wtorek, grudnia 10, 2013

Stan wojenny - czas ołowiu - 13 XII 1981 r. - część 1

Kiedy Generał wyprowadził czołgi na ulice polskich miast miałem 18. lat i byłem uczniem klasy maturalnej szacownej szkoły mechanicznej mieszczącej się w gmachu pamiętającym czasy Wilhelma II przy ówczesnej ul. Świerczewskiego 37 w Bydgoszczy. To z okien tego gmachu robiłem zdjęcia, które pojawią się w części 2 mojej opowieści!
Od tamtego czasu bardzo wiele się zmieniło! PRL-u nie ma i ZSRR, RWPG czy NRD – i to na tyle skutecznie, że dzisiejsi nastolatkowi mają problem aby rozszyfrować owe skróty? Gdybym coś podobnego powiedział XXXII lat temu, to uznano by mnie za wariata, bo chyba nie... proroka?
XXXII lata, to szmat czasu. Mam skończone 50. lat, dwójkę dzieci, wnuka. Obrazy tamtej zimy zacierają się? Nie widzimy tamtych przerażonych twarzy, zmarzniętych dłoni... Dlatego na potrzeby tego postu sięgam po literaturę faktu, aby oddać prawdziwy mrok tej wyjątkowej niedzieli, 13 grudnia 1981 r. Pozwolę sobie też na prywatę, bo... wykorzystam swoje młodzieńcze zapiski oraz kilka zdjęć, które wykonałem osobiście w 1981 r. Może pobudzą one do poszukiwań zapomnianych brulionów czy fotografii sprzed lat? Warto szukać.


Ciekawe, że bez względu na wiek wspominamy, że nie było w TVP tego dnia „Teleranka”. Kogucik, który wskakiwał na płot nie obudził tej niedzieli dziatwy? Za to wielu, którzy ledwo odrośli od ziemi spotkali się z gromiącym spojrzeniem rodzica, który ciskał ciężkie oskarżenia: „Popsułaś/eś telewizor!”. Podniesiona słuchawka telefonu uparcie milczała. „Marcin, nasz sąsiad z naprzeciwka, zapukał rano do drzwi i powiedział, że ogłoszono stan wojenny. Nagrał poranną mowę Jaruzelskiego i przyniósł nam taśmę. Telefon nie działa”- tak 13 grudnia zapisał Thomas Swick, Amerykanin, który z miłości do pewnej Hani zjawił się nad Wisłą, tutaj uczył języka angielskiego i stał się świadkiem grudniowych wydarzeń. 
Dziwny stan – jakby ktoś zabił ptaka
a ty w uszach masz ciągle jego śpiew
oczy pieką, lecz nie będziesz płakał
«Bo od śmierci silniejszy jest gniew»
Autor wiersza „Dziwny stan” pozostał nieznany. Znana była jednak twarz Generała, który na tle zawieszonego sztandaru z Białym Orłem bez korony (!) beznamiętnie czytał tekst, do którego później wielu z nas powracało: „Ojczyzna nasza znalazła się nad przepaścią. Dorobek wielu pokoleń, wzniesiony z popiołów polski dom ulega ruinie. Struktury państwa przestają działać. (...) Dalsze trwanie tego stanu prowadziłoby nieuchronnie do katastrofy, do zupełnego chaosu, do nędzy i głodu. (...) Trzeba powiedzieć: dość!”. Zabrakło uderzenia ręką w stół? Za to padały słowa, które nie wymagały komentarza: „JESZCZE POLSKA NIE ZGINĘŁA, PÓKI MY ŻYJEMY”. To grudniowe przebudzenie było bolesne.


