wtorek, stycznia 08, 2013

1812 - tragiczny odwrót Wielkiej Armii Napoleona

Konie, ludzie, armaty, orły dniem i nocą
Płyną; na niebie gorą tu i ówdzie łuny,
Ziemia drży, słychać, biją stronami pioruny. 
Adam Mickiewicz „Pan Tadeusz”
To nie przypadek, że umieściłem akcję opowiadania „Dux” na... szlaku odwrotu Wielkiej Armii cesarza Napoleona! Każdej mroźnej zimy myślę o tych, co zostali na drodze między Moskwą a Berezyną, Smorgoniami a Wilnem! Tym bardziej, że szlak tej morderczej tułaczki ocierał się o miejsca skąd pochodzili moi litewscy przodkowie. W końcu praprapradziadek Franciszek Głębocki miał wtedy 15. lat (rocznik 1797). I pewnie za swym krajanem Adamem Mickiewiczem mógłby powtórzyć:
O roku ów! Kto ciebie widział w naszym kraju!
Ciebie lud zowie dotąd rokiem urodzaju,
A żołnierz rokiem wojny...
Cesarz Napoleon ze sztabem w czasie bitwy pod Borodino/Możajskiem
  
   
O tej Armii, która w czerwcu 1812 przekroczyła Niemen Lew Tołstoj na kartach „Wojny i pokoju" napisał: „...siły Europy Zachodniej przekroczyły granice Rosji i zaczęła się wojna, czyli dokonało się wydarzenie sprzeczne z rozsądkiem człowieka i jego naturą. (...) Ludzie Zachodu szli na Wschód po to, by wzajemnie się zabijano”. Chciałbym wierzyć, że „pokolenie Olbromskich i Cedrów” takim zapamiętało Cesarza tamtego czerwcowego dnia: „We mgle wietrznego ranka dostrzegli stojącego nieruchomo daleko, daleko, na urwistym brzegu. Za nim błyszczał barwami mundurów sztab i wyprężone, połyskliwe gwardie konne. Wojska defilujące równiną w dole, ujrzawszy szarą kapotę i trójgraniasty kapelusz bez ozdób, wznosiły jednolite okrzyki (...) . Mijały pułki francuskie, holenderskie, włoskie, niemieckie, polskie...”.
Napoleon na tle płonącej Moskwy
     „19 października, około południa, Cesarz wraz z Gwardią opuścił Moskwę”- pisał Armand Caulaincourt. Kto mógł przewidzieć, że zima zaatakuje już kilka dni później, morale Armii zaginie gdzieś wśród okrutnej zamieci... Adiutant cesarza Filip Paweł de Séguer nie omieszkał napisać: „...konnica i artyleria smutny przedstawiała widok, brak koni dotkliwe dawał się we znaki, toteż coraz gorsze przeczucia nękały cesarza”.
Odwrót spod Moskwy
       Na zgubę skazywali się żołnierze-łupieżcy, dla których chęć zysku silniejsza była od zdrowego rozsądku! Adiutant cesarza pisał: „Nie wojsko to było, lecz raczej karawana, koczowniczy naród czy też starożytna armia. Co obróciwszy w ruinę jakiś kraj, wracała bogatymi obciążona łupami”.
A. Caulaincourt zanotował o mijanej okolicy, że „...przypominała prawdziwą pustynię, okolica po obu stronach drogi była zadeptana i ogołocona ze wszystkiego, co nadawałoby się do zjedzenia. Owe spustoszenia były dziełem przechodzącej tędy armii i oddziałów posiłkowych, które szły jej naprzeciw”. Bardzo szybko ludzki egoizm brał górę nad współczuciem dla bliźnich. A przecież to był dopiero początek koszmarnego odwrotu. Dantejskie sceny dopiero miały się rozgrywać. W tych samych wspomnieniach znalazłem wstrząsające zdanie: „STRACH PRZED ŚMIERCIĄ ZAMYKAŁ LUDZKIE SERCA PRZED WSPÓŁCZUCIEM”. 
Odwrót Wielkiej Armii
  Lepiej było lec na polu bitwy, niż być wziętym do rosyjskiej niewoli! Jeden z biografów Cesarza powołując się na wspomnienia rosyjskiego oficera Borysa Uxkulla podaje: „...chłopi rosyjscy wykupywali jeńców francuskich, by wrzucać ich do kotłów z wrzątkiem lub wbijać na pal. Cena wynosiła dwa ruble za głowę”.
Kozacy!...
 Mijano pola wcześniejszych bitew i potyczek (m. in. Możajska/Borodina), stoczono krwawą walkę pod Małojarosławcem! Cały ogrom rzezi pozostawił nam adiutant Cesarza w jednym, długim zdaniu: „Stratowana i krwią przesiąknięta ziemia, dymiące jeszcze zgliszcza, gruzy i rumowiska, stosy sztywnych, w męce zastygłych trupów, setki głów zmiażdżonych pod armatnimi kołami, straszliwe postacie rannych, którzy czołgali się wśród zgliszcz i popiołów żałosne wydając jęki, wreszcie pogrzebowe echa ostatniej posługi, jaka oddawali grenadierzy zwłokom poległych pułkowników i generałów – wszystko to świadczyło o bezlitosnej, nieubłaganej walce, o gwałtownym starciu dwóch wrogich sobie potęg”. Ci, którzy to widzieli mogli chyba o sobie powiedzieć: byłem w piekle.
Marszałek Louis Nicolas  Davout
Dzień później tylko cudem uniknął niechybnej zdawało się śmierci marszałek Louis Nicolas Davout! „...staliśmy w zwartej grupce, pochyleni nad mapami – wspominał generał Louis-François Lejeune. – musieliśmy stanowić doskonały cel dla jakiegoś rosyjskiego artylerzysty. Kula dwunastofuntowa przeszła pomiędzy mną a Marszałkiem i urwała pułkownikowi [Florianowi] Kobylińskiemu jedną nogę”. Godne jest zapamiętania, jak „żelazny marszałek” potraktował rannego! Zatrzymał się przed kompanią francuskich grenadierów i zawołał: „Żołnierze! Mój adiutant, pułkownik Kobyliński, utracił nogę od kuli armatniej. Jako Polak nie powinien zostać w rękach moskiewskich. Wam go oddaję i polecam waszym staraniom i honorowi. Pilnujcie go jak waszej chorągwi!”. „Marszałek – kończy swoją relacje Gajewski.- ze łzami w oczach uściskał wiarusa, którego nazwiska historia nam nie przekazał”.
Postrach pośród Francuzów i strzępów Wielkiej Armii siali kozacy. Ciekawą na ten temat opinię znalazłem we wspomnieniach Aleksandra hrabiego Fredry: „Wojsko francuskie, nieustraszone w boju, lękało się napaści kozackiej. Ta bojaźń, przechodząca czasem w paniczna trwogę, rozciągnęła się z 812 i na późniejsze lata tej wojny. Okrzyk: «Nieprzyjaciel!» znaczył tyle, co: «Do broni! Naprzód!» Okrzyk: «Cousaques!» tyle co: «W nogi, kto może!»”. 
Potyczka z kozakami
  Niewiele brakowało, a na polach pod Małojarosławcem udziałem kozaków stałoby się... pojmanie samego Napoleona! A. Caulaincourt wspominał: „...jakieś 500 kroków od miejsca zakwaterowania stanęliśmy oko w oko z kozakami (...)”. Zaskoczenie?! Dalej czytamy: „Muszę przyznać, że nie spodziewaliśmy się spotkać kozaków w miejscu biwakowania Gwardii, dlatego też nie zachowaliśmy należnej ostrożności”. Dramaturgii całej sytuacji nadaje to, że Cesarz znalazł się pośród... Rosjan. Garstka szaserów z eskorty wdała się w walkę. Zbawieniem okazały się nocne ciemności. „Tylko po szczęku broni i okrzykach walczących można było się zorientować, że tuż obok odbywa się potyczka”. A. Caulaincourt przyznaje, że gdyby Cesarz wcześniej ruszył na zwiad, to na pewno nie uszedłby kozakom. Nie mógł nadziwić się jednemu: „Jak można było pozwolić, żeby nieprzyjacielski oddział liczący 1000 żołnierzy przeniknął w pobliże kwatery Cesarza i przez całą noc nie został przez nikogo zauważony?”.
Napoleon w 1812
Straszniejszy od atakujących chłopów i kozaków był mróz i głód. Temperatura spadła poniżej – 20 °C (choć spotyka się zapisy o mrozie rzędu... – 40 °C) . Niewyobrażalna skala szczególnie dla żołnierzy z zachodniej Europy! To oni teraz padali ofiarami swojej łupieżczej zachłanności. Juki pełne złota nie mogły ochronić przed morderczym wiatrem. Nagle kosztowności wydarte z cerkwi, moskiewskich pałaców stawały się wręcz bezużytecznym balastem! „Wszelka ciepła odzież – zauważa R. Bielecki - stała się rzeczą bezcenną, przedmiotem handlu i wymiany. (...) Zaczęto obdzierać z mundurów zwłoki poległych i zamarzniętych, które mijano w śnieżnych zaspach”. Warto przy tej okazji nie zapominać, że siarczysty mróz dokuczał również Rosjanom. Zachowała się relacja barona Löwensterna, ze sztabu generała Michaiła Kutuzowa: „Nie byłem w stanie pozostawać w siodle przez dłużej niż dziesięć minut (...). Aby uchronić swoje stopy przed odmrożeniem, wtykałem je w futrzane czapy grenadierów francuskich, jakie zalegały drogę. (...) Przy siłach utrzymywała nas tylko wódka”. Wspominał, że jeśli żołnierze znaleźli się pod jakimś dachem, to „...było całkowicie niemożliwe, aby ich stamtąd wyciągnąć. Woleli umrzeć”. 
Nocny biwak Wielkiej Armii

Książę Józef Poniatowski
  Mistrz Szymon Askenazy pozostawił w biografii Księcia-Wodza bardzo przejmujący obraz swego bohatera. Widzimy „stroskanego wodza” jak „z zakrwawionym sercem” patrzył „na rzednące swoje szeregi”. Pod Wiaźmą doszło do wypadku: „...padł z koniem w skoku, zwichnął nogę i stłukł kolano, krew rzuciła mu się ustami. Nie mógł dosiąść konia, musiał oddać dowództwo najstarszemu po sobie rangą Zajączkowi”. Schorowany dotarł nad Berezynę. Józef Krasiński tak opisał swoje z Księciem spotkanie: „Natychmiast zaniosłem sam do karety kawałek chleba, trochę gorących kartofli w mojej bermycy i ową próbkę masła zebraną na skorupie garnka, którą przyznaję, zachowałem dla siebie. Książę ze łzami w oczach przyjął ten dar...”.
Po odwrocie spod Moskwy
B e r e z y n a ! To tam, między 27 a 29 listopada, doszło do kolejnej tragedii tej kampanii! Białoruska rzeka nie tylko w epopei Lwa Tołstoja urosła do rangi kolejnego Rubikonu: „Jeżeli o Berezynie tak dużo napisano i jeszcze się pisze, to nastąpiło to tylko dlatego, że na zerwanym moście na Berezynie klęski, które przedtem spadły na armie francuską kolejno, tutaj zgrupowały się nagle w jednym momencie i w jednym tragicznym widowisku, które pozostało w pamięci wszystkich”. Nigdy nie wyjdę z podziwu, jak saperzy Wielkiej Armii stawiali w lodowatej wodzie mosty! Pod zdobywane z heroizmem siekiery szły zabudowania okolicznej wsi Studzianki. Adiutant Cesarza wspominał: „Nieszczęśni pontoniarze, po szyję w wodzie, obijani i kaleczeni co chwila przez płynącą krę, walczyć musieli jednocześnie z wszystkimi trudnościami budowy, z zimnem, z wichrem i z wrogiem, nieokiełznanym żywiołem. (...) Kto słaby był, ten ginął z zimna lub szedł na dno”. Nikt nie miał złudzeń, że pozostanie na prawym brzegu rzeki było równoznaczne z wyrokiem śmierci lub długoletnią niewolą. L. Tołstoj nie mógł tego ująć bardziej precyzyjnie: „Na tyłach czekała jawna śmierć; na przedzie była nadzieja. Okręty spalono; nie było innego ocalenia, prócz wspólnej ucieczki i na tę wspólną ucieczkę Francuzi poświęcili wszystkie swe siły”. Warto przyjrzeć się Napoleonowi w te mroźne listopadowe dni. Armand Caulaincourt zapisał: „Cesarz spędził cały dzień przy budowie mostów. Jego obecność podnosiła na duchu saperów i pontonierów, którzy pracując z wielkim poświęceniem, co chwilę musieli wchodzić do lodowatej wody, żeby naprawić uszkodzenia. Most został zbudowany niemal ze szczap, które łamały się pod ciężarem armatnich lawet i maszerujących oddziałów”. Tu można wrócić do odwiecznej dyskusji: rola jednostki w historii.
Bitwa nad Berezyną
Poruszające są relacje oficerów najwyższej rangi! Oto, co pasierb Cesarza, wicekról Włoch, generał Eugeniusz de Beauharnais napisał o swoich podkomendnych „Włosi mrą jak muchy. (...) Jakże szczęśliwi będziemy, jeśli ujrzymy jeszcze kiedyś nasze domy. To teraz mój jedyny cel. nie szukam już chwały. Ona kosztuje zbyt drogo”.
Odwrót spod Moskwy
Aż wreszcie nadszedł czas tragicznych decyzji! „Cesarz dał rozkaz, aby mosty zapalono – wspominał kapitan Antoni Białkowski.- Smutny widok się przedstawił, gdy wojsko będące za mostem spostrzegło, że je już na zatracenie zostawiono. W mgnieniu oka już rejterowało się ono do mostu, ale nagle rozsypało się, chcąc jeszcze – choć przez palący się most – dostać się na brzeg przeciwny”. Dalej podaje, że na niewiele się to zdało, bo słoma szybko zajęła się ogniem.
Francuzi w 1812 r.
Polscy żołnierze, bez względu na rangę, dawali dowody ofiarności, odwagi i poświęcenia. Sekretarz Cesarza, baron Agathon Jean François Fain, tak napisał o Polakach: „Cała dywizja Girarda złożona jest z Polaków. Jedni biegną naprzód, by stworzyć nam drogę, inni pokonują niebezpieczeństwa, by przenieść depeszę, drudzy, by przeprowadzić nasze kolumny. Są wszędzie. Ich sprawa jest przegrana, ale ci generałowie [Poniatowski, Zajączek, Dąbrowski] jakby wiedzieli o tym mniej niż my. Myślą o tym tylko, by zrobić nam szaniec ze swych szabel i bagnetów, a jeśli trzeba, to ze swych ciał, aż do ostatniego tchu”. To prawdziwy powód do dumy. Nie zapominajmy, jak bardzo zmieniał się obraz Polaka w Europie! To już nie byli renegaci, warchoły! Europa z podziwem patrzyła na bohaterstwo, wierność i bitność Polaków! I to jest wielki skutek wojen napoleońskich, dziedzictwo, którego Lechici nie zaprzepaścili w XX w.!
Marszałek J. Murat
Napoleon przeprawił się na drugi brzeg 29 listopada! A. Caulaincourt nie ukrywał emocji pisząc: „Kiedy przeszliśmy przez Berezynę, nasze twarze rozjaśniły się radością; po raz pierwszy myśl o Polsce wszystkich uradowała. Wilno jawiło się nam niczym ziemia obiecana (...). Wilno oznaczało koniec nieszczęść”. 3 grudnia dotarli do Mołodeczna! 5 grudnia byli w Smorgoniach. Filip Paweł de Séguer wspominał: „Napoleon przybył do Smorgoni w otoczeniu nędzarzy, konających z głodu i zimna (...)”. Cesarz podjął ostateczną decyzję: „Mianuję naczelnym wodzem króla Neapolu [Joachima Murata], mam nadzieję, że będziecie mu posłuszni, tak jak mnie, i że panować będzie wśród was jak najlepsza zgoda!”. W biografii Marszałka znalazłem taką o nim opinię: „Był to najwspanialszy kawalerzysta Europy, ale nie potrafił przewidywać. (...) Nie jest słuszna krytyka dowódców, ale Napoleon mógł dokonać lepszego wyboru”. Jean Pierre Barrau podaje zaskakujące spostrzeżenie: „Król Neapolu przejął dowództwo nad armią, która maszerowała w takim nieporządku i w tak wielkim pośpiechu, że dopiero w Wilnie żołnierze zostali poinformowani o niespodziewanym i budzącym zniechęcenie wyjeździe Napoleona”. 
Huzar na śniegu
 Czy po Smorgoniach można by było powtórzyć o Napoleonie za S. Żeromskim: „Oczy straszliwe, w których gromady ludzkie przyuczone zostały widzieć jeno radość i gniew, były w tej chwili nijakie, obojętne, zasłonione olbrzymiością myśli dalekich”? Cesarz dotarł do Paryża 17 grudnia!
Bardzo wysoko oceniono kunszt wojenny Napoleona w 1812 r. Marian Kukiel napisał: „Przejście Berezyny należy do najwspanialszych czynów Napoleona i jego wojska. (...) Napoleon wyszedł zbrojną ręką z pułapki, łamiąc przeszkody, postawione mu przez przyrodę i przez przewagę przeciwnika”. Wręcz kończy konkluzją , powołując się na Clausewitza: „...nie tylko sławy swej w odwrocie tym nie stracił, ale zdobył sobie nową”. Podaje, że 30-40 tysięcy żołnierzy Wielkiej Armii przekroczyło rzekę, atakujących Rosjan szacuje nawet do 80 tysięcy!

* * *

Marszałek M. Ney
Żegnając się z tym mroźnym tematem chcę go zakończyć słowami bohatera, którego męstwo w 1812 r. dodało blasku jego nazwisku i zdziesiątkowanej Wielkiej Armii. De Séguer nazwał go „duszą Armii”, „ucieleśnionym symbolem zwycięstwa”, apelował do współczesnych: „Towarzysze moi, a także wy, sprzymierzeńcy nasi i wrogowie. Wzywam tutaj waszego świadectwa! Oddajmy pamięci nieszczęsnego bohatera winną mu cześć!”. Tym kimś był syn bednarza, diuk d'Elchingen, książę de la Moskowa, czyli rudowłosy marszałek Michel Ney. Warto na koniec zacytować słowa, które skierował do gen. Mathieu Dumasa, gdy przebił się 15 grudnia 1812 jako jeden z ostatnich: „DUMAS, NIE POZNAJESZ MNIE? MICHEL NEY, MARSZAŁEK CESARSTWA! STRAŻ TYLNA WIELKIEJ ARMII! TO JA ODDAŁEM OSTATNI STRZAŁ W TEJ CHOLERNEJ KAMPANII NA MOŚCIE POD KOWNEM! A POTEM WRZUCIŁEM KARABIN DO TEJ PRZEKLĘTEJ RZEKI, DO TEGO NIEMNA, KTÓREGO NIGDY NIE POWINNIŚMY BYLI PRZEKRACZAĆ! A TERAZ, KIEDY JUŻ PRZEZ LASY DOTARŁEM DO CIEBIE, DAJ MI WRESZCIE TALERZ ZUPY. BARDZO TEGO POTRZEBUJĘ!”.
Marszałek M. Ney przebija się spod Moskwy

6 komentarzy:

  1. Aż mnie zmroziło przy czytaniu. Rewelacja!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło mi to słyszeć, więc emocje działają. O to w tym wszystkim chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Panie Karolu, nie widzę maila do pana na stronie. Proszę o kontakt ze mną bogewa2@poczta.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale masakra, to jest genialny wyczyn!

    OdpowiedzUsuń
  5. Super text...historia powtórzyła się w 1941....oby nie powtórzyła się po raz kolejny za naszego życia:(((....Łukasz Matuszewski

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.