środa, listopada 09, 2022

Pandemiczne opowieści - odsłona XLV - Walkiria

- Brygida! Coś ty na siebie włożyła?! - Władysław poprawił okulary, bo wzrok mógł go mamić. Widzieć ślubną w wojennym rynsztunku? - Atena?
- Jaka Atena? - Brygida zarzuciła włos zrzedniały, a posiwiały na ramiona. - Jestem Walkiria?
- Co?
- Kto? - poprawiła go. - Walkiria! Wagnera znasz?
- Nie. A kto to?
- Strugasz wariata? - podeszła do regału zapchanego książkami. - Taki kompozytor. Niemiec!
- Niemiec?
Brygida nie odpowiedziała. Przesunęła figurkę Beethovena i wydobyła opasły tom. Rzuciła go na kolana Władysława: 
- Sklerozę masz? Faceta w berecie nie znasz?
- Aaaaa... O tego Wagnera chodzi? - Władysława zabolało podważanie jego pamięci. - Nie skojarzyłem.
- Drżyjcie! Nadchodzę! - Brygida wyciągnęła przed siebie miecz. Autentyczny miecz. Późna epoka brązu?
- Muzeum ograbiłaś?
- Teresa była w Bayreuth. Kupiła. Przywiozła.
- Pożyczyła?
- Odsprzedała.
- Od...
- Co się tak dziwisz?!- Brygida unosiła się nieomal w locie. - Dla niej pancerz... nie tego... Pił ją pod lewą piersią.
- Aha! - Władysław nieznacznie wzniósł wzrok ku Opatrzności. - A tobie ta maskarada...
- Jaka maskarada?! - zagotowało się w Gertrudzie niczym w czasach gdy Sochowie wzięli się za łby ze Skibami o wypas owiec na dworskim. - Jaka maskarada?! Jestem Walkiria!
- Jesteś Gertruda, moja ślubna po urzędzie i Bogu od 41. lat.
- Czas na zmiany Zygfrydzie! - zgromiła go spojrzeniem z jakim może spotkał się Warus w lesie teutoburskim nim wyzionął ducha za Rzym i cesarza.
- Jaki Zygfrydzie?! Jestem Władysław Leon obojga imion... -  próbował się bronić, ale ściągnięte w groźną podkowę usta nie gwarantowały bezpieczeństwa.
- Kiedy mówię, że jesteś Zygfryd, to jesteś Zygfryd! I szlus!
- Ale ja nie chcę! - Władysław uderzył w tom z fotografią Wagnera na okładce.
- Nie masz nic do gadania!
- Chcę ci Gertrudo przypomnieć, że mamy demokrację i składam: veto!
- Taki niby uczony jesteś, tyle książków nakupowałeś, a epok nie znasz?! Na kolana psie przebrzydły! - tu Gertruda/Walkiria wykonała groźną ekwilibrystykę mieczem. Świst głowni koło nosa zaniepokoił Władysława.
- Chcesz mnie usiec?
- Jak pan Zagłoba Burłaja! - i znowu żelastwo świsnęło.
- Teraz to tobie epoki się mylą!
- I czego rżysz ludzka gnido?! - ostrze miecza dotknęło grdyki Władysława. Nie odważył się nawet przełknąć śliny.
-  Jesteś szalona! - odważył się Władysław. Rychło przeraził się swej śmiałości.
- Milcz robaku nędzny! znajdo! bękarcie!
- O! Tego już dość! - Władysław wstał. Dla pewności przytulił do siebie książkę. Czuł teraz jak musiał przodek Godziemba stawać w chwili próby. Tamten miał chociaż jakiś świerk do obrony. - Ja miałem mamę i tatę. I rodowód potwierdzony do 1107 r. Nie jestem znajdą ani bękartem!
- Będziesz kim ja zechcę żebyś był ciulu! - piana w kącikach ust Gertrudy/Walkirii zwiastowały wysoki stopień egzaltacji. Była na dobrej drodze do lewitowania. - Milcz Zygfrydzie!
Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu Władysław uchwycił się myśli, aby podjąć walkę z Gertrudą/Walkirią.
- Mogę być Siemowitem! - krzyknął jakby przedzierał się przez ciżbę wojów.
- Może Świętopełkiem?! - rozbawiło to do łez Gertrudę/Walkirię. Skutkiem tego jedna z doklejonych rzęs odkleiła się. - Zygfryd ci nie odpowiada?!
- W takim razie... będę... Odynem!
- Co ty bredzisz?! - obruszyła się. Na szczęście miecz wsunęła do pochwy. - Ty Odynem? Ty spójrz na siebie!
Władysław Leon obojga imion nie miał przed sobą lustra. Nie mógł się przejrzeć. Wiedział jakie ma niedostatki.
- Kurczak! - wypaliła Gertruda/Walkiria. I rechot wypełnił kilka metrów kwadratowych powierzchni mieszkalnej. - Obwisłe niby-mięśnie. Wzrok? Lepiej nie pytać.  Przy takich dioptriach stanowiłbyś zagrożenie na moim dworze.
- Na jakim dworze? - Władysław chwyciłby się za łysiejącą czaszkę, ale cały czas nie rozstawał się z książką o Wagnerze.
- Moim zamku! Rodowym!
- Pragnę ci przypomnieć, że po miejscu, gdzie stała twoja chałupa ciągnie się teraz trasa A-5.
- Milcz bękarcie przebrzydły! Albo skończysz w lochu, albo każę cię wypatroszyć i powiesić na majdanie mego zamku.
- Gertrudo... Porozmawiajmy spokojnie...
- Ja jestem spokojna.
- Ta maskarada to jakaś gra, jak w filmie?
- Maskarada?! - Gertruda/Walkiria znowu uzbroiła dłoń w miecz. - Nędzny i niegodny robalu! Już tam mistrz Hugo gotuje na ciebie obcążki i inne takie pieszczotliwie przyrządy.
- Pie... pie... przyrządy?! O czym ty mówisz Gertrudo?! - do Władysław jęło docierać, że jego żywot może być naprawdę zagrożony. Już się widział w hiszpańskim buciku i tego tam Hugona, jak dokręcał śrubę.
- Na krnąbrnych i nieposłusznych są metody - tym razem Gertruda/Walkiria wycelowała palec.
- Ja... jakie... me... meto... dy...
- Już ci się mowa plącze, nędzniku!
- Jestem wolnym człowiekiem! - jedyną bronią był protest lub jego próba.
- Nie chciałeś być Zygfrydem, to będziesz nędzną ciurą!
- Wypraszam sobie! Mam dwa fakultety i magisterium z historii!
- To nic nie znaczy! Ćwiartowanie niech obmyśli mistrz Hugo. Chyba zacznie od nosa.
- Taki rzymski!
- Rzymski?! Ten kartofel?!
- Waldek mi go rozkwasił, jak byłem w ósmej d.
- Trzeba mu było oddać! Ja bym oddała!
- On był cztery lata przerośnięty! To jak miałem mu oddać?!
- Tchórzu marny! - Brygida/Walkiria zawyła jakby była na pobojowisku po rozgromieniu Madziarów. - I ty poczwaro chciałeś być Odynem?! Z czym do ludu?!
- Mam prawo być, kim zechcę! - warknął nie na żarty Władysław Leona, aż okulary przekrzywiły mu się na nosie. Chyba odezwała się w nim krew bohaterska spod Raszyna, który dziarsko stawał na Grobli Falenckiej u boku ukochanego księcia-wodza. - Liberté, égalité, fraternité!
- Ty mi tu z francuskim nie wyjeżdżaj! - Brygida/Walkiria była gotowa nieomal zadać ostateczny cios. - Nie będą nas w obcych językach uczyły jakieś tam europejskie przybłędy! To my ich widelcem uczyliśmy robić.
- A nieprawda!
- Prawda!
- Nieprawda!
- Prawda! W TVP mówili!
- Żaden argument! Henryk Walezy!
- Ten pedał?! - zarechotała aż pancerz zdawało się tu i ówdzie odgiął się od ciała Brygidy/Walkirii.  
- Tak się nie mówi! - zaprotestował już pchnięty w wir ognia mąż.
- A jak? Tęczowa zaraza! Wypalimy ją ogniem!
- Kto my?
- My! Naród! Suweren!
- Ty jesteś naród?
- Nie, ty! Wszarzu sfrancuziały! 
I porwała się Gertruda/Walkiria na cherlawość męża swego z pazurami. Władysław Leon nie czekał na swą oprawczynię. Chwycił za wazon.
- Nie! - krzyknęła Gertruda/Walkiria. - Epoka Ming! Od  mamusi! 
- Jaka Ming?! - on wziął zamach. - Tu stoi jak być: Made in China!
- Bo Ming! 
Ale on już nie słuchał. Poczuł się jak Władysław Komar na olimpiadzie w Monachium! Wprawdzie nie dzieliła go odległość 21,18 m, ale efekt był podobny. Gertruda/Walkiria oniemiała. Rozdarła się głosowo, że było ją słychać na całym Krakowskim Przedmieściu i chyba jeszcze na Trzecim Moście.
- Nie! Nie koronki!
Ale Władysław Leon nie miał litości dla rękodzieła z Koniakowa. Trzask! - i kilkugodzinną pracę hafciarki obrócono w niwecz. 
- Morderco! Jesteś gorszy od... od...
- Od?
- Jaruzelskiego! Gnida!
Władysław Leon dopadł pokoju, gdzie stał sędziwy Sommerfeld! Ale nie miał szans, aby samemu przesunąć wiekowe pianino i uratować życie. Pierwszy cios dosięgnął lewej łopatki.  Zachwiał się. Dwa kolejny spadły na kark, trzeci na głowę. Strużka krwi, jaka pojawiła się na czole oznaczała, że żarty się skończyły. On! Albo ona! Ale do obrony miał tylko zapis nutowy W. A. Mozarta. Odepchnął rękę zbrojną w miecz i dopadł parapetu, na którym stały pelargonie. 
Pozostały bieg wydarzeń jest obecnie w kręgu zainteresowań prokuratury. Ciała Władysława i Gertrudy G. leżały na posadzce czynszowej kamienicy. Przybyłych na miejsca policjantów zaskoczył teatralny strój jednej z ofiar. Śledztwo prowadzone jest w kierunku samobójstwa lub udziału osób trzecich. Świadkowie są zdania, że małżonkowie G. byli zrównoważeni psychicznie. Do chwili zamknięcia sprawy nie udziela się prasie żadnych dodatkowych informacji

2 komentarze:

  1. "Sprawa państwa Rose" po polsku!
    Tu jednak dopada ich dodatkowo demencja i luki w pamięci.
    Władysław Leon myli imiona polowicy z Brygidy w Gertrudę i z powrotem ,a ta nawet tego nie odnotowuje.
    Epilog zaś,jak przy wigilijnym stole po ujawnieniu przez biesiadników sympatii politycznych

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie jakiś głos czytelniczy. Moją inspiracją był obraz. O filmie mówiąc szczerze nie pamiętałem. Takie pisanie, to umysłowy relaks zawsze z historią w tle. Dziękuję za komentarz.

    OdpowiedzUsuń