Nie trzeba było być wybitnym politologiem, aby wiedzieć, co się dookoła dzieje. Jeśli czytamy na kratach historii o tzw. ciśnieniu zdarzeń, to takowe każdy chyba odczuwał. Odpowiednio kreowana rzeczywistość przez TV, kłamstwa płynące z ust prezenterów „Dziennika Wieczornego” i Polskiego Radia nie pozostawiały złudzeń.  
7 grudnia słuchałem relacji z Radomia i nie mogłem pojąć swym nastoletnim umysłem, że Jana Rulewskiego stać było na tak jawne kąsanie „władzy ludowej”. Nie prowadziłem wtedy pamiętnika, ale w jednym z notesów nie omieszkałem tego dnia napisać: „Jasiu Rulewski już rozdaje mandaty poselskie. Wprawdzie nie ma do tego predyspozycji i uprawnień, ale co to Go obchodzi. Z jego ustawienia PZPR, SD, ZSL znalazłyby się... w opozycji, z powodu mniejszości w Sejmie. To byłoby niewątpliwe ciekawe (...). Kto wie, może miast otwierać bal maturalny, czy studniówkę polonezem będziemy to robić w rytmie kazaczoka”. Kiedy niespełna tydzień później stało się to, co się stało wróciło do mnie zdanie: „Jeszcze kilka takich mów, a w MKZ-ecie, na Marchlewskiego, będzie przejściowe więzienie dla byłych członków «Solidarności»”. Skoro takie myślenie dręczyło nastolatka, to co roiło się w głowach tych, którzy naprawdę byli w oku cyklonu?
Dokąd to ślepcze prowadzisz,
każąc iść w równym szeregu
przecież tam mróz jest nieludzki
i tylko wrony na śniegu.

Tam, kiedy burzę posiejesz
Nie ma od wiatru osłony
I jeśli wicher zawieje
Rozdziobią nas kruki, wrony...
Wątpię, aby obecni nastolatkowie potrafili zrozumieć tą metaforę zmarłego rok temu (20 X 2012 r.) Przemysława Gintrowskiego. Samo nazwisko autora pewnie by im też nic nie powiedziało. To jest już pokolenie, którego nie wychowywało trio w składzie: Gintrowski-Kaczmarski-Łapiński. Nie zapomnę, jak uczennica klasy maturalnej renomowanego bydgoskiego LO analizując fragment „Naszej klasy” po przeczytaniu „Maciek w grudniu stracił życie, gdy chodzili po mieszkaniach” oraz „Marek siedzi za odmowę, bo nie strzelał do Michała” miała określić „do jakich wydarzeń nawiązał autor?”, odpowiedziała: „II wojna światowa”. Nie rozumiała mojej irytacji. To jest świetlany przykład dlaczego należy powtarzać, powtarzać, powtarzać...  Jeśli sobie odpuścimy, to nie dziwmy się później, że nie kojarzą daty „13 XII 1981 r.”.
„...czołgi i transportery na gąsienicach zbliżały się do zabarykadowanych bram kombinatu. Wojsko otaczało hutę. Również w tamtym kierunku podążała kolumna żołnierzy z karabinami opatrzonymi w bagnety” – tak wykorzystany fragment wyjęty z „Raportu o stanie wojennym” M. Nowakowskiego na pewno zdezorientowałby ucznia. Nagle staje na polu walki. Nie miałby wątpliwości, że ulica przed hutą dzieli świat na „tych” i „tamtych”. Trzeba może poświecić czas kosztem obwarowań podstawą programową i przeczytać, dalej: jak przy koksowniku pojawia się „zgrabiona, niekształtna sylwetka” starej kobiety. Ta nie bacząc na „młodego żołnierzyka” grzeje ręce, a kiedy spostrzega jego zniecierpliwienie „powiedziała cichym, zdartym głosem”: „Żal... Żal wszystkich.... (...) Żal i ciebie...- wlepiła w żołnierza oczy starej matki. Były to zarazem oczy jastrzębia, wyjedzone i przenikliwe.- Krew na śniegu... Patrz, żołnierzyku!”.. Proszę sięgnąć po tą książkę i znaleźć zakończenie. Często pozostawiam swoich uczniów w takim momencie. Proponuję: poszukaj... przeczytaj... dowiedz się... przeżyj... Wtedy stan wojenny stanie się im bardziej zrozumiały? W końcu to może być doświadczenie ich ojca? Nie wyobrażam sobie siebie w takiej „żołnierzykowej roli”. A przecież ci chłopcy w mundurach byli niewiele ode mnie starsi. Gdybym był w ich wieku, kto wie gdzie bym był tamtej niedzieli i przed jakimi stawał rozkazami, bo raczej nie wyborami. Wojsko nie pozwala na wybór! Jak to powiadał Roch Korab Kowalski w „Potopie”: „Krew krwią, a służba służbą”.


koniec części 1

Brak komentarzy: