środa, stycznia 23, 2013

Dux - odc. 9

Dux poddał się. Barczysty mężczyzna trzymał go silnie za kark. Śniadą twarz zdobiły sumiaste wąsy i igiełki świeżego zarostu. Pociągnął go ku sobie i wywlókł na polanę. Zaraz obskoczyła ich gromadka dzieciaków. Jedno przez drugie coś krzyczało. Stara kobieta na widok tego zbiegowiska zmarszczyła brwi i krzyknęła:
- A, co to za cudactwo?! Wilk?!
- Nie mateczko!- odpowiedział mężczyzna, który mocował się z Duxem.- Pies!
- Mamy psy!- warknęła kobieta.
- Ale ten jest jakiś taki... inny... szlachetny!
- Co ty pleciesz?!- obruszyła się kobieta i zaczęła przyglądać Duxowi.- Pies, jak pies! Cztery łapy, ogon i kupa wszy!
- A nieprawda! – odparował mężczyzna.- Pamięta mateczka, jak nas ten hrabia... no... ten tam... , co nas ze swojej ziemi przegnał...
- A niech go wilcy zjedzą!- burknęła na wspomnienie, które widać nie było jej miłe.- I co to straszydło ma wspólnego z...
- Takiegom samego widział, jak ten hrabia, co nas wyganiał... Biegał u jego nóg. To taki sam!
- Powiadasz?- na te słowa zainteresowała się Duxem.- Ale to mizerota!
- To się go podkarmi i sprzeda!
Kobieta z lekkim niedowierzaniem przyjmowała ostatnie słowa. Cmoknęła tylko ustami, obróciła się na pięcie i weszła do wozu. Dzieciaki obskoczyły Duxa. Jeden przez drugiego chciał go pogłaskać, dotknąć. W końcu nie co dzień zdarzało się znaleźć hrabiowskiego psa.
Przez kolejne dni wiodło się Duxowi, jak w raju. Dzieci go rozpieszczały, mężczyzna wynajdował smaczne kąski. Nawet zbytnio nie starano się go forsować drogą. Większość jej pokonywał jadąc na wozie razem z mała dziewczynką. Kiedy miał ochotę wybiegać się przytrafiało mu się coś, czego jeszcze nie zaznał: zakładano mu na szyi powróz. Wychodzić było wolno tylko mężczyźnie, który go pojmał.
Ta przymusowa niewola nawet Duxowi się podobała. Ale do czasu. Nie mógł zrozumieć, dlaczego nie wolno mu się oddalać od taboru, dlaczego przywiązywano go do drzewa, dlaczego na spacery chodził z powrozem na szyi. Za dużo było dla niego tego „dlaczego”.
F. Streitt "W małym miasteczku"
Kiedy wjechali wreszcie do jakiegoś miasteczka mężczyzna znowu założył mu na szyi sznur i poszedł z nim na rynek. Zatrzymali się przy wystawie, na której stały zegary. Duxowi spodobały się dwa: ten z dziewczynką na huśtawce, która bujała się pod skrzynką zegara i drugi z psem, którego język kiwał się w rytm odmierzanego czasu. Mężczyzna wszedł z nim do środka.
Przywitało ich zdziwione spojrzenie starego zegarmistrza i z każdej strony tykanie mnóstwa zegarów. Z dwóch, jak na zawołanie wyskoczyły mechaniczne ptaki i zaczęły kukać.
- Czego?!- warknął zegarmistrz.
- Pan kupi psa?
Zegarmistrz uniósł się znad pulpitu, za którym siedział:
- A na co mi on?!
- Hrabiowska sztuka!
- Cyganić to wy umiecie...
- Od tegom Cygan!- szybko dorzucił niby uprzejmie, ale znać było, że robił to tylko przez grzeczność. Dux znał takie uprzejme wybiegi. Jego dawny pan też potrafił przyjmować różne pozy i miny w zależności od okoliczności.
- Zabieraj mi się z tym kundlem, bo popamiętasz!
- Ale... Dużo nie chcę...
- Mam zawołać zięcia?! Pierre!
Nim Cygan zdążył pomyśleć z zaplecza wynurzył się rosły osiłek.
- Tak, ojcze?!
Cygan nic więcej nie powiedział. Wyszedł. Zamknął za sobą drzwi i splunął na próg:
- Żeby mu wszystkie zegary popsuło!
F. Streitt "Cyganie"
Szurnął butami i ruszyli przed siebie. Odwiedzili kolejno piekarza, fryzjera, starą przekupkę, a nawet okolicznego księdza proboszcza. Nikt nie tylko, że nie był zainteresowany kupnem Duxa, ale niektórzy straszyli prefektem i policją. Wszystkie te zabiegi nowego właściciela nużyły Duxa, tym bardziej, że ów zaczął w pewnym momencie przekonywać wszystkich, że jest psem, który potrafi wyprawiać różne sztuczki. Stawanie na tylnich łapach mógł zrozumieć, ale po co wciąż skakał przez nadstawiany drąg?...
