wtorek, grudnia 10, 2024

My english adventure - odcinek 10 - London Underground

"My english adventure" - zaniedbane? Nieprawda! "Ostatni odcinek pojawił się 25 listopada, a tu zaraz połowa grudnia!" - mógłby powiedzieć czekający ciągu dalszego Czytelnik. Chcę uspokoić: to nie koniec. Jeszcze tyle do obejrzenia w samym Londynie, a przecież czekają nas i inne miejsca, np. Cambridge. To był bardzo intensywny tydzień mego podróżowania i na razie pozostajemy w stolicy Anglii, ba! zejdziemy pod ziemię! Bo przed nami London Underground! 


I to będzie kolejne komunikacyjne doświadczenie nad Tamizą! Była legendarna taksówka, musi być też metro. Dorzucam ten lokomocyjny środek transportu do moich swoistych debiutów. Tak, ja podróżnik lat 61. po raz pierwszy w życiu miałem jechać podziemną kolejką. Szok? Mimo wszystko kolejna ekscytacja, choć innego kalibru niż samolot. W końcu to tylko kolejka, którą ktoś wepchnął wiele metrów pod ziemię.


I znowu bramki. I znowu wsparcie Syna. Wiem, że za każdym razem podkreślam Jego rolę, bo taka jest prawda! Bez jego planowania i  realizacji tego planowania byłbym zagubionym w mgle polskim turystą. Brawo Synu, bo w końcu każdy odcinek tego pisania jest też laurką dla Ciebie! Nie czytałem niczego przed wylotem na angielską ziemię! Żadnych przewodników, żadnych portali! Londyn znałem tyle o ile, co dzięki uprzejmości bliskich mi ludzi publikowałem na blogu (patrz cykl: "Kartki z podróży").


Kiedy po raz pierwszy tego dnia zjeżdżałem w dół, to przypomniało mi się pierwsze bycie w Warszawie latem 1970 r. i moją pierwszą jazdę ruchomymi schodami. Tylko, że wtedy miałem lat 7. Teraz 60+ powinno mnie zwolnić z ekscytacji. Schody, jak schody, ale zawsze głęboookooo!!! Zaliczone!


I jak? Świetnie!


Bycie w wagoniku metra o tyle cenne, że mogłem podpatrzeć (z zachowaniem dyskrecji) świat dookoła. Prawdziwe multi-kulti. Bardziej jednak mózg wypełniało mi to dokąd jadę. Dla mnie kolejne magiczne słowo: Westminster! Dziecko tylko chyba będąc w fabryce czekolady bardziej by się cieszyło, niż ja tam w tym podziemnym wagonie. 


Nie, zdjęć w samym wagonie nie robiłem. Dostać po twarzy, bo utrwalę czyjąś twarz nie uśmiechało mi się. Stąd tu tylko dwie stacje, z dwóch przejazdów.


Tylko tyle? Tak. Krótki odcinek. Wiem. Uważałem jednak, że londyńskie metro zasługuje na oddzielny odcinek, że nie może być tylko dodatkiem do całości. Tak, nie chciałem tego, aby było tylko nikłym epizodem, skoro było jednak ważkim przeżyciem w moim advenczerowaniu tu nad Tamizą.


Ale zanim wejdziemy do Katedry czeka nas jeszcze... Parliament Square! I tak będzie nazywał się 11-ty odcinek tego tu wspominania! Zatem - odjaaazzzzdddd!!!


PS: Dziękuję Maciejowi za cenne uwagi po każdym odcinku. Wiem, to i owo ucieka. Brakuje mi Twoich na żywo konsultacji. Może na koniec napiszę swoisty suplement, czyli zapomnienia i pominięcia? 

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.