piątek, listopada 29, 2013

Noc listopadowa - 29/30 XI 1830 - akt II

Gen. J. Rautenstrauch
Gen. M. Hauke
Nie wolno nam zapomnieć, że tej nocy Polak przelewał też krew Polaka! Trudno powiedzieć, jak sami zachowalibyśmy się, gdy po Krakowskim Przedmieściu niczym wicher gnał okrzyk bojowy „Do broni! Na Moskala!”. Ryglowalibyśmy bramy do koszar, jak późniejszy bohater z 1831 r. generał Józef Sowiński? Zamykalibyśmy okiennice, by nie słyszeć gwaru dobiegającego z zewnątrz? A może, jak generał Józef Rautenstrauch salwowalibyśmy się ucieczką, ba! dołączalibyśmy do cesarzewicza? Nie wiemy tego. Dlatego nasza ocena ludzi uwikłanych (!) w noc listopadową musi być wyważona. Zatrzymany przez sprzysiężonych generał Stanisław Trębicki rzucił im w twarz: Nie stanę na waszym czele; wy jesteście nikczemni, wy jesteście mordercy”. Te ostre słowa usłyszano, kiedy na wysokości Pałacu Namiestnikowskiego padł pod gradem kul minister wojny, generał Maurycy Hauke. S. Trębicki mimo ponawianych błagalnych próśb ani myślał przejść na stronę zrewoltowanych: „...możecie mi życie odebrać, ale nigdy nie zmusicie mnie do złamania wiary zaprzysiężonej monarsze”- zgodnie cytowali to zdanie S. Goszczyński i M. Mochnacki. Ten ostatni dodał od siebie: „...poległ bez wątpienia godzien lepszego losu, gdyby był tak nieugiętego charakteru, tak nieustraszonej odwagi nie chciał koniecznie poświęcić najnikczemniejszej sprawie”. Podchorąży Pawłowski przebił bagnetem generała. Nie zapominajmy, że z kulbak swoich koni padają bohaterowie wojen napoleońskich, kawalerowie krzyży wojennych Virtuti Militari i  Legii Honorowej nadawanej przez Napoleona I. Warto zatrzymać się nad słowami Trębickiego. Wczytać się w ich sens. Odmowa wsparcia narodowego zrywu została okupiona jeszcze śmiercią generałów: Potockiego, Blumera, Siemiątkowskiego i Nowickiego!
Gen. S. Potocki
Gen. S. Trębicki
Ten pierwszy był bożyszczem młodzieży! Mówili o nim: "Staś Potocki"! Parokrotnie wzywano go, aby przeszedł na stronę rewolty! Mochnacki wspominał: „...zdawał się walczyć z samym sobą: czy ma dalej gubić sprawę ojczystą, czy rzucić się w objęcia młodzieży, która go poważała, która by mu była przebaczyła wszystko, cokolwiek zdziałał już przeciwko narodowi”. O ile prawie wszyscy jakby sami prosili się o śmierć, to zupełnie przypadkowo dopadła ona generała Józefa Nowickiego. W ferworze zgiełku nie dosłyszano, co odkrzyknął stangret i miast „Nowicki” – zrozumiano „Lewicki”! Nazwisko znienawidzonego rosyjskiego generała dało powód do... salwy. „Zaraz kilka kul przeszyło pojazdpisze Mochnacki.- Ten nieszczęśliwy generał, któremu by się nic złego nie stało, zginął przez pomyłkę...”. Po latach imperator ufundował na placu Saskim obelisk, który upamiętniał niezłomną wierność padłych z rąk podchorążych dowódców. Ciekawą ocenę tych wydarzeń nakreślił w swoim dziele znawca epoki prof. Wacław Tokarz: „Zabiła ich też nie rzeczywista potrzeba, ale zawiedziona miłość tej młodzieży powstańczej, szukającej tak natarczywie wodza wśród starszyzny własnej”.
Obelisk na placu Saskim ku czci wiernym carowi-królowi oficerów


