niedziela, listopada 10, 2013

Świt... odcinek 7

- Panie generale meldunek od kapitana Nortona!
Żołnierz był w poszarpanym mundurze. Widać ledwo trzymał się na nogach. Nieogolona, zmęczona twarz była dobitnym obrazem tego, co działo się na pierwszej linii. Rozdarty rękaw, spod którego sterczało osmolone, poszarzałe ramię...
- Jak sytuacja?
Żołnierz milczał. Spojrzał tylko przed siebie. Wyglądało, jakby ważył słowa, które aż cisnęły się na usta, ale których bał się ujawnić przed najwyższym zwierzchnikiem.
- Jest aż tak źle? Proch?
- Mamy, ale...
- Ale, co?! Mów do jasnej cholery! Nie jestem jasnowidzem!
- Rozbili nam cztery armaty. A reduta Tennysona padła!
- Jak to?! Jak to?! - generał doskoczył do kuriera. Ten stał nieporuszony, jakby nawet oczekiwał takiej reakcji. Pewnie nie zdziwiłby się gdyby stary generał rzucił się na niego z pięściami lub swoją skórzaną szpicrutą. Znany był z tego. Przynieść złe wieści, to jak stanąć przed plutonem egzekucyjnym?
- Tennysonowi urwało nogi.
- Nie żyje?


Żołnierz pogrzebał w bocznej kieszeni munduru i wyjął czerwoną, aksamitną wstążkę. Podał ją generałowi. Ten patrzył na to, jak na coś bardzo` odrażającego. Brunatna bruzda mogła być plamami krwi kapitana Tennysona.
- Co to jest?! - krzyknął i odrzucił wstążkę na biurko, na mapy.
- Kapitan powtarzał... oddajcie... oddajcie Sarze!
- Co to za bełkot?! - zapieklił się generał i jął wymachiwać rękoma.- Co to wojsko?! Czy jakaś ballada miłosna?! Co z Tennysonem?!
- Odnieśli go do lazaretu, ale słyszałem...
- Tak?
- ...że godziny jego są policzone!
- Taki oficer! Taki oficer. A reduta Marrenéa? Nie mam żadnych wiadomości od Fullera czy Popseckego!
- Poprzecki został wzięty do niewoli! Rzucił się do szarży ze swoimi huzarami, ale ścieli ich po drugiej salwie!
- I Po... preski...
- Runął ze swoim koniem tuż koło ich baterii, panie generale.
- A Marrené?! Co z Marrené?! Co z tym przeklętym Francuzem?!
- Nie wiem, sir! Reduta pułkownika Marrenéa była w ogniu, kiedy opuszczałem pole! Ostrzeliwał się. Nic więcej...
- A Fuller?! Gdzie jest Fuller?!
- Nie mam pojęcia panie generale! Konnica kapitana Fullera odłączyła się od nas jeszcze z rana. Widzieliśmy, jak zachodzili od lewej flanki wroga i...
- I, co?! Mówże do stu tysięcy beczek prochu!
- Chyba ich rozbili – żołnierz zamilkł.
- Najlepsi moim oficerowie w linii! - ze wściekłości uderzył pięścią w stół. Usiadł. Na arkuszu papieru napisał kilka słów lub zdanie. Podpisał się. Wręczając go kurierowi powiedział: Do kapitana Nortona!
Żołnierz zasalutował, dotykając drżącą dłonią zdezelowany daszek kaszkietu. Odwrócił się. I wyszedł. Generał spojrzał na mapę. Ranny Tennyson, wzięty do niewoli Po...po... recki... - znowu to przeklęte nazwisko rodem z jakiejś Polski czy Rosji? Fuller? Marrené – bije się! Norton walczy, jak lew!
- Guy!
W drzwiach stanął ordynans. Zasalutował.
- Wezwać kapitanów Mullana, Watsona, pułkownika Crossa i Hathawaya. Natychmiast!
Ordynans trzasnął butami i wyszedł, a właściwie wybiegł.
Generał rozpiął mundur, poluźnił kokardę, którą finezyjnie zawiązał rano. Sytuacja była tragiczna! Tragiczna!
I kogo on miał przed sobą? Jakiegoś farmerzynę? Należało tą hołotę zgnieść już dziesięć lat temu, powywieszać tych różnych Synów Wolności. Udusiłby gołymi rękoma tego mądralę Franklina. Gdyby był wiedział, kim naprawdę był Jefferson... Razem spierali się w Filadelfii. Na samo wspomnienie paliło mu trzewia. A jeszcze kilka lat temu w Nowym Jorku... Westchnął. Autentycznie westchnął. Wspomnienia były straszliwsze od drążącego buk kornika. Tylu zacnych oficerów stracił! Gentlemanów! Goold, Leary, Rush, Grünberg! Przeraziło go to wyliczanie. Z tego robiło się pas nekrologów. Szczególnie przeżył stratę Rusha! Jego manewr oskrzydlający pod Savannah pewnie by się udał, ale wtedy tamci uderzyli. Okupili to śmiercią swego dowódcy... Jak się on nazywał?
Drzwi się otworzyły. Ordynans chciał meldować, ale generał go uprzedził:
- Kto dowodził tą amerykańską hołotą pod Savannah... no... kawalerią.
- Pułaski, sir! Ale...
- Pula... sky...? Chyba cała Europa się wściekła, aby im pomagać. Francuzi, Prusacy, Polacy... powinni ze swymi dupami siedzieć w Europie!
- Tak, sir!
- Pu...
- Pułaski, sir. Casimiris. Melduję, że pułkownik Cross jest kontuzjowany. Mullana szukają, a Watson i Hathaway już są!
- Wprowadzić! Natychmiast głupcze! - zaczął się ciskać.- Natychmiast! I jeszcze poszukaj Greeniera.
- Nie muszę, sir!
- Co to znaczy „nie muszę”? To rozkaz!
- Pułkownik Greenier został rozbity i oddał się do niewoli.
- To pewne?
- Tak, sir!
Zasalutował i wyszedł. Zaraz za nim pojawili się kapitan Watson i pułkownik Hathaway. Ten ostatni zamknął za sobą drzwi. Jego długa, kawaleryjska szabla ciągnęła się po ziemi. Uniósł ją, bo już dojrzał niezadowolenie w oczach przełożonego.
- Panowie, sytuacja jest bardzo poważna! - uderzył palcem w mapę. - Mam panom naświetlać sytuację?!
- Nie, raczej nie – wtrącił się Hathaway. Był to mężczyzna w średnim wieku. Widać jednak, że trudy wojenne odcisnęły na nim swoje piętno. Przedwcześnie osiwiał, a kilku bruzd na twarzy na pewno nie znalazłby nim jego` stopa stanęła na amerykańskiej ziemi. Kapitan Watson był znacznie starszy, otyły. Tusza sprawiała, że ciężko oddychał i sapał. Dziwne, ale to ospałe cielsko ożywało na polu bitwy. Jeśli ktoś jego nadwagę poczytywał za objaw gnuśności – bardzo musiał się zdziwić, kiedy widział, jak uganiał się wokół swoich kanonierów.
- Padła reduta Tennysona! Pozostałe oddziały są zmasakrowane! Słyszę, że Greenier rozbity i wzięty do niewoli?! Broni się Norton! Bierze na siebie cały ogień...
- Przykro mi sir, ale wiadomości są już nieaktualne! - wtrącił się Watson. Wskazując na mapę powiedział. - Reduta Nortona również upadła! Widzieliśmy, jak zrąbano naszą chorągiew. Norton albo nie żyje, albo wzięty do niewoli.
- Do cholery! To kto się jeszcze broni?!
- My! - stwierdził Hathaway.
Generał był zdruzgotany.
- Chcą panowie powiedzieć, że...
- Nie mamy już sił i środków, aby utrzymać fort! - jakby z nutą melancholii wyartykułował Watson. Jego spojrzenie spotkało się z miną Hathawaya.
- Co pan o tym myśli pułkowniku?
Hathaway chrząknął. Nigdy nie był krasomówcą. Jako kawalerzysta lubił krótkie „Szarża!”, „Do ataku!” „Naprzód!”. Odprawy zawsze go krępowały. Ale i wtedy miał to szczęście, bo dookoła było wielu oficerów, a teraz? Gdzie byli ci wszyscy mądrale? Chcieli szpicrutami lub myśliwskimi psami rozpędzić tą hołotę? Tak można było jeszcze naiwnie rozmyślać w 77, ale w 81 było już nonsensem graniczącym z głupotą!
- Norton padł! Tennyson padł! Cross rozbity... Mullan przepadł, jak kamień w wodę!
- Po co mi pan tu tą wyliczankę funduje, pułkowniku?! Czy uważa pan, jak kapitan Watson, że...
- Waszyngton wyciąga nas, jak króliki z nory! Przegraliśmy! Panie generale!...
- A Marrené? Nasz dzielny Francuzik? Broni się! Bierzcie z niego przykład!
Watson szurnął nogami i po chwili zdobył się na meldunek:
- Marrené, nasz dzielny Francuzik, jak łaskawie był pan zauważyć generale... poddał się.
- Wywiesił białą szmatę?! To... francuski pokurcz! Rozstrzelam gnoja! Powieszę! Wszystkich Francuzów powywieszam! Drzewa połamią gałęzie pod ciężarem ich ścierwa!...
- Nie byłbym tak drastyczny, sir – Watson bronił sojusznika. - Francuz bił się dzielnie, ale Amerykanie...
- Hołota! Farmerzy! Kupcy! Traperzy! Hołota! - rozpieklił się do ostateczności generał.
- Nie, Armia Kontynentalna! - poprawił go Hathaway. W nim naprawdę budził się podziw dla przeciwnika.
- Milczeć! Kiedy ja mówię! Gdzie jest Fuller?! Gdzie jest Fuller?! Fuller, do jasnej cholery!
Hathaway podniósł wstążkę z mapy.
- Co to?
Generał spojrzał w jego stronę:
- Bzdury! Bzdury! Nic takiego. Gdzie jest Fuller?!


(koniec odcinka 7)

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.