Kiedy przechodzili przez stary, kamienny most Dux postanowił podziękować za służbę i po prostu uciec. Cygan już też był zmęczony całodziennym dobijaniem się do różnych drzwi, więc jego uwaga lekko przytępiła się. Dux z całej siły szarpnął za sznurek. Cygan jednak trzymał go mocno. Zachwiał się tylko od nagłego przypływu psiej energii. Dux poszedł za ciosem i szarpnął jeszcze mocniej. Tym razem mężczyzna nie utrzymał go. Dux popędził przed siebie. Cygan dopiero teraz na dobre przyszedł do siebie i dotarło do niego, że niedoszły grosz ucieka przed nim na czterech łapach! Rzucił się za nim w pogoń. Duxowi, jakby skrzydła wyrosły na grzbiecie. Słyszał za sobą ciężkie pojękiwania. Raptem coś musnęło nad jego głową. Zatrzymał się. Mężczyzna raził w jego kierunku kamieniami. Dwa czy trzy poszybowały obok, ale kolejny uderzył go w bok. Cios był na tyle silny, że powalił Duxa. Nie miał czasu, by oglądać ewentualną ranę. Prześladowca już gnał, co sił. Wyraźnie widział wykrzywioną w gniewie gębę, która coś krzyczała, a machające ręce odgrażały się. Tym razem Cygan zatrzymał się widząc, że Dux jakby tylko otrząsnął się i pędem pognał dalej. Takiej zniewagi widać nie mógł zdzierżyć, bo nie dawał za wygraną.
Dux nie miał już sił, kiedy z pomocą przyszedł mu... byk. Skąd to zwierze znalazło się na drodze, którą gnał? Potężne, masywne cielsko odbijało się czarną plamą. Goniący go Cygan jeszcze chyba go nie widział. Dux otworzył pysk, ale sam nie widział, co ze sobą zrobić. Byk stawał się coraz realniejszym kształtem. Ciężki łeb zdobiły krótkie rogi. Oczy miotały jakby iskry. Dux przysiadł, kiedy usłyszał nie wiadomo skąd męski głos:
- Dux! Dux!...
Na dźwięk swego imienia aż podskoczył z radości. Miał-że spotkać się ze swoim panem? Robertem? Ogon sam zaczął machać na wszystkie strony. Ale radość trwała krótko. Chłop, który pojawił się na skraju drogi wołał nie jego, ale byka.
Teraz dopiero dostrzegł go Cygan. Zatrzymał się tak gwałtownie, że nawet rozjuszone zwierzę na moment przystanęło. Nawet nie zwrócił uwagi na Duxa. Cygan wziął nogi za pas i począł zmykać i drzeć się w niebo głosy:
- Byyyk! Byyyk! Ludzieee! Ratunkuuu!
Chłop dopadł zwierzę akurat w chwili, kiedy uciekający potknął się, a byk zamierzył się, by zrobić użytek ze swoich krótkich, ale mocnych rogów. Szarpnął zwierzę mocno za łańcuch, który ciągnął za sobą:
- Tu cię mam bratku!
Cygan zakrywał głowę rozdygotanymi rękoma i nie przestawał krzyczeć:
- Byyyk! Byyyk!...
Chłop mocniej ściągnął łańcuch i byk, parskając nozdrzami, rył tylko potężną racicą piach.
- To głupie bydlę!- jął się tłumaczyć chłop.- Prowadziłem go do pana Porschett’a... do jego jałówki... sam nie wiem co mu się stało...
Pomógł wstać Cyganowi. I nawet zaczął otrzepywać go z kurzu.
- Bardzo! Bardzo przepraszam!
- Przepraszam?!- obruszył się Cygan.- Mało mnie nie zamordował!
- Sam nie wiem...- dalej tłumaczył chłop.- jak do tego mogło dojść. Dux, to spokojny byk.
- Ładnie mi spokojny?!- burczał zaatakowany.- A gdzie mój pies?!
- Pies? Jaki pies?!- zdziwił się chłop.
Cygan rozejrzał się dookoła. Ale na drodze oprócz niego, byka i chłopa nie było nikogo. Dux skorzystał z zamieszania i popędził przed siebie. Czuł chyba, że podobna sytuacja długo mu się nie przytrafi, a o niczym tak nie marzył, jak o rozstaniu z Cyganem. Ani myślał wracać do taboru. Wolał jutrzejszą niepewność, niż dzisiejsze zniewolenie. 

(dokończenie w ostatnim odcinku)

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.