wtorek, stycznia 08, 2013

Dux - odc. 4

Dni mijały podobne do siebie. Ciągle dręczący głód zmuszał do wygrzebywania spod śniegu jakichś resztek. Raz nawet udało się Duxowi znaleźć padniętego zająca. Niestety uczta długo nie trwała, bo nadbiegał sfora zdziczałych psów. Przepędziły go, kiedy dopiero co zaspakajał pierwszy głód. Mógł podjąć walkę? Nie mógł. Jego kły przeciwko czterem innym? Wolał wycofać się i uratować nędzną skórę, niż paść w beznadziejnej walce.
Widział łosia. Potężny samiec majestatycznie sunął przez las. Spojrzał w jego kierunku, ale wynędzniałe psisko nie stanowiło dla niego żadnego zagrożenia. W Duxsie odezwała się jednak dusza psa gończego. Rzucił się pod kopyta łosia. Ten przystanął. Pochylił ciężki łeb z potężnym porożem. Dux zatrzymał się w miejscu. Łoś parsknął zmiatając tym śnieg sprzed pyska i to starczyło, by Dux porzucił pierwotny zamiar walki z nim. Więc, kiedy dostrzegł stadko dzików nawet się do niego nie zbliżył. Potężna locha kazała zachować bezpieczną odległość.
J. Fałat "Łoś"
Szło ku wiośnie. Łachy śniegu odsłaniały zmarznięte pola. Słońce jakby inaczej świeciło. I wojska już prawie nie widywał. Drogi opustoszały. Gdzie nie gdzie tylko widział rozbite wozy, jakieś skrzynie i kopce, na których siadały kruki. Inne ptaki jakby radośniej ćwierkały.
Huzar
Dux zbliżył się do rzeki. Łagodne zbocze umożliwiło mu bezpiecznie zejść na dół. Zaczął łapczywie muskać językiem lustro wody. Łykał, jakby ktoś zaraz miał mu tą przyjemność zabrać. Tego się nauczył. Dobrze jednak wyczuł, bo nagle woda po lewej stronie groźnie zabulgotała pod ciężarem pędzących koni. Podniósł łeb akurat w chwili, kiedy dwóch jeźdźców w ciężkich, futrzanych czapach dopadło jakiegoś innego i pchnęło go długimi kijami w bok. Jego koń przewrócił się. Ci w futrzanych czapach zawyli, jak wilcy. Odskoczyli i popędzili dalej przed siebie, nie patrząc, co się dzieje z tym, którego zaatakowali. 
Dux podbiegł do tego, który teraz szamotał się w wodzie. Koń odbiegł nieznacznie. Czerwona posoka zaczęła barwić wodę dookoła. Ranny z niedowierzaniem zaczął patrzeć na Duxa, który delikatnie chwyciwszy jego ramię zaczął ciągnąć ku brzegowi. Koń też patrzył na tą scenę ogromnymi oczami. Dux na brzegu zawył żałośnie. Koń jakby to pojął, bo podszedł do nich.
Jeździec dotknął ręka krwawiącego boku.
- I co teraz?- powiedział do sapiącego Duxa.- Przeklęte kozaki!
Ręka była cała we krwi. Dux zaczął go lizać po dłoni.
- No dobrze, dobrze!- poklepał go po łbie.- Postaram ci się nie zemrzeć.
Pokazał na konia i kulbakę. Koń nie protestował, gdy Dux oparł łapy na jego boku. Zębami zaczął szarpać paski, którymi przytroczona była do siodła derka. Trochę trwało, nim uporał się z tym. Ranny podniósł się na kolana, wsparł na szabli. Widać było jednak, jak bardzo trudziło go to i odbierało ostatki sił. Dux wyszarpnął wreszcie derkę. Zawinięte w nią były też jakieś szmaty. Chwycił je w zęby i podbiegł do rannego.
- Co ja bym bez ciebie zrobił?- ranny był pod wrażeniem ofiarności Duxa. Rozerwał jedną ze szmat i otarł nią ranę. Na szczęście okazała się niegroźna i powierzchowna. Ostrza lanc ześliznęły się po żebrach nie czyniąc wielkiego spustoszenia.
Tego wieczora nic nie jedli. Zatrzymali się koło spalonego dworu. Część dachu jakoś trzymała się dając niewielkie schronienie. Nawet nie zapalili ogniska. Dux przywarł do nowego towarzysza tułaczki. Ciepło ciał dawało poczucie bezpieczeństwa. Ale Dux nie spał tej nocy. Czuwał. Raz po raz nastawiał uszu. Koń też przebierał kopytami w miejscu. Szczególnie wtedy, gdy dochodziło ich groźne wycie okolicznych wilków. Żołnierz mimo woli raz po raz głaskał po sierści Duxa. Wtedy pogodnie mruczał. Powieki ciężko przysłaniały oczy. Ale wszystko to trwało krótka chwilę, bo jakiś szelest budził Duxa. Raz to była przelatująca sowa, drugim jakiś uparty lis. Chyba spodobało mu się, że bezkarnie mógł przebiegać koło psiego nosa, bo coraz to wracał i obchodził go. Dux nie zdobył się nawet na to, by zawarczeć. Ale lisowi to się w końcu sprzykrzyło, bo gdy dał susa w zarośla więcej już z nich nie wyszedł.
O świcie żołnierz przebudził się. Słońce dopiero wdrapywało się na ponure niebo, a on zaczął siodłać konia. Kilkakrotnie sprawdzał każdy popręg. Na koniec wsunął na łeb wierzchowca uzdę. Zęby zazgrzytały po stalowym wędzidle. Dux już był przy nich. Patrzył, jak nowy pan dosiada konia. Rana choć zdawała się być lekka jednak uwierała mu.
- No, to co?- spojrzał z siodła w jego kierunku.- Ruszajmy, bo tylko patrzeć, jak jakiś kozacki podjazd wypatrzy nas. A chyba nie chciałbyś, by twoim grzbietem mościli sobie namiot?
I zaśmiał się tubalnie. Dux niewiele z tego rozumiał. Wiedział, że jeśli koń ruszy, to i on razem za nim.
Cały dzień w siodle. Dux biegnący noga w nogę za wierzchowcem. Stanowili osobliwą parę. Jakaś chłopka dała im mleka i gomółkę sera. Podziękowali: żołnierz „Bóg zapłać!”, on merdając ogonem. Starali się jednak omijać domostwa. Nie wiadomo było kogo tam najdą. W każdej chwili mogli dostać się w ręce ruchliwych i wszędobylskich Kozaków.
A. Wierusz Kowalski "Rankiem na polowanie"
To było jakiś kilka dni od spotkania we wsi. Wyjechali na dużą polanę, kiedy nagle na horyzoncie ukazała się grupa jeźdźców. Żołnierzy podniósł się w siodle. Zmrużył oczy. Dux obserwował go uważnie. Dostrzegł dziwny grymas na jego twarzy. Jeźdźcy stali w jednym miejscu. Raptem poruszyli się. Ktoś dostawił do ust jakiś błyszczący przedmiot i poniosło się przeciągliwe trąbnięcie. Dux aż zaszczekał. Znał taki dźwięk! Ilekroć widział szykujących się do walki szwoleżerów, to wtedy sygnalista tak dawał znak do ataku. Ale ci tu nie wyglądali na szwoleżerów.
- To jakieś polowanie!- padło z siodła.
Faktycznie grupę mężczyzn przygnało na polanę polowanie. Osadzili konie, między ich kopytami pałętały się psy. Widać podejmowały zgubiony trop. Odnalazły go, bo rzuciły się do przodu. Trąbka raz jeszcze odezwała się i jeźdźcy pognali za nimi.
Dux z wrażenia, aż siadł na zadzie. Polowanie! Tego mu brakowało. Mógł darować złośliwemu lisowi. Wtedy był zbyt zmęczony, ale teraz nic nie stało na przeszkodzie, by uderzyć, tym bardziej, że i jemu mignęła na horyzoncie ruda kita ogona. Gończy instynkt zwyciężył. Nie patrząc na swego towarzysza popędził za znikającym lisem.
A. Wierusz Kowalski "Myśliwy"
 Nie zauważył, że znalazł się niemal na czole rozpędzonej sfory. Słyszał za sobą jej ujadanie. Widział jednak tylko jedno: lisi ogon. Ten sunął na przód na złamanie karku. Wykonywał jakieś uniki. Starał się zmylić goniące go psy. Na próżno. To on tracił siły, nie one. A Dux był już tuż. Nagle strumyk! Lis niemal przeszybował nad nim. Dux zmoczył łapy i gnał dalej. Sfora wstrzymała się. Wyglądało, jakby czekała na swoich jeźdźców. Lis i Dux oddalali się od nich. Uciekinier prześliznął się pod zwalonym konarem. Dux tylko przez chwilę zawahał się. Wskoczył na konar. Dostrzegł lisa, jak dopada jamy. Inny pies pewnie dałby sobie spokój, jak sfora, która zawróciła i oddała pole, ale Dux postanowił na tym lisie odbić sobie chwile zniewagi, jakie ostatnio przeżył. Zaczął łapami rozgrzebywać jamę. Lis wydostał się na zewnątrz z innej strony. I jakby naigrawając się z Duxa przystanął, by przyglądnąć się zmaganiom swego prześladowcy. Dux zwietrzył go. Lis zrozumiał, że pora brać łapy za pas i dalej umykać.
Wypadli na polanę. Lis potknął się o powalone drzewo. Dux już się na niego rzucał, kiedy usłyszał nad sobą groźny pomruk. Poderwał łeb ku górze i ujrzał nad sobą wymierzone w siebie ciężkie widły, które trzymał w dłoni jakiś osmolony, dziwny człowiek. Instynktownie odskoczył w bok. Widły zmieniły kierunek. Usłyszał tylko pisk lisa. Nie myślał jednak sprawdzać, co się działo za jego grzbietem. Teraz on był w opałach. Pognał w kierunku zagajnika. Ale nikt go nie gonił. Wstrzymał się. Rozejrzał. Dla pewności przebiegł jeszcze kawałek. Siadł pod drzewem. Dopiero teraz zrozumiał, że stracił swego towarzysza tułaczki. Wracać? Zaczęło już zmierzchać. Zmęczenie wygrało nad chęcią powrotu.
 (c. d. n.)

2 komentarze:

  1. NO I ZNOWU TA SZKOŁA A TU JEST TAKIE FAJNE OPOWIADANIE,
    POZDRAWIA PANA GABRYSIA

    OdpowiedzUsuń
  2. Najpierw obowiązki, później przyjemności... Na tym polega dorastanie, że musimy to i owo wykonać,a potem cała reszta. Szkolnych sukcesów życzę.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.