sobota, grudnia 14, 2024
My english adventure - odcinek 11 - Parliament Square
"My english adventure" - kolejne kroki. Był kwadrans na drugą po południu, jak mawiali nasi przodkowie mniej więcej w czasach królowej Wiktorii Hanowerskiej. A to oznaczało, że mieliśmy w zapasie tych kilkanaście minut na wejście do katedry westminsterskiej. Organizator mojego londyńskiego podróżowaniu, przypomnę, że to mój syn Maciej zarezerwował ustaloną porę na przekroczenie progów tej zacnej świątyni: 14,00 - 14,45. Korzystałem zatem, aby chwytać każdą sekundę! Wzrok nie mógł się uwolnić od widoku gmachu parlamentu (Palace of Westminster) i oczywiście Big Bena. Mogłem naprawdę teraz powiedzieć: jestem w Londynie!
Nie znałem historii Parliament Square. Nie wiedziałem, że stąpamy po dawnym cmentarzu i dopiero w XIX wieku nadano mu kształt, jaki teraz możemy podziwiać. Wiedziałem na pewno, że gdzieś tam stoi pomnik sir Winstona Churchilla. O innych właściwie nie wiedziałem. Były dla mnie zaskoczeniem.
Nie, nie spodziewałem się w sercu Londynu spotkać upamiętnień Abrahama Lincolna, Gandhiego czy Nelsona Mandeli. Syn objaśniał mi, że kiedy przez Parliament Square przeszła fala oburzenia wobec kolonialnej przeszłości Wielkiej Brytanii oberwało się pomnikowi W. Churchilla, ale i Gandhiego nie oszczędzono. Dziś już angielski policjant nie musi warować przy postumencie żadnego z bohaterów czasów minionych, a wspomnienie owych demonstracji jest dla mnie, jako nauczyciela historii, cennym potwierdzeniem jak bardzo na nowo odczytywanie własnych dziejów może dzielić, wywoływać emocje, rozpętywać burze. Innymi słowy historia nie dzieli tylko nas tu nad Wisłą, Brdą czy Oławą, ale też dotyka mieszkańców nad Tamizą.
Właściwie, to mógłbym wykroić kolejny odcinek tego cyklu, tytułując go "Historia Anglii na londyńskich pomnikach". Nie ukrywam, że pochlebiła mi ocena Macieja, kiedy widząc kolejny mój wybuch entuzjazmu na widok stojących na cokołach, powiedział: "Ojciec, ty chyba jesteś jedyny, który wie kim byli ci ludzie". No, trochę połechtał mą próżność, ale przyznam: nie znałem każdego z dumnie utrwalonego w spiżu bohatera angielskiej historii. Nie znam drogi życiowej premiera Edward Smitha-Stanleya (1799-1869), 13. hrabiego Derby. Pewnie, że mogę teraz sypać faktami, bo mam przed sobą możliwość ułowienia ich z głębin Internetu. Nie będę tego teraz tu robił. Odnotuję tylko jeden fakt: przetłumaczył na język angielski "Iliadę" Homera. Stosowne linki poniżej mego pisania.
Nawet gdybyście mnie wzięli na węgielki, to nie wykrzesałbym nawet mini-faktu o kimś kto nazywał się Jan Chrystiaan Smuts (1870-1950). Mundur zdradza kierunek jego życiowej kariery: był marszałkiem polnym, ba! przyczynił się do powstania... RAF-u, miał swój wkład w utworzeniu Ligi Narodów a także Organizacji Narodów Zjednoczonych! Ciekawe czy z racji jego związków z Afryką jego pomnik też przyjął na siebie falę gniewnej ulicy? Proszę o doinformowanie, jeśli ktoś z Czytelników ma na ten temat jakieś widomości.
Co do trzech premierów nie miałem żadnych wątpliwości. Trzy uznane wielkości, trzy dość kontrowersyjne biografie: Benjamin Disraeli (1804-1881), David Lloyd George (1863-1945) i Winston Churchill (1874-1965)! Nie wiedziałem tylko, że z jednym z tych dostojnych mężów spotkam się jeszcze w samej katedrze. O kogo chodzi? A, to sprawdzimy w odcinku 12-tym tej opowieści. Duch królowej Wiktorii Hanowerskiej bez wątpienia całą tę trójkę otacza, choć najbliższe związki łączyły z tą monarchinią najstarszego wiekiem męża stanu. W końcu to on sprawił, że przyjęła tytuł cesarzowej Indii (Empress of India).
Ech, ten Winston! Zdjęcia tego pomnika już są znane uważnym Czytelnikom blogu, bo wykorzystałem je pisząc o 150-tej rocznicy urodzin premiera, jaka przypadła 30 listopada tego roku. Przypomnę te ujęcia w wykonaniu mojego Syna, bo uwieczniły mnie.
No i ja sam przy ciężkiej pracy, czyli fotografującego pomnik Abrahama Lincolna (1809-1865). Nie wiem czym kierowano się fundując ten pomnik w tak poczesnym miejscu. Co bowiem amerykański polityk robi w gronie angielskich premierów i polityków? To samo pytanie mógłbym postawić wobec Gandhiego i N. Mandeli. Nie wiem.
Kiedy Big Ben jął bić na 14,00 ruszyliśmy ku katedrze. Jeszcze tu i ówdzie uwagę moją skupiły detale architektoniczne, ale najważniejsze było miejsce koronacji angielskich monarchów i spoczynku wielu zacnych synów angielskiej ziemi. Kogo odwiedzimy? Zdradzi dopiero odcinek 12-ty tego cyklu.
Zatem wkroczymy wreszcie do katedry. Czas na spotkanie z wielką historią. Wiem, że wielu osobom starczy pół godziny, aby przemknąć między grobami, epitafiami, tablicami i opuścić kolejny punkt wycieczki. Mi zajmie to zwiedzanie... przeszło dwie godziny!
Uzupełnienia wiedzy szukałem na stronach [data dostępu 5 XII 2024]:
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.