sobota, listopada 16, 2013
Tragiczny kres "Lwa Północy"... / Bitwa pod Lützen / Slaget vid Lützen - 16 XI 1632 r.
Nie pomny swej monarszej pozycji rzucił się w wir walki? Nie na darmo nazywano go "Lwem Północy". Wykrwawiająca się w morderczej wojnie trzydziestoletniej Europa bała się samego brzmienia jego imion: GUSTAW ADOLF! Jedna Rzeczpospolita umiała powstrzymać militarne zakusy szwedzkiego Wazy?...
Gwiazda bezpowrotnie zgasła pod Lützen. Ten, który był mieczem Skandynawii i postrachem aliantów katolickiego Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego zwykł mawiać o wojnie "...nie strumieniem czy morzem, ale całym oceanem wszelkiego zła". Dodawał też: "Pokój, obok słowa Bożego, jest największym dobrem, najnędzniejszy pokój jest często lepszy niż niesłuszna wojna". Głęboka religijność, poddanie wierze luterańskiej czyniło z władcy niemalże "rycerskiego Mesjasza"! Czyż Albrecht von Wallenstein nie mówił: "Niemcy oczekują króla Szwecji jak Żydzi swego Mesjasza”.
Gustaw II Adolf oddawał się w opiekę Boga! Zawarł to w zdaniu "Niespokojny jest mój umysł, siebie i moje zwycięstwo oddaję miłosierdziu Bożemu". Czy 16 listopada 1632 r. Opatrzność zapomniała się? Opuściły dzielnego monarchę dobre duchy?... Jak nad ojcem czuwały przedwcześnie urodzone dzieci, niedoszły następca tronu?... Po jednym z takich rodzinnych nieszczęść (z roku 1621) powiedział do Axela Oxenstierny "Bóg mnie uderzył, Bóg mnie uleczy. Niech mu będzie chwała".
Pod Lützen zabrakło szczęścia! "Kula muszkietowa roztrzaskała mu lewe ramię - opisuje biograf monarchy Zbigniew Anusik. - Koń poniósł króla w kierunku pozycji nieprzyjacielskich, gdzie Gustaw Adolf został otoczony przez wroga. Jeden z jeźdźców cesarskich wypalił mu z pistoletu prosto w plecy". Właściwie to już był koniec?
Dla króla, który zostawiał w Sztokholmie niezrównoważona psychicznie małżonkę Marię Eleonorę Brandenburską i sześcioletnią córeczkę Krystynę, sprawą nie bez znaczenia była sukcesja tronu. Zastrzegał "...by po jego śmierci - czytamy u Sven Stolpe w biografii królowej Krystyny. - pod żadnym warunkiem nie dopuszczono do udziału królowej w rządzeniu krajem". Znajdziemy w tej monografii ślady po innych planach króla, a mianowicie powiązania Szwecji z Brandenburgią: "...wszystko razem tworzyć będzie jedno corpus (ciało), a prowadzone będzie przez jedno caput (głowę)".
Jedna z nóg uwięzła w strzemieniu i koń powlókł za sobą króla! Jeszcze żył wtedy! Wyswobodził się! "Kiedy tak leżał w błocie - czytamy u Anusika. - twarzą zwrócony w kierunku ziemi, drugi strzał z pistoletu, tym razem w głowę, zakończył jego życie. Ciało królewskie leżało tam, gdzie Gustaw Adolf spadł z konia. Jego eskorta została rozbita i rozproszona (...)". Miał 38. lat! Wkrótce ograbiono królewskiego trupa! Jakżeż żałosny musiał przedstawiać widok: nikt na niego zwraca uwagi! rozebrany! półnagi?! A do tego jego koń bezpańsko gnający po polu bitwy pod Lützen!...
Wieść o śmierci Gustawa II Adolfa rozeszła się wśród żołnierzy! Wojska szwedzkie miały pomścić swego monarchę! Koniec końców Wallenstein ustąpił do Lipska. Szwedzi pozostali na polach pod Lützen.
JKM Maria Eleonora |
JKM Krystyna |
Memento... Pogrzeb Gustawa II Adolfa odbył się dopiero w lipcu 1634 r.?! Ta historia trochę przypomina smutne losy ciała Filipa Pięknego Habsburga i zachowanie jego zony Joanny Szalonej (rodzice cesarza Karola V): królowa Maria Eleonora nie godziła się na pochówek małżonka?! Zachował się list, który zdradza i intencje, i stan umysłu monarszej wdowy kilka miesięcy po tragicznej w skutkach bitwie: "Jako że, ku naszemu ubolewaniu, za jego żywota rzadko jedynie dane nam było cieszyć się Jego Królewską mością, naszym uwielbionym, drogim panem i małżonkiem, najświętszej pamięci, niech nam to przynajmniej przyznane będzie, byśmy ku własnemu pouczeniu mogli oglądać i mieć u siebie jego królewskie zwłoki podczas naszego własnego, żałobą obciążonego żywota". Nie dość na tym: dzień po pogrzebie żądała... otwarcia trumny! Królowa przeżyła swego małżonka o dwadzieścia trzy lata i zmarła w roku wybuchu osławionego "potopu szwedzkiego".
Doczesne szczątki "Lwa Północy" spoczęły koniec końców w Sztokholmie w kościele Riddarholmskyrkan. Faktyczną władzę sprawował w Szwecji Axel Oxenstierna. Ponoć JKM Władysław IV Waza (od kilku dni władca Rzeczypospolitej Obojga Narodów) "...szczerze żałował śmierci największego z Wazów"? Nie zapominajmy, że "polski krewniak" nigdy nie wyrzekł się tytulatury: " dziedziczny król Szwedów, Gotów i Wandalów".
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.