Przenigdy tobie darować nie mogłem,
że w zagrożeniu – w tył podałeś krok,
Ty – któryś w Polskę życie tchnąć mógł nowe,
Na kim w nadziei zawisł wszystek wzrok,
Ty – człowiek mocy, śmiałych dążeń człowiek,
W talentach pierwszy, komu darzy los,
Coś jasna gwiazdą w dni Kościuszki jarzył –
Dziś w bój podobny nie chciałeś się ważyć.”
Lubię cytować ten fragment wiersza E. Ortleppa pt. „Chłopicki”. Bohater wojen napoleońskich! Jego nazwisko w zniekształconym brzmieniu wykuto na Łuku Triumfalnym w Paryżu. Trzeba trochę wyobraźni by pojąć, że KLOPISKY, to nasz Chłopicki. Biograf generała napisał o jego przemianie po 1814 r. Z łatwością Chłopicki zmienił niedawnego bożka polskich napoleończyków na nowego pana. Otrzymał order św. Stanisława I klasy (...) i krzyż św. Anny (...)”. Poszedł w ślady wielu innych? Uważano go wręcz za protegowanego wlk. ks. Konstantego! Rozważano nawet jego kandydaturę na stanowisko namiestnika Królestwa Polskiego, które jak wiemy otrzymał bardziej spolegliwy gen. J. Zajączek. Ale wzajemne relacje szybko uległy zmianie! Chłopicki nie wahał się rzucić Romanowowi w twarz: „Nie na Saskim placu chwały nabyłem i nie na nim tracić ją myślę”. Wziął dymisję w 1817 r. po kolejnym spięciu. Podczas parady zasłabł i rozpiął kołnierz munduru. Konstanty dopadł do niego, publicznie naubliżał i zagroził aresztowaniem! Chłopicki opuścił plac i właściwie sam narzucił sobie rygory aresztu domowego. Nie dał się udobruchać przysłaniem osobistego lekarza cesarzewicza czy misjami m. in. generałów J. Zajączka i J. H. Dąbrowskiego. Tego typu historie budowały mit! Oto Chłopicki jawił się jako ten, który publicznie sprzeciwił się tyranowi. Zapominano mu jego słabość do kart, bratania się z Moskalami czy nie wzięcia udziału w bojkocie wizyty księcia A. Wellingtona w Warszawie w 1826 r. Wolnomularstwo Narodowe, Towarzystwo Patriotyczne i Sprzysiężenie P. Wysockiego widziało w nim „drugiego Kościuszkę”. Sam dał po temu pretekst mówiąc: „Dajcie mi sto tysięcy wojska regularnego i wtenczas czyńcie propozycje, a zobaczymy”. No i zobaczyli w listopadową noc!
Plac Zamkowy w noc listopadową - rycina z epoki
Gen. J. Chłopicki
Powstanie zastało Generała w teatrze „Rozmaitości” na placu Krasińskim. Grano jakieś trzy sztuki nie największych lotów. Kto chce poznać szczegóły odsyłam do pracy Stanisława Szenica „Ani triumf ani zgon”, to prawdziwa dla nas „ściąga” przy tym temacie i godna lektura. Kiedy jeden z oficerów podał mu swój pałasz i wezwał do wspólnej walki, ten tylko odburknął: „...zastanów się pan co pan robisz! Dajcie mi spokój, idę spać”. To, że wtedy uszedł bez szwanku należałoby przypisywać miejscu, obecności dam i chyba jednak zaskoczeniu spiskowców. Zwykłem cytować brutalną ocenę herosa, w którym takie pokładano nadzieje: „Półgłówki, zrobili burdę którą wszyscy ciężko przypłacić muszą. Mieszać się do tego nie należy, ażeby więc wbrew woli nie być wciągniętym w to głupstwo najbliżej mamy kwaterę płk Sobieskiego w Ministerstwie Wojny, tam pójdziemy przeczekać bezpiecznie, bo to się niedługo skończy”. I taki człowiek wkrótce został dyktatorem?...
W bój, Polacy! Razem, wszyscy!
Naprzód!- niesie dźwięk porywczy.
Walka dziś, i marsz, i czyn!
W pole, bracia! Ojciec, syn,
Kto uniesie tylko broń!
Bije, bije z wieży dzwon”.
Sięgam po kolejny wiersz E. Ortleppa. Zaprowadzi on nas na ulicę Długą! Polecam rycinę z epoki: plac Krasińskich, widać wieże dzisiejszego kościoła garnizonowego i armaty wycelowane właśnie w ulicę Długą! To tam, kilkaset metrów w głąb stoi arsenał. Może ci żołnierze słyszeli okrzyk bojowy, który cytuję za świadkiem zdarzeń: „Oto, bracia, rewolucja! Spieszcie pod arsenał dla rozebrania broni, bo Moskale naszych rżną!”.
Plac Krasiński i armaty wycelowane w ulicę Długą
Zdobycie dawnej zbrojowni króla Władysława IV Wazy, to jeden z przełomowych momentów pamiętnej nocy! Pozwolę sobie na cytat z wspomnienia Józefa Pawelskiego, to gotowy scenariusz, tylko to sfilmować: „Ważono dębową bramę zbrojowni, a nie mogąc jej dać rady, wyłamano kraty w oknach. (...) i zaraz poczęto wyrzucać broń na ulicę. Ścisk, tłok i krzyk stały się powszechne. Prześliczne sale (...), które mieściły 36 000 sztuk broni palnej, a 11 000 siecznej, najgustowniej ułożonej, wkrótce były opróżnione. Broń rozchwytywano i unoszono na wszystkie strony, w czym dopomagały bardzo kobiety...”. Ogólnie mieszkańcy Warszawy zachowywali się biernie. Jak wspominał Mochnacki „miasto obróciło się zaraz w pustynię”. Inaczej było na Starym Mieście, gdzie odżył duch 1794 r. w końcu to tam wieszano zdrajców-targowiczan. Mochnacki przyznaje, że „...tylko lud prosty, rzemieślnicy, szewcy, krawcy, kowale, ślusarze od razu, o co rzecz idzie, zrozumieli”. To oni właśnie szturmowali arsenał, a jednym z pierwszych, którzy tam się wdarli był nieznany z imienia i nazwiska... kominiarczyk!

Ulica Długa - zdobycie Arsenału
Nie widzi Car, co polską wziął koronę,
że my tam trupów naszych ścielem mosty.
Nie widzi Wielki Książę brat, żeśmy wbrew woli
narodu, co nas woła tam – u jego boku
stanęli, jak mur, co brata chroni...”
Car-król Mikołaj I
Takie słowa S. Wyspiański wkłada w usta generała Wincentego Krasińskiego, ojca Zygmunta. Przestańmy wmawiać sobie, że naród jednym murem stawał na dźwięk wojennych surm! Nieprawda! Mitomania! Trupy nocy listopadowej rozbijają idylliczny obraz rzekomej jedności narodowej. Nigdy tak nie było! W 1830 i 1831 wielu poszło za Konstantym i wybrało wierność carowi-królowi Mikołajowi I. Nie tylko, że nie odezwali się na zew narodu, ale wycelowali lufy swych pistoletów i karabinów w rodzime piersi!
Na koniec oddajmy głos Raymondowi Durandowi, konsulowi francuskiemu rezydującemu w tym czasie w Warszawie, raportował 1 grudnia: „Przedwczoraj, w poniedziałek, około godziny siódmej wieczorem, wybuchło powstanie, którego projekt otoczony był najgłębszą tajemnicą. Rozpoczęło się ono, jak się wydaje, w szkole wojskowej, znanej pod nazwą Szkoła Podchorążych. Ci młodzi ludzie, w liczbie pięciu czy sześciu setek, chwycili za broń i rozbiegali się po mieście, wzywając do walki o wolność”..

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.