czwartek, października 17, 2013

"Pepi" - droga do nieśmiertelności!... - Lipsk / Leipzig 19 X 1813 r.

"...strata, jaką doznaliśmy, jest wielka. Ks. Poniatowski zginął zaszczytnie po oddaniu mi wielkich zasług, dla których mianowałem go Marszałkiem Francji. znajdzie Pani zawsze u mnie opiekę i najwyższe zainteresowanie. Poleciłem memu ministrowi, sekretarzowi stanu, wystawić Pani świadectwo na pensję w wysokości 50 tys. fr. (...)" - tak pisał po krwawej bitwie pod Lipskiem / Die Schlacht am Leipzig (16-19 X 1813 r.) cesarz Francuzów Napoleon I Bonaparte do Marii z Poniatowskich Tyszkiewiczowej w sprawie śmierci jej brata, księcia Józefa Poniatowskiego.
Na polu "bitwy narodów / Die Völkerschlacht bei Leipzig"  pozostało 40 000 zabitych i około 70 000 rannych! Liczby, nawet z perspektywy dwustu lat, cały czas przerażają! Dla nas Polaków najważniejsza była ta  j e d n a  strata: Księcia-Wodza! Pierwszy kawaler Virtuti Militari swoją bohaterską śmiercią zamykał dla wielu Polaków epokę napoleońską. Nadzieje żywione od końca XVIII w., wzmocnione powstaniem Księstwa Warszawskiego, teraz runęły wraz "Pepim" w nurty Elstery!...
 
Legenda, którą zrodziła chwila każe nam wierzyć, że Książę-Wódz miał powtarzać: "Bóg mi powierzył honor Polaków. Bogu go tylko oddam"? Jakoś nie przekonują mnie te różne natchnione słowa. Bo niby, jak słaniający się od ran, wyczerpany książę Józef  miał zdobywać się na szczyty retoryki? Bardziej jestem skłonny uwierzyć, że jak cytuje wielki znawca epoki Szymon Askenazy, ranny mógł powiedzieć: "Trzeba umrzeć mężnie".
Właściwie, to w zbiorowej świadomości funkcjonuje tylko jedna rzeka: Elstera! Wiadomo dlaczego. Mamy przed sobą różne artystyczne wizje śmierci ukochanego Wodza! Ale przecież była jeszcze jedna rzeka! Nazywa się Pleissa.
Wtorek 19 października 1813 r. Bitwa trwała już trzeci dzień. Historycy są zgodni, że poprzedziła ją największa kanonada artyleryjska znana wtedy w dziejach. Odezwało się... 2000 dział! Musiałem ten fakt skrupulatnie sprawdzić, bo sam zacząłem wątpić. Jeden z biografów cesarza Napoleona, Vincent Cronin, napisał o bitwie: "Nie wystarczała jednakże odwaga. Bitwę na tej równinie porównać można było z wiejską bijatyką, w której liczebność znaczy więcej niż umiejętności i indywidualne bohaterstwo". Pogoda na pewno nie była sprzymierzeńcem dla żołnierzy bijących się u boku Napoleona! Było zimno, mgliście, a do tego padał jesienny deszcz! Jakoś za oknem widzę podobną aurę... Brytyjski historyk Digby Smith opisuje: "...w zakrzaczonym i bagnistym terenie między dwiema rzekami stracili oni jakąkolwiek kontrolę nad swymi oddziałami, które rozpadały się". To m. in. o upadku morale wśród Polaków? Jakby mało było, że pogoda, to pośpiech francuskich saperów sprawił, że około godziny jedenastej wysadzili most na Pleissie! Uwięziono tym samym w widłach dwóch rzek rozbity i wyczerpany korpus polski! Kilkanaście tysięcy żołnierzy znalazło się w śmiertelnej pułapce! Wśród nich był książę Józef Poniatowski! Tylko w książce V. Cronina znalazłem fakt: "Z jakichś nigdy nie wyjaśnionych powodów (...) jeden z kaprali, prawdopodobnie pomyłkowo biorąc polskich kirasjerów Poniatowskiego za kozaków, wysadził most".  Wielu autorów pisząc o stratach po bitwie tylko wzmiankuje o śmierci (utopieniu się) jednego z marszałków francuskich, nie wymieniając księcia Józefa z imienia czy nazwiska!... Taka dziejowa sprawiedliwość? Za tyle mają wkład oręża polskiego w kampanię 1813 r.? Proza. Ale tego już nikt dziś nie kontroluje, nikogo to nie wzrusza, nikogo nie obrusza?! Po co? To tyle lat?...
Nie zapominajmy: Książę był ranny i to trzykrotnie (postrzelony i pchnięty lancą!), krwawił! Nie zapominajmy: mężczyzna pięćdziesięcioletni! To nie był młodzieniaszek. Na początku XIX w., to nieomalże wiek starczy. Proszę przypomnieć sobie generał Stasia Potockiego, którego podchorążowie ubili w noc listopadową: pisano o nim "starze", bo przeżył... 53 lata! Miał Książę-Wódz za sobą kilka kampanii wojennych! Morderczy i straszliwy odwrót spod Moskwy! Nie bez znaczenia pewnie był fakt, że po raz drugi w ciągu czterech lat musiał porzucić Warszawę. Widział, że jego wojsko topnieje, niektórzy generałowie przechodzą na stronę Aleksandra I i jego sojuszników. Choć u boku cara był jego krewny (książę Adam Jerzy Czartoryski) nie myślał porzucać sprawy Napoleona. Odchodziły od Napoleona m. in.oddziały saskie!
Chyba jednak w huku armat zapominamy o najważniejszym skutku wojen napoleońskich dla Polaków! Oto wrócono im dobre imię w Europie! Oto zaczęto ich postrzegać, jako walecznych  i wiernych żołnierzy! Nie tak widziano Sarmatów przed 1795 r. Najbliższe generalskie otoczenie Księcia naciskało, aby poddał się. Sz. Askenazy ujął tak stan fizyczny Wodza: "Oczy miał krwią nabiegłe, twarz nienaturalnym pałającym rumieńcem, znużony był, wyczerpany śmiertelnie, osłabiony od ran, zgorączkowany, na wpół przytomny (...)". Upór poskutkował tym, że podano Księciu konia. Ostatkiem sil dosiadł go i ruszył w kierunku rzeki. Mariusz Łukasiewicz w "Armii księcia Józefa 1813"  podaje: "Wezbrana jesiennymi opadami Pleissa była głęboka i rwąca, koń unoszony jej pędem nie mógł przybić do brzegu". Z pomocą pospieszył francuski kapitan Hipolit Blechamps. Z tego, co podaje Łukasiewicz uwolnił Poniatowskiego "od konia"? Czy tonęli razem? Obaj wydostali się na brzeg! Dwa szczegółu znajduję u Askenazego: "...już koniem kierować niezdolny, porwany był siłą prądu". Tu jest stwierdzenie: "...uwalniał się od tonącego konia". Wszystko jasne. Ruszyli ku drugiej rzece, czyli okrytej za chwile zła sławą Elsterze. 

Wtedy po raz czwarty Książę-Wódz został ranny. Postrzał z karabinu! Książę padł w ramiona swoich żołnierzy! Na chwilę nawet stracił przytomność. Tylko natychmiastowa pomoc mogła rokować ocalenie. Po raz kolejny zaczęto błagać Księcia, aby się poddał. Nie tylko, że nie chciał iść do niewoli, ale zignorował chęć opatrzenia rany. To wtedy miał rzekomo bełkotać o Bogu... honorze.. Polakach... Jakiegoż trzeba było uporu i siły, aby raz jeszcze znaleźć się w siodle? Askenazy podaje: "Ociekał krwią, był już zapewne ranny śmiertelnie, śmierć miał w spojrzeniu i wyrazie; ale na ponawiane błagania towarzyszów nie odpowiadał już wcale (...)". Naprawdę jestem pełen podziwu dla heroizmu Księcia-Wodza! Los miał (musiał?) się dopełnić w nurtach Elstery!...
Książę-Wódz widział, że przeciwnik próbuje go oskrzydlić! "Książę Poniatowski - pisze Smith - ranny już w rękę i bok skierował swego konia w ciemną wodę usiłując przypłynąć na nim. Udało mu się to, lecz jego koń zwalił się na grzbiet przykrywając go w szaleńczych próbach wdrapania się na brzeg. Książę utopił się i jak wielu innych został zabrany przez wodę". Askenazy uzupełnia ten epizod: "Tu ostatnią kulę odbiera w lewą pierś, przeszyty na wylot, osuwa się z konia i po krótkim pasowaniu się - znika pod wodą". Dramaturgię tych ostatnich chwil doskonale ujął Łukasiewicz: "Koń z trudem dotarł do przeciwległego brzegu i tu, podczas wdrapywania się na urwisty brzeg, ks. Józef jeszcze raz został trafiony kulą. Zsunął sie do wody i zaczął tonąć. Kpt. Blechamps znów pospieszył z pomocą, ale po chwili obydwaj giną w nurtach rzeki".
Smutne memento... Ciało księcia Józefa wyłowiono z Elstery kilka dni później. Ten obraz powyżej jest właściwie zafałszowaniem dalszych losów Księcia-Wodza! Saski oberżysta wystawił ciało niczym kukłę przed swoim szynkiem! Pobierał opłatę za oglądanie ciała polskiego Naczelnego Wodza. Widok musiał być zaiste koszmarny, zakładając m. in. że "Pepi" nosił perukę, a ta zsunęła się z jego głowy.
Zapomniany dziś zupełnie poeta Kazimierz Brodziński (1791-1835) był uczestnikiem bitwy pod Lipskiem! Napisał wiersz  "Cóż to za dzień żałobny na Lechitów ziemi...". Czytamy tam m. in. te strofy:

Lew to był, który czuwał nad zwłokami Matki,
Lew to był, który bronił odrodzone dziatki,
Wódz, który zwycięstwami swoje bitwy liczył,
Ilu mężom dowodził, tyle serc dziedziczył  

Artur Oppman - "Or-Ot" (1867-1931) , napisał poruszające strofy:

Patrzcie wrogowie: Tyle nam zostało
Z zwycięskich bojów śród tysiąca pól!
Sztandar bez plamy i to martwe ciało
Jeszcze krwawiące od ostatnich kul!
Wawrzyn na ranach, potrzaskane miecze
I krwawy orzeł, co skrzydłami wlecze!

Ciało księcia Józefa Poniatowskiego koniec końców znalazło się pomiędzy królami, na Wawelu. Spoczął w krypcie Świętego Leonarda. W Królestwie Polskim powstał projekt godnego  uczczenia pamięci bohatera kampanii 1792, 1809, 1812 i 1813. Geniusz Bertela Thorvaldsena stworzył pomnik, który wprawdzie współczesnych nie urzekał, ba! oburzał swą rzymską formą, ale dziś... Dziś nie wyobrażamy sobie, by mógł wyglądać inaczej. Ale dzieje tego pomnika, to już całkiem inna historia
Sarkofag ks. Józefa na Wawelu, foto Franciszek Mróz
Nazwisko  księcia Józefa znajdziemy na Łuku Tryumfalnym w Paryżu, a figurę na fasadzie Luwru!
Nie mylił się "Or-Ot" pisząc dalej:
Wodzu! Nikt nigdy nie przeżył tak górnie
Losów narodu w sercu swem człowieczem,
Jak ty, gdyś złożył w śmierci swej, jak w urnie,
Życie ojczyzny pod strzaskanym mieczem!

PS: W najbliższym "Spotkaniu z Pegazem" przypomnę zapomniany wiersz Juliana Ursyna Niemcewicza "Pogrzeb xięcia Józefa Poniatowskiego".

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.