został usunięty z funkcji rektora jednej z wyższych uczelni. Cieszy mnie, kiedy bohaterowie tamtych dni, jak Adam Michnik potrafili po latach napisać: „Odczuwam wstyd, że nie zdołaliśmy zapobiec czarnemu scenariuszowi, że w nocy z soboty na niedzielę pozwoliłem się aresztować pod własnym domem, miast przewidująco poszukać kryjówkę”. Mi też był wstyd, że jednej nocy gro z przywódców NSZZ „Solidarności” została ujęta i osadzona w więzieniach. Nie mieściło mi się to w mej nastoletniej głowie. Co by nie powiedzieć sprawność akcji generała W. Jaruzelskiego... robiła wrażenie. Do końca swoich dni będzie powtarzał, jak podczas jednego z procesów: „Oświadczam niezmiennie, iż ta – tak dramatycznie trudna decyzja – dyktowana była wyższą koniecznością, ocaliła Polskę przed wielowymiarową katastrofą!” Naszemu pokoleniu trudno obiektywnie ocenić 13 XII 1981 r. Na to trzeba dostępu do wszystkich źródeł. I perspektywy kolejnych pokoleń! Trudno nie oddać sprawiedliwości innym słowom autora stanu wojennego: „Mam pełną, gorzką świadomość, iż zło, nawet najmniejsze, pozostaje złem. Jednakże niebezpieczny wir i mgławica ówczesnych wydarzeń powinny być «odcedzone» od dzisiejszych, często politycznie, doraźnie zorientowanej optyki”.
Niestety 16 grudnia padły strzały pod kopalnią „Wujek”! Porażony tą wiadomością napisałem: 
I polała się krew w naszym domu,
i padł Polak z ręki Polaka.
W imię prawa, porządku, spokoju
salwa ciszę przerwała na Śląsku.
«Ognia, ognia» - trzaskały komendy,
grad kul prosto w piersi uderzał.
I polała się krew w naszym domu,
i padł Polak z ręki Polaka.
13 grudnia 1981 r., to trudny i wywołujący emocje temat. Im więcej mija czasu, tym bardziej zmienia się ocena tamtej niedzieli. Bardzo polecam dwutomową publikację IPN-u „Przed i po 13 grudnia. Państwa bloku wschodniego wobec kryzysu w PRL 1980-1982”. To chwilami przerażająca lektura. Troska towarzyszy, niekoniecznie radzieckich, może odebrać mowę... Pozwolę sobie tylko na trzy cytaty. Pierwszy, to skutek spotkania 15 IX 1980 r. z tow. G. Hušakiem: „Socjalistyczna Polska nie może wypaść z obozu socjalistycznego. Leży to w interesie polskich komunistów i klasy robotniczej całej społeczności socjalistycznej”. Godnym polecenia jest stenogram z 13 XII 1981 r. z posiedzenia Politycznego Komitetu Wykonawczego KC Rumuńskiej Partii Komunistycznej pod przewodnictwem Nicolae Ceauşescu. „Słoneczko Karpat” oświadczyło wtedy: „Oczywiście, to dobrze, że oni sami rozwiązują ten problem. To źle, że to się stało teraz, trzeba było to zrobić latem 1980 r; wtedy trzeba było zaprowadzić porządek”. Poruszająca ze względu na swoją bolszewicką logikę i słownictwo jest notatka sekretarza KC Komunistycznej Partii Ukrainy Wołodymyra Szczerbickiego skierowana do KC PZPR: „Wyrażamy przekonanie, że polskie władze nie zatrzymają się w pół drogi, wykażą konsekwencję, rewolucyjną stanowczość i nieugiętość w walce z kontrrewolucją, że polska klasa robotnicza poprze w tej walce partię i władzę. Niektórzy obywatele radzieccy, w tym narodowości polskiej (jest ich w republice 258 tys.), są gotowi w razie konieczności sami walczyć z kontrrewolucją”. Troska „bratnich narodów” może przerazić...
Gen. Wojciech Jaruzelski - fotografia wykonana z telewizora
Na koniec pragnę zachęcić do obejrzenia filmu Waldemara Krzystka „Ostatni prom”. Zapada w pamięci scena, kiedy niemieckie kutry podpływają do polskiego promu i informują o wprowadzeniu stanu wojennego. Postawcie sobie  i innym pytanie: „skoro w Polsce Ludowej było tak dobrze, to dlaczego ludzie dokonywali takich wyborów i wyskakiwali z promu?”. Dla mnie ojciec, który zawija w kołdrę i folię dziecko, skacze do lodowatej wody, to prawdziwy bohater tamtych wyborów. Trzeba to pokazać naszej dorastającej młodzieży! To nasz belferski o b o w i ą z e k!

PS: Moje fotografie wykorzystano przy wydaniu  albumu "Zwycięska dekada. Region bydgoski NSZZ Solidarność w ikonografii (1980-1990)" (wydany przez IPN, sfinansowany przy udziale NSZZ Solidarność i Urząd Miasta Bydgoszczy), pojawiły się na wystawie plenerowej, ba! można je odnaleźć (w poprawionej wersji technicznej) na stronach internetowych "Gazety Pomorskiej" i "Gazety Wyborczej":

1 komentarz:

  1. Ja się nie bałam, ale to tylko dlatego, że moi rodzice twierdzili, że "za Niemca okupacja była gorsza":)
    Ale było okropnie. Jaruzelski był dla mojego pokolenia czymś w rodzaju Lorda Vadera, symbolem zła, wręcz diabłem. Mam żal, że zabrał mi młodość, którą spędzałam na staniu w kolejkach za głupim szamponem czy pastą do zębów. A teraz wychodzi, że to był zwykły ruski agent, matrioszka, podstawiona nam przez sowieckie siły specjalne. Szlag mnie trafia, jak pomyślę, że on sobie żyje wygodnie bez sądu! A teraz poszedł sobie do szpitala, bo zachorował na "chorobę rocznicową". Trzeba przypominać jego zbrodnie, bo młode lemingi się zachwycają książką jego córeczki.

    OdpowiedzUsuń