1812 - tragiczny odwrót Wielkiej Armii Napoleona
Konie,
ludzie, armaty, orły dniem i nocą
Płyną;
na niebie gorą tu i ówdzie łuny,
Ziemia
drży, słychać, biją stronami pioruny.
Adam Mickiewicz
„Pan Tadeusz”
To
nie przypadek, że umieściłem akcję opowiadania „Dux”
na... szlaku odwrotu Wielkiej Armii cesarza Napoleona! Każdej
mroźnej zimy myślę o tych, co zostali na drodze między Moskwą a
Berezyną, Smorgoniami a Wilnem! Tym bardziej, że szlak tej
morderczej tułaczki ocierał się o miejsca skąd pochodzili moi
litewscy przodkowie. W końcu praprapradziadek Franciszek Głębocki
miał wtedy 15. lat (rocznik 1797). I pewnie za swym krajanem Adamem
Mickiewiczem mógłby powtórzyć:
O roku
ów! Kto ciebie widział w naszym kraju!
Ciebie
lud zowie dotąd rokiem urodzaju,
A
żołnierz rokiem wojny...
|
Cesarz Napoleon ze sztabem w czasie bitwy pod Borodino/Możajskiem |
O
tej Armii, która w czerwcu 1812 przekroczyła Niemen
Lew Tołstoj
na kartach „Wojny i pokoju" napisał:
„...siły Europy
Zachodniej przekroczyły granice Rosji i zaczęła się wojna, czyli
dokonało się wydarzenie sprzeczne z rozsądkiem człowieka i jego
naturą. (...) Ludzie Zachodu szli na Wschód po to, by wzajemnie się
zabijano”. Chciałbym
wierzyć, że „pokolenie Olbromskich i Cedrów” takim zapamiętało
Cesarza tamtego czerwcowego dnia:
„We mgle wietrznego ranka
dostrzegli stojącego nieruchomo daleko, daleko, na urwistym brzegu.
Za nim błyszczał barwami mundurów sztab i wyprężone, połyskliwe
gwardie konne. Wojska defilujące równiną w dole, ujrzawszy szarą
kapotę i trójgraniasty kapelusz bez ozdób, wznosiły jednolite
okrzyki (...) . Mijały pułki francuskie, holenderskie, włoskie,
niemieckie, polskie...”.
|
Napoleon na tle płonącej Moskwy |
„
19 października, około południa, Cesarz wraz z Gwardią
opuścił Moskwę”- pisał
Armand Caulaincourt. Kto mógł
przewidzieć, że zima zaatakuje już kilka dni później, morale
Armii zaginie gdzieś wśród okrutnej zamieci... Adiutant cesarza
Filip Paweł de Séguer nie omieszkał napisać:
„...konnica
i artyleria smutny przedstawiała widok, brak koni dotkliwe dawał
się we znaki, toteż coraz gorsze przeczucia nękały cesarza”.
|
Odwrót spod Moskwy
|
Na
zgubę skazywali się żołnierze-łupieżcy, dla których chęć
zysku silniejsza była od zdrowego rozsądku! Adiutant cesarza pisał:
„Nie wojsko to było, lecz raczej karawana, koczowniczy naród
czy też starożytna armia. Co obróciwszy w ruinę jakiś kraj,
wracała bogatymi obciążona łupami”.
A.
Caulaincourt zanotował o mijanej okolicy, że
„...przypominała
prawdziwą pustynię, okolica po obu stronach drogi była zadeptana i
ogołocona ze wszystkiego, co nadawałoby się do zjedzenia. Owe
spustoszenia były dziełem przechodzącej tędy armii i oddziałów
posiłkowych, które szły jej naprzeciw”. Bardzo szybko
ludzki egoizm brał górę nad współczuciem dla bliźnich. A
przecież to był dopiero początek koszmarnego odwrotu. Dantejskie
sceny dopiero miały się rozgrywać. W tych samych wspomnieniach
znalazłem wstrząsające zdanie:
„STRACH PRZED ŚMIERCIĄ
ZAMYKAŁ LUDZKIE SERCA PRZED WSPÓŁCZUCIEM”.
|
Odwrót Wielkiej Armii |
Lepiej
było lec na polu bitwy, niż być wziętym do rosyjskiej niewoli!
Jeden z biografów Cesarza powołując się na wspomnienia
rosyjskiego oficera Borysa Uxkulla podaje:
„...chłopi
rosyjscy wykupywali jeńców francuskich, by wrzucać ich do kotłów
z wrzątkiem lub wbijać na pal. Cena wynosiła dwa ruble za głowę”.
|
Kozacy!... |
Mijano
pola wcześniejszych bitew i potyczek (m. in. Możajska/Borodina),
stoczono krwawą walkę
pod Małojarosławcem! Cały ogrom
rzezi pozostawił nam adiutant Cesarza w jednym, długim zdaniu:
„Stratowana i krwią przesiąknięta ziemia, dymiące jeszcze
zgliszcza, gruzy i rumowiska, stosy sztywnych, w męce zastygłych
trupów, setki głów zmiażdżonych pod armatnimi kołami,
straszliwe postacie rannych, którzy czołgali się wśród zgliszcz
i popiołów żałosne wydając jęki, wreszcie pogrzebowe echa
ostatniej posługi, jaka oddawali grenadierzy zwłokom poległych
pułkowników i generałów – wszystko to świadczyło o
bezlitosnej, nieubłaganej walce, o gwałtownym starciu dwóch
wrogich sobie potęg”. Ci, którzy to widzieli mogli chyba
o sobie powiedzieć: byłem w piekle.
|
Marszałek Louis Nicolas Davout |
Dzień
później tylko cudem uniknął niechybnej zdawało się śmierci
marszałek
Louis Nicolas Davout!
„...staliśmy w
zwartej grupce, pochyleni nad mapami – wspominał generał
Louis-François Lejeune. –
musieliśmy stanowić doskonały
cel dla jakiegoś rosyjskiego artylerzysty. Kula dwunastofuntowa
przeszła pomiędzy mną a Marszałkiem i urwała pułkownikowi
[Florianowi] Kobylińskiemu jedną nogę”. Godne
jest zapamiętania, jak „żelazny marszałek” potraktował rannego! Zatrzymał się przed kompanią francuskich
grenadierów i zawołał:
„Żołnierze! Mój adiutant,
pułkownik Kobyliński, utracił nogę od kuli armatniej. Jako Polak
nie powinien zostać w rękach moskiewskich. Wam go oddaję i polecam
waszym staraniom i honorowi. Pilnujcie go jak waszej chorągwi!”.
„Marszałek – kończy swoją relacje Gajewski
.-
ze łzami w oczach uściskał wiarusa, którego nazwiska historia nam
nie przekazał”.
Postrach
pośród Francuzów i strzępów Wielkiej Armii siali kozacy. Ciekawą
na ten temat opinię znalazłem we wspomnieniach
Aleksandra
hrabiego Fredry: „Wojsko francuskie, nieustraszone w
boju, lękało się napaści kozackiej. Ta bojaźń, przechodząca
czasem w paniczna trwogę, rozciągnęła się z 812 i na późniejsze
lata tej wojny. Okrzyk: «Nieprzyjaciel!» znaczył tyle, co: «Do
broni! Naprzód!» Okrzyk: «Cousaques!» tyle co: «W nogi, kto
może!»”.
|
Potyczka z kozakami |
Niewiele
brakowało, a na polach pod
Małojarosławcem udziałem
kozaków stałoby się... pojmanie samego Napoleona! A. Caulaincourt
wspominał:
„...jakieś 500 kroków od miejsca zakwaterowania
stanęliśmy oko w oko z kozakami (...)”. Zaskoczenie?!
Dalej czytamy:
„Muszę przyznać, że nie spodziewaliśmy się
spotkać kozaków w miejscu biwakowania Gwardii, dlatego też nie
zachowaliśmy należnej ostrożności”. Dramaturgii całej
sytuacji nadaje to, że Cesarz znalazł się pośród... Rosjan.
Garstka szaserów z eskorty wdała się w walkę. Zbawieniem okazały
się nocne ciemności.
„Tylko po szczęku broni i okrzykach
walczących można było się zorientować, że tuż obok odbywa się
potyczka”. A. Caulaincourt przyznaje, że gdyby Cesarz
wcześniej ruszył na zwiad, to na pewno nie uszedłby kozakom. Nie
mógł nadziwić się jednemu:
„Jak można było pozwolić,
żeby nieprzyjacielski oddział liczący 1000 żołnierzy przeniknął
w pobliże kwatery Cesarza i przez całą noc nie został przez
nikogo zauważony?”.
|
Napoleon w 1812 |
Straszniejszy
od atakujących chłopów i kozaków był mróz i głód. Temperatura
spadła poniżej – 20 °C (choć spotyka się zapisy o mrozie
rzędu... – 40 °C) . Niewyobrażalna skala szczególnie dla
żołnierzy z zachodniej Europy! To oni teraz padali ofiarami swojej
łupieżczej zachłanności. Juki pełne złota nie mogły ochronić
przed morderczym wiatrem. Nagle kosztowności wydarte z cerkwi,
moskiewskich pałaców stawały się wręcz bezużytecznym balastem!
„Wszelka ciepła odzież – zauważa R. Bielecki
- stała się rzeczą bezcenną, przedmiotem handlu i wymiany. (...)
Zaczęto obdzierać z mundurów zwłoki poległych i zamarzniętych,
które mijano w śnieżnych zaspach”. Warto
przy tej okazji nie zapominać, że siarczysty mróz dokuczał
również Rosjanom. Zachowała się relacja
barona Löwensterna,
ze sztabu
generała Michaiła Kutuzowa:
„Nie byłem w
stanie pozostawać w siodle przez dłużej niż dziesięć minut
(...). Aby uchronić swoje stopy przed odmrożeniem, wtykałem je w
futrzane czapy grenadierów francuskich, jakie zalegały drogę.
(...) Przy siłach utrzymywała nas tylko wódka”.
Wspominał, że jeśli żołnierze znaleźli się pod jakimś dachem,
to
„...było całkowicie niemożliwe, aby ich stamtąd
wyciągnąć. Woleli umrzeć”.
|
Nocny biwak Wielkiej Armii |
|
Książę Józef Poniatowski |
Mistrz
Szymon Askenazy pozostawił w biografii Księcia-Wodza bardzo
przejmujący obraz swego bohatera. Widzimy „stroskanego wodza”
jak „z zakrwawionym sercem” patrzył „na rzednące swoje
szeregi”. Pod Wiaźmą doszło do wypadku:
„...padł z
koniem w skoku, zwichnął nogę i stłukł kolano, krew rzuciła mu
się ustami. Nie mógł dosiąść konia, musiał oddać dowództwo
najstarszemu po sobie rangą Zajączkowi”.
Schorowany dotarł nad Berezynę.
Józef Krasiński tak opisał swoje
z Księciem spotkanie:
„Natychmiast zaniosłem sam do karety
kawałek chleba, trochę gorących kartofli w mojej bermycy i ową
próbkę masła zebraną na skorupie garnka, którą przyznaję,
zachowałem dla siebie. Książę ze łzami w oczach przyjął ten
dar...”.
|
Po odwrocie spod Moskwy |
B
e r e z y n a ! To tam, między 27 a 29 listopada, doszło do
kolejnej tragedii tej kampanii!
Białoruska rzeka
nie
tylko
w epopei
Lwa Tołstoja urosła do rangi kolejnego
Rubikonu:
„Jeżeli o Berezynie tak dużo napisano i jeszcze
się pisze, to nastąpiło to tylko dlatego, że na zerwanym moście
na Berezynie klęski, które przedtem spadły na armie francuską
kolejno, tutaj zgrupowały się nagle w jednym momencie i w jednym
tragicznym widowisku, które pozostało w pamięci wszystkich”.
Nigdy nie wyjdę z podziwu, jak saperzy Wielkiej Armii
stawiali w lodowatej wodzie mosty! Pod zdobywane z heroizmem siekiery
szły zabudowania okolicznej wsi
Studzianki. Adiutant Cesarza
wspominał:
„Nieszczęśni pontoniarze, po szyję w wodzie,
obijani i kaleczeni co chwila przez płynącą krę, walczyć musieli
jednocześnie z wszystkimi trudnościami budowy, z zimnem, z wichrem
i z wrogiem, nieokiełznanym żywiołem. (...) Kto słaby był, ten
ginął z zimna lub szedł na dno”. Nikt nie miał złudzeń,
że pozostanie na prawym brzegu rzeki było równoznaczne z wyrokiem
śmierci lub długoletnią niewolą. L. Tołstoj nie mógł tego ująć
bardziej precyzyjnie
: „Na tyłach czekała jawna śmierć; na
przedzie była nadzieja. Okręty spalono; nie było innego ocalenia,
prócz wspólnej ucieczki i na tę wspólną ucieczkę Francuzi
poświęcili wszystkie swe siły”. Warto przyjrzeć się
Napoleonowi w te mroźne listopadowe dni. Armand Caulaincourt
zapisał:
„Cesarz spędził cały dzień przy budowie mostów.
Jego obecność podnosiła na duchu saperów i pontonierów, którzy
pracując z wielkim poświęceniem, co chwilę musieli wchodzić do
lodowatej wody, żeby naprawić uszkodzenia. Most został zbudowany
niemal ze szczap, które łamały się pod ciężarem armatnich lawet
i maszerujących oddziałów”. Tu można wrócić do
odwiecznej dyskusji: rola jednostki w historii.
|
Bitwa nad Berezyną |
Poruszające są relacje oficerów najwyższej rangi! Oto, co pasierb
Cesarza, wicekról Włoch,
generał Eugeniusz de Beauharnais
napisał o swoich podkomendnych
„Włosi mrą jak muchy. (...)
Jakże szczęśliwi będziemy, jeśli ujrzymy jeszcze kiedyś nasze
domy. To teraz mój jedyny cel. nie szukam już chwały. Ona kosztuje
zbyt drogo”.
|
Odwrót spod Moskwy |
Aż
wreszcie nadszedł czas tragicznych decyzji! „Cesarz dał
rozkaz, aby mosty zapalono – wspominał kapitan Antoni
Białkowski.- Smutny widok się przedstawił, gdy wojsko będące
za mostem spostrzegło, że je już na zatracenie zostawiono. W
mgnieniu oka już rejterowało się ono do mostu, ale nagle rozsypało
się, chcąc jeszcze – choć przez palący się most – dostać
się na brzeg przeciwny”. Dalej
podaje, że na niewiele się to zdało, bo słoma
szybko zajęła się ogniem.
|
Francuzi w 1812 r. |
Polscy
żołnierze, bez względu na rangę, dawali dowody ofiarności,
odwagi i poświęcenia. Sekretarz Cesarza, baron Agathon Jean
François Fain, tak napisał o Polakach:
„Cała dywizja
Girarda złożona jest z Polaków. Jedni biegną naprzód, by
stworzyć nam drogę, inni pokonują niebezpieczeństwa, by przenieść
depeszę, drudzy, by przeprowadzić nasze kolumny. Są wszędzie. Ich
sprawa jest przegrana, ale ci generałowie [Poniatowski,
Zajączek, Dąbrowski] jakby wiedzieli o tym mniej niż my.
Myślą o tym tylko, by zrobić nam szaniec ze swych szabel i
bagnetów, a jeśli trzeba, to ze swych ciał, aż do ostatniego
tchu”. To prawdziwy powód do dumy. Nie zapominajmy, jak
bardzo zmieniał się obraz Polaka w Europie! To już nie byli
renegaci, warchoły! Europa z podziwem patrzyła na bohaterstwo,
wierność i bitność Polaków! I to jest wielki skutek wojen
napoleońskich, dziedzictwo, którego Lechici nie zaprzepaścili w XX
w.!
|
Marszałek J. Murat |
Napoleon
przeprawił się na drugi brzeg 29 listopada! A. Caulaincourt nie
ukrywał emocji pisząc:
„Kiedy przeszliśmy przez Berezynę,
nasze twarze rozjaśniły się radością; po raz pierwszy myśl o
Polsce wszystkich uradowała. Wilno jawiło się nam niczym ziemia
obiecana (...). Wilno oznaczało koniec nieszczęść”. 3
grudnia dotarli do Mołodeczna!
5 grudnia byli w
Smorgoniach. Filip Paweł de Séguer wspominał:
„Napoleon
przybył do Smorgoni w otoczeniu nędzarzy, konających z głodu i
zimna (...)”. Cesarz podjął ostateczną decyzję:
„Mianuję naczelnym wodzem króla Neapolu [Joachima Murata],
mam nadzieję, że będziecie mu posłuszni, tak jak mnie, i że
panować będzie wśród was jak najlepsza zgoda!”. W
biografii Marszałka znalazłem taką o nim opinię:
„Był to
najwspanialszy kawalerzysta Europy, ale nie potrafił przewidywać.
(...) Nie jest słuszna krytyka dowódców, ale Napoleon mógł
dokonać lepszego wyboru”. Jean
Pierre Barrau podaje zaskakujące spostrzeżenie:
„Król
Neapolu przejął dowództwo nad armią, która maszerowała w takim
nieporządku i w tak wielkim pośpiechu, że dopiero w Wilnie
żołnierze zostali poinformowani o niespodziewanym i budzącym
zniechęcenie wyjeździe Napoleona”.
|
Huzar na śniegu |
Czy
po Smorgoniach można by było powtórzyć o Napoleonie za S.
Żeromskim:
„Oczy straszliwe, w których gromady ludzkie
przyuczone zostały widzieć jeno radość i gniew, były w tej
chwili nijakie, obojętne, zasłonione olbrzymiością myśli
dalekich”? Cesarz dotarł do Paryża 17 grudnia!
Bardzo
wysoko oceniono kunszt wojenny Napoleona w 1812 r. Marian Kukiel
napisał: „Przejście Berezyny należy do najwspanialszych
czynów Napoleona i jego wojska. (...) Napoleon wyszedł zbrojną
ręką z pułapki, łamiąc przeszkody, postawione mu przez przyrodę
i przez przewagę przeciwnika”. Wręcz kończy konkluzją ,
powołując się na Clausewitza: „...nie tylko sławy swej w
odwrocie tym nie stracił, ale zdobył sobie nową”.
Podaje, że 30-40 tysięcy żołnierzy Wielkiej Armii przekroczyło
rzekę, atakujących Rosjan szacuje nawet do 80 tysięcy!
*
* *
|
Marszałek M. Ney |
Żegnając
się z tym mroźnym tematem chcę go zakończyć słowami bohatera,
którego męstwo w 1812 r. dodało blasku jego nazwisku i
zdziesiątkowanej Wielkiej Armii. De Séguer nazwał go
„duszą
Armii”, „
ucieleśnionym symbolem zwycięstwa”,
apelował do współczesnych:
„Towarzysze moi, a także wy,
sprzymierzeńcy nasi i wrogowie. Wzywam tutaj waszego świadectwa!
Oddajmy pamięci nieszczęsnego bohatera winną mu cześć!”.
Tym kimś był syn bednarza, diuk d'Elchingen, książę de la
Moskowa, czyli rudowłosy marszałek
Michel Ney. Warto na
koniec zacytować słowa, które skierował do gen. Mathieu Dumasa,
gdy przebił się 15 grudnia 1812 jako jeden z ostatnich:
„DUMAS,
NIE POZNAJESZ MNIE? MICHEL NEY, MARSZAŁEK CESARSTWA! STRAŻ TYLNA
WIELKIEJ ARMII! TO JA ODDAŁEM OSTATNI STRZAŁ W TEJ CHOLERNEJ
KAMPANII NA MOŚCIE POD KOWNEM! A POTEM WRZUCIŁEM KARABIN DO TEJ
PRZEKLĘTEJ RZEKI, DO TEGO NIEMNA, KTÓREGO NIGDY NIE POWINNIŚMY
BYLI PRZEKRACZAĆ! A TERAZ, KIEDY JUŻ PRZEZ LASY DOTARŁEM DO
CIEBIE, DAJ MI WRESZCIE TALERZ ZUPY. BARDZO TEGO POTRZEBUJĘ!”.
|
Marszałek M. Ney przebija się spod Moskwy |
Aż mnie zmroziło przy czytaniu. Rewelacja!!!!
OdpowiedzUsuńMiło mi to słyszeć, więc emocje działają. O to w tym wszystkim chodzi.
OdpowiedzUsuńPanie Karolu, nie widzę maila do pana na stronie. Proszę o kontakt ze mną bogewa2@poczta.onet.pl
OdpowiedzUsuńdobry tekst...
OdpowiedzUsuńAle masakra, to jest genialny wyczyn!
OdpowiedzUsuńSuper text...historia powtórzyła się w 1941....oby nie powtórzyła się po raz kolejny za naszego życia:(((....Łukasz Matuszewski
OdpowiedzUsuń