wtorek, marca 26, 2013
Caduta / Burza odc. 8
Mistrz Montefiore mógł być z
siebie dumny. Książę ocknął się. Wyglądało, jakby przebudził
się po koszmarnym śnie. Wodził oczami po komnacie. Dostrzegł
medyka i sekretarza.
- Czy... coś... stało się, co?
- Wszystko będzie dobrze!- uspakajał mistrz Montefiore.- Mieliście
panie zasłabnięcie. No i podagra.
Książę spojrzał na sekretarza. Ten tylko skinął głową. To
starczyło. To go uspokoiło.
- Miałem dziwny sen...
Medyk spojrzał wymownie na sekretarza. Nie trzeba było słów.
Choremu nie potrzebne było kolejne wzruszenie. Powoli musiał dojść
do siebie. Wiedzieli to obaj.
- Czy ja dobrze słyszę?
Książę próbował się unieść na łokciach, ale mistrz
Montefiore przytrzymał go:
- Teraz musisz panie wypocząć- powiedział łagodnie, ale i
stanowczo.
- Działa biją!
- Może to urodziny księżniczki...
- Nie, mistrzu... Wszak nie... kwiecień! Chiara urodziła się...
- To widać na cześć tego...
- D’ Perugia!- dorzucił szybko sekretarz.
- D’ Perugia?- książę był poruszony.- Aha! D’ Perugia!
- Wzywałeś go panie!- sekretarz poprawił poduszkę.
- Aha!- książę powoli uspakajał się. Coś mu majaczyło w
głowie, ale nie potrafił tego oddzielić. Sen, jawa, mrok? Nie mógł
skupić się, odtworzyć tego, co było kilka minut temu.
- A Lorenzo?!- przypomniał sobie.- Był Lorenzo?!
- Był panie...- uspakajał sekretarz.- Sam po niego schodziłem do
pracowni. Ma wykonać pomnik, twój panie! Tylko model gipsowy...
- Wiem! Wiem! Mistrzu Montefiore...- zwrócił się do medyka, który
po cichu wycofywał się z komnaty. Zawsze tak było. Robił swoje, a
potem, jak duch lub rak wycofywał się, jakby bał, że sama jego
obecność uzdrowionego może drażnić, bo przypomina chwilę
słabości i bólu. Di Verroni cenił go za profesjonalizm, wiedzę i
takt.- ...będę żył?
- To tylko atak podagry... i nerwy...
- Nerwy powiadasz?- uspokoiło to go.- Ale wina dać pozwolisz?
- Jedną szklanicę dla krążenia i poprawy apetytu nigdy nie
zabronię.
Książę aż rozpromienił się. Takiej odpowiedzi oczekiwał. Taką
dostał. Mistrz Montefiore wierzył w zbawczą moc wina. W swojej
piwniczce miał pokaźny zbiór butelek. Kiedyś posiadał nawet
niewielką winniczkę. Ale to było jeszcze w czasach bolońskich.
- Każ... – książę zwrócił się do sekretarza.-...aby Lorenzo
tu do mnie zaraz przyszedł! Mam z nim do pomówienia!
- Śniła mi się księżna...
- Najlepszym lekarstwem jest czas.
- Mistrzu Montefiore...
- Tak, panie?
Ale nie usłyszał odpowiedzi, bo książę patrzył w kierunku
drzwi. Stała w nich Chiara. Miała w nieładzie włosy i potargany
kaftan. Rumieńce na twarzy zdradzały stan pewnego podniecenia.
Przypadła do łoża ojca.
- Co... Co... to ma...
Książę powiódł oczami po wszystkich. Na koniec utkwił je w
nieruchomej głowie córki. Ta klęczała przy nim. Głaskał jej
mierzwę, jak najcudniejszy atłas. Zaczęły do niego wracać
obrazy... D’ Perugia!... Pozzi i jego Szwajcarzy!... Ktoś przy
oknie!... Chiara całowała go po ręku. Coś mu szeptało do ucha:
Gaetani! Zadrżał, jakby tknął go powiew śmierci.
- Gaetani?- patrzył w oczy
sekretarza. Medyk naprawdę oddalił się niepostrzeżenie. Chiara
podniosła się. Dostrzegł bliznę na policzku córki.
- Co to... jest?
Chiara dotknęła dłonią policzka. Dopiero teraz uświadomiła
sobie, że ma to drobne skaleczenie. Otarła twarz ręką. Ale po to
tylko, by rozmazać łzy.
- Gaetani!- zawył, jak ranny zwierz.
- Tak panie, ale...- wtrącił sekretarz.
- D’ Perugia? Pozzi?!...- zaczął pojmować. Poderwał się.-
Ścigać tego psa! Obedrzeć ze skóry! Każę jego łeb rzucić
wieprzom!...
- Medyk mówił...- próbował protestować sekretarz.
- Mój pancerz!- krzyczał książę.- Mojego konia!
Chiara przylgnęła do rozgorączkowanej piersi ojca.
- Nie, nie trzeba ojcze... Gaetani już nie straszny- zapewniała go
łagodnie. Nie widziała walki śmiertelnych wrogów, ale nie
wyobrażała sobie, aby kto inny w tej potyczce dał głowę, jak
tylko hardy kondotier, którego nazwisko wypowiadano w tej komnacie z
pogardą, ale i lękiem.
- Gaetani już nie straszny?- powtórzył za córką, jak bezdenne
echo. Zmrużył oczy.- O czym ty mówisz, kochanie?
Gwar na korytarzu przykuł uwagę wszystkich. Tupot wielu ciężkich
stóp zbliżał się. Do komnaty weszli Pozzi, trzech Szwajcarów i
d’Perugia. Wszyscy byli zdrożeni. Sapali, jak woły po ciężkiej
orce. Cosimo wystąpił przed wszystkich i cisnął przed siebie
owalny przedmiot...
Chiara na ten widok cofnęła się z odrazą. Sekretarz zasłonił
oczy. Książę nie potrafił z tej odległości rozpoznać wyraźny
zarys przedmiotu. Na twarzy Cosimo d’Perugia pojawił się
szelmowski uśmiech triumfu. Tylko boski Cezar wracając z Egiptu
mógł się czuć bardziej zaszczycony. Książę zrozumiał. Przed
jego łożem sturlała się głowa Etorre Gaetaniego...
(c. d. n. )
Głowa Etorre Gaetaniego sturlała się do stóp księcia di Verroni, a moją ułożyłam na miękkiej poduszce i udaję się na nocny wypoczynek. Buona notte.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że sen był bardziej przyjemny. Bo turlająca po posadzce głowa, to raczej zwiastun ciężkiego koszmaru...
OdpowiedzUsuń