sobota, listopada 02, 2013
Nekropolie - wizyta 3 - Poznań - podziemia kościoła św. Wojciecha - memento mori...
To będzie dość osobliwe i może nawet niesamowite miejsce: podziemia kościoła. Zwykle zamknięte przed ciekawskimi oczyma. Tu właściwie nie wpuszcza się wycieczek. Poczytuje sobie za zaszczyt, że przede mną i kilkoma innymi osobami zaskrzypiały potężne drzwi i zszedliśmy do świata mrocznego, trącącego przedsionkiem śmierci?
Warto rozmawiać. Banał? Moje gadulstwo i dręcząca ciekawość różnie się kończy? Wychodzę z różnych muzeów z kolejnym kompletem książek, albo otwierają się drzwi dotąd szczelnie zaryglowane. Zainteresowanie budzi nieprzewidywalne ciągi dalsze. Miałem zawsze pecha, bo ilekroć chciałem zejść do krypty kościoła św. Wojciecha w Poznaniu, to niestety, albo pora była zbyt późna, albo nie było kompetentnej osoby itd. Ale razu pewnego udało się!
Oto plon zejścia w miejsce, które otacza aura śmierci. Już kamienny anioł zdaje się do nas mówić "Silentium!". Tu się nie da mówić inaczej, jak pół szeptem. Samo miejsce wymusza na nas tembr głosu, spowolnienie ruchów. Cisza dookoła, jak u Moniuszki...
Prawdopodobnie staliśmy przed ofiarami jakieś zarazy, która w wiekach przeszłych masakrowała poznańskich mieszczan. Ich szczątki złożono w to osobliwe miejsce. Takie spotkanie przypomina o inskrypcjach, jakie można znaleźć na wielu, starych cmentarzach: PRZECHODNIU BYŁEM KIM JESTEŚ, JESTEM KIM BĘDZIESZ. POMYŚL NAD TYM. I IDŹ Z BOGIEM. Robi cały czas wrażenie. Na mnie nieustanne.
Nie napiszę, że wracam do tych podziemi, bo może już nigdy tam się nie znajdę. Nieuchronność śmierci zdaje się nas nie dotyczyć? Wraca do nas, kiedy wdziera się między nas, wydziera spośród nas kolejną osobę... Bez litości! Bez limitów! Bez odroczenia!...
"MEMENTO MORI" - jak z namaszczeniem powtarzał bohater sienkiewiczowskiej Trylogii "mały rycerz" imć Jerzy Michał obojga imion herbu Korczak Wołodyjowski!...
Choć z drugiej strony chce sie szepnąć: ciszej nad tą trumną...
O, ja Cię kręcę! Prawdziwe Memento Mori. Ależ zazdroszczę!!!
OdpowiedzUsuńTo z kim tam trzeba pogadać w tym Poznaniu?;)
Moje wrodzone gadulstwo i różne dopytywanki, ale i zaskakiwanki swoją wiedzą powodują, że bardzo często (w samym Poznaniu razy 4), że otwierają sie takie magiczne drzwi,albo co mnie równie cieszy dostaję książki. Nagle "spod lady" i słyszę: "Niech pan poczeka". A po chwili wraca pracownik muzeum z cenna monografia, albumem, pamiętnikiem. "To dla pana". Nie inaczej było u św. Wojciecha. Zarządca czy kościelny (budynek obok kościoła) poszedł po klucz, kiedy zorientował się, że nie będąc z Wielkopolski tak wiele wiem o parafiach np. w Targowej Górce czy Nekli lub Bagrowie. I tak stąpiłem w te mroczne czeluści...
OdpowiedzUsuń