piątek, grudnia 06, 2024

Przeczytania - 510 - Robert Kolker "W ciemnej dolinie. Rodzinna tragedia i tajemnica schizofrenii" (Wydawnictwo Czarne)

"Przypadek Galvinów jest jednak wyjątkowy. Jako pierwszy zachorował Donald, przy czym jego objawy bez wątpienia rzucały się w oczy. Równocześnie pięciu innych braci pomału, niezauważenie rozpadało się od środka" - i chciałbym, aby to pozostał jedyny cytat z tej poruszającej książki. Robert Kolker, amerykański dziennikarz, zabiera nas w świat jednej rodziny. Dan i Mimi Galvinowie mieli dziesięciu synów i dwie córki. To: Donald, Jim, John, Brian, Michael, Richard, Joe, Mark, Matt, Peter, Margaret, Mary. Brzmi nieomal idyllicznie? Ale idylli nie będzie.


Niech nie zwiodą nas zdjęcia z lat minionych. Włącznie z tym, które zdobi okładkę (nie tylko polskiego wydania). Jesteśmy obserwatorami, jak rozpada się ta rodzina. Segment po segmencie. Zaburzenia podstępnie niwelują relacje rodzinne, burzą więzi, stanowią zagrożenia nie tylko dla stabilności domowników, ale i dla ich życia. Śmierć niemal staje w progu tego domu, ale też jest ucieczką od świata, który się przed nimi zamyka, którego to oni nie rozumieją i który ich nie rozumie.
Nie, nie chcę podawać przykładów. Koniec z wyciąganiem tego, co napisał Autor lub, co powiedziała bohaterka lub bohater. To prowadzi zawsze do zapętlania, pogubienia się, a nawet znużenia tego, kto w ogóle czyta ten cykl. Takie  odbieram głosy. Stawia mi się zarzuta: nie potrafisz pisać recenzji. A ja po prostu obrałem inną formę swego tu pisania, która jednak nie każdemu przypada do gustu. Znowu o sobie? Dość! Zatem od teraz będzie tylko o moim odbiorze kolejnego przeczytania i kropka!
Książka Roberta Kolkera, w tłumaczeniu Jana Dzierzgowskiego, ukazała się w cennej, jak dla mnie, Serii Amerykańskiej Wydawnictwa Czarne. To nie jest nowość. Ukazał się bowiem w 2021. Ale dopiero teraz trafiła do mnie. Trochę ostygły relacje z rzeczonym Wydawnictwem, które bardzo cenię, co nie znaczy, że nie czytam jego książek. Jestem zdania, że to jedna z ważniejszych dla mnie lektur roku 2024. Może fatalnie wybrałem, ale od pewnego czasu czytam wieczorem na głos wybrane pozycje. Znalazłem wdzięczną słuchaczkę w osobie mojej Żony. Dlaczego fatalnie?
Książka Roberta Kolkera nie należy do łatwych, przyjemnych, budujących klimat wieczornego odpoczywania. Bo świat, w który odważamy się wejść, wniknąć osacza nas, pogrąża, spycha nieomal w otchłań. Jesteśmy bezradni wobec choroby, która dręczy i masakruje kolejnych synów Dona i Mimi. Sam chwytałem się na tym, aby... odłożyć ją po kilku rozdziałach. Nie chciałem brnąć w mroku, mgle tak nieprzeniknionej beznadziejności. Tu nie ma poprawy losu! Tu z każda kartką, z każdym życiem pęka pod nami lód. Nie pomożemy przecież tym chłopcom, nie wesprzemy dziewcząt uwięzionych w szponach choroby, która była pułapką dla wszystkich. Staram się nie odkrywać kart narracji. Czemu? Każdy kto odważy się na przeczytanie tych blisko czterystu stron szybko to zrozumie. 
Książka Robert Kolkera przytłacza. Pojawienie się jednego słowa w tytule powinno wyostrzyć naszą uwagę: schizofrenia! Jeśli kogoś ku czytaniu pchnie ciekawość, to na pewno ją zaspokoi. Nie mam pojęcia jak odbierze los rodziny Galvinów ktoś kto sam zmaga się z tą chorobą. Czy jest jednak jakiś pozytyw poznania książki? Otóż Robert Kolker skupił głównie uwagę na swoich bohaterach, ale też nakreślił dość obszernie rozwój psychiatrii, podejścia do schizofrenii, uświadamia nawet, że zła diagnoza prowadziła do pogłębiania się jej skutków. Nie przesadzę jeśli napiszę, że rodzina Galvinów stała się obiektem badań (nie tylko, jeśli idzie o  czasową izolację poszczególnych synów Dona i Mimi), z których wyciągano wnioski i budowano właśnie rozwój psychiatrii w Stanach Zjednoczonych. Można poznać dorobek naukowy tej dziedziny medycyny na przestrzeni dziesiątków lat, lekarzy i naukowców, którzy pochylali się nad dramatem tej porażającej choroby.   
Książka Roberta Kolkera jest, moim zdaniem, ważnym głosem w ewentualnej dyskusji wokół schizofrenii. Nie jest też przypadkiem, że w swoim czasie stała się bestsellerem i utrzymywała się na wysokich pozycjach różnych  rankingów czołowych periodyków amerykańskich. Ciekaw byłbym opinii lekarzy, którzy zajmują się pacjentami o tym zaburzeniu. Na portalu Wydawnictwa Czarne żadnego takiego nie znajduję, dołączam link [1] Trudno po lekturze "W ciemnej dolinie..." zamknąć ją i tylko odłożyć. Gdzieś tam żyją, cierpią dzieci Dona i Mimi. Gro z nas może uważać się za szczęściarzy, że nie dotknął nas taki koszmar. Bo to jest koszmar, widzieć jak własne dziecko traci kontakt z rzeczywistością, staje się zagrożeniem dla siebie i swoich bliskich. A może właśnie dlatego warto sięgnąć po tę książkę, aby zrozumieć, że nasze często banalne kompleksy są niczym wobec tego, co spotkało Donalda, Jima, Johna, Briana, Michaela, Richarda, Joego, Marka, Matta, Petera, Margaret i Mary oraz ich bliskich. Inna sprawa czy to na pewno książka do poduszki, ale to przekona się o tym każdy kto przeczyta tych blisko czterysta stron.  Jedno jest pewne: nikt nie chciałby mieszkać w Hidden Valley Road. Jednak dodam jeszcze jedno zdanie z Autora, które nie pozostawia złudzeń, co do intencji własnej książki, ale i życia bohaterów: "Jeszcze inna jest historia dzieci: Lindsay, jej siostry i dziesięciu braci. Opowiada ona o tym, co się dzieje, gdy amerykański sen legnie w gruzach". My po tych gruzach po prostu stąpamy.